Będę wiedział, że spróbowałem
Bartosz Ostałowski o swoich pasjach opowiada z zaangażowaniem, bez wielkich słów. Z własnego doświadczenia wie, że planów i marzeń nie można odkładać na przyszłość, tylko małymi krokami wcielać je w życie. Sport motorowy i malarstwo towarzyszyły mu właściwie od zawsze, ale realizować się w nich, spełniając swoje marzenia, zaczął tak naprawdę dopiero po wypadku, w którym stracił obie ręce.
To samo życie
Bartek nie dzieli swojego życia na to sprzed wypadku i po
nim, to jest to samo życie, choć różni się sposobem funkcjonowania
w wielu sytuacjach. - Po wypadku byłem oczywiście w szoku,
wiedziałem, że straciłem ręce, ale jeszcze nie docierało to do
mojej świadomości. Starałem się nie załamywać, ale najgorszy był
moment powrotu po ok. roku ze szpitali i rehabilitacji. Kiedy
wróciłem do domu, do wszystkich znajomych miejsc, wyraźnie poczułem
moje ograniczenia. Wtedy bardzo pomogły mi rodzina, moja dziewczyna
i pasje. Skupiałem się na tym, żeby je kontynuować, choć na
początku byłem załamany, że nie mogę prowadzić samochodu, robić
notatek na uczelni, malować. Aż doszedłem do wniosku, że mogę to
robić inaczej – opowiada o pierwszych trudnych chwilach powrotu do
codzienności. Wypadek zdarzył się w wakacje po pierwszym roku
studiów. Bartek jechał na motorze, z podporządkowanej drogi
wyjechał samochód; motocyklista, ratując się, skręcił gwałtownie i
wpadł na barierki.
Na zdjęciu: Bartosz Ostałowski, fot.: archiwum B.
Ostałowskiego
Od tego czasu minęło ponad 5 lat. Nowa rzeczywistość przyniosła niełatwe doświadczenie z kupnem i dopasowaniem protez. – Trudny do zaakceptowania był sam fakt, że będę musiał zastąpić ręce protezami, poza tym musieliśmy zbierać środki, gdyż koszt protez był bardzo duży. Miałem nadzieję, że pomogą mi one w codziennym życiu; niestety, zostały źle wykonane przez firmę i nie spełniały swoich podstawowych funkcji. Poczułem się oszukany. Rozmowy i negocjacje z firmą Otto Bock do dziś nie przyniosły żadnego rezultatu, pomimo zaangażowania w nie rzecznika praw konsumenta. Z tymi protezami było tak, jakbym miał auto, tylko bez kierownicy i pedałów – podsumowuje.
Udaje się
Ważnym momentem było dla Bartka poznanie artysty, który
malował stopami i prowadził samochód lewą nogą. – Przejechałem się
z nim i stwierdziłem, że też spróbuję. Kupiłem samochód z
automatyczną skrzynią biegów i zacząłem ćwiczyć. Na początku
jeździłem w asyście, ale z dnia na dzień było coraz lepiej.
Zobaczyłem, że nie odbiegam od innych kierowców i zacząłem myśleć o
powrocie do moich rajdowych pasji. Kupiłem drugi samochód,
odpowiednio go przygotowaliśmy, np. poprzez dopasowanie
fotela, który lepiej trzyma kierowcę, i sportowe zawieszenie.
Obawiałem się, czy przy większych prędkościach dam radę wyjść z
poślizgu i zapanować nad kierownicą. Na treningach widać było, że
to się udaje – opowiada Bartek.
Kiedy Bartek zaczął startować w amatorskich rajdach, okazało się, że nie ma gorszych wyników od innych. Z dnia na dzień robił błyskawiczne postępy. Wtedy zrodziła się w nim myśl, by iść tą drogą i spełnić swoje marzenia. – Zrobiłem międzynarodową licencję FIA kierowcy wyścigowego i zacząłem startować na torze w wyścigach profesjonalnych. Pierwsze starty w międzynarodowych zawodach to był kolejny moment zastanowienia się, czy wszystko będzie w porządku. Ale udało się spełnić wszystkie wymogi i startować na równi z innymi – wspomina.
Na zdjęciu: samochód rajdowy Bartosza Ostałowskiego, fot.:
archiwum B. Ostałowskiego
Pierwszy sukces Bartka to zajęcie pierwszego miejsca w ubiegłorocznym Wyścigowym Pucharze Polski na torze w Poznaniu w klasie samochodów powyżej 2 l.
Niemożliwe?
- Kiedy Bartek ok. półtora roku temu zwrócił się do mnie z
prośbą o pomoc, moje pierwsze wrażenie mówiło, że to jest
niemożliwe, bo w jaki sposób? Ale gdy spotkaliśmy się na torze w
Słomczynie, gdy zobaczyłem, jak Bartek jeździ, zmieniłem zdanie –
opowiada o swoim spotkaniu z Bartkiem Jakub Mroczkowski, wiceprezes
ds. sportu w Automobilklub „Rzemieślnik” w Warszawie.
Mroczkowski potwierdza, że Bartek to samorodny talent. – Ma niezwykłe wyczucie balansu samochodu, którego nie ma zbyt wielu zawodników, tak więc jego możliwości są ogromne. To jest imponujące, że się nie poddał, że walczy. Szczególnie to robi wrażenie na nas, samochodziarzach, sportowcach, którzy wiemy, jak trudno jest uczestniczyć w tym sporcie i do jakiej trzeba dojść perfekcji, żeby osiągnąć jakiekolwiek wyniki – mówi wiceprezes. – U Bartka nie ma zgorzknienia, apatii, roszczeń; jest bardzo otwarty, łatwo się aklimatyzuje, nie epatuje swoją niepełnosprawnością, ale osobowością – podkreśla Mroczkowski. – Nie znam żadnej innej osoby niepełnosprawnej, która robiłaby coś takiego – dodaje wiceprezes.
Na zdjęciu: Bartosz Ostałowski, fot.: archiwum B.
Ostałowskiego
Samodzielne nogi
- Szukam jak największej liczby osób, które od urodzenia
nie mają rąk, chcę się od nich uczyć. Oni wykorzystują nogi np. do
mycia zębów, w zasadzie do wszystkiego. Mam kontakt ze specjalistą
z USA, który pracuje z osobami niepełnosprawnymi, może mi
podpowiedzieć, w jaki sposób coś mogę zrobić – opowiada Bartek.
Samodzielność jest dla niego bardzo ważna, chce ją osiągnąć w pełni, o ile to tylko będzie możliwe. Wie, że wiele rzeczy musi nauczyć się robić inaczej i konsekwentnie się tego uczy. – Poznałem Kasię Rogowiec (polska paraolimpijka – przyp. red.), podrzuciła mi pomysł, abym spróbował biegówek. Nie mówię: nie, ale musiałbym popracować nad kondycją – śmieje się Bartek.
Od pół roku ma wiernego pomocnika i towarzysza – Zefira. Labrador, dzięki Fundacji Pomocna Łapa, jest jego psem asystującym. – Czasami coś mi podaje, coś pociągnie, pomaga założyć T-shirt - towarzyszy mi wszędzie. Jest bardzo przyjacielski, mobilizuje mnie do aktywności, razem biegamy. Na wyścigi też ze mną jeździ, ale w nich nie uczestniczy, czeka na mnie – opowiada ze śmiechem.
Narysować adrenalinę
Drugą jego pasją jest malarstwo. Zawsze coś szkicował
ołówkiem czy węglem; samochody, motocykle, konstrukcje - tego też
wymagały studia z zarządzania w inżynierii i produkcji. Po wypadku,
zachęcony przez znajomego artystę, wysłał swoje prace do Światowego
Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami - VDMFK. Na początku
nie myślałem, że uda mi się dostać do grona artystów, ale zawsze
podchodzę do wszystkiego tak, żeby próbować. Nawet jeśli się nie
uda, będę wiedział, że spróbowałem. Początkowo nie było łatwo, bo
noga drętwiała, trzymając ołówek, i trudno było o precyzję – mówi
Bartek. Ale się udało i w ten sposób już od 3 lat jest stypendystą
międzynarodowego wydawnictwa VDMFK. Bardzo ceni sobie tę współpracę
i kontakt z innymi artystami z całego świata. Cały czas szlifuje i
udoskonala artystyczny warsztat. Ostatnio skończył studium, gdzie
uczył się, jak pracować nad swoją techniką. Najchętniej maluje
pejzaże, martwą naturę, zwierzęta, ale także np. samochody podczas
wyścigów. – Tak się złożyło, że obie moje pasje uzupełniają się -
na torze mam dużo adrenaliny, a podczas malowania mogę się wyciszyć
i przelać swoje emocje na płótno – podsumowuje sportowiec i
artysta.
Na zdjęciu: Bartosz Ostałowski, fot.: archiwum B.
Ostałowskiego
Nie chcę wybierać
Nie chciałby wybierać pomiędzy sportem i malarstwem - obie
pasje są ważne i obie dają mu inny rodzaj satysfakcji. W tej chwili
dużo czasu pochłania mu sport, ale wie, że w sporcie każdy ma swoje
pięć minut. – Może moje pięć minut jest teraz, nie wiem tego. Ale
jestem szczęśliwy, że mogę w tym momencie w tym uczestniczyć.
Zawsze mówiłem, że dużo bym oddał za to, żeby znaleźć się w
atmosferze wyścigów. A samo ściganie było szczytem marzeń – mówi
Bartek. Wciąż boi się powiedzieć, że teraz oprócz pasji to także
jego praca. Jest zapraszany przez MotoIntegrator na imprezy
sportowe, podczas których odbywają się pokazy jego jazdy. Ostatnio
jako wolontariusz był również zaangażowany w WOŚP, podczas której
licytowano przejazdy z nim. – Dotąd mnie pomagano, teraz ja też
chcę pomóc – dodaje skromnie.
W tym roku Bartek chce pracować nad swoim warsztatem malarskim oraz rozwijać współpracę z VDMFK i wydawnictwem Amun w Polsce. Przygotowuje się także do Pucharu Mistrzostw Polski w Drifcie; dzięki sponsorom już niedługo będzie mógł jeździć samochodem dostosowanym do jazdy techniką kontrolowanego poślizgu. Chciałby się także uniezależnić i zamieszkać samodzielnie.
– Bardzo dziękuję firmom MotoIntegrator, InterCars, Nordglass, SKF za pomoc i umożliwienie startów. Wyznaczanie sobie celów i planów daje szczęście. Można mieć milion, ale nic z nim nie zrobić i stracić go, a można go rozwinąć i zainwestować – tak Bartek w wielkim skrócie podsumowuje swoje podejście do życia.
Komentarze
-
to jest to !!!
13.02.2012, 21:20chłopie - jesteś wielki, pozdrawiam serdecznieodpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz