I Ty możesz być artystą
Sztuka może człowieka uratować. Kontakt z nią i tworzenie są tak samo ważne. I tak samo możliwe.
Dawno, dawno temu prowadziłam zajęcia z teorii sztuki i teorii kultury. To były zamierzchłe czasy, przed diagnozą syna. Po bardzo dobrze ocenionej pracy magisterskiej przyzwyczajałam się do myśli, że może i jakiś ciekawy doktorat uda mi się napisać. Lubiłam tamten czas. Dużo czytałam, fascynowała mnie sztuka, ekscytowało odkrywanie jej historii i znaczenia dla relacji społecznych. Zajęcia ze studentami mobilizowały – wiedzę trzeba było tak poukładać i przetworzyć, by nią zainteresować.
Nie chciałam prowadzić nudnych zajęć. I chyba mi się udawało. Byłam młoda, miałam w sobie pasję i wielką wiarę w to, że sztuka jest czymś niezwykle ważnym, podstawową potrzebą człowieka. Nie było opcji, żeby ktoś nie dał się do tego przekonać. Organizowaliśmy imprezy, wystawy, pisałam recenzje, robiłam wywiady z artystami. Dużo się wtedy działo. Dawno, dawno temu. O tym, że nie była to bajka, przekonuję się od czasu do czasu, porządkując papiery i odnajdując notatki z tamtych lat.
Tamte emocje pamiętam, erudycyjna wiedza niestety nieco wyparowała... Na pewno jednak zapamiętałam na zawsze, by nie zamykać pojęcia „sztuka” w ciasnych definicjach rodzajów, dziedzin, nurtów, kierunków, fal etc. Nauczyłam się, że sztuka nie jest czymś, co się lubi lub nie, co interesuje lub nie dotyczy, na czym się człowiek zna lub nie zna. Kwestia posiadania lub nieposiadania talentu artystycznego też jest relatywna – zależy, jak na to spojrzeć.
„Każdy jest artystą” – to proste zdanie zrobiło rewolucję w sztuce współczesnej. Jego autor, Joseph Beuys (1921-1986), został uznany za największego współczesnego artystę. Nie malował pięknych obrazów, robił „dziwne” rzeczy, np. smarował krzesło tłuszczem albo zamykał się w jednym pomieszczeniu z kojotem. W ten sposób – środkami, jakie wybierał – opowiadał o sobie, życiowych doświadczeniach (ukształtowały go w dużym stopniu przeżycia wojenne).
Dziś zdanie: „Każdy jest artystą” brzmi niemal groteskowo. Powtarzane jest z ironią. Trudno się dziwić – przez dekady uczono ludzi, że mogą osiągać wszystko, czego chcą – w tym np. sławę – odkrywać „ukryte talenty”, których wcale nie mają (w tradycyjnym rozumieniu). Wielu uwierzyło w swoją moc, na nieszczęście dla innych...
Dla Beuysa stwierdzenie „każdy jest artystą” było podsumowaniem jego teorii, że każda zdolność człowieka ma swój początek w prymarnej zdolności do tworzenia. A pierwszym aktem twórczym jest nasza myśl. Artysta chciał, by wszystko, co robimy, robić starannie, szczerze, z potrzeby serca, głębi duszy. Jakby tworzyło się dzieła sztuki. Wtedy świat ma szansę być lepszy. Beuys obawiał się, że jeśli nie zaczniemy tak właśnie patrzeć na siebie, na relacje społeczne, to rozwijająca się technologia doprowadzi do alienacji. A jeśli technologia – jak się wtedy spodziewano – zapewni więcej wolnego czasu, to trzeba go wykorzystać na rozwój, szukanie najlepszych środków, by wyrażać swoje myśli. Żyć twórczo, nie zmienić się w maszynę. Beuys postulował powszechną edukację artystyczną i estetyczną: uczenie kreatywności na wielką skalę.
Niewątpliwie okazał się wizjonerem. Tak wielkim, że – jak to się regularnie w dziejach powtarza – jego ideały sięgnęły bruku... Wolnego czasu mamy coraz mniej, a od nadużywanego słowa „kreatywność” robi się niedobrze.
Jaki z tego morał? Żyjmy twórczo! Po swojemu.
Nie traktujmy sztuki jak domeny wybrańców. Literatura, film, muzyka – to obszary do szukania swoich prawd, emocjonalnej bliskości, okazji do dyskusji i polemik, do myślenia i rozwoju. Dzieła dawnych mistrzów mogą być tak samo inspirujące jak wystawa prac osób z zespołem Downa w domu kultury dwie ulice dalej. Trzymajmy się definicji, że sztuki nie tworzy się dla poklasku, by się podobała. Robi się ją dla siebie. Tak często – dla ratowania siebie... Gdy życie tak daje w kość, że każdego dnia chce się wyć, uciec i obudzić w lepszej bajce. Gdy opadają ręce, gdy brakuje sił, słów. Gdy inni przyprawiają „gęby”, z którymi nie mamy nic wspólnego.
Tworzy się, by powiedzieć: jestem.
Można malować, pisać, tańczyć, śpiewać, haftować... Zająć się upcyclingiem, scrapbookingiem drewnoplastyką, kaligrafią... Uprawiać ogród. Fotografować. Grać w teatrze. Albo na djembe.
By nie zwariować. By bronić się przed depresją, izolacją, niezrozumieniem. By szukać emocji, które są jak powietrze i chleb, a codzienność ich nie przynosi. Nabiera to szczególnego znaczenia w naszym środowisku, wśród osób z niepełnosprawnością i ich rodzin. Wśród wykluczonych.
Niedawno znów porządkowałam papiery. Tym razem dawne „artystyczne” notatki wylądowały na półce przy biurku, a nie zostały schowane głęboko w pudle.
Dorota Próchniewicz – mama dorosłego Piotra z autyzmem. Dziennikarka, redaktorka, autorka, pedagożka. Współpracuje z mediami i organizacjami pozarządowymi w zakresie podnoszenia świadomości autyzmu oraz poprawy sytuacji osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin w Polsce. Związana z nieformalną inicjatywą „Chcemy całego życia”. Prowadziła blog autystyczni.blox.pl. Szuka sposobów na opisanie niełatwej codzienności, gdy trzeba pogodzić samotne rodzicielstwo, pracę zawodową i walkę o godne życie.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
Artykuł pochodzi z numeru 5/2020 magazynu „Integracja”.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz