Sport skraca drogę do samodzielności
„Cieszę się z każdego medalu, to dla mnie bardzo ważne, ale tak samo ważne jest to, że kolejna osoba z niepełnosprawnością postanowi zerwać z przebywaniem w swoich czterech ścianach, wyjdzie na zewnątrz i zacznie uprawiać sport. Każdy taki przypadek to wielki sukces” – mówi Łukasz Szeliga, wybrany na kolejną kadencję prezesa Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego.
Tomasz Przybyszewski: Na ile medali ostrzyliśmy sobie zęby w Tokio?
Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego: Liczyliśmy na to, że uda się utrzymać miejsce w pierwszej dziesiątce klasyfikacji medalowej. Byłby to fantastyczny występ. Są na to realne szanse, ale też świat nie stoi w miejscu nawet przez chwilę. Może jedynie obecnie, podczas epidemii.
Igrzyska w Tokio zostały przeniesione o 12 miesięcy, na 2021 rok. To działa na naszą korzyść?
I tak, i nie. Zawodnikom, którzy planują zakończenie kariery sportowej, jak choćby Janusz Rokicki, na pewno bardzo trudno będzie utrzymać formę na wysokim, medalowym poziomie. Z drugiej strony młodzi, którzy dopiero rozpoczynają swoje międzynarodowe podboje w sporcie paraolimpijskim, mają dodatkowy rok, żeby doszlifować formę. Są to więc dwie strony tego samego paraolimpijskiego medalu.
W Polsce zmiana pokoleniowa przebiega prawidłowo czy jednak więcej zawodników jest bliżej końca kariery?
Niestety, w Polsce, jak i w wielu krajach europejskich, o nowych zawodników jest trudno. Są jednak tacy młodzi zdolni, jak Faustyna Kotłowska. To przykład zawodniczki, która dopiero rozpoczyna swoje paraolimpijskie podboje. Tokio to będzie jej debiut. Zakładam, że bardzo udany, jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidywalnego. Chcielibyśmy mieć więcej objawień sportowych, ale by tak się stało, potrzebujemy czasu i procesu, który wzmocni podstawy sportu paraolimpijskiego. Obecnie zbyt mało osób z niepełnosprawnościami na co dzień uprawia sport amatorsko lub półprofesjonalnie, by można było spośród nich robić selekcję.
Nie dotyczy to tylko dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością. Od lat mówi się, że młodzi ludzie nie garną się do sportu. Jakie działania podejmuje PKPar, by zmienić tę sytuację?
Do momentu objęcia przeze mnie funkcji prezesa, Polski Komitet Paraolimpijski koncentrował się w zasadzie tylko na tym, żeby zorganizować wyjazdy na igrzyska paraolimpijskie. Co dwa lata mieliśmy dużą logistyczną akcję, latem większą, zimą trochę mniejszą. To trzeba było zmienić. Wiemy, że podstawowym efektem rehabilitacji jest samodzielność. Tymczasem sport skraca do tej samodzielności drogę. Wzięliśmy się więc za nowe projekty. Uruchomiliśmy cykl weekendów sportowych, czyli obozów, na które mogą przyjechać ludzie z całego kraju. Nabory odbywają się poprzez kluby START-u, a także innych organizacji: Sprawnych Razem, OLIMP-u, Crossu, Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. Te zajęcia otwierają oczy na sport, jako bardzo ważny element pracy rehabilitacyjnej. Dzięki temu pojawiły się nowe twarze. Wspólnie ze START-em uruchomiliśmy też projekt centrów sportowych, wychodząc poza dotychczasową strukturę zajęć w klubach.
Do których nie każdy trafi…
Dlatego postawiłem na instruktorów i trenerów niekoniecznie w układzie klubowym. Czasem klub jest zlokalizowany w dużym mieście wojewódzkim, a trener pracuje kilkadziesiąt kilometrów dalej i niekoniecznie jest mu po drodze, by kilka razy w tygodniu pokonywać tę trasę. Sekcje powędrowały więc do miejsc, w których sportu paraolimpijskiego nie było, jak Sanok, Opole. Rozłożenie miejsc na mapie Polski, gdzie można spróbować sportu paraolimpijskiego, stało się bardziej równomierne, udało się częściowo uzupełnić białe plamy, zaznaczyć naszą obecność.
Czy dzięki temu liczba młodych zawodników rośnie?
Zaczyna rosnąć. To oczywiście nie jest tak, że po trzech latach tego projektu mamy już diamenty, które wystarczy szlifować. Rozpoczynając sportową przygodę z bardzo młodymi ludźmi, nie wiemy, co oni będą robić za 5, 10 czy 15 lat. Zakładam, że jeśli 10 proc. z nich uda się zainteresować uprawianiem sportu przez duże S, to będzie wielki sukces. Natomiast na efekty tych działań trzeba będzie poczekać.
Jakie dyscypliny szczególnie rozwijacie?
Staram się odbudować pływanie. Jeszcze w Sydney, Atenach, nawet w Pekinie dorobek medalowy pływaków był znaczący dla całej reprezentacji. Natomiast Londyn to była katastrofa, spowodowana faktem, że zawodnicy, którzy zdobywali medale kilku kolejnych igrzysk paraolimpijskich, poszli na sportową emeryturę, a w tym czasie nie zbudowano zaplecza. Katastrofa nie wydarzyła się w 2012 roku, to się zaczęło wcześniej. Nie było narybku, pojawiały się pojedyncze osoby i taki był efekt. Jesteśmy w kryzysie pływackim i ta sytuacja nie zmieni się w rok, który pozostał do Tokio. Może jakiś zawodnik zdoła uzyskać kwalifikację, jest kilku młodych, którzy dają nadzieję. Wzorem może być dla nich Michał Golus, który w trudnej grupie niepełnosprawności jest w stanie pływać na równi z najlepszymi zawodnikami świata.
Pływanie to w ogóle świetny pomysł dla osób z różnymi niepełnosprawnościami.
Jest absolutnie wskazane dla 99 proc. z nich! Pływanie ma same plusy w aspekcie zdrowotnym, a w przypadku osób niepełnosprawnych ma dodatkową wartość. Wchodzimy na wspólny basen, integrujemy się, jesteśmy wśród innych ludzi, musimy więc często przełamać w sobie poważną barierę wstydu. To nie jest takie proste. Niektórzy wstydzą się swojej niepełnosprawności i basen to dobre miejsce, by ten wstyd pokonać. Kiedy weźmiemy udział w zajęciach na basenie, rozbierzemy się, wejdziemy do wody, pokażemy innym, jak wyglądamy, to jest to kolejny krok na drodze do akceptacji samego siebie, w procesie integracji ze społeczeństwem. To zresztą działa w dwie strony. Ludzie, którzy po raz pierwszy widzą na basenie kogoś bez nogi, bez ręki, na wózku, są zainteresowani, ale z czasem przyzwyczajają się, taki widok staje się normalny, przestają to dostrzegać.
Ty sam przeszedłeś taką drogę?
Przeszedłem, dlatego ją promuję, polecam i próbuję stosować na coraz szerszą skalę. Sport jest też lekarstwem na problemy z integracją, akceptacją samego siebie, na kompleksy. Do tego wzmacniamy się, jesteśmy zdrowsi, bardziej sprawni, lepiej funkcjonujemy.
W Polsce powstało ostatnio sporo aquaparków, są orliki...
Potencjał infrastrukturalny jest ważny, możemy organizować tam zajęcia dla osób z niepełnosprawnościami, ale problem w tym, że nie ma ludzi, którzy mogliby je prowadzić, nie mamy odpowiedniej liczby trenerów i instruktorów. Dlatego chcemy rozpocząć certyfikowanie uprawnień na trzech poziomach: asystent instruktora, instruktor i trener – dla osób, które profesjonalnie i bezpiecznie potrafią pracować z osobami z niepełnosprawnościami. System certyfikacji opierać się będzie na szkoleniach oraz uznawaniu już posiadanych kompetencji. Zbudowany zostanie na polskiej ramie kwalifikacji, która jest spójna z europejską. Posiadając takie uprawnienia będzie więc można pracować w całej Europie, bez dodatkowych egzaminów.
Problem z dziećmi z niepełnosprawnością zaczyna się już w szkole. Wiele z nich ma zwolnienia z WF...
To kolejny element tego systemu. Zakładam, że w porozumieniu z Ministerstwem Edukacji Narodowej doprowadzimy do takiej sytuacji, że nauczyciele WF przejdą podstawowe szkolenie, chociażby na poziomie asystenta instruktora. To otworzy im oczy, bo oni mają wiedzę, jak prowadzić zajęcia sportowe, tylko brak im umiejętności, jak to zrobić z osobami z niepełnosprawnością.
Czy można już zdobyć któryś z certyfikatów?
Złożyliśmy wnioski do Ministerstwa Sportu na dwa pierwsze poziomy, czyli asystent instruktora i instruktor. Są w trakcie rozpatrywania. Samo przygotowanie tego systemu kompetencyjnego, we współpracy z Instytutem Badań Edukacyjnych i praktycznie wszystkimi akademiami wychowania fizycznego w Polsce, zajęło nam prawie dwa lata. AWF-y też chcą, by ich studenci posiadali takie certyfikaty.
Ale to jednak szkoły są idealnym miejscem szukania młodych talentów.
Bez wejścia w przestrzeń, gdzie znajdują się osoby z niepełnosprawnościami nie damy rady działać systemowo. Szkoła jest tą naturalną przestrzenią. Chcemy wprowadzić w życie hasło #wfdlakażdego. Dzieci z niepełnosprawnościami często z założenia mają okienko lekcyjne lub są wysyłane na świetlicę, a przecież WF może uprawiać każdy. Czasem słyszę: „ale ja mam dziecko z porażeniem mózgowym, jeździ na wózku, jest niesamodzielne, nie będzie uprawiać sportu”. Odpowiadam: „nieprawda, może grać w boccię”. Ta gra została zaadaptowana z myślą o najpoważniejszych niepełnosprawnościach, które bardzo ograniczają możliwość samodzielnego funkcjonowania, poruszania się, przemieszczania. Podczas gry pomagają asystenci. Mam więc nadzieję, że w tej kadencji uda się odpalić projekt #wfdlakażdego – choćby pilotażowo, tam, gdzie uczęszcza najwięcej dzieci z niepełnosprawnościami. Rozmowy już trwają. Prezes PFRON, pan Krzysztof Michałkiewicz, który wcześniej był Pełnomocnikiem Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, też jest otwarty na szukanie jakichś praktycznych rozwiązań, które spowodują, że dotrzemy do ludzi. Skala jest olbrzymia. Do różnych szkół w Polsce uczęszcza 200 tys. osób poniżej 18. roku życia, które mają orzeczenia o niepełnosprawności. To gigantyczne wyzwanie, które – mam nadzieję – systemowo zmieni w przyszłości ich postrzeganie. Bo dzieciaki, które zaczną uprawiać sport, chodzić na WF, zyskują w oczach innych. A jeśli akcja #wfdlakażdego się nie powiedzie, mamy wariant B – chcemy zabierać takie dzieci na weekendowe obozy sportowe. By mogły tego dotknąć, by wiedziały, że sport jest dla nich osiągalny. Bardzo trudno wykonuje się ten pierwszy krok. Nie znam ludzi, którzy sami gdzieś poszli albo pojechali wózkiem, znaleźli klub, trenera.
Kandydaci do sportu to nie tylko dzieci. Co zachęca starszych? Czy motywatorem jest ewentualna emerytura olimpijska?
Na jakąś grupę ludzi to działa. Jeśli skupimy się na treningu, zdobędziemy paraolimpijski medal, to po zakończeniu kariery sportowej życie staje się troszkę łatwiejsze. Państwo będzie nam wypłacać świadczenie, są to jakieś pieniądze, za które można przeżyć. Taka wartość dodana na pewno jest atrakcyjna. Ale to nie jest tak, że wszyscy zawodnicy myślą tylko o tym.
Młodość ma swoje prawa i to, co stare, często młodych nie pociąga. Może tradycyjne sporty paraolimpijskie wydają się im po prostu nudne?
Osoby z niepełnosprawnością uprawiają wiele nowych sportów, np. kitesurfing, narty wodne. Albo freeride, czyli jazdę na nartach poza trasami. Osoby z niepełnosprawnością też szukają trochę innych emocji, przesuwając poziom bezpieczeństwa, fundując sobie strzał adrenaliny. Oczywiście jest formuła paraolimpijska z klasycznymi blisko 30 dyscyplinami – 22 latem, sześć zimą. Ale poza tym jest szereg innych sportów, które powstają, bo taka jest potrzeba ludzi. Nawet w „tradycyjnej” lekkoatletyce nie tak dawno temu pojawiły się biegi dla ludzi z bardzo mocnymi porażeniami przy użyciu trójkołowego sprzętu, który przypomina trochę rower, trochę hulajnogę. Nie ma korby ani łańcucha, lecz pozwala zawodnikowi utrzymać pozycję. Pojawiają się więc nowe rozwiązania i to jest fascynujące, ja się na to nie zamykam.
Czyli oferta paraolimpijska stara się nadążać za trendami światowymi?
Nawet je tworzy. Przykładem jest Jarek Rola, były paraolimpijczyk, który od lat produkuje górskie rowery ręczne i sprzedaje je np. Amerykanom. A przecież zazwyczaj to my od nich sprowadzamy nowoczesny sprzęt.
Zacząć uprawiać sport to jedno, ale to nawet nie jest połowa sukcesu. Co zrobić, by zawodnicy mogli skupić się na treningach, a nie np. szukaniu pracy, by się utrzymać?
Najlepsi zawodnicy mają stypendia ministerialne, tak jak sportowcy pełnosprawni. Musi być jedynie spełniona zasada udziału w konkurencji minimum 12 zawodników z ośmiu państw. W sporcie paraolimpijskim różnie z tym bywa. Czasem zawodnicy są rozczarowani, bo zdobyli medal, ale stypendium nie dostają, bo mieli za mało konkurentów. Tak było z Maćkiem Lepiato, Lucyną Kornobys. Dobrze by było, gdyby zawodnicy na poziomie paraolimpijskim mogli mieć już zagwarantowane takie warunki, by nie myśleć o tym, jak zapłacić rachunki. Mam nadzieję, że w tym czteroleciu uda nam się zbudować system stypendialny, który będzie zasilać tych zawodników, którzy nie mają spełnionych ministerialnych kryteriów. Kiedyś w sporcie paraolimpijskim nie było żadnych stypendiów, uprawialiśmy go, bo był przepustką do lepszego funkcjonowania, poznawania świata przy okazji wyjazdów na zawody, no i przede wszystkim chcieliśmy osiągać dobre wyniki sportowe.
Opowieści, jak to dawniej bywało, mogą dzisiaj nie działać.
Ja tego nawet nie próbuję. Wiadomo, że mając te 45 lat inaczej patrzę na to wszystko niż nowe pokolenie. Kiedyś musiałem sobie nawet sprzęt kupić, żeby ten sport uprawiać. Nie miałem z tym problemu, mogłem dopłacać, byle tylko móc to robić. Dzisiaj częściej słyszymy: „OK, będę trenować, jak mi pomożecie”. W porządku, ale udowodnij mi, że warto ci pomóc!
Jak sportowcy przyjęli informację o przesunięciu o rok igrzysk paraolimpijskich?
Generalnie pozytywnie, bo po pierwszych, drugich, trzecich odwołanych zawodach pojawiło się duże napięcie: co dalej? Ta decyzja wyrównuje też szanse kwalifikacyjne. Gdyby igrzyska miały się odbyć w tym roku, byłby potężny bałagan. Polska ma w tej chwili wywalczonych 37 miejsc, a to mniej niż połowa potencjalnych członków naszej reprezentacji.
Jak zastój w treningach wpływa na zawodników?
Poziom sportowy u wszystkich poszedł w dół. Nie może być innego efektu, jeśli treningi można robić tylko w domu lub na podwórku. Nie mieliśmy możliwości korzystania z siłowni, sali gimnastycznej, a tylko tam wykonujemy pracę na 100 proc. Nie da się zrobić treningu bez infrastruktury i sprzętu. To zresztą kolejny element, który ogranicza dostępność sportu dla ludzi z niepełnosprawnościami w Polsce. Sama stopa protezy do biegania kosztuje 40 tys. zł. Kto biega na protezach? Amerykanie, Niemcy. Bogate kraje, które na to stać. My z tego powodu nie mamy zawodników i przez to uciekają nam medale. Z kolei na rower ręczny potrzeba minimum kilkunastu tysięcy złotych, żeby w ogóle zacząć jeździć. Nawet nie mówię o wyczynowym rowerze, który kosztuje kilkadziesiąt tysięcy. Brak instruktorów, brak sprzętu – to wszystko razem powoduje, że mamy niewielką grupę, która uprawia sport.
Minęła jedna Twoja kadencja jako szefa sportu parolimpijskiego w Polsce, a mówisz, że wciąż są podstawowe problemy.
Rozmowy z PFRON idą w kierunku zbudowania formuły wsparcia finansowego dla osób, które chcą uprawiać sport. Mówię o zakupie rowerów ręcznych czy urządzeń typu monoski. Rower dla każdego, narty dla każdego – pod tymi hasłami chcielibyśmy uruchomić projekt dofinansowania zakupu takich sprzętów osobom, które deklarują chęć uprawiania sportu. Nie chodzi oczywiście o to, by dać wszystkim możliwość zakupu roweru ręcznego, bo efekt byłby taki, że kupowaliby go czy byłby potrzebny, czy nie.
Ludzie nie mają pieniędzy na podstawowe wózki czy protezy. Gdzie tu mowa o sprzęcie sportowym?
Jeśli mamy wyrównywać dostępność sportu, to trzeba myśleć o praktycznych rozwiązaniach, zlikwidować ograniczenia. Dlaczego ludzie nie uprawiają sportu? Ja wskazuję te rzeczy, które sygnalizują mi ludzie, bo prawdziwych badań, które pomogłyby nam zdiagnozować sytuację, nie mieliśmy okazji zrobić. To wychodzi przy współpracy z klubami. Bardzo się cieszę, że przez ostatnie lata udało się zbudować bardzo fajny zespół ludzi, z którymi pracuję w biurze – zaangażowanych, dla których słowo „niemożliwe” nie istnieje, z którymi chce się pracować, działać, sięgać po kolejne cele. Są też ludzie na zewnątrz – prezesi klubów, trenerzy, fizjoterapeuci, psychologowie, wolontariusze. Także dziennikarze, którzy są otwarci, chętnie o nas piszą i mówią. Można powiedzieć, że ta rodzina paraolimpijska w Polsce jest coraz liczniejsza.
Skoro mowa o mediach – nie tak odległe są czasy, gdy pojawienie się paraolimpijczyka w telewizji to było święto. Wiele zmienił Londyn, a potem transmisje na żywo igrzysk w Rio.
Rzeczywiście, Londyn był takim momentem, kiedy mieliśmy okazję wszyscy zobaczyć, jak atrakcyjnie można przygotować relacje z zawodów, w których biorą udział niepełnosprawni sportowcy. Sposób pokazania tego sportu przełamał opory w głowach kibiców sportowych, którzy mogli zobaczyć dynamiczne wydarzenie sportowe, a nie rzewny materiał o przełamywaniu siebie. Rio było transmitowane na żywo, choć przekaz był nieco okrojony i nie zawsze mogliśmy oglądać naszych zawodników, ale jak się coś robi po raz pierwszy, to błędy się pojawiają. Spisaliśmy je i jesteśmy gotowi, wspólnie z telewizją, np. na szkolenia naszych ekspertów z występów przed kamerami.
W ostatnich latach chyba nie tylko media zaczęły was traktować jak równorzędnych partnerów.
Cieszy mnie szczególnie współpraca z Polskim Komitetem Olimpijskim. Staliśmy się partnerami, a nawet przyjaciółmi. Bardzo dobrze układa się współpraca z Kancelarią Prezydenta, Ministerstwem Sportu i PFRON. Także ze sponsorami, dzięki którym udało się zorganizować Galę Sportu Paraolimpijskiego. Gdy przejmowałem Komitet, sponsorów właściwie nie było. Jako pierwszy pojawił się właściciel marki 4F. To było bardzo ważne. Podpisanie tej pierwszej umowy pokazało innym, że można z Komitetem współpracować, wspierając idee paraolimpijskie i przy okazji czerpiąc dla siebie korzyści wizerunkowe. Pojawili się więc kolejni sponsorzy: Orlen, Toyota, Allianz, Citi Handlowy, Luxmed, LOT. Jednak to tylko pozornie tak prosto wygląda. Sponsorzy nie walą drzwiami i oknami. Pracujemy jednak nad tym, by pojawili się kolejni. Naszymi partnerami są też Integracja i Polski Komitet Sportów Nieolimpijskich. Stale współpracujemy z TVP S.A. i Polskim Radiem. Instytut Monitorowania Mediów dostarcza nam cennych informacji. Sponsorzy to nie tylko pieniądze. Reklama 4F z Rafałem Wilkiem to fantastyczna wartość dodana. To kampania komercyjna, ale też społeczna. Przecież ile my musielibyśmy za taki przekaz zapłacić? A każdy paraolimpijczyk, który pojawia się w reklamie, to pozytywny przekaz do całego społeczeństwa.
Czy w ostatnich latach nastąpiło zbratanie ruchu paraolimpijskiego ze społeczeństwem?
Na pewno. Nasze stoisko na Pikniku Olimpijskim zostało w jednym roku nagrodzone jako najlepsze, a w kolejnym jako najliczniej odwiedzane. To pokazuje zainteresowanie, a my wychodzimy mu naprzeciw, wykorzystując karabin, z którego można strzelać na słuch, rower ręczny, siatkówkę na siedząco. Dzieci chętnie ustawiały się z rodzicami w kolejce, by spróbować, jak to robią paraolimpijczycy.
Jesteś prezesem PKPar, ale i Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych START. Skupienie władzy w sporcie paraolimpijskim w jednych rękach to ogromna odpowiedzialność. W razie czego jesteś pierwszy do bicia.
Mam tego świadomość. Uważam, że w Polsce i tak ten sport jest nieźle zorganizowany w porównaniu z innymi europejskimi państwami. Działania organizacji sportowych obejmują w naszym kraju rocznie pewnie kilkadziesiąt tysięcy osób. Jednak nawet w porównaniu do 200 tys. niepełnosprawnych uczniów ta skala jest zbyt mała, widać, jak wiele jest jeszcze do zrobienia. Cieszę się z każdego medalu, to dla mnie bardzo ważne, ale tak samo ważne jest to, że kolejna osoba z niepełnosprawnością postanowi zerwać z przebywaniem w swoich czterech ścianach, wyjdzie na zewnątrz i zacznie uprawiać sport. Każdy taki przypadek to wielki sukces.
Komentarze
-
Niepełnosprawni niepełnosprawnym
29.05.2020, 10:09Wpis od 4 ścian: " Paraolimpijczykami zazwyczaj są zdrowi ludzie po amputacjach. " Brawo! W pełni zdrowi! Zdrowi są też niewidomi i głusi i ci na wózkach. Własciwie to nie wiem czemu oni w ogóle dostają orzeczenia! 4 sciany, zastanów się chwilę nad tym co wypisujesz. No ręce opadają.odpowiedz na komentarz -
Olimpiada której nikt nie ogląda
27.05.2020, 17:55Wszystko fajnie jak można uprawiać sport zwykły czy paraolimpijski. Paraolimpijczykami zazwyczaj są zdrowi ludzie po amputacjach. Nie bardzo mi to imponuje, ale skoro im fajnie to ok.odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz