Czym jest dla mnie sukces – mówią kandydaci do tytułu „Człowiek bez barier”
Kandydatów do tytułu "Człowiek bez barier" poprosiliśmy o odpowiedź na następujące pytanie: "Czym dla Pani/Pana jest sukces?"
Oto co powiedzieli nam kandydaci:
Jan Arczewski:
Dla mnie sukces to przede wszystkim odzyskany sens życia,
uśmiech, radość moich klientów. Ale sukces to też wykonanie podjętych, na miarę swoich możliwości,
zadań. Sukces to też szansa na reklamę telefonu zaufania, który prowadzę, bo wtedy media interesuję
się tym co robię.
Barbara Łukasik:
Najogólniej mówiąc, sukces to przełamywanie barier. Barier
biurokratycznych, związanych z przepisami, barier w kontaktach z innymi ludźmi, a szczególnie tych
związanych z moją niemocą i chorobą.
Ja sama postrzegam siebie jako człowieka aktywnego, który realizuje się w działaniu. W tym aspekcie sukces to pomyślny wynik mojej pracy, doprowadzenie moich działań do spodziewanych efektów, to radość ze spełnienia marzeń. Sukcesem jest dla mnie możliwość bycia z ludźmi, słuchania ich, pomocy w zaspokajaniu ich potrzeb oraz spełnianiu marzeń.
Wymiernym przykładem takiego sukcesu jest powołanie do życia Poradni Diabetologicznej dla Niewidomych Cukrzyków oraz Ośrodek Wychowawczo-Rewalidacyjny dla Dzieci i Młodzieży Niewidomej i Słabowidzącej PZN w Częstochowie, który stworzyłam w 1994 roku i którym kieruję do dnia dzisiejszego. Innym, równie ważnym, sukcesem zawodowym jest możliwość pracy i świadomość oraz to, że mam grono życzliwych mi współpracowników, którzy nie tylko potrafią doradzać i z sercem podchodzić do problemów osób niepełnosprawnych, ale też racjonalnie oceniają moje plany, propozycje i dążą do ich realizacji.
Jak powiedziałam, sukces jest dla mnie stałym przełamywaniem barier. Jako osoba niepełnosprawna mam ich wokół siebie bardzo wiele. Najtrudniejsze do pokonania są te, które stwarza czasami bezduszność i brak tolerancji. Mam wtedy wrażenie, że nie jestem w stanie ich pokonać, że lata mojej pracy na rzecz prawdziwej, dobrze rozumianej integracji idą na marne. Wtedy wsparciem jest dla mnie rodzina. Motywuje mnie, zachęca do walki z przeciwnościami, pokazuje, co mogę zrobić. To, że mam wokół siebie tych wspaniałych i drogich mi ludzi, którzy szanują mnie i kochają jest dla mnie największym sukcesem osobistym.
Jan Mela:
Czym jest dla mnie sukces? To nie jest łatwe pytanie.
Według mnie zależy to od wielkości samego sukcesu. W swoim żuciu co chwilę wyznaczamy sobie jakieś
cele. Jedne są większe, inne mniejsze. Abyśmy mogli odnieść sukces, postawione przed nami zadanie
musi być możliwe do wykonania. Jednak gdy podejmiemy się niezwykle trudnego, a czasem prawie
niewykonalnego zadania, to radość z jego wykonania jest dużo większa.
W moim przypadku takim trudnym wyzwaniem był między innymi pobyt w szpitalu. To był bardzo trudny okres w moim życiu. Wiedziałem, że moja sytuacja jest ciężka, i że nie będzie łatwo. Jednak wiedziałem także, że jeśli się załamię, to będzie mi jeszcze trudniej. Nie ma sensu użalać się nad sobą, ponieważ to i tak nic nie zmienia. Właśnie dzięki temu, że wierzyłem w siebie udało mi się osiągnąć ten ważny dla mnie sukces.
Innym trudnym wyzwaniem była wyprawa na
Biegun Północny. Tutaj sukces wiązał się z nieco innymi wartościami. Przedtem byłem bardzo słaby i
musiałem powrócić do formy przeciętnego człowieka. Tym razem musiałem jeszcze więcej trenować i
mieć jeszcze więcej wiary w siebie. Sukces był dla mnie takim pokonaniem barier. Wiedziałem, jakie
trudności mają osoby niepełnosprawne, jak trudne jest ich normalne życie. Zdawałem sobie sprawę z
tego, jak wiele podstawowych czynności sprawia im kłopot. Pomyślałem wtedy, że przecież
niepełnosprawni mogą robić co chcą, tak jak wszyscy inni ludzie. Więc skoro mogą chodzić do
kina, do sklepu, czy na basen, to mogą także skakać ze spadochronem, latać w kosmos, czy
uczestniczyć w bardzo trudnych wyprawach.
Ja to wiedziałem, ale niestety wiele innych osób nie wierzy w swoje możliwości. Pomyślałem, że warto byłoby w jakiś sposób im pokazać, że "chcieć to móc", i że każdy może wiele osiągnąć. Akurat tak się złożyło, że mogłem razem z Markiem Kamińskim pójść na Biegun Północny. Mam nadzieję, że osiągając ten sukces, umożliwiłem innym zyskanie wiary w swoje możliwości i sprawiłem, że przestali się przejmować swoim kalectwem.
Jednak nie trzeba od razu podejmować takich wyzwań - każdy, nawet najmniejszy, sukces jest cenny. Trzeba zauważać dobre strony naszego życia. Nie wolno przejmować się porażkami, bo nawet z pozoru niewykonalne zadanie ma szansę powodzenia i nie można mówić "nie" nawet nie podejmując wyzwania.
Marek Plura:
Trudno mi zdefiniować sukces, ale zawsze kojarzy mi się on
z błogim poczuciem wdzięczności, które świadczy zarówno o tym, że stało się cos dobrego, ważnego,
jak i o tym, że stało się to we współpracy z drugą osobą - a o to przecież chodzi w życiu - żeby
człowiek dzielił się z innymi tym, co ma dobrego. A dobre są i zdolności, i talenty, i tak samo
dobre są niedoskonałości, niedomagania, potrzeby, bo one nas scalają w człowieka.
Nie znam większej satysfakcji, niż słowa wdzięczności od innych ludzi za pomoc, której mogłem im udzielić. Kiedy człowiek kocha życie - również życie innych ludzi, kiedy chce im pomagać jak ja (bo wciąż się staram), to naprawdę trudno o większa radość, o większy sukces.
Ale w moim życiu jest jeszcze coś ważniejszego niż sukces, niż radość, niż samo życie. To jest Ewa - żona, Marysia - córeczka. Tak naprawdę każdy sukces ma znaczenie tylko w ich kontekście, tylko dzięki temu, że są, że czasem jadamy razem obiad, że idziemy do kościoła, że chcemy być. To więcej niż sukces - to powszedni dobry dzień, do którego każdy ma prawo na co dzień, każdy kto wierzy, że ma prawo kochać.
Zbigniew Puchalski:
Sukces... to pytanie z gatunku trudnych... Pojęcie sukcesu odbieram w
kategoriach absolutu - "wszystko albo nic". Nie ma jednego sukcesu - może być sukces
finansowy, sukces w pracy, w życiu osobistym. Najczęściej ludzie postrzegają sukces w kategoriach
zewnętrznych - ja natomiast sukces uwewnętrzniłem - dla mnie oznacza on życie w zgodzie ze sobą,
umiejętność cieszenia się rzeczami małymi, posiadanie akceptacji najbliższego otoczenia.
Sukces ma wiele odcieni, można powiedzieć, że jest wielokolorowy. To moje pojmowanie sukcesu ma odzwierciedlenie w kontaktach z innymi. Jeśli ja czuję się szczęśliwy, przepełnia mnie właśnie poczucie sukcesu, jestem wtedy łagodniejszy dla innych, mam więcej cierpliwości, jestem bardziej uważny.
Funkcjonuje taki stereotyp, że na sukces pracuje się całe życie i trudno mi nie zgodzić się z tym. Dlaczego? To wszystko co mnie spotkało w życiu decyduje o tym, jaki jestem: dla siebie i innych. Moje przemyślenia i przeżycia rzutują na to, jak odbieram otoczenie.
Niewątpliwie moim sukcesem są dla mnie moje dzieci, moja praca. Ale przede wszystkim uważam, że sukces to moje poczucie humoru, kontakty z innymi ludźmi, przyjaciele... to, że potrafię się cieszyć, śmiać także z małych rzeczy i z siebie samego.
Czy prawnik może uważać za sukces pracę
w MOPS-ie, gdy doradza jego klientom? Czy można mówić o sukcesie, gdy jest się osobą niewidomą?
Tak naprawdę to przecież jest bez znaczenia. Mam poczucie spełnienia, zadowolenia, gdy uda
mi się pomóc człowiekowi i ta pomoc zmienia jego życie na lepsze. Ale sukces to także spotkanie z
przyjaciółmi, z piękną kobietą, ciekawym człowiekiem - wszystko to, co wywołuje pozytywne
emocje. Sukcesem byłaby także wygrana w plebiscycie "Człowiek bez barier". Odzew
znajomych, przyjaciół i całkiem obcych ludzi, bezinteresownie mówiących ciepłe słowa...
Powtórzę się: sukces ma wiele odcieni... a najważniejsza w sukcesie jest umiejętność bawienia się nim, smakowania go, przeżywanie w pełni! I nie brania go całkiem poważnie.
Opracowanie: redkacja