Asystent seksualny - praca jak inne?
Cena za usługę w krajach zachodnich: 100 do 150 euro. Australijka Rachel Wotton studiuje, prowadzi badania nad seksem niepełnosprawnych, jeździ na kongresy i świadczy takie usługi, uważając to za misję. W Polsce po wybraniu numeru znalezionego w sieci można posłyszeć: od 100 zł w górę. Sama usługa ma związek z seksem. Może też objąć masaż, rozmowę, przytulenie. Tyle, że usługobiorca jest niepełnosprawny.
Temat wychodzi z ukrycia
Seks w powszechnym odczuciu łączy się z młodością, energią, atrakcyjnością fizyczną. Nie ma nic wspólnego z wózkiem inwalidzkim, upośledzeniem czy paraliżem. A przecież niepełnosprawni również odczuwają „te” potrzeby. Nikt tego nie kwestionuje. Tyle że mało kto o tym mówi.
Świadczenie usług seksualnych osobom niepełnosprawnym ma swoje szerzej znane postaci, jak Holenderka Nina de Vries czy Australijka Rachel Wotton. Postawiły one przed sobą zadanie: rozwiązywać i mówić o problemach z seksem takich właśnie osób.
Czym jest ich praca? Jak ją oceniać?
Są kraje, gdzie tą sferą życia zajęły się instytucje państwowe. Bywa ona objęta systemową kontrolą i opłacana z budżetu. Funkcje asystentów pełnią tam osoby posiadające własne rodziny. Są przeszkolone, wytrenowane. Można powiedzieć: fachowcy. Na przykład Rachel Wotton studiuje, prowadzi badania nad seksem niepełnosprawnych, jeździ na kongresy. W Polsce to temat, o którym coraz częściej mówi się na konferencjach i pisze w mediach. Wciąż jednak w dużej mierze pozostaje niejako w ukryciu.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz