WTZ na mieliźnie?
O Warsztatach Terapii Zajęciowej usłyszeć można opinie, że są swoistymi przechowalniami. W dodatku zamiast przygotowywać uczestników do pracy i samodzielnego życia, urządza się im wycieczki i olimpiady, uczy malować i grać w teatrzykach.
A ta rekreacja sporo kosztuje. Na utrzymanie Warsztatów Terapii Zajęciowej (WTZ) państwo wydaje rocznie prawie 200 mln zł. Dlatego wokół WTZ od lat toczą się gorące spory. Jedni chcą ich likwidacji, uważając, że nie przygotowują osób niepełnosprawnych do pracy. Inni pragną, aby powstało ich jeszcze więcej, bo są jedyną szansą na rehabilitację społeczną tysięcy osób.
System niejasności
Warsztaty Terapii Zajęciowej powołano w 1991 roku (obecnie z 565 placówek korzysta ok. 18 tys. uczestników). Ustawa lakonicznie stwierdzała, że "przeznacza się je dla osób niepełnosprawnych całkowicie niezdolnych do pracy zarobkowej, dla których terapia zajęciowa jest formą rehabilitacji społecznej". O rehabilitacji zawodowej nie wspomniano ani słowem. Zrobiono to dopiero w 1997 roku, nakładając na WTZ nowe zadanie rehabilitacji zawodowej. Odtąd Warsztat miał być placówką pomagającą uczestnikom "pozyskanie lub przywrócenie umiejętności niezbędnych do podjęcia zatrudnienia". Nie było to takie proste, gdyż Warsztaty zdążyły już wytworzyć własne modele działania i nastawiły się na rehabilitację społeczną uczestników.
Ustawa jednak minęła się z głównym swoim założeniem. Zakładała, że WTZ zaczną tworzyć przede wszystkim zakłady pracy chronionej (zpch). Sądzono, że stamtąd rekrutować będą swych przyszłych pracowników. Niestety, praktyka daleko odbiegła od założeń. Do dziś Warsztaty utworzyło zaledwie 1,9 proc. zpch. Patrząc, które osoby niepełnosprawne są najczęściej zatrudniane przez zpch (70 proc. osób z lekkim stopniem niepełnosprawności, a zaledwie 4 proc. ze znacznym), można dojść do wniosku, że od początku swojego działania zpch nie były zainteresowane zatrudnianiem osób ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. A wyłącznie takie przebywają w WTZ. W tej sytuacji największe zainteresowanie zakładaniem Warsztatów wykazały organizacje pozarządowe, które dziś prowadzą ponad 65 proc. wszystkich placówek ("Raport - z badania Warsztatów Terapii Zajęciowej", przeprowadzony przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w 2004 roku i opracowany przez dr. Jerzego Chorążuka).
- O Warsztatach krążą najczęściej obiegowe i bardzo krzywdzące opinie - mówi Dorota Stępień, psycholog z WTZ w Warszawie przy ul. Karolkowej. - Sama prowadzę zajęcia i zawsze staram się do nich dobrze przygotować, aby nie były to tylko zajęcia odtwórcze, lecz również kreatywne. Ponieważ jestem psychologiem, prowadzę dużo zajęć indywidualnych, poszerzających umiejętności społeczne. Właśnie podczas Warsztatów osoby niepełnosprawne po raz pierwszy mają okazję nawiązywać kontakty społeczne. Przebywają w środowisku mocno stymulującym ich osobowość. Poza tym wielu z nich pierwszy raz w życiu mogło się z kimś zaprzyjaźnić, zobaczyć zwierzęta w zoo, pojechać na wycieczkę czy pójść do kina. Dotąd siedzieli zwykle w domu.
Zdaniem dr. Jerzego Chorążuka nie należy mierzyć efektów rehabilitacji społecznej w Warsztatach wyłącznie w kategoriach udanego wejścia na rynek pracy. - Należy pamiętać, że uczestnicy Warsztatu choć nie znaleźli pracy, nie boją się już sami wyjść z domu, pójść do sklepu czy zrobić zakupów. Ponadto potrafią ubrać się, umyć, być aktywni. A więc w pewnym stopniu są samodzielni i pomocni dla rodziny. A to także dużo. Może to najważniejsza miara.
Formy terapii
W Warsztatach Terapii Zajęciowej dominuje terapia ruchem i zajęcia sportowe. Prowadzi ją aż 98 proc. WTZ. Ćwiczenia ogólnousprawniające stosuje 96 proc., a terapię psychologiczną 82 proc. Uzupełnia ją terapia w postaci psychodramy i psychogimnastyki, hipoterapia, hydroterapia, biblioterapia, muzykoterapia, pantomima, dogoterapia oraz wiele występujących jednostkowo, m.in. socjoterapia, laseroterapia, magnetoterapia, światłoterapia i aromatoterapia.
Prawie we wszystkich Warsztatach (97,8 proc.) prowadzone są zajęcia z komunikacji społecznej. W ich skład wchodzi nauka zasad savoir-vivre'u, prowadzenia rozmowy oraz różnych zachowań werbalnych i niewerbalnych. Zbliżona liczba placówek prowadzi zajęcia dotyczące wyglądu zewnętrznego i higieny osobistej, codziennych umiejętności praktycznych w domu (sprzątania, prania), umiejętności kulinarnych i zasad zdrowego żywienia, zachowań ekonomicznych (rozpoznawanie nominałów pieniężnych podczas zakupów, planowania wydatków) oraz rozwiązywania różnych problemów w trudnych sytuacjach międzyludzkich.
Ponad 70 proc. prowadzi trening w zakresie edukacji seksualnej (informacje związane z życiem intymnym, umiejętność obrony przed molestowaniem i wykorzystywaniem seksualnym). Tyle samo prowadzi treningi z zakresu różnych umiejętności i sprawności technicznych w domu.
Społeczna rehabilitacja
Ponieważ organizacje pozarządowe od początku tworzenia WTZ skupiły się na rehabilitacji społecznej podopiecznych, w Warsztatach zaczęły dominować pracownie przygotowujące uczestników do aktywności życiowej. Prowadzone treningi skupiają się na wyrabianiu zaradności i najprostszych umiejętności. Dotyczą głównie nauki i rozumienia podstawowych zachowań oraz pełnienia wybranych ról społecznych (patrz: Formy terapii). Rodzaje treningów dostosowane są do schorzeń i ograniczeń uczestników WTZ. Najwięcej jest uczestników z upośledzeniem umysłowym - 61,6 proc., chorych psychiczne - 9,5 proc., a ze schorzeniami sprzężonymi - 14,5 proc. Z dysfunkcjami narządu ruchu jest zaledwie 5,7 proc., a wzroku - 2,1 proc. Łącznie ok. 70 proc. uczestników ma znaczny stopień niepełnosprawności, a 30 proc. umiarkowany.
Krystyna Mrugalska, prezes Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym (PSOUU), przyznaje, że jeszcze niedawno w rządzie dominowała tendencja, aby przekazać WTZ do resortu pomocy społecznej. Nie udało się to m.in. z powodu protestu Warsztatów oraz odrzucenia
projektu nowelizacji ustawy o rehabilitacji społecznej i zatrudnianiu osób niepełnosprawnych. Stanowisko rządu co do ostatecznej formuły działalności WTZ wciąż nie jest jednoznaczne. Niemniej jednak sukcesy, jakie odnoszą te placówki w rehabilitacji społecznej osób ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, z pewnością są godne zauważenia i docenienia.
W pułapce rozrywek
Coraz częściej pojawiają się głosy, że przyczyną rzadkiego zatrudniania uczestników WTZ są rozbudowane w nich zajęcia rekreacyjne, wycieczki krajoznawczo-turystyczne, turnusy rehabilitacyjne, wyjścia do kina, na koncerty i do teatru, a także wieczorki taneczne, wystawy i zawody sportowe. Zajęcia rekreacyjne z założenia mają uzupełniać rehabilitację społeczną osób niepełnosprawnych. W rzeczywistości jednak ze względu na swój atrakcyjny charakter mogą zniechęcać uczestników do podjęcia pracy. Regularna praca oznacza bowiem rezygnację z wielu przyjemności na rzecz obowiązków.
- Obserwuję ten mechanizm już od jakiegoś czasu - mówi Małgorzata Gorący, wiceprezes Wrocławskiego Sejmiku Osób Niepełnosprawnych, prowadząca WTZ we Wrocławiu. - Niedawno mieliśmy wyjazdy na kilka imprez, w tym na przegląd teatrów i olimpiadę. Zaraz potem otrzymaliśmy ofertę pracy dla dwóch osób. I uczestnicy, którzy są w Warsztacie najlepiej przygotowani do podjęcia pracy, odmówili jej przyjęcia. Coraz bardziej zaczynam nabierać przekonania, że mając do wyboru przebywanie w WTZ i pracę w zakładzie, zawsze wybiorą to pierwsze.
Postawy takie może jeszcze wzmacniać słaba dyscyplina podczas zajęć. W założeniach jest ona jednym z elementów terapii w WTZ, w praktyce jest jednak różnie.
- Widać to, gdy odwiedza się Warsztaty - dodaje Małgorzata Gorący. - Uczestnicy chodzą, gdzie chcą, co chwilę robią sobie kawę, herbatę. Generalnie czuje się duży luz. Temu rozluźnieniu zaczynają ulegać też terapeuci. Zaczyna przybywać kółek zainteresowań, a ubywać zajęć, podczas których uczy się przestrzegania zasad, wypełniania obowiązków oraz dyscypliny.
Jeden z uczestników ogólnopolskiego seminarium "Diagnoza i perspektywy rozwoju Warsztatów Terapii Zajęciowej", które odbyło się w czerwcu w Warszawie, stwierdził, że "Warsztaty w Polsce działają na zasadzie »każdy sobie rzepkę skrobie«, bez żadnej koordynacji i spójnego metodologicznego planu działania". Choć w kraju jest 565 tego typu ośrodków, to praktycznie nie istnieje między nimi wymiana doświadczeń i przepływ informacji o najskuteczniejszych metodach terapeutycznych i rehabilitacyjnych. Autorzy raportu o Warsztatach postulują wręcz powołanie specjalistycznego ośrodka metodycznego, który organizowałby doskonalenie merytoryczne kadr na wzór ośrodków w szkolnictwie.
- WTZ powinny mieć własne stałe forum wymiany myśli i doświadczeń z pracy z uczestnikami Warsztatów - mówi dr Jerzy Chorążuk. - W kraju nie ma ośrodka ani ogólnokrajowej organizacji, która scalałaby merytoryczną działalność Warsztatów. Powinna powstać również po to, aby działać i lobować na rzecz Warsztatów, przemawiać w ich imieniu, a także pomagać im organizacyjnie, prawnie i merytorycznie. Dlatego musi to być własna inicjatywa środowiska i organizatorów WTZ. Dziś Warsztaty robią tyle, ile są w stanie zrobić, pracując niekiedy metodami chałupniczymi. Problem w tym, że ich kadra pozostawiona jest sama sobie. Nie ma wsparcia pedagogicznego i psychologicznego ani możliwości stałego doskonalenia umiejętności i zdobywania wiedzy.
Potrzebę stworzenia takiego "centrum" potwierdzają również sami terapeuci. Wśród 6735 etatowych pracowników WTZ (w tym 3938 stanowisk merytorycznych) tylko 45 proc. ma wyższe wykształcenie. Tyle samo ma wykształcenie średnie, zasadnicze zawodowe 6,6 proc, a podstawowe 1,9 proc. Natomiast niewiele jest etatów specjalistycznych - dla neurologa, psychiatry, pedagoga, a nawet internisty.
- Warsztaty muszą się bardziej programowo przeformować, choć wiele z nich już to robi - mówi Krystyna Mrugalska. - Zajęcia rekreacyjne, artystyczne i hobbistyczne nie mogą jednak wypełniać uczestnikom całego życia. Wciąż są Warsztaty, w których dominuje działalność opiekuńczo-rekreacyjna. Powinniśmy także odchodzić od minimalistycznego i mechanicznego podejścia, które skupia się tylko na usprawnianiu manualnym i samoobsłudze uczestników. A to są osoby, które rozwijają się także jako ludzie, osobowościowo. Aby nastąpiły zmiany, potrzebna jest nie tylko edukacja i pomoc psychologiczna, ale również szkolenia kadry.
Uczestnicy WTZ
Przyjmowanie uczestników do Warsztatu odbywa się na podstawie wskazań komisji orzekającej. Około 74 proc. uczestników WTZ to absolwenci szkół specjalnych, szkół życia oraz osoby, które w ogóle nie uczęszczały do szkoły. Wykształcenie podstawowe ma 8,5, zawodowe 5,5 proc., a średnie 4 proc. Poza kilkoma wyjątkami nie ma WTZ, w którym wszyscy uczestnicy pochodziliby z jednej miejscowości. Dominująca przyczyną opuszczenia Warsztatu przez uczestników jest własna wola - prawie 22 proc. Nieco mniej opuszcza Warsztat ze względu na zmianę miejsca zamieszkania, poprawę stanu zdrowia, pogorszenie stanu zdrowia, długotrwały pobyt w szpitalu, zgon.
Najmniej liczną grupę stanowią osoby, które opuściły Warsztat z przyczyn pozytywnych - podjęcia nauki, pracy, poprawy zdrowia, wygaśnięcia orzeczenia o stopniu niepełnosprawności (ok. 11 proc.). Z raportu PFRON wynika, że w Warsztatach przebywają osoby, które mogłyby przejść do innej formy aktywności.
Kolejka do zagęszczania
Chętnych do uczestniczenia w Warsztatach Terapii Zajęciowej z każdym rokiem jest coraz więcej. Do blisko 84 proc. z nich jest długa kolejka czekających na wolne miejsce. Dzieje się tak z braku wystarczającej liczby tego rodzaju placówek w kraju. Po 14 latach funkcjonowania systemu na 380 powiatów w kraju, warsztaty utworzono tylko w 290. Nadal w 90 powiatach (24 proc.) nie ma ani jednego WTZ (aż w połowie powiatów w województwach podlaskim i dolnośląskim), pomimo że środki na ich utworzenie i funkcjonowanie niemal w całości pokrywa PFRON (ok. 97 proc. kosztów). W 2003 roku na przyjęcie do WTZ czekało łącznie prawie 3200 osób mających skierowanie z zespołów orzekających. Najwięcej w województwach śląskim, wielkopolskim i małopolskim. Połowa WTZ wprowadziła selekcję uczestników, tworząc profil Warsztatu oparty na tym samym bądź podobnym schorzeniu. Najchętniej przyjmują osoby z niepełnosprawnością mentalną. Oznacza to, że wiele osób z innymi schorzeniami zostaje odesłana z kwitkiem. Przyczyną takiego postępowania mogą być różne trudności z pracą i rehabilitacją uczestników o różnych schorzeniach. Niemniej jednak rodzice oraz dzieci z innymi dysfunkcjami mogą czuć się dyskryminowani, postrzegając WTZ jako miejsca uprzywilejowanie dla osób z upośledzeniem umysłowym.
Kolejki do Warsztatów miała wyeliminować rotacja uczestników wprowadzona w 1997 roku. Od tego czasu rada programowa każdego Warsztatu musi co trzy lata ocenić postępy rehabilitacji każdego z nich. Jeśli rokowania co do możliwości podjęcia przez niego pracy są pozytywne, może pozostać w WTZ i dalej uczestniczyć w terapii. Jeśli takich rokowań nie ma, powinien zostać skierowany do dziennego środowiskowego domu pomocy bądź innego ośrodka wsparcia. Niestety, zamiast rotacji nastąpił systematyczny wzrost liczby uczestników w jednym Warsztacie. Obecnie co czwarty uczestnik WTZ to osoba nowa, przebywająca w nim najwyżej rok. Natomiast prawie 16 proc. uczestników przychodzi tam ponad 8 i więcej lat, a 27 proc. - 4 do 8 lat (patrz fragment: Uczestnicy WTZ).
System idealny
Z raportu PFRON wynika, że rocznie mniej niż 1 proc. uczestników Warsztatów znajduje pracę, mimo że prowadzą one treningi przygotowujące do zatrudnienia. Uczy się na nich, jak poszukiwać informacji o pracy, kompletować potrzebne dokumenty albo pisać życiorys. Niestety, tego typu zajęcia prowadzi tylko połowa WTZ. Mało tego, aktywną pomoc uczestnikom w poszukiwaniu pracy deklaruje tylko 55 proc. kadry, a kolejne 35,5 proc. twierdzi, że w ogóle nie pomaga w tym swoim podopiecznym. Terapeuci Warsztatów uważają, że tylko 37 proc. uczestników WTZ kwalifikuje się do podjęcia jakiejkolwiek pracy. W najlepszym pod tym względem 2003 roku pracę podjęło 137 uczestników, co daje 0,86 proc. wszystkich uczestników Warsztatów.
- Aby zwiększyć szanse zatrudnienia uczestników WTZ, trzeba przede wszystkim zmienić myśenie ich kadry - mówi Przemysław Momot, kierownik pierwszego w Polsce zakładu aktywności zawodowej (zaz) w Stargardzie Szczecińskim, przy którym działa WTZ. - jeżeli terapeuci nie wierzą, że osoby te mogą pracować i nie są przekonani, że mogą wykazywać jakąkolwiek aktywność zawodową, to nigdy nie przygotują ich dobrze do pracy. Tu tkwi podstawowy problem. O wiele łatwiej jest zmienić mentalność niepełnosprawnej osoby niż pełnosprawnego terapeuty, który zakoduje sobie jakieś stereotypy i według nich postępuje. Dlatego najpierw terapeuci muszą uwierzyć, że ich podopieczni są w stanie pracować. Wtedy także oni w to uwierzą.
Zdaniem Przemysława Momota przyczyną słabych wyników zatrudnienia uczestników WTZ jest brak
systemu płynnego przechodzenia uczestników do zatrudnienia oraz szans na społeczny awans. Jeśli przy Warsztacie nie ma zakładu pracy, który jest zainteresowany ich zatrudnieniem, to efekty będą znikome. Uczestnicy widzą sens swojej terapii, kiedy wiedzą, że obok istnieje zakład, który ich zatrudni, gdy nabędą określoną sprawność i umiejętności. Wizja realnej szansy na zatrudnienie wzmaga motywację i efektywność. Taki system stworzono w Stargardzie Szczecińskim. Opiera się na współpracy kilku placówek - Warsztatu Terapii Zajęciowej, zakładu aktywności zawodowej (zaz) oraz środowiskowego domu samopomocy.
- System musi być logicznie ułożony - dodaje Przemysław Momot. - Osoby pracujące w naszym zakładzie aktywności zawodowej wiedzą, że to praca daje im społeczny awans, a nie przebywanie w Warsztacie. Jak jest dla nich ważna, pokazuje pewien przykład. Na turnusie rehabilitacyjnym w Zakopanem, na który wyjechali nasi pracownicy, usłyszałem, jak jeden z nich, pracujący w dziale gastronomii, głośno się zastanawiał: " Ciekawe, co teraz robią w warzywniaku?". Myślał o pracy na turnusie, bo dla niego była ważna. Innym razem podczas kłótni osoba pracująca w zaz powiedziała tej z Warsztatu: "A ja pracuję, a ty nie!". Oni już wiedzą, że praca daje społeczny awans.
Własny WTZ prowadzi także zaz w Kołobrzegu i stamtąd rekrutuje przyszłych pracowników.
- Dzięki takiemu połączeniu WTZ lepiej przygotowuje uczestników do pracy - mówi Marian Jagiełka prowadzący zaz w Kołobrzegu. - Wiemy dokładnie, jak profilować uczestników WTZ do pracy na konkretnym stanowisku. Już w Warsztacie osoby takie uczą się zasad i wymagań, jakie obowiązują w zakładzie pracy, także w relacjach pracownik-bezpośredni zwierzchnik. Po przejściu do zakładu nie ma czasu na uczenie. Tu po krótkim okresie przystosowania zaczyna się normalna praca. Osoba, która nie sprawdza się w zaz lub nie wytrzyma rygoru pracy, może być wycofana do Warsztatu, a na jej miejsce wprowadzona inna.
Pieniądze w WTZ
WTZ tworzyć mogą zakłady pracy, organizacje pozarządowe, oraz jednostki samorządowe. Działalność Warsztatów w większości finansowana jest ze środków PFRON przekazywanych przez starostwa. Pokrywają one ok. 97 proc. kosztów ich działalności (w 2003 r. było to prawie 194 mln zł). Średnio na jednego uczestnika WTZ otrzymały ok. 1000 zł miesięcznie. Warsztatom udaje się niekiedy sprzedać wyprodukowane przez uczestników wyroby - w 2003 r. na łączną sumę ponad 1 mln zł. W WTZ jest 6735 pracowników etatowych. Wysokość wynagrodzenia wynosi niezależnie od stanowiska 1572 zł brutto za etat. Prawie 16 proc. kosztów działalności Warsztatów pokrywają koszty związane z prowadzeniem terapii zajęciowej (dowóz uczestników, ich ubezpieczenie, wycieczki, materiały do terapii w pracowniach), a prawie 17 proc. utrzymanie i eksploatacja Warsztatu.
Przyszłościowe zaz
Obecnie najlepsze wyniki w zatrudnianiu uczestników Warsztatów osiągają właśnie zaz. Jest to o tyle godne odnotowania, że zakładów tych jest w Polsce zaledwie 24. W 2003 roku spośród 137 osób zatrudnionych, rekrutujących się z WTZ, aż 65 znalazło pracę w zaz. Dla porównania w zpch tylko 27 osób, choć jest ich w Polsce ponad 2700! Nie lepiej jest na otwartym rynku pracy, gdzie w tym samym roku pracę znalazło jedynie 38 uczestników Warsztatów. Niestety, nie wiadomo, ilu dotąd zatrudnionych nadal pracuje, ponieważ WTZ z reguły nie interesują się swoimi wychowankami po podjęciu przez nich pracy zawodowej.
Czas pracy i zarobki są w zaz inne niż w zpch i na otwartym rynku pracy. Ponieważ w zakładach tych pracują wyłącznie osoby ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, ich praca nie trwa dłużej niż 5 godz. 26 min, a nie mniej niż 3 godz. 51 min. Te czasowe granice określają przepisy. Zwykle jednak pracuje się w nich przez minimalny czas, czyli niecałe 4 godziny. Z tego powodu zarabia się połowę mniej niż w zpch. Aby pracownicy zaz nie utracili prawa do renty, otrzymują wynagrodzenie nieprzekraczające wysokości renty socjalnej. Łączna wysokość ich przychodów jest zatem zbliżona do płacy pracowników zpch. Zachowują także zasiłek pielęgnacyjny.
- Korzyści pracy dla osób ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności są oczywiste i nie dotyczą jedynie wypracowania sobie świadczeń z ZUS - mówi Przemysław Momot. - Wielokrotnie stwierdziłem, że 2 lata pracy dało wielu osobom więcej niż 7 lat pobytu w Warsztacie. To dzięki pracy ich społeczna rehabilitacja posunęła się niesamowicie do przodu.
Niektóre WTZ zastanawiają się nad założeniem własnego zaz. Większość jednak cieszyłaby się, gdyby taki pojawił się w sąsiedztwie. Prowadzenie zaz to wiele trudniejsze przedsięwzięcie niż Warsztatu. Wszak to miejsce pracy podlegające prawom ekonomii, które jak każdy zakład walczyć musi o pozycję rynkową i o klientów. Dlatego niewiele Warsztatów decyduje się na ten krok mimo sukcesów zaz i dużego finansowego wsparcia z PFRON.
W stronę przyszłości
Dzisiaj trudno przewidzieć kierunek, w jakim zmierzają WTZ. Brak systemu i kontroli ich działań, prowadzi do wniosku, że dryfują w nieznanym kierunku. Bez wątpienia Warsztaty spełniają ważną rolę w rehabilitacji społecznej osób niepełnosprawnych zagrożonych wykluczeniem. Ale słabe wyniki zatrudnienia ich uczestników sugerują, że system rehabilitacji zawodowej nie działa w nich poprawnie. Powoli odbudowują go powstające zakłady aktywności zawodowej. Jest ich jednak zbyt mało. Bez zaangażowania PFRON w promocję, niewiele zmieni się w najbliższym czasie. Nie zmieni się tym bardziej, jeśli same WTZ nie dostrzegą potrzeby zmian. Inaczej pozostaną swoistymi przechowalniami, w których osoby niepełnosprawne coraz milej spędzają czas, tracąc ochotę na pracę i większą samodzielność.
Informacje w ramkach i dane ilościowe i procentowe pochodzą z publikacji "Raport z badania Warsztatów Terapii Zajęciowej" wydanego przez PFRON w 2005 r. opracowanego przez dr. Jerzego Chorążuka
Tekst: Piotr Stanisławski
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz