Starość. Walczyć z nią czy się pogodzić? Ekspertka: przygotować się
„To pewien stereotyp, że starość to mądrość. Owszem, jesteśmy bogatsi o doświadczenia, ale to też wiąże się z określoną pracą nad sobą. To nie dzieje się automatycznie. To zależy od wewnętrznej postawy, na ile jestem otwarty na drugiego człowieka, na ile chcę dzielić się tym, co mam, na ile umiem dziękować za to, co mam i na ile umiem wybaczać” – mówi prof. Beata Bugajska, wiceprzewodnicząca Polskiego Towarzystwa Gerontologicznego.
Tomasz Przybyszewski: Starość i podążająca za nią jak cień niedołężność zazwyczaj nie przychodzą nagle. To wieloletni proces, w wyniku którego zaczyna się inaczej funkcjonować. Walczyć z tym czy się z tym pogodzić?
Dr hab. Beata Bugajska, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, wiceprzewodnicząca Polskiego Towarzystwa Gerontologicznego, dyrektor Wydziału Spraw Społecznych Urzędu Miasta Szczecin: Ani z tym walczyć, ani się godzić, raczej się do starości przygotować. Jest to najbardziej zróżnicowana faza życia, przede wszystkim w wymiarze psychologicznym. Jest też coraz dłuższa. Rozpoczyna się zazwyczaj z chwilą przejścia na emeryturę, pamiętajmy jednak, że jest to granica bardzo umowna. Przed laty prof. Edward Rosset pisał wręcz o konieczności akceptacji pewnej społecznej fikcji, zgodnie z którą wiek przejścia na emeryturę jest tylko wiekiem emerytury zawodowej, społecznej.
Z przepisami nie wygramy, ale można ze starością walczyć na inne sposoby.
No dobrze, ale kiedy tę walkę rozpocząć? Czy nie szkoda życia na walkę przez kilkadziesiąt lat? Długość życia człowieka przecież rośnie, co jest sukcesem cywilizacyjnym, dlatego ten czas bycia seniorem należy rozpatrywać w kategorii potencjału. Seniorem jest określany 65-latek, ale też i 100-latek. Czasem, mówiąc o starości, każdy ma na myśli coś innego. Jedni mówią o aktywnym trzecim wieku, z uwolnionym czasem, gdy można wracać do pasji, hobby, marzeń. Równocześnie jednak starość to też ten bardziej zaawansowany wiek, zagrożony wielochorobowością. Nieuchronnie pojawiają się wówczas ograniczenia w sferze fizycznej, psychicznej, poznawczej, ale i społecznej czy relacyjnej, bo często te osoby zostają same, zmniejsza się ich sieć wsparcia rówieśników czy współmałżonków i to generuje zupełnie inne problemy. Wraz z zaawansowanym wiekiem rośnie też zagrożenie chorobami i niepełnosprawnością.
Część seniorów ma orzeczoną niepełnosprawność – słusznie, bo stan zdrowia i funkcjonowania ich do tego kwalifikuje. Tylko że człowiek nie zawsze chce myśleć o sobie jak o osobie niepełnosprawnej, i to bez konkretnej przyczyny, np. wypadku. Po prostu wzrok już nie ten albo plecy bolą tak, że nie można wstać z łóżka. Jak zaakceptować stan, w którym człowiek jakby z niczego staje się osobą niepełnosprawną?
Tak naprawdę wracamy do podstawowych pytań egzystencjalnych. Kim jest człowiek? Co świadczy o naszym człowieczeństwie? Co jest ważne dla mnie, jako człowieka? Ktoś powie o sobie „osoba niepełnosprawna”, ktoś inny – „osoba z niepełnosprawnością”, czyli mam pewien deficyt, ale uczę się z nim żyć, kompensować go w jakiś sposób. Czyli zmieniam okulary, kupuję lepszy aparat słuchowy, zamiast z laski korzystam z chodzika. Najważniejsze pytanie brzmi jednak: na ile mam siły, na ile chcę to robić. Nic dziwnego, że ktoś się z tym może czuć źle. Przez całe życie był przede wszystkim człowiekiem, konkretną osobą z konkretnym życiorysem, rodziną, zawodem, więc trudno, by nagle jego tożsamość na emeryturze definiować w kategorii niepełnosprawności. Dlatego mówi się o nauce życia z niepełnosprawnością, równocześnie jednak żadna z faz życia człowieka nie zwalnia z własnego rozwoju.
Nie wszyscy tak to widzą...
Oczywiście, znamy sytuacje, gdy niepełnosprawność u starszej osoby jest podstawą do załamania się i stwierdzenia: „starość – nie pora żyć, lecz pora umierać”. Niektórzy nie chcą takiego życia, bo definiują siebie w innych kategoriach, dla nich niepełnosprawność niszczy całe życie, nie widzą celu życia w takiej starości. Pracując z ludźmi starszymi, zachęcam ich do tego, żeby starali się patrzeć na tę fazę życia w kategorii potencjału, rozwoju. Ktoś powie, że to idealizowanie, bo w sytuacji deficytów poznawczych, chorób otępiennych, gdy ucieka poczucie własnej tożsamości człowieka, trudno mówić o rozwoju. Nie znaczy to jednak, że nie należy mówić o jak najlepszej jakości życia także i tych osób – głównie poprzez rozbudowany system wsparcia. To bardzo zróżnicowany okres życia i coraz więcej osób ma świadomość, że to jest czas, kiedy można zbierać owoce wcześniejszych dokonań, ale i wprowadzać w swoje życie nowe zmiany. Natomiast do tego wszystkiego trzeba się przygotować dużo wcześniej, niż w momencie przechodzenia na emeryturę.
Jak się przygotować na nadejście starości?
To może być bardzo trudne. Zwłaszcza że w naszych szkołach brakuje edukacji do życia według własnych aspiracji, rozwoju samego siebie, swoich zainteresowań. Nie uczymy też młodego pokolenia, że musimy oszczędzać przez całe życie. Wiadomo, że nieraz trudno jest odkładać, ale jak nasza emerytura nie będzie za wysoka, to będzie jeszcze gorzej. Bardzo ważna jest natomiast inwestycja w ludzi, w relacje, więzi, w przyjaciół, znajomych, rodzinę. Ktoś powie, że to oczywiste. I tak, i nie, bo w tym bardzo szybkim świecie drugi człowiek niejednokrotnie nam ucieka. Tymczasem czy w obliczu problemów, starzenia się, niepełnosprawności powinniśmy zamykać się w domu? Może lepiej właśnie otworzyć się na innych, zwłaszcza jeśli zostaliśmy sami, bo nasi przyjaciele przeprowadzili się albo po kolei odchodzą? Może warto wchodzić w różne środowiska – organizacje pozarządowe, kluby seniora? Choćby po to, by nie bać się nowych więzi, nowych relacji. Warto też podtrzymywać starsze relacje, bo na pewno człowiek człowiekowi najbardziej jest potrzebny do szczęścia. Oczywiście, liczy się zaspokojenie innych potrzeb, w tym finansowych, ale to obecność drugiej osoby może zapobiec głębokiemu poczuciu osamotnienia, które z różnych względów, także związanych z dużo mniejszą mobilnością, może się w starości pojawiać. Dbanie o relacje – z rodziną, wnukami, przyjaciółmi, ze znajomymi, także nowymi – to bardzo ważny element przygotowania do starości.
Są jednak ludzie, którzy nigdy specjalnie towarzyscy nie byli. W ich przypadku sugestia, żeby szukać nowych znajomych, może nie zadziałać.
Oczywiście, nic na siłę. Nie ma tu uniwersalnej recepty. Ktoś przecież może się dobrze czuć sam ze sobą, z pozoru być kimś, kto tylko siedzi w domu, a w rzeczywistości być pasjonatem czytania. Uprawia więc tzw. aktywność samotniczą, czyta książki i jest najszczęśliwszy, bo wreszcie może swój księgozbiór, zbierany latami, na emeryturze przeczytać. Nie chodzi więc o to, że koniecznie trzeba być towarzyskim, daleka jestem od propagowania wzorca bardzo aktywnej starości, czasem może na siłę, która nie wiadomo dlaczego miałaby udowodnić młodszemu pokoleniu, że jesteśmy tacy sami. Nie, nie jesteśmy, w tym jest piękno całego życia i przemijania, że każdy z jego etapów ma swoje ograniczenia, ale i możliwości. Czasem więc wystarczą najbliższe osoby, mąż, dziecko, wnuk, jeden przyjaciel. To nie musi być tłum ludzi wokół. Chodziło mi bardziej o to, by uczyć się budowania poprawnych relacji – wybaczać, nie kryć urazy, nie być skłóconym z kimś, kto kiedyś był ważny. Porządkować takie sprawy w swoim życiu. Mieć świadomość, że w pewnej sytuacji mogę potrzebować pomocy innych.
Czasem ludzie po przejściu na emeryturę czy w ogóle w wieku senioralnym wpadają w depresję. Z różnych przyczyn – zdrowotnych, rodzinnych...
Rzeczywiście, moment przejścia na emeryturę jest określany jako jeden z okresów kryzysowych. Trudniej znoszą to mężczyźni. Psycholodzy tłumaczą, że kobiety w biegu życia są bardziej osadzone w kilku aktywnościach i po utracie roli zawodowej łatwiej im funkcjonować w innej roli czy kontynuować role matki, babci lub uaktywnić się na innym polu. Ale to wciąż jest tak silny kryzys, tak wiele w życiu się zmienia, że na nowo trzeba się zdefiniować. Jak w okresie nastoletnim: kim jestem, co jest dla mnie ważne. Wiele zależy od filozofii życia. Znam osoby, dla których ten okres jest czasem rozwoju, mówią: „starość – pora żyć, z czymś się trzeba pożegnać, ale żyć można” – one mniej będą narażone na kryzys psychiczny. Są też jednak osoby, które poprzez wzorce kulturowe, wzorce osób starszych w swoim otoczeniu, własne myślenie, dotychczasową filozofię życia znajdą się w grupie „starość – pora umierać”. Takiemu komuś bardzo trudno jest pomóc, zaktywizować go.
Ten czas może jednak trwać kilkadziesiąt lat.
Tak, stąd znów pytanie o przygotowanie do starości. Kryzys może zresztą nie przyjść od razu po zakończeniu aktywności zawodowej. Na początku człowiek ma sporo zaległości, bo chce podreperować zdrowie, odwiedzić rodzinę, odpocząć, posprzątać w domu. Często dopiero po 2-3 latach nagle pojawia się problem, co dalej. Może być tak, że i psycholog będzie potrzebny, bo przyczyn kryzysu może być więcej. Trudny moment to owdowienie, gdy jeden z małżonków zostaje sam. Prócz tego, że pogarsza się sytuacja finansowa, trzeba się nauczyć żyć w pojedynkę, co jest czasem niewyobrażalnie trudne po kilkudziesięciu latach wspólnego życia. Badania pokazują, że na starość, jeśli nie ma skrajnego ubóstwa albo przemocy w rodzinie, satysfakcja z małżeństwa rośnie, ponieważ małżonkowie czują, że są dla siebie bardzo silnym oparciem.
W różnych poradnikach można wyczytać, że senior powinien zacząć podróżować. Albo rozpocząć naukę na uniwersytecie trzeciego wieku. Albo zacząć coś robić dla lokalnej społeczności – zostać wolontariuszem, pomagać innym, działać w parafii. Tylko czy każdy musi coś robić? Co, jeśli ktoś po prostu nie chce? Może woli rozwiązywanie krzyżówek albo pielenie ogródka?
Ja w ogóle źle reaguję na słowo „powinien”. Warto je zastąpić słowem „może”. Wtedy powiemy, że człowiek w okresie starości może podróżować lub udzielać się wolontarystycznie. Ale właśnie: może, bez presji. Bo kim jest człowiek na emeryturze? To nie jest ktoś, kto nagle stał się stary. To człowiek z krwi i kości, z uczuciami, z całym doświadczeniem życiowym, ze wspomnieniami, z pracą zawodową, relacjami. To nie jest dziecko w przedszkolu, któremu mówi się, co powinno zrobić. Osoba starsza wie, czy woli pójść do kina, filharmonii, czy może na koncert piosenki biesiadnej. To dorośli ludzie, którym także zależy na samodzielności i niezależności. Oczywiście, w stosunku do osób starszych pojawia się taka społeczna uzurpacja do decydowania o tym, jak się ten okres w życiu powinno spędzić. Tymczasem osoby starsze same dobrze wiedzą, co jest dla nich dobre. Ostrożna byłabym w lansowaniu wizerunku aktywnej starości. To nie może być warunkiem akceptacji tego okresu życia. Bo proszę zauważyć, że akceptuje się tę starość, która jest aktywna, podróżuje, ubiera się pastelowo. A jak ktoś chce się ubierać na szaro, bo to mu odpowiada, to dlaczego nie? Dlaczego chcemy na siłę wszystko zmieniać? Wiem jednak doskonale, że aktywność jest mocno nagradzana społecznie.
Czym to skutkuje?
Pojawia się niebezpieczeństwo, że niektórzy nie będą już w stanie sprostać takim oczekiwaniom. Urośnie nagle przepaść między osobami w tzw. trzecim wieku a osobami w okresie starości zaawansowanej, które nie mają już tyle siły, zostają więc odizolowani w swoich domach, bo społeczeństwo nie ma dla nich propozycji i w pewien sposób ich nie akceptuje. Nie można zrównywać tego okresu życia z czasem wczesnego dzieciństwa i przejmować kontroli nad osobami starszymi. Człowiek ma prawo dysponować swoim majątkiem, decydować o swojej własności, o powtórnym ślubie – czy to się dzieciom i wnukom podoba, czy nie, bo to jest jego życie.
Media chętnie pokazują bardzo aktywnych, dziarskich seniorów. Jeden przepłynął Atlantyk, drugi biega na 100 metrów, pewna pani jest didżejką.
To na pewno są pozytywne wzory, mocno ocieplające, podkreślające możliwości.
Ale z drugiej strony, w głowie niejednego, o niebo mniej aktywnego seniora powstaje pytanie: „A ty co?”. Siedzisz w tym domu, grzebiesz w tym ogródku...
W pracy rozwojowej z osobami starszymi zaleca się przede wszystkim, by nie rezygnowali z celów. By postawili przed sobą jakiś cel, co jest jeszcze w życiu ważne, co chcieliby zrobić. Ważna jest przy tym świadomość, że nie możemy chwytać wszystkich srok za ogon, bo nie starczy sił, ale najważniejsze, żeby wybrać cel i nie odpuszczać. Jak ci się nie udaje, to znajdź inny sposób albo poproś kogoś o pomoc. Ale nie rezygnuj. Czyli jeśli ktoś ma ogród, który jest dla niego źródłem satysfakcji, jest z niego dumny, to powinniśmy być dalecy od takiego negatywnego wartościowania, że polscy seniorzy to już tylko działka. Wspaniale! Dlaczego nie? To jest piękne hobby. Psycholog Paul Baltes opisuje przykład z życia Artura Rubinsteina, który w zaawansowanej starości ograniczył liczbę celów. Zrezygnował z większej aktywności, ale postawił sobie cel, że dalej będzie koncertował. Ćwiczył więc dużo więcej, bardzo starannie dobierał repertuar, a kiedy się okazało, że ręce już mu odmawiają posłuszeństwa i nie jest w stanie zagrać w odpowiedni sposób szybkich partii muzycznych, to wówczas znowu nie zrezygnował, lecz zastosował pewną kompensację polegającą na tym, że jeszcze raz uczył się grać w zwolnionym tempie. Czyli małymi krokami dochodził do celu.
Trudno się porównywać z Rubinsteinem...
No to weźmy przykład rolnika. Często zresztą zapominamy, mówiąc o starości, o starzejących się osobach na wsi. Tam to trochę inaczej wygląda, nie ma drastycznego przejścia na emeryturę, raczej stan i kondycja fizyczna wpływają na to, czy ktoś jest w stanie wyjść w pole i prowadzić gospodarstwo, czy już nie. Znam więc przykład rolnika, który z zamiłowaniem uprawiał ziemię, ale już podupadł na zdrowiu, więc przekazał gospodarkę synowi. Postawił sobie jednak cel, że będzie miał najpiękniejszy ogród w całej wsi. Dbał o niego, pielęgnował i rzeczywiście niejeden zatrzymał się zachwycony przy płocie. Jednak po kolejnych latach rolnik osłabł i coraz rzadziej wychodził z domu. Ktoś mógłby powiedzieć: co tu robić, tylko płakać. A on stwierdził, że w takim razie będzie miał najpiękniejszą doniczkę. Ktoś zapyta: a cóż to za sens życia taka doniczka? A on posadził w niej rosiczki z lasu, karmił je muchami i nieraz ktoś podszedł do okna, żeby zobaczyć, jak wygląda rosiczka. To proste przykłady, które pokazują, żeby nie rezygnować i stawiać przed sobą cele, które sprawiają nam przyjemność.
Chyba jednak w pewnym momencie trzeba sobie uzmysłowić, że nie ma się już 20 lat, że może samodzielne wycinanie drzewa na działce to trochę za dużo?
Jak najbardziej tak. To trudne, bo są osoby, które mocno nie akceptują tego, co się dzieje – zmian zachodzących w sferze psychicznej i fizycznej, ale też swojej pozycji społecznej. Pamiętam rozmowę z jednego z warsztatów z seniorami, gdy jeden z panów na pytanie o to, co się zmieniło po przejściu na emeryturę, odpowiedział: „przestały dzwonić telefony”. Dla wielu z nas to marzenie, by telefony zamilkły, ale on odebrał to tak, że nagle przestał być potrzebny. Tymczasem depresja może prowadzić do samobójstw wśród osób starszych. Literatura mówi chociażby o tzw. samobójstwach protestujących, gdy nie akceptuję tego, co się ze mną dzieje, przemijania, zmian. Opisane są też m.in. samobójstwa wyprzedzające, gdy ktoś opiekował się długo bliską osobą w rodzinie, która chorowała na określoną chorobę, i później widzi u siebie symptomy tej samej choroby. Nie chce tak cierpieć albo stać się ciężarem dla bliskich i decyduje się na taki krok. Wskaźnik samobójstw wśród osób starszych rośnie i na pewno ważna jest profilaktyka depresji.
Co właściwie decyduje o tym, że jeden łatwiej akceptuje wiek i wynikające z niego ograniczenia, a drugi nie akceptuje lub przychodzi mu to z ogromnym trudem?
Myślę, że jest to częściowo uwarunkowane genetycznie, a częściowo związane z tym, jak silną mamy psychikę. Składa się na nią to, jacy byliśmy przez całe życie, jaką mamy samoocenę, jak byliśmy wzmacniani, jakie mieliśmy aspiracje, jaki w końcu jest ten nasz bilans życiowy. Czy mamy poczucie satysfakcji z dobrze przeżytego życia, czy odwrotnie – czujemy, że je zmarnowaliśmy, przegraliśmy i mamy świadomość, że już za późno na zmianę. Każda faza życia jest rozwojowa, w każdej mamy jakieś zadania do przepracowania i z pewnością myśli o śmierci częściej będą się pojawiać w późniejszym wieku, a to też wymaga pracy nad sobą. Koniec egzystencji może budzić różne lęki – to w dużej części jest uzależnione od dotychczasowego życia, jego bilansu, sieci wsparcia. Problem może polegać na tym, że osoby starsze często nie chcą korzystać z pomocy psychologa, psychiatry, choć niejednokrotnie byłoby to potrzebne.
Może zbyt mała jest oferta tego rodzaju skierowana do seniorów?
Pewnie tak, ale do wielu rzeczy warto zmienić nastawienie. Bo im dłużej żyjemy, tym częściej widzimy, że wcale nie ma tak wielu ludzi, którym wszystko się udało, którzy by sobie ten swój plan życiowy zrealizowali od A do Z i przeżyli życie tak, jak by chcieli. Dostrzegamy, że na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Nikt przecież nie planuje choroby czy wypadku. Trudne doświadczenia są wpisane w nasze życie. Czasami nas wzmacniają, a czasami są jak kula u nogi, przez którą boimy się wchodzić w nowe sytuacje. Psycholog mógłby pokazać, że faktycznie wiele rzeczy jest w naszym życiu nie do zmiany, wiele rzeczy było złych, ale jednak poszukajmy tego, co było wartościowe, za co możemy być wdzięczni.
Czy w braku akceptacji przeszkodą nie jest stosunek społeczeństwa do starości? Samo to słowo ma raczej negatywne konotacje. Do tego reklamy krzyczą, żeby zatrzymać starość. Tutaj krem na zmarszczki, tam suplementy diety. Ludzie też jakoś mierzą się z tym obrazem starości, nie chcą być starzy.
Na pewno istnieją pewne kulturowe pułapki, a ideał piękna jest nieprzychylny osobom starszym. Piękno to podstawowa kategoria estetyczna, która w naszej współczesnej cywilizacji została mocno spłycona. Piękne jest często tylko to, co się podoba. Tymczasem piękne to też: zrównoważone, harmonijne, proste, choć nie prostackie, dogłębne. Jeśli jednak w naszych relacjach z drugim człowiekiem uciekamy tylko do wyglądu zewnętrznego lub tego, jak kto szybko przetwarza informacje, to starość stoi na straconej pozycji. Tymczasem istotny jest też duchowy obszar starości. Czy duchowość się starzeje? W sensie redukcji, zniszczenia, atrofii? Powiedzielibyśmy raczej, że nie, że z wiekiem bardziej się stajemy, jesteśmy w pełni.
Nabieramy dojrzałości? Mądrości?
Tak, ale ona nie przyjdzie sama z siebie. To pewien stereotyp, że starość to mądrość. Owszem, jesteśmy bogatsi o doświadczenia, ale to też wiąże się z określoną pracą nad sobą. To nie dzieje się automatycznie.
Same siwe włosy nie decydują?
Nie, to zależy od wewnętrznej postawy, na ile jestem otwarty na drugiego człowieka, na ile chcę dzielić się tym, co mam, na ile umiem dziękować za to, co mam i na ile umiem wybaczać.
Mówi Pani, żeby na starość nie odpuszczać, ale są też seniorzy, którzy właśnie za wszelką cenę nie chcą przystopować. Czy powinno się ich przekonywać, by dali trochę spokój?
Antoni Kępiński, nieżyjący już psychiatra, używał pojęcia hiperaktywność kompensacyjna w odniesieniu do osób starszych, które mają problemy z akceptacją tego okresu życia. Czyli te osoby są nadaktywne po to, żeby wyrównać deficyt związany z brakiem akceptacji dla starości.
Chcą pokazać, że oni jeszcze wszystko mogą?
Że oni jeszcze mogą, że są inni niż rówieśnicy. Rano zagrają w tenisa, potem mogą pobiegać i będą na wysokich obrotach przez cały dzień. Nagle jednak okazuje się, że organizm odmawia posłuszeństwa. U źródeł takiego mechanizmu leży lęk czy brak akceptacji dla zmian zachodzących zwłaszcza w sferze fizycznej.
Hamować ich w tym?
W ten sposób łatwo o nadopiekuńczość, można uruchomić mechanizm samospełniającego się proroctwa, że jak inni mnie traktują jak dziecko, to ja też zaczynam tak siebie traktować i czekam, aż ktoś coś za mnie zrobi, choć małymi krokami, powoli mogę to zrobić samemu. Wiele zależy od nas, osób wspierających w rodzinie. Na pewno ważne są samodzielność, szanowanie decyzji osób starszych. Natomiast są też oczywiście takie sytuacje, że ktoś wyjdzie ze szpitala i nie jest wskazane, by zaraz wchodził na taboret i mył okna. Powinniśmy wówczas tłumaczyć i oferować pomoc. To nie znaczy, że w każdej innej sytuacji powinniśmy wyręczać. Ale pewnym rodzajem przygotowania do starości jest też takie dostosowanie mieszkania, by nie było źródłem zagrożeń. Czyli żadne ślizgające się chodniczki, żadne taborety – zamiast tego może jednak stabilna drabinka. Na pewno też pewnych rzeczy nie należy robić samemu, gdy nikogo nie ma w domu. Tego też trzeba się nauczyć.
Zanim dojdzie się do późnego etapu życia, w procesie starzenia są pewne symptomy. Żartobliwie można powiedzieć, że dla kobiet to chwila, gdy ludzie zaczynają ustępować miejsca w autobusie. Dla mężczyzn trudnym momentem bywa zaprzestanie prowadzenia samochodu. Zaakceptować to czy walczyć z tym i uparcie jeździć samochodem lub odmawiać siadania w autobusie?
Myślę, że to się zaczyna dużo wcześniej. Przecież moment, kiedy kobiety zaczynają farbować włosy, na początku może nawet wyrywają te siwe, to już jest jakiś sygnał.
To jest walka.
Ja bym powiedziała, że jakieś tuszowanie, zapobieganie. Natomiast to jest jeszcze niegroźne i pewnie z przymrużeniem oka na to patrzymy, bo pewnie niejednemu z nas zdarzyło się przed laty, że cofnął się sprawdzić, czy zamknął drzwi mieszkania. Albo w pracy mieliśmy coś komuś przynieść, ale zapomnieliśmy. Nawet w żartach mówimy, że to już starość. Tymczasem starzenie się trwa tak naprawdę przez całe życie, dochodząc do momentu, w którym tych bodźców jest zbyt wiele. Przechodzę na emeryturę albo wcześniej nie mogę znaleźć pracy, bo dają mi niestety odczuć, że osobę w moim wieku niekoniecznie chcą zatrudnić. Do tego nie mogę zaprzeczyć, że w lustrze widzę obraz jednak starszej osoby – poprzez zmarszczki, postawę. I jeszcze w autobusie ustępują mi miejsca... Ja bym z tym nie walczyła, raczej korzystała z tych przywilejów, które się pojawiają, szukając nowych możliwości. Tak naprawdę potrzebujemy takich bodźców, bo gdybyśmy cały czas byli młodzi i nagle z dnia na dzień zobaczyli, że jesteśmy starzy, to byłoby o wiele trudniejsze. Przemijanie jest więc potrzebne, te małe sygnały z zewnątrz, nie wszystkie na raz. To pomaga nam to wszystko przepracować, zweryfikować, w którym jesteśmy momencie w życiu.
Od kiedy powinniśmy się przygotowywać do starości? Czy właśnie od tego symbolicznego ustępowania miejsca w autobusie?
Moim zdaniem jeszcze wcześniej. Nie wchodziliśmy w kwestię profilaktyki zdrowotnej, a przecież żeby mieć dobrą starość, musimy się dużo wcześniej profilaktycznie badać i prowadzić zdrowy styl życia. Niekoniecznie musimy to nazywać przygotowaniem do starości.
Można się do starości znakomicie przygotować, ale ostatecznie nie wszystko zależy od nas. Choćby zdrowie to często loteria...
Tak, ale na pewno starość nie zwalnia z obowiązku pracy nad sobą. Uczenia się, czerpania ze swoich doświadczeń. Nie izolowania się, zamykania w sobie, w tym bólu, tylko próby tłumaczenia sobie tego stanu. Nie chciałabym, żeby ktoś stwierdził, że patrzę na to wszystko przez różowe okulary. Wiem doskonale, że często osoby starsze, które same na coś chorują, dodatkowo opiekują się najstarszymi członkami rodziny – współmałżonkiem albo i swoimi rodzicami. Skoro 90-latek wymaga opieki, to jego dziecko ma ok. 60-70 lat i trudno wtedy mówić, że jest to czas rozwojowy, czas na zmianę, gdy taki opiekun jest po prostu zmęczony. Sam nie ma kiedy odpocząć, a musi zajmować się swoim starszym rodzicem z np. chorobą demencyjną.
Czy ludzie w tak trudnej sytuacji są w stanie pomóc sobie w swojej starości?
Jak śpiewał Młynarski: „Jeszcze w zielone gramy”... Tak, pytanie tylko, jak obudzić nadzieję, jeżeli ktoś prezentuje filozofię „starość – pora umierać”? Na pewno to, co się zadziało na przestrzeni ostatnich lat w zakresie propagowania różnorodnych stylów życia w starości, różnych form aktywności, sprawia, że im więcej jest możliwości wyboru, tym bardziej też chyba maleje społeczny nacisk na decydowanie za kogoś, jak ma w tym wieku żyć. Trochę się boję takiego lansowania na siłę aktywnej starości. Na pewno nie powinno się tego robić po to, żeby coś udowadniać. Chyba że samemu sobie, że to jest wartościowy okres życia, tak samo ważny jak młodość.
Artykuł pochodzi z numeru 4/2020 magazynu „Integracja”.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach (w dostępnych PDF-ach).