Gdyby nie Gerlach...
Moją pierwszą zdobytą samotnie górą była Śnieżka w 1997 r. Następną – Giewont, z koleżanką, dzięki której zostałam w Tatrach. Trzecim okazał się wczesnowiosenny, ponury żleb Zawratu. Tam otrzymałam lekcję pokory, kiedy odpadłam na oblodzonych łańcuchach i zaczęłam zsuwać się po śniegowej pryzmie. Wiedziałam, że jeśli się nie zatrzymam, to zginę... Uratowała mnie Madonna Zawratowa, której figurka widnieje w ścianie żlebu. Dla mnie to był cud. Dotarłam do schroniska o własnych siłach – pokrwawiona, zszokowana i obolała. Po badaniu w placówce TOPR ratownik powiedział do mnie z uśmiechem: „Góry panią lubią, ale proszę nie przesadzać”.
Aniołowie górscy
Wiele lat chodziłam po górach sama. Nauczyły mnie wielu rzeczy, były mi przychylne i dały się poznawać. Gdy ktoś chciał dołączyć, to szybko się zniechęcał. Jak mówił mój przewodnik na Gerlach, Józef Michalec, jeśli ktoś nie lubi zmęczenia, to powinien siedzieć w domu. Drugą jego maksymą było powiedzenie, żeby nie się martwić, że wolno chodzę, najważniejsze, aby dość do celu.
Zginał pod lawiną w czasie pracy...
Sześć lat temu poznałam Ulę Tiereszko (lat 56), osobę z innego świata, ale góry szybko tę różnice zniwelowały i nas połączyły. Dzięki niej poznałam Jolę Beuschel z Niemiec (lat 59) i Agnieszkę Adamowską (lat 57). Rok temu byłam na wieczorze wspominkowym z pierwszego polskiego wejścia Agnieszki na górę Himlung w Nepalu (7126 m n.p.m.). Wtedy nikt nie wiedział, że zostanie naszą przewodniczką, opiekunką i aniołem górskim. Okazało się, że dziewczyny są koleżankami ze studiów. Jedna z nich stała się himalaistką, a ja (lat 65) jej podopieczną w sierpniu 2020 r. w Tatrach Wysokich.
Aby nam pomóc przejść przez najtrudniejszą część Orlej Perci, przyjechała specjalnie z Ustronia, gdzie opiekuje się mamą (83 lata) chorująca na parkinsona. Doprosiła do zespołu ambitnego taternika Jacka Janię, który był w okolicy ze swoją córką wprawiającą się pod okiem taty w górskich umiejętnościach i w razie problemów ze starszymi paniami – na które to problemy Agnieszka nie mogłaby zaradzić – byli gotowi do pomocy.
Krąg ludzi wspierających naszą wyprawę tworzyli także Kasia i Wojtek Łukasikowie, którzy załatwili nocleg Agnieszce w Betlejemce (rzut beretem od Murowańca) i dali kontakt do Jacka Jani. Chwała im!
Spotkaliśmy się przy zejściu. Jacek każdej z nas podał rękę i pogratulował. Tacy są ludzie gór!
Najsłabsze ogniwo
Było ciemno, kiedy ruszyłyśmy na wyprawę. Przejście było ostre. Tak naprawdę niewiele pamiętam. Zeszło to na poziom nieświadomości i podświadomości. Wielkie przeżycie. Agnieszka dała nam „majtkowe” uprzęże, do których dopięte były zaczepy do łańcuchów. Pierwszy raz widziałam coś takiego. Jeden kawałek szlaku szłam na linie asekuracyjnej, bo Agnieszka uznała, że tak będzie dla mnie bezpiecznie. Byłam najsłabszym ogniwem grupy, otrzymywałam największe wsparcie. Sławna drabinka przeszła bez dyskusji, nie istniał argument, że się boję. Mało czasu dano mi na strach. Pierwsza wchodziła Agnieszka, za nią zaraz ja. Cały czas była ze mną w kontakcie głosowym: „Trzymaj się łańcucha, teraz go puść, noga na drabinkę i trzymaj się metalowego obramowania, następna noga... jeszcze kawałek... ostatni szczebel, teraz lewą nogą w lewo i jesteśmy”. I po drabince już była Przełęcz, a po niej mordercze zejście.
Siła marzeń
Odcinek jednokierunkowy Orlej Perci zaczyna się na Zawracie, a kończy na Kozim Wierchu. Parę lat temu byłam na nim od strony Pięciu Stawów. Wtedy weszłam na Czarne Ściany i schodziłam Granatem Zadnim. Nasza wyprawa zakończyła się na Koziej Przełęczy i to też było mordercze zejście…
Z Orlej Perci pozostał mi odcinek pomiędzy Przełęczą Krzyżne a Skrajnym Granatem. Byłam i na jednym, i na drugi, zostało to, co pomiędzy, oraz bardzo wymagający Żleb Kulczyńskiego. Zdaje się ponad moje siły. Najważniejsze za mną. Mam to w sobie.
Dziękuję, Dziewczyny, że poszłyście ze mną. Agnieszce Adamowskiej dziękujemy wszystkie. Dałaś nam w kość, ale tylko tak rodzi się więź większa niż nasze ograniczenia.
Od lewej: Jola, Janka, Agnieszka
Pamięci Józefa Michalca, przewodnika i ratownika TOPR (1953–2015).
Artykuł pochodzi z numeru 4/2020 magazynu „Integracja”.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach (w dostępnych PDF-ach).
Komentarze
-
Janka w Tatrach
25.10.2020, 00:52Brawo, Janka! Podziwiam Cię za odwagę. Pamiętam, jak zeszłego lata przyjechałam pociągiem do Zakopanego (samolotem z Niemiec do Warszawy, a tam się przesiadłam) i pomyślałam "Ciekawe, czy spotkam kogoś znajomego", po czym na pierwszej ławeczce zobaczyłam kogo? Jankę z koleżanką! Miałam szczęście:) Pozdrawiam serdecznie i życzę dalszych wspinaczkowych sukcesówodpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz