Mocny sprawdzian z integracji
Młodzi ludzie z całego świata przylatują do USA, aby pracować z osobami niepełnosprawnymi, a przy okazji porozmawiać o tym, jak się żyje w Australii, Afryce czy Irlandii. Łączy ich wspólny cel ponad wszelką odmiennością. Warto przyjrzeć się rozwiązaniom, które funkcjonują w innych krajach, i co sprawdzone - przenosić na polski grunt.
Na obozie dla osób niepełnosprawnych Camp Anne w Stanach Zjednoczonych znalazłam się dzięki firmie CCUSA (Camp Counselor USA) organizującej wyjazdy dla studentów w roli wychowawców lub jako obsługujących letnie obozy dla amerykańskich dzieci.
Camp Anne - special needs camp przeznaczony jest dla osób niepełnosprawnych, które przyjeżdżają tu na 2-tygodniowe turnusy. Są to ludzie zarówno z lekkimi zaburzeniami, jak również z bardzo poważnymi dysfunkcjami - np. czterokończynowym porażeniem mózgowym czy ciężką postacią autyzmu. Ważne jednak jest to, że wszyscy są razem i wzajemnie na siebie oddziałują - bez podziału na lepszych i gorszych.
Ośrodek działa pod egidą agencji ARCH - jednostki rządowej USA. W ramach tej organizacji funkcjonują szkoły specjalne, domy opieki itp. Oczywiście cała ta struktura jest bardziej rozbudowana i lepiej zorganizowana niż w Polsce. Uczestnikami obozów są zarówno pensjonariusze domów opieki, jak również osoby mieszkające z rodzinami.
Obóz trwa 9 tygodni i składa się z 5 turnusów: 3 z osobami dorosłymi, 1 z młodzieżą i 1 z dziećmi. Nad bezpieczeństwem i dobrym samopoczuciem 120 podopiecznych czuwa zespół liczący 150 opiekunów i wychowawców. Odliczając więc osoby z obsługi, na każdego podopiecznego przypada średnio jeden wychowawca. Przed rozpoczęciem obozu wychowawcy i wszystkie osoby z obsługi biorą udział w specjalnym szkoleniu przygotowującym ich do pracy z osobami niepełnosprawnymi. Ośrodek położony jest na północy New Jersey.
Ludzie i ich organizacja
Wśród wolontariuszy pracujących na obozie są osoby z całego świata: z Australii, Nowej Zelandii, Ameryki Południowej, Anglii itp. Ten niezwykły, kulturalno-obyczajowy miks fascynuje swoją różnorodnością. Nieważne skąd jesteś, jaki masz kolor skóry, jaki jest twój narodowy język - wszyscy jesteśmy młodymi ludźmi, którzy czują tak samo. Na Camp Anne spędzimy razem 2,5 miesiąca, opiekując się osobami niepełnosprawnymi. Właśnie to nam uświadamiano w czasie tygodniowego szkolenia. Szczególny nacisk kładziono na pracę w grupie - czyli wzajemne poznanie, które przygotuje do pomagania sobie w różnych trudnych, codziennych sytuacjach. Jest to szczególnie istotne w momencie, gdy np. ma się pod opieką osobę poruszającą się na wózku i nie wszystko jest się w stanie samemu zrobić.
Mieszkaliśmy w domkach 25-osobowych (piętrowe łóżka): 10-12 podopiecznych i 10-13 wychowawców. Praca w grupie była niezbędnym elementem naszej obozowej egzystencji. Przebywanie z podopiecznymi 24 godziny na dobę sprawia, że z czasem osoby, o które trzeba się troszczyć, zmieniają się w przyjaciół, z którymi tańczymy, pływamy, śpiewamy, bawimy się itd. Nadszedł moment, w którym zaczęłam myśleć o swoich podopiecznych w kategoriach partnerskich. Nie było to wcale trudne, gdyż oni też mi pomagali i mną się opiekowali (np. dwaj bracia z Chin, Soo i Kam, codziennie pomagali mi składać pościel i ubrania ludzi z całej grupy).
Jak wyglądał zwykły dzień?
Każdy dzień zaczynaliśmy o godz. 7.00, aby o 9.00 spokojnie zjeść śniadanie. Mieliśmy 2 godz. na poranną toaletę, ścielenie łóżek, ubieranie siebie i przebieranie podopiecznych. Po śniadaniu, ok. godziny 10.00 zaczynały się różnego rodzaju zajęcia ruchowe i manualne. Każda grupa miała do zrealizowania swój harmonogram, w którym zawarte były następujące punkty: basen, jezioro, sztuka, muzyka, sport. Po posiłkach, wychowawcy wraz ze swoimi podopiecznymi oddawali się tworzeniu, muzykowaniu i zabawie.
Około godziny 12.00 był lunch, a po nim godzinna przerwa, podczas której podopieczni odpoczywali w łóżkach, a wychowawcy mieli czas dla siebie. Popołudniowe zajęcia rozpoczynały się o godz. 15.00 a kończyły o 17.30. Kolacja trwała do 19.00 i zaraz po niej zaczynała się codzienna impreza, tzw. night party, zawsze pod innym tytułem np. "beach party", "national party" itp. W ciągu dnia każdy podopieczny wraz ze swoim wychowawcą przygotowywał kostium na wieczór. Każdy miał czas na prezentację siebie w czasie jednego utworu, który sam wybrał. Na scenie można było tańczyć, śpiewać, recytować itp. Wszystkim występom i prezentacjom towarzyszyło dużo dobrego humoru. Oczywiście najbardziej chodziło o aktywizację podopiecznych, uświadamianie im własnej wartości, talentów i zdolności. Wieczorne występy dodawały odwagi, pokazywały, że pomimo różnych ułomności, na scenie wszyscy jesteśmy równi. Myślę, że te wieczorki z muzyką były bardzo dobrym zakończeniem aktywnej pracy w ciągu całego dnia. Teraz pozostawało już tylko wziąć prysznic i ułożyć podopiecznych w łóżkach. Około godziny 21.30 mieliśmy spotkanie z szefem grupy i omawialiśmy wszystkie problemy i niepokojące sytuacje, które zdarzyły się w ciągu dnia. Od 22.00 do 24.00 mieliśmy czas wolny, w którym spotykaliśmy się z zaprzyjaźnionymi osobami, wysyłaliśmy e-maile, oglądaliśmy filmy lub szliśmy spać, aby w pełni sił rozpocząć kolejny dzień.
A teraz ja...
Najtrudniejszy był pierwszy tydzień pobytu na obozie. Nigdy nie
zapomnę mojego przygnębienia, kiedy zobaczyłam 120 osób z przeróżnymi ułomnościami. Od fizycznych
niepełnosprawności, poprzez deformacje ciała, upośledzenia, porażenia mózgowe do chorób
genetycznych.
Stanęłam w obliczu tej fizycznej i psychicznej niedoskonałości i przestraszyłam się. Pytałam
siebie: "Co znaczą twoje doświadczenia (praca z dziećmi autystycznymi) w porównaniu z tą
różnorodnością zaburzeń i chorób? Nic o tym nie wiesz, jak sobie poradzisz?". Do tego jeszcze
w pierwszym tygodniu przeżyłam atak agresji ze strony jednego z uczestników (zostałam pobita przez
mojego podopiecznego, a w pobliżu nie było osoby, która powinna mi w tej sytuacji pomóc). Ten
incydent zachwiał poważnie wszystkimi moimi dotychczasowymi planami związanymi z pracą z
niepełnosprawnymi.
Zastanawiałam się, czy w przyszłości w podobnej sytuacji będę
potrafiła odpowiednio zareagować. Oceniając tę sytuację z perspektywy czasu, odbieram ją, jako
bardzo mocny sprawdzian. Ten chłopiec po 10 minutach zwracał się do mnie, jakby nigdy nic się nie
stało, nie wiedział, co zrobił.
Oczywiście po takiej lekcji i wielu przemyśleniach stwierdziłam, że podczas szkolenia zapomniano o
najważniejszym aspekcie, nie pokazano nam, jak możemy się bronić. Warto o tym pomyśleć i stworzyć
dobry program szkoleniowy uczący prawidłowego reagowania na agresję. W dążeniu do integracji i ten
problem powinien zostać zauważony.
2,5-miesięczna praca z podopiecznymi wymagała nie tylko siły fizycznej, ale również odporności psychicznej. Tak się złożyło, że pracowałam tylko z mężczyznami. Kąpanie 40-letniego mężczyzny czy zmiana pampersów początkowo stanowiły problem, ale szybko się przełamałam. Były sytuacje, kiedy zmęczenie osiągało apogeum i wtedy było ciężko. Jednak zdecydowanie częściej promienny uśmiech, przezabawne figury w tańcu czy nawet troska podopiecznych o wychowawców (Piotr, wspaniały tancerz, przykrywał mnie zawsze swoją marynarką, gdy ze zmęczenia zamykały mi się oczy) sprawiały, że każdy dzień przynosił dużo radości i satysfakcji, a każdy następny intrygował tym, co przyniesie.
Bardzo często, przebywając wśród tych wszystkich ludzi, czułam się
szczęśliwa, zachwycałam się ich zdolnościami i pomysłami. Stwarzali atmosferę pełną akceptacji i
zrozumienia.
Zabawne było to, że właściwie po jakimś czasie już nie ciekawiło nas, jak tam w tej Australii czy
Ameryce się żyje, bo wszystkie rozmowy po pracy krążyły wokół różnych sytuacji, które zdarzyły się
w ciągu dnia i związane były z podopiecznymi. Zwykle towarzyszyło temu wiele emocji.
Zachwycałam się tym, jak doskonale radzą sobie w pracy ludzie, którzy wcześniej nie mieli żadnego doświadczenia. To odkrywanie różnych obliczy inności było dla mnie niezapomnianym doświadczeniem.
Pobyt w USA udowodnił mi, że integracja osób niepełnosprawnych jest możliwa, ważne jest tylko, aby opierała się na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. Wtedy daje gwarancję powodzenia.
CHCESZ TAM POJECHAĆ?
Na obóz może jechać każda studiująca osoba, która ma doświadczenie w
pracy z osobami niepełnosprawnymi i chciałaby pogłębić swoje kwalifikacje. Wyjazdy organizuje firma
eCUSA, a ja promuję ten rodzaj praktyki wśród studentów.
Osoby zainteresowane proszę o kontakt, mam komplet potrzebnych dokumentów, pomagam w organizacji
wyjazdu. Zgłoszenia przyjmuję do końca maja. Na obozie pracujemy za kieszonkowe - zwraca nam się
cały koszt programu i jeszcze zostaje na podróże po Stanach lub zakupy (co kto woli). Zapraszam -
jeśli jesteś studentem i znasz angielski - napisz, odpowiem na wszystkie pytania:
Sylwka291@op.pl.
Tekst i zdjęcia: Sylwia Part, autorka jest konsultantką w Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz