Mają pracę!
Dziewięciu warszawskich bezrobotnych złożyło się po 20 zł i zarejestrowało pierwszą w Polsce spółdzielnię socjalną. Już mają zlecenia. Będzie im łatwiej, gdy wejdzie w życie ustawa rządowa, nad którą pracuje Sejm
Monika Twardowska przez trzy lata była bez pracy - dorywczo sprzątała albo stała na promocjach.
- Ukończyłam szkołę średnią, dostałam rentę inwalidzką na oczy, co tydzień przeglądałam "Wyborczą" w poszukiwaniu pracy. Jak na rozmowie słyszeli, że mam trójkę dzieci, mówili: "Odezwiemy się". I nikt się nie odzywał.
O pomoc poprosiła praskie Stowarzyszenie "Otwarte Drzwi". Jego prezes Anna Machalica poradziła, żeby znalazła chętnych do założenia socjalnej spółdzielni pracy. Może ją założyć od 5 do 50 bezrobotnych, niepełnosprawnych, wychodzących z bezdomności. W przeciwieństwie do zwykłej firmy spółdzielnia może korzystać z dotacji, przez rok jest zwolniona z podatku dochodowego. A w przyszłości ma szansę na preferencyjne traktowanie przy zamówieniach publicznych i dotacje z Funduszu Pracy.
Bezrobotny na spółdzielcę
- Bałam się, że nie podołam. Przekonało mnie to, że część obowiązków mogę wykonywać w domu, a w stowarzyszeniu, jak trzeba, zaopiekują się dziećmi - opowiada Monika.
Wspólników nie musiała szukać. Mąż Mariusz Piotrowicz (też inwalida II grupy) był pakowaczem z perspektywą zwolnienia, więc wolał przystąpić do spółdzielni. Wcześniej cztery lata pracował w firmie sprzątającej. Brat Paweł Twardowski uczy się zaocznie w technikum gastronomicznym, dorywczo pracował jako kelner i barman, pracodawcy go wykorzystywali i nie zawsze płacili. Dołączyli znajomi z podwórka - Beata Żuk, bezrobotna po zawodówce gastronomicznej, i Rafał Jędrzejuk: jeśli pracował, to na umowę-zlecenie: jako doradca w banku, przedstawiciel handlowy, fryzjer.
Do piątki znajomych dołączyli czterej mieszkańcy Domu Rotacyjnego, eksbezdomni, zaleczeni alkoholicy lub narkomani próbujący wyjść na prostą - ci wnieśli doświadczenie remontowo-budowlane.
Wszyscy przeszli szkolenie ze spółdzielczości z elementami zarządzania i marketingu - zorganizowało je Stowarzyszenie "Otwarte Drzwi". Wybrali zarząd, napisali statut, biznesplan, wystąpili o NIP, REGON i wpis do Krajowego Rejestru Sądowego. Zostali Wielobranżową Spółdzielnią Socjalną "Z myślą o Tobie".
No i zaczęły się kłopoty. Okazało się, że aby zarejestrować się w KRS, potrzebują 1500 zł, a oni w sumie uzbierali 180 zł. Pomogli prawnicy z Biura Informacji i Analiz na rzecz Zatrudnienia Socjalnego i Stowarzyszenie "Otwarte Drzwi". - Udało się, bo korzystaliśmy z kilku odrębnych ustaw - mówi Anna Wrzesiewska, prawniczka.
Dzielą po równo
Założenie spółdzielni socjalnej byłoby prostsze, gdyby posłowie przegłosowali rządowy projekt ustawy - leży w Sejmie. Kiedy będzie rozpatrzony? - Wszystko zależy od tego, czy 5 maja nastąpi samorozwiązanie się parlamentu. Jeśli nie, to w połowie miesiąca odbędą się dwa posiedzenia podkomisji. Widać przychylność posłów, więc prace nad projektem powinny się zakończyć do końca czerwca - mówi Tadeusz Tomaszewski (SLD), szef podkomisji, która zajmuje się projektem ustawy o spółdzielniach socjalnych.
Tymczasem "Z myślą o Tobie" ma już perspektywy na pierwsze pieniądze. Pod przewodnictwem Jerzego Knioły, eksbezdomnego, członkowie spółdzielni remontują 400 m kw. pomieszczenie. W ciągu tygodnia-dwóch zarobią 3,5 tys. zł, dzielą się po równo i każdy odkłada 100 zł na rozwój spółdzielni.
A plany są poważne: dostawy tanich posiłków (zupa po 2,5 zł, naleśnik z jabłkiem po 2 zł), przedszkole, usługi krawieckie i fryzjerskie. No i przyjmowanie nowych członków. Swój cel określają krótko: sukces.
Kontakt do spółdzielni "Z myślą o Tobie" i do Stowarzyszenia "Otwarte Drzwi", ul. Targowa 82, tel. 619 85 01.
W 1991 roku parlament przyjął ustawę w sprawie spółdzielni, które m.in. za cel stawiają sobie reintegrację społeczno-zawodową osób zagrożonych wykluczeniem. Ustawa wprowadziła preferencje podatkowe i określiła, że 20 proc. zamówień publicznych ma być powierzonych takim spółdzielniom. W 2000 r. we Włoszech działało ich już 1915 i zatrudniały 33 tys. pracowników.
Mirosław Kochalski, dyrektor miejskiego Biura Zamówień Publicznych
W ustawie o zamówieniach publicznych jest przepis, który mówi, że jednym z kryteriów wyboru oferty może być wpływ na lokalny rynek pracy. Ja jednak nigdy wcześniej go nie stosowałem. Przy przetargach kierujemy się ceną i doświadczeniem firmy. Jeśli taka spółdzielnia będzie miała niższe koszty pracy - bo będzie zwolniona z podatku, dostanie preferencyjne kredyty - to będzie konkurencyjna. Większe szanse będzie też miała w przetargu na proste prace, jak sprzątanie czy bieżące konserwacje, przy których zamawiający, czyli miasto, nie ponosi ryzyka
Autor: Aleksandra Krzyżaniak-Gumowska
Źródło: gazeta.pl, Warszawa, 2 maja 2005
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Spotkanie z redakcją i pisarką o 17.00 w Międzypokoleniowej
- X Ogólnopolskie Zawody Pływackie
- „Sprawdź, czy jesteś HER2-low” w Gdańsku – bezpłatne konsultacje z onkologiem dla pacjentek z rakiem piersi
- Wrocław: bezpłatne szkolenia w ramach projektu „Artysta bez granic”
- Polki z awansem do ćwierćfinału MŚ! Bezapelacyjne zwycięstwo z Brazylią
Komentarz