Pych: hymn dla nas jest taki sam
Media u nas jeszcze nie dojrzały do tego, żeby odważyć się pokazać sport niepełnosprawnych. To jest wspaniała walka, wspaniali ludzie, przygody i niezwykłe historie każdego z obecnych tu ludzi. Mam nadzieję, że w końcu ktoś to doceni, bo warto: są medale, jest mazurek Dąbrowskiego; nie zauważyłem, żeby był grany na inną nutę niż dla sportowca pełnosprawnego – mówi Mirosław Pych w rozmowie z Maciejem Kowalczykiem.
Maciej Kowalczyk: Nie udało Ci się zdobyć dziesiątego
medalu olimpijskiego. Czego zabrakło?
Mirosław Pych: Jestem osobą niedowidzącą i wydaje mi się,
że nie trafiam w ten punkt, w który trzeba trafić. Myślę, że to od
tego zależało. Oszczep zadzierał się, nie był trafiony odpowiednią
parabolą lotu. Nie było stresu, walczyłem do końca, ale czegoś mi
zabrakło. Byłem bardzo dobrze przygotowany i przynajmniej ten
brązowy medal był osiągalny. Czasami tak jest: sześć prób i czasami
się nie trafi. Zresztą w Londynie było wielu najlepszych
oszczepników. Nawet Thorkildsen, dwukrotny złoty medalista, nie
zdobył medalu, był dopiero szósty.
Trudne pytanie: czy to nie wynika ze zmiany
pokoleniowej, która odbywa się powoli?
Na pewno, ja już mam 40 lat. Wśród sportowców zdrowych
rzadko się zdarza, żeby ktoś koło 40 jeszcze rzucał. Z drugiej
strony nie myślałem w ogóle o tym, bo mogłem być trzeci i byłoby
dobrze, ale na pewno czas robi swoje, to są moje szóste igrzyska od
1992 roku i w zasadzie zawsze jestem w pierwszej ósemce. Na
pierwszych igrzyskach w Barcelonie byłem czwarty i później już
zawsze były medale: dwa razy złoto – w Atlancie i Sydney, później
srebro i brąz w Atenach, a teraz miejsce siódme.
Które igrzyska wspominasz najlepiej?
Myślę, że Barcelonę. To były moje pierwsze igrzyska.
Startowałem tam w pięcioboju lekkoatletycznym i zdobyłem pierwszy
rekord świata, pierwsze zwycięstwo, pierwszy złoty medal na tak
wielkiej imprezie. Miałem 20 lat. Na pewno było to wielkie
wydarzenie.
Jednak później były kolejne… Każdy medal to sukces: w Sydney
zdobyłem dwa, w Atlancie – trzy. Dwa złote i srebro, rekord świata
w oszczepie, który przetrwał właściwie do Pekinu. Gdy zdobywałem
medal w Pekinie, to też był dla mnie sukces – byłem po kontuzji i
ciężko wracało mi się do sportu, ale udało się.
Trudno powiedzieć mi, że któreś igrzyska były lepsze lub gorsze. Wszystkie były ważne, nawet te w Londynie, tym bardziej, że najprawdopodobniej są to moje ostatnie igrzyska.
Czyli przyszedł czas na podsumowanie kariery
sportowej?
Raczej tak. To już podsumowanie i schyłek. Ja wiem, ze mógłbym
jeszcze startować i zdobywać medale, szczególnie na mistrzostwach
Europy, bo zawodnicy z Europy są słabsi. Ale na świecie też mogłoby
się tak zdarzyć – oszczep jest taką konkurencją, ze jeden rzut
wyjdzie i zadecyduje o wygranej. Myślę jednak, że już
wystarczy, bo mówiłem sobie, że jeśli nie zdobędę tu medalu, to
raczej będzie koniec. Trzeba zamknąć 20-letni etap olimpijski i
zacząć inne życie.
Dwadzieścia cztery lata startów, sześć igrzysk. W tym
czasie sport paraolimpijski mocno się zmienił, prawda?
Bardzo. Sport paraolimpijski jest młodszy od
olimpijskiego. Proces jego ewolucji – a w niektórych
konkurencjach nawet rewolucji – następuje. Wyniki poprawiane
są z paraolimpiady na paraolimpiadę, jest mnóstwo rekordów świata.
Selekcja osób niepełnosprawnych jest mniejsza niż w sporcie
zdrowych, ale wyniki są już coraz lepsze. Ludzie we wszystkim
dążą do perfekcji, także osoby niepełnosprawne – na miarę swoich
możliwości zdrowotnych i fizycznych. Każdy chce się poprawiać, być
lepszy, iść dalej, wyżej, szybciej. Wszystko ku temu zmierza, a nie
da się odpowiednio przygotowywać, kiedy ktoś ma prace. Trzeba
poświęcić wszystko; to już nie jest rehabilitacja, tylko coś
więcej. Jeśli ludzie na protezach biegają 21,30, to już nie jest
zabawa.
Czy myślisz, że w przyszłości może być taka sytuacja, że
konkurencje olimpijskie połączą się z paraolimpijskimi?
To jest całkiem realne, może nastąpić takie połączenie.
Zresztą, popatrzmy na tendencję od czasu igrzysk w Barcelonie:
wtedy było mnóstwo grup, mnóstwo medali. Na przestrzeni
lat to uległo zmianie, grupy są łączone, żeby zmniejszyć ich
liczbę. Ale czy to w końcu nastąpi – trudno powiedzieć, bo jednak
są dwie organizacje i każda będzie chciała w jakiś sposób zachować
swoją odrębność. Zobaczymy.
Twoje plany na przyszłość?
Mam w głowie pewne plany, ale na razie wolałbym się nie
wypowiadać, bo o pewnych rzeczach lepiej nie mówić, żeby nie
zapeszyć.
To plany sportowe czy nie?
W jakiś sposób tak, ale to jest związane z rehabilitacją.
Chciałbym coś swojego otworzyć i pracować na własny
rachunek.
Nie zapeszamy. Jak zachęciłbyś do sportu młodych
niepełnosprawnych ludzi , którzy mają wystarczający potencjał, by
zająć Twoje miejsce?
To jest wspaniała przygoda, duże możliwości poznania
świata, ludzi i jakiś sposób samorealizacji.
A emerytura sportowa?
Emerytura sportowa jest jak najbardziej zachętą, ale ja,
zaczynając swoją przygodę ze sportem, nie myślałem o pieniądzach.
Robiłem to z pasją i chęcią do końca. 20 lat w sporcie nie byłoby
możliwe bez pasji. Zdarzają się kontuzje i różne słabości; to jest
bardzo trudne. Wiadomo, że nie ma jeszcze takiego zaplecza
finansowego, jak w sporcie zdrowych. Zmierza to małymi krokami w
tym kierunku, ale na razie to jest przepaść.
Ale pieniądze już są?
Ale nie takie jak w sporcie zdrowych. Tego nie da się
porównać w żaden sposób.
Myślisz, że te igrzyska są ostatnimi, na których nie ma
transmisji telewizyjnych?
Mam taką nadzieję. To było moje marzenie, żeby w końcu
osoby niepełnosprawne były pokazane pięknie, tak jak w Londynie.
Wiem też na przykład, że ciężko było dostać bilety na
paraolimpiadę; na olimpiadę podobno można było je dostać. Ja tego
nie sprawdziłem, ale są głosy, ze tak właśnie jest. Widać, co
się dzieje na stadionie, co się dzieje w innych państwach, że jest
po prostu normalnie i ludzie to oglądają.
Mnie ludzie z Polski też pytają, czemu nie ma transmisji. Mówię: nie wiem, to przecież nie jest moja wina. Media u nas jeszcze nie dojrzały do tego, żeby odważyć się pokazać sport niepełnosprawnych. To jest wspaniała walka, wspaniali ludzie, przygody i niezwykłe historie każdego z obecnych tu ludzi; można by kręcić filmy na ten temat. Ludzie w Londynie to oglądają, są transmisje. Właściwie nie wiem, jakie państwa poza naszym nie transmitują paraolimpiady i to jest troszeczkę przykre, ale mam nadzieję, że to się zmieni . Mam nadzieję, że społeczeństwo w końcu dojrzeje i ktoś to doceni, bo warto: są medale, jest mazurek Dąbrowskiego; nie zauważyłem, żeby był grany na inną nutę niż dla sportowca pełnosprawnego.
Głównym sponsorem serwisu Londyn 2012 jest:
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz