Na urzędzie
Rynek pracy osób z niepełnosprawnością wciąż nie wygląda najlepiej, dlatego portal www.niepelnosprawni.pl wraz z magazynem "Integracja" rozpoczęły debatę o zatrudnieniu. Od kilku tygodni publikujemy cykl artykułów na ten temat. Czekamy na Wasze opinie!
Jak znaleźć pracę w instytucjach publicznych? Czy warto się o nią starać? Zapytaliśmy o to urzędników z niepełnosprawnością, których droga do zatrudnienia może być inspiracją.
Mało kto spośród działających w stolicy (i nie tylko) na rzecz osób z niepełnosprawnością nie zna Małgorzaty Radziszewskiej. To urodzona społeczniczka. Jeszcze w rodzinnej Nidzicy współtworzyła świetlicę dla dzieci z trudnych środowisk. Prowadzi Stowarzyszenie Kobiet Niepełnosprawnych „One”, niedawno została nominowana do społecznego zespołu ekspertów przy Rzeczniku Praw Obywatelskich. Od ponad 17 lat pracuje w centrali PFRON w Warszawie, obecnie jako główny specjalista w Wydziale Programowania i Realizacji Zadań.
Małgorzata Radziszewska (w środku) podkreśla, że po to jest
urzędnikiem, by służyć ludziom, fot.: Piotr Stanisławski
Nie widziała swojej przyszłości zawodowej w Nidzicy, dlatego po studium informatycznym w podwarszawskim Centrum Kształcenia i Rehabilitacji podjęła ryzyko życia na własny rachunek w Warszawie. Nadarzyła się wyjątkowa okoliczność – w PFRON chciano zatrudnić kilka osób z niepełnosprawnością. Przez kilkanaście latprzebyła tam drogę od referenta do eksperta, w różnych wydziałach. Opracowywała informatory, artykuły, prowadziła konkursy, oceniała projekty itp. Obecnie ma przymusową przerwę, po operacji jest na świadczeniu rehabilitacyjnym, ale pracy w Funduszu bardzo jej brakuje. Jest zgodna z jej zainteresowaniami, czyli polityką społeczną. Do tego może liczyć na dowóz do biura, co w polskim klimacie ma znaczenie. Lubi też bezpośrednie kontakty z klientami.
- Osoba, która przychodzi do PFRON, oczekuje wskazania drogi wyjścia z trudnej sytuacji życiowej – mówi. – Trzeba mieć orientację w działaniach różnych instytucji, wiedzieć, dokąd człowieka skierować. Często osoby niepełnosprawne odsyłane są od instytucji do instytucji. Zdarzało się, że ktoś ze Szczecina przyjechał do nas, bo otrzymał informację, że w centrali w Warszawie coś „załatwi”. Oczywiście, nie należy myśleć, że pracując w PFRON można sobie coś „załatwić”.
Małgorzata Radziszewska z jego wsparcia korzystała, zanim znalazła tu pracę. Teraz nawet jej stowarzyszenie nie staje do konkursów Funduszu. Innym natomiast pomaga, ile jest w stanie. – Nasi klienci potrzebują jasnego i prostego komunikatu, podkreślają: wreszcie ktoś nam wszystko wytłumaczył – zaznacza. – Z jednej strony to miłe, a z drugiej – w urzędzie tak powinno być.
Małgorzata Radziszewska porusza się na wózku. Wiele rzeczy „przećwiczyła” na własnej skórze, jednak swoją pracą chce ludziom coś przekazać:
– Przychodzi ktoś i mówi: „Wie pani, jestem osobą niepełnosprawną, mam w orzeczeniu żadna praca”. Ja na to: „Proszę popatrzeć na mnie, mam podobne orzeczenie, a pracuję już tyle lat”. Najdziwniejszy bywa wówczas komentarz takiej osoby, która samodzielnie się poruszając, mówi: „No tak, ale pani to co innego”... Trudno zrozumieć łatwość rezygnowania z normalnego życia, bo praca jest jednym z podstawowych praw i obowiązków każdego, bez względu na to, czy jest sprawny bardziej, czy mniej. Mam jednak też świadomość, że praca jest deficytowym towarem, zwłaszcza dla osób z niepełnosprawnościami...
Nie bać się zmiany
Pracę można znaleźć i utrzymać, co udowadnia Katarzyna Duniec. Zaraz po studiach w Akademii Pedagogiki Specjalnej i na Uniwersytecie Warszawskim, wysłała ze 300 CV do różnych instytucji. Przez wiele miesięcy nikt się nie odzywał, ale w końcu zaproszono ją na rozmowę kwalifikacyjną do Urzędu m.st. Warszawy.
To było dziewięć lat temu. Zdecydowała się na tę pracę, choć
zawsze chciała pracować z dziećmi.
– Była to propozycja pozwalająca wykorzystać wiedzę ze studiów i
robić to, co mnie interesowało – zaznacza. – Poza tym przez rok,
kiedy nie mogłam nic znaleźć, pracowałam jako opiekunka do dziecka
i miałam wrażenie, że mimo dwóch fakultetów, i to z wysokimi
ocenami, nikomu nie jestem potrzebna jako wykwalifikowany
pracownik.
Katarzyna Duniec ma poczucie, że jest potrzebna ludziom i może im
pomóc. Dobrze ich rozumie, fot.: Tomasz Przybyszewski
W Urzędzie Miasta zaczynała jako podinspektor, obecnie jest głównym specjalistą w Wydziale ds. Osób Niepełnosprawnych Biura Pomocy i Projektów Społecznych, zdążyła też ukończyć trzy typy studiów podyplomowych. Od początku zajmowała się sprawami osób z niepełnosprawnością – zarówno indywidualnymi, jak i współpracą z organizacjami pozarządowymi.
Ma poczucie, że może pomóc ludziom. Dobrze ich rozumie. Jest po MPD, choć, prócz precyzyjnych czynności, nie jest jej potrzebna pomoc innych. – Mam też sporą wadę słuchu – przyznaje. – Dzięki temu łatwiej mi zrozumieć zgłaszające się do Biura osoby niesłyszące. Niewątpliwą zaletą pracy w urzędzie jest – wg pani Katarzyny – przestrzeganie praw osób z niepełnosprawnością: od warunków pracy, przez jej godziny, po urlopy. Dzięki temu ma czas dla siebie: siłownię, gimnastykę, teatr i operę, a przede wszystkim – dla synka Marcina.
Oferty pracy są
W Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich (BRPO) pracuje Aleksander Janiak. Od czerwca 2011 r. jest referentem prawnym. Zajmuje się wstępną oceną wniosków. Wygrał w konkursie, w którym szukano prawnika z niepełnosprawnością. Jest absolwentem Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. Łazarskiego w Warszawie. Miał pozwolenie na nagrywanie wykładów, egzaminy zdawał ustnie – w wyniku rdzeniowego zaniku mięśni porusza się na wózku elektrycznym i jest w stanie unieść jedną rękę. Na tę chorobę nie ma leku, jednak dzięki rehabilitacji można dożyć późnej starości, ale potrzebna jest pomoc w codziennym życiu.
– Oferty pracy są, tylko brakuje niepełnosprawnych, którzy by
spełniali kryteria – uważa Aleksander Janiak. – Często są też
problemy z barierami architektonicznymi i dostępem do edukacji.
Jestem orędownikiem asystentów osobistych. – dodaje.
– Dzięki ich wsparciu wielu niepełnosprawnych inaczej by planowało
swoje życie. Zaczęliby myśleć, że mogą żyć bez opiekunów –
najczęściej rodziców.
Aleksander Janiak ma w pracy asystentkę.
– Chodzi m.in. o toaletę – kontynuuje prawnik. – Uważam, że osoby
niepełnosprawne nie powinny się wstydzić mówić o takich sprawach.
Pomoc w toalecie, w przypadku mężczyzn, tylko z kaczką, to nic
skomplikowanego. Możemy mówić, że mamy swą godność. Ale godnie żyć
to też, mówiąc wprost, nie mieć mokrych spodni. Trzeba przełamać
wstyd. Nie miał z tym nigdy problemu. W szkole i na studiach mógł
liczyć na kolegów i koleżanki. Umiał rozmawiać o chorobie, o tym,
czego nie jest w stanie zrobić. O swoich ograniczeniach Aleksander
Janiak informował też w liście motywacyjnym do BRPO. Szczegóły
ustalił z kadrową. Dostosowano dla niego miejsce pracy. Pracuje w
pokoju na parterze, a do laptopa ma specjalny stół. Konsultacje
prowadzi przez telefon lub osobiście. Jest na pełnym etacie – w
biurze 3–4 dni w tygodniu, poza tym pracuje w domu. Woli pracę w
biurze, gdzie budzi coraz mniejsze zaskoczenie jako prawnik na
wózku.
Aleksander Janiak, fot.: Tomasz Przybyszewski
– Fajny będzie moment, kiedy to przestanie zaskakiwać – mówi – a zaskoczeniem stanie się to, że masz możliwości, a z nich nie korzystasz. Administracja daje stabilizację Z administracją publiczną swoją przyszłość wiąże też Tomasz Borowczyk. Zdecydował się na etat w Sądzie Okręgowym w Gdańsku – na razie ma umowę na zastępstwo nieobecnego pracownika. Tomasz Borowczyk ukończył studia z zakresu administracji, jest też na ostatnim roku prawa. Pracował w małej firmie, dzięki czemu wie, że nie nadaje się do sprzedaży usług.
– Administracja daje stabilizację, która w mojej sytuacji jest potrzebna – zaznacza. – Instytucja publiczna jest miejscem, w którym pracownik z niepełnosprawnością może się rozwijać zawodowo.
Zapewnia nadal wyższą stabilizację zatrudnienia i niewielkie, ale zawsze wsparcie socjalne. Dostosowaniem jego miejsca pracy do dysfunkcji wzroku jest monitor o ponadstandardowej przekątnej. Jak znalazł tę posadę? – Co jakiś czas na stronie BIP poszczególnych instytucji ogłaszane są konkursy na etaty – mówi.
– Na jedno z ogłoszeń zdecydowałem się odpowiedzieć. W toku konkursu zdobyłem liczbę punktów plasującą mnie tuż pod progiem, jednak po około trzech tygodniach zatelefonowała do mnie pani z kadr z propozycją podjęcia pracy na zastępstwo. W konkursach na około pięć stanowisk bierze z reguły udział 40–50 osób.
Tomasz trafił w dobre miejsce. Nie miał żadnych problemów z akceptacją ze strony zespołu. Urlop na zawodach Z akceptacją ze strony kolegów i przełożonych nie ma problemów Justyna Kozdryk. Jest inspektorem ds. informatyki w Wydziale Ruchu Drogowego Komendy Powiatowej Policji w Grójcu. Wprowadza do systemu komputerowego dane związane z wykroczeniami kierowców. W Komendzie jest zatrudniona od 2004 r., najpierw – w sekcji dochodzeniowo-śledczej. Policja przyjmowała wtedy do pracy osoby z niepełnosprawnością, korzystając z programu PFRON. Program się skończył, a Justyna Kozdryk już w Komendzie została.
Jest pracownikiem cywilnym (w ramach Korpusu Służby Cywilnej), nie nosi munduru. Nieraz już tłumaczyła, że nie może liczyć na emeryturę po 15 latach pracy. Jest osobą niskiego wzrostu, dlatego, ze względu na orzeczenie o niepełnosprawności, pracuje 7 godzin dziennie. Dostosowanie Komendy polegało tylko na zainstalowaniu nieco niżej dzwonka przy wejściu do budynku. W pracy nie może liczyć na taryfę ulgową.
– Muszę iść do przodu i dźwigać te ciężary – mówi.
Akurat z dźwiganiem Justyna Kozdryk nie ma problemów. Jest srebrną medalistką Igrzysk Paraolimpijskich w Pekinie w 2008 r. w wyciskaniu sztangi. Z powodzeniem rywalizuje także w zawodach osób pełnosprawnych. Na zgrupowania i zawody sportowe przeznacza cały swój urlop. – To nie jest dodatkowy urlop ani też komendant nie daje mi dodatkowych dni – tłumaczy. – Mam 36 dni swojego urlopu, który wykorzystuję właśnie na wyjazdy sportowe.
W związku z tym ostatnio na urlopie wypoczynkowym była 13 lat temu. Nie narzeka jednak. Podkreśla, że taki jest jej wybór. Wprawdzie Justyna Kozdryk nie pobiera renty, ale jako sportowiec mogłaby nie pracować.
Przyznaje jednak, że rozsądek nie pozwala jej na rzucenie pracy.
Kariera sportowa bywa krucha, a środki do życia trzeba mieć.
– Sport sportem, ale wielu ludzi bym nie poznała, gdybym nie
pracowała – podkreśla.
Siedzenie w domu złe dla psychiki
Podobnego zdania jest Monika Pieńkawa. Nie boi się wyzwań. Z wykształcenia jest ekonomistą i informatykiem. Jeszcze w trakcie nauki, jako osoba z niepełnosprawnością narządu ruchu, zaczęła pracować w zakładzie pracy chronionej, gdzie zajmowała się kontrolą jakości. Po pięciu latach znalazła zatrudnienie w biurze innego zpch. Po kolejnych pięciu latach i urodzeniu dziecka została asystentką właściciela firmy.
– Po kilku latach zaczęłam szukać bardziej kreatywnej pracy i znalazłam ciekawe ogłoszenie w gazecie: studio filmowe szukało osób niepełnosprawnych na montażystów – wspomina Monika Pieńkawa. – Zapewniali szkolenie w tym zakresie, więc poszłam. Praca była fantastyczna.
Niestety, po paru latach studio rozwiązano, ale ją poproszono, by została kierowniczką sklepu internetowego. Jej pasją jest jednak fotografia i obróbka zdjęć. Dlatego, gdy przez rok nie mogła znaleźć pracy, brała udział w szkoleniach oferowanych przez organizacje pozarządowe. Skorzystała m.in. z propozycji Centrum Integracja i po kilku miesiącach została fotografem. Dzięki Integracji we wrześniu 2012 r. Monika Pieńkawa została wolontariuszką w Biurze Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania, od października przerodziło się to w staż, który trwał do stycznia 2013 r.
Bardzo jej się ta praca podobała. Ciągle coś się tam działo, a tematy i spotkania z ludźmi pozwoliły jej poszerzać wiedzę. Miała też świadomość, że służy społeczeństwu. Przyznaje, że po stażu stała się bardziej pewna siebie. To ważne na rynku pracy, szczególnie że Monika Pieńkawa nigdy nie pobierała renty.
– Nawet gdybym ją miała, to nie wyobrażam sobie siedzenia w domu, bez rozwijania się, sprawdzania swoich możliwości, poznawania ludzi – przyznaje. – Po urodzeniu dziecka i długim przebywaniu w domu, potwornie bałam się kontaktów z ludźmi.
Otwartość i komunikatywność
W domu nie byłby w stanie wysiedzieć także Daniel Florek. Taki już ma charakter. Dzięki temu może powiedzieć, że jest gruntownie wykształcony. Nie zatrzymała go nawet choroba nowotworowa. Guz był na szczęście niezłośliwy, jednak tak umiejscowiony na biodrze, że w listopadzie 2010 r. potrzebna była poważna operacja i 25-centymetrowe cięcie, włącznie z nacięciem otrzewnej.
Według Daniela Florka zdobycie dobrej pracy to kwestia nastawienia
do ludzi i świata, fot.: arch. Daniela Florka
To dlatego do dziś czasem boli go brzuch, czasem noga cierpnie, ale chodzi samodzielnie. Już w lutym 2011 r. Daniel Florek zjawił się w Centrum Integracja w Krakowie. Tam, po diagnozie możliwości i ograniczeń, skorzystaniu z doradztwa zawodowego i konsultacji lekarza medycyny pracy, skierowano go na staż do Izby Celnej w Krakowie, gdzie był już stażystą, ale staż przerwała choroba. Wkrótce w konkursie na stanowisko młodszego dokumentalisty w Archiwum Narodowym w Krakowie, w ramach Korpusu Służby Cywilnej, najlepiej napisał test, pokonując 670 (!) osób. Przeszedł też rozmowę kwalifikacyjną, choć jego znaczny stopień niepełnosprawności (orzeczenie do 2015 r.) budził obawy.
– Podczas rozmowy kwalifikacyjnej osoba z kadr podała w wątpliwość to, czy będę mógł wejść z pudełkiem z aktami na mającą metr czy półtora drabinkę – wspomina Daniel Florek. – Powiedziałem, że nie mam z tym problemów, uwierzyli mi na słowo i dzisiaj są bardzo zadowoleni z tego wyboru.
Już po 2,5 miesiąca stwierdzono, że nowy pracownik ma duży
potencjał i awansowano go do działu IT, jako że ma wykształcenie
informatyczne. Obecnie Daniel Florek jest koordynatorem ds.
digitalizacji zasobów archiwalnych. Miejsce pracy ma siedzące,
dostosowania nie były potrzebne.
– Wielu znajomych twierdzi, że to zasługa tego, że jestem osobą
otwartą, komunikatywną i życzliwą – podkreśla. – Staram się, jeśli
mogę, pomagać.
Daniel Florek ceni pracę, jaką zdobył. Można powiedzieć, że nią żyje.
Wystarczy chcieć
– Praca daje nie tylko wynagrodzenie, ale również poczucie
przynależności do grupy, akceptację – dodaje Tomasz
Borowczyk.
Zdaniem Aleksandra Janiaka wyjście do ludzi zmusza do zmian. Jego
zdaniem wystarczy chcieć. – Zachęcam do aktywności zawodowej. Do
edukacji, a potem szukania pracy. Choćby to miało trwać nawet kilka
lat, to warto. Małgorzata Radziszewska dzięki temu, że ponad 17 lat
temu rzuciła się na głęboką wodę, mogła rozwijać swoje
zainteresowania i skończyć studia. Jej zdaniem warto działać na
wielu polach i korzystać z życiowych okazji, bo z reguły się nie
powtarzają.
– Każdy ma swoją drogę – podkreśla. – Albo podejmie ryzyko i ciężką pracę, albo będzie siedział i tylko marzył.
Komentarze
-
Byłem urzędnikiem
14.04.2013, 14:25i to dobrymodpowiedz na komentarz -
50+
14.04.2013, 14:02Mam bardzo wysokie kwalifikacje , orzeczenie o niepełnosprawności stopień umiarkowany i co z tego mam 58 lat .Składałam aplikacje w Policji ,Urzędzie Wojewódzkim przechodziłam wszyskie etapy -weryfikacje dokumentów, testy merytoryczne, testy psychologiczne ale na rozmowę -ostatni etap mnie na zapraszano .Dlaczego? Znam odpowiedź -wymóg formalny przy procedurze przyjęcia musi być osoba niepełnosprawna!Niepełnosprawny to korzyści dla Pracodawcy dlaczego tego nie wykorzystują .W ofertach jest tylko podawane 6% i że zachęcają niepełnosprawnych tyko dlatego aby spełniać warunki formalne przy przyjęciu!!!! Pozdrawiamodpowiedz na komentarz -
Iza
14.04.2013, 12:15Fajnie że pokazujecie miejsca gdzie zatrudniane są osoby niepełnosprawne. Niestety miejsc tych jest na prawdę mało. Ciekawa jestem jak w takich miejscach wygląda sprawa dostania się niepełnosprawnego pracownika do miejsca pracy. Myślę że warto by potencjalni pracodawcy zajrzeli tutaj: http://www.likwidacja-barier.pl/odpowiedz na komentarz -
Wziąłem, co było
12.04.2013, 17:53Mam MPD cztero-kończynowe z głębokimi zaburzeniami mowy. Z wykształcenia jestem magistrem politologii - specjalności kierunkowe: międzynarodowe stosunki polityczne i polityka administracyjna. Zależało mi na telepracy w urzędzie lub na pisaniu felietonów dla gazet, portali etc. Kilkadziesiąt wysłanych aplikacji - zero odzewu. Zlitowała się nade mną branża infobrokerska, która nie jest do końca z mojej bajki, ale najważniejsze, że daje mi zatrudnienie.odpowiedz na komentarz -
Wybiórcza grupa przyjęta do oceny,głównie ludzie z wyższym wykształceniem.Bez oceny innych artykół jest nieobiektywny i bezcelowy.Jestem z miasta wojewódzkiego,mam rentę,orzeczenie ofert złożonych ponad 200,niestety nie jestem z partii rządzącej, nie mam układów,pleców,mam wyższe wykształcenie ekonomiczne. W ostatniej mojej placówce pracowałem tylko 4 dni.Pani która mnie zatrudniła potrzebowała osoby w postaci"Zatrudnię zdrowego Inwalidę".Jak bardzo była wzburzona kiedy musiała oddać dotację widziałem po jej minie.odpowiedz na komentarz
-
Zgadzam się z wypowiedziami dotyczącymi otrzymania pracy po znajomości,a ja jeszcze dodam,że należy być w rządzącej partii to wtedy praca się znajdzie.Jestem z powiatowego miasta,tutaj jest dopiero horror z pracą.Nie liczą się studia i niepelnosprawność,ale układy,układy,układy.odpowiedz na komentarz
-
Praca jest dla wytrwałych.
11.04.2013, 20:55Ukończyłem studia licencjackie, uległem wypadkowi. Niepełnosprawność ogólna i ruchowa. Szukałem szybko pracy i po długim czasie znalazłem. W pierwszej pracy szkoliłem z informatyki różnych ludzi między innymi dzisiejszą moją szefową u której obecnie mam umowe na stałe.odpowiedz na komentarz -
Takie fakty przerażają...
11.04.2013, 20:53i uświadamiają w jak nedznym kraju żyjemy!!! Jak żałośni ograniczeni ludzie nas otaczają :(odpowiedz na komentarz -
Praca, praca, tylko gdzie ona jest????
11.04.2013, 20:02Prawda jest taka, że pracę w "urzędzie" można dostać głównie po "znajomości". Mój kolega pracuje w instytucji publicznej i kiedy chciałam wysłać tam CV na wolne stanowisko pracy, od razu powiedział, że mogę owszem, ale dyrektor ma już osobę na to miejsce (cała rekrutacja to jedna wielka bajka), a ogłoszenie zamieścili, bo musieli. W innym urzędzie odesłali mnie, bo niby poszukiwali osoby niepełnosprawnej, ale właściwie bez żadnych oznak niepełnosprawności i tak wygląda rzeczywistość!!!odpowiedz na komentarz -
Wyidealizowany obraz polskich urzędów
11.04.2013, 18:10Niestety, przedstawiony w artykule obraz polskich urzędów znacznie odbiega od rzeczywistości, szczególnie w tzw. Polsce powiatowej. W mojej miejscowości Urząd Miejski co roku płaci ogromne kary do PFRON, gdyż nie zatrudnia wymaganego odsetka niepełnosprawnych. Wytłumaczenie jest proste, otóż (cytuję) "brak niepełnosprawnych spełniających kryteria rekrutacji". Oczywiście jest to prawda, gdyż kryteria te są nieźle wyśrubowane. Jeszcze kilka lat temu od ubiegających się o stanowiska urzędnicze wymagano posiadania wykształcenia wyższego z tytułem magistra. Ostatnimi czasy zaostrzono kryteria i niezbędnym warunkiem, by zostać choćby młodszym referentem jest ukończenie studiów wyższych na kierunku prawo lub administracja. Wykształcenie takowe jest niezbędne nawet by wykonywać pracę polegającą na wprowadzaniu danych z deklaracji "śmieciowych" do komputera! Można domniemywać, że zaostrzenie kryteriów rekrutacji odbyło się po to, by pozbyć się hordy magistrów politologii czy socjologii, którzy masowo składali aplikacje na wszystkie nabory. W związku z tym w mojej głowie rodzą się pytania: Czy posiadanie tytułu magistra prawa jest rzeczywiście potrzebne do piastowania jakiegokolwiek stanowiska urzędniczego? Dlaczego ograniczono się jedynie do prawa i administracji? Przecież absolwenci wielu innych kierunków również posiadają niezbędną wiedzę, choćby z zakresu postępowania z dokumentacją (historia archiwistyka) i funkcjonowania samorządu (politologia). Czy UM uważa, że absolwenci uczelni wyższych są tak tępi, iż opanowanie kilku ustaw i rozporządzeń przekracza ich możliwości intelektualne? Ile ON ma w ogóle wykształcenie wyższe i ilu z nich ukończyło prawo? Wreszcie, czy UM nie szkoda pieniędzy wpłacanych do PFRON, gdy mógłby zatrudnić niepełnosprawnego po historii lub socjologii, trochę go przyuczyć i mieć solidnego, wdzięcznego pracownika oraz zaoszczędzone pieniądze? Zyskaliby wszyscy; niestety chcieć musi nie tylko niepełnosprawny, ale też państwo...odpowiedz na komentarz -
Paweł
11.04.2013, 18:09Cóż powiem tak ustawa gwarantuje ,że 6% osób powinno pracować w jednostkach budrzetowych jednak artykół sobie a życie sobie . Opisze kilka swoich przykładów jestem osobą niepełnosprawną po dzieciecym porażeniu mózgowym jestem Technikiem Informatykiem i któregoś pewnego dnia pomyślałem że złorzę papiery do policji jednak gdy mnie zobaczono wprost mi powiedziano żebym sobie dał spokój bo konkurs konkursem a przyjeto dwie starsze emerytki po znajomości .wszyscy wiemy że praca dla nas nie jest tylko tematem zarobkowym jest to dla mnie być albo nie być tak jak dla wielu z nas .Jakt twierdze trzeba mieć troche szczęścia i dobrej woli od ludzi od których to zalerzy Ja będąc zawsze aktywnym starałem sie być na bierząco z prawem i uprawnieniami poszedłem do prezydenta miasta i starałem sie o prace w GCI Gminne Centrum Informacji w dużym 90 tysiecznym mieście i do poki byłem na stażu i płacił PUP było okj wszyscy mnie chwalili Derektorka iNaczelnik gdy przed wyborami pomyślałem że jest to9 moja wymażona praca zgodna z kierunkiem nauki Poszedłem do prezydenta Miasta aby go prosić nawet o pół etat do momentu wyborów wszysko było0 okj mam nawet na pamiątkę jego podanie z obietnica i pieczątka po okresie wyborczym gdy już poszedłem oczekując jakichś konkretów.Pan Prezydent bez mrógnięcia okiem powiedział a po co ci praca jak nie masz rodziny - jednym zdaniem prysł czar nadzieja i moja godność - wyobrażcie sobie jak można sie czuć w takiej sytuacji wiec tak jak pisze i mowie życie życiem ustawy i przepisy sobie a to wszysko zalerzy od ludzi którzysami majac wszysko o niepełnosprawnych przypominaja sobie przed Wyborami bo to ładny pijar.Ja mam wrażenie że niepełnosprawni u nas w Polklsce zawężili sie do Świtaja i Janka Meli bo o nich tylko słychać i im sie udało Fajnie i nie mam osobiście nic przeciw ale Niepełnosprawnych jest ciut wiecej niż te kilka osób szczęśliwców najczęściej z Większych miast !!!!!!!!!!!odpowiedz na komentarz -
praca
11.04.2013, 17:45wyzsze pedagogiczne, podyplomowe z politologii, sporo kursow, szkolen, biegle komputer, plus programy fotograficzne z photoshopem na czele i nic :(. Staram sie o pracę od 2008 roku ,fakt wymagania mialem, od dluzszego czasu zadowoli mnie praca biurowa. Niestety cisza, ostatnio nawet brak rozmow- pewnie z winy peselu jestem 50+. Znam rynek pracy i sytuacje niepelnosprawnych, tylko uklady, czasem szczęscie. Totalna porażka.odpowiedz na komentarz -
Proszę o taki artykuł z prawdziwymi danymi, ile osób pracuje, co z ludźmi ze wsi, z małych miasteczek. Urzędy sami kłody pod nogi rzucają kalekim, gdzie się nie pójdzie tam bariery. Do Integracji, dlaczego nie walczycie o to, że kaleka głodem przymiera za tak lichą rentę. Co z dofinansowanie do wózków, co z rehabilitacją finansowaną z NFZ. Dlaczego z życia nie bierzecie przykładów, jak kaleka ma się wyrwać z domu, który mieszka 1,2,3 piętro, w domu to się można zapić. Nie walczycie o nasze prawa, podajecie tylko przykłady, że komuś się udało. Za co ma kaleka kupić auto, dojeżdzać do pracy, za kupić leki, za co zrobić opłaty. za 800 zł renciny.odpowiedz na komentarz
-
Brak dobrej woli, zrozumienia i chęci pomocy - realia wiejskie.
10.04.2013, 10:13Jestem osobą z niepełnosprawnością sprzężoną. Wzrok, słuch, narząd ruchu i epilepsja. Mam kilka specjalizacji uzyskanych na studiach licencjackich i magisterskich; w szkołach policealnych, na szkoleniach i kursach. Niestety nie mam najmniejszych szans na zatrudnienie w mojej miejscowości - a do samodzielnego życia w mieście się niestety nie nadaję ze względu niepełnosprawność licznie sprzężoną. Starałam się o pracę w Urzędzie Gminy w P. w wielkopolsce - wójt z góry mi odpowiadał, gdy spotykaliśmy się na ulicy,czy na spotkaniach dla niepełnosprawnych, że" nie waż się nawet składać dokumentów aplikacyjnych i tak cię nie przyjmę - nie mam stanowiska". jednak dla innych osób sie stanowiska znajdywały...Podobnie w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej - jestem mgr. pracy socjalnej - nawet na praktyki mnie nie przyjęto...odręcznie wypisano zaświadczenie na UAM, że "odbyła praktyki i jest bardzo dobrym pracownikiem socjalnym" i tak samo jak wójt z góry pozbawiono mnie nawet możliwosci ubiegania się o pracę. Kolejne miejsce odrzucenie mnie to szkoła - jestem mgr. resocjalizacji i doradcą zawodowym, mam uprawnienia pedagogiczne, ukończyłam zarządzanie oświatą. Dyrektorka tłumaczyła mi, że" nie może mnie zatrudnić ponieważ nauczyciel, pedagog szkolny musi być zdrowy, że dostają takie wytyczne od instancji wyższych" Chciałam pracować jako pedagog na świetlicy socjoterapeutycznej - też mnie odrzucono...Pracę dostają w tych miejscach jedynie zdrowi i niepełnosprawni znajomi ludzi, którzy zarządzają tymi placówkami. Nie ma najmniejszych szans by ktoś, kto nie jest w komitywie z wójtem dostał pracę...zarówno zdrowy jaki i chory. Na wsiach nie ma zazwyczaj osób niepełnosprawnych z wysokim i wielostronnym wykształceniem, więc decydenci myślą, że mogą robić z takich osób " idiotów" w sprawch związanych z zatrudnieniem i nie tylko. Osoby te w części przypadków znają swoje prawa, obowiązki, możliwości, jednak jak to na wsi...boją sie narażać, często niestety dadzą się zrobić " idiotą" i odchodzą z kwitkiem. Na wsich nie ma żadnych podstawowych działań na rzecz aktywizacji zawodowej, nie ma profesjonalnych organizacji działających i wspierajacych takie osoby. Mało tego jeśli są jakieś organizacje to i tak - tak jak w mojej miejscowości - nie potrafią pokierować niepełnosprawym tak by go zaktywizować. ( sama się kiedyś udzielałam w tej organizacji i wiem jak działa)Jest wiele projektów np. prowadzonych przez Kawalerów Maltańskich, Eureka HR, PZN,PTSR, Integrację itp. ale na wsi tzw" działacze społeczni", czy pracownicy socjalni nie posiadają takich informacji. Zwyczajne lenistwo, olanie niepełnosprawnych, wygodnictwo, brak zaangazowania itd. ze stony zarówno sektora państwowego jak i społecznego. Ja na szczęście zostałam doceniona przez ludzi z miasta i po pierwsze w miescie zostałam zatrudniona - praca zdalna, a po drugie udzielam się w poważnych organizacjach pozarządowych działajacych na rzecz osób niepełnosprawnych - jako pracownik socjalny i doradca zawodowy. Po takim potraktowaniu mnie w mojej miejscowości nie zamierzam się już w nic i nigdzie angażować. Ja lubię konkrety a nie zabawę w działalność. Nie wiem co i jak zrobić, żeby zmieniło się podejście do osób niepełnosprawnych w mojej wsi ale nie tylko. Wiele osób niepełnosprawnych po odpowiednim pokierowaniu i umożliwieniu im uczestnictwa w szkoleniach,uzyskaniu dofinansowań do nauki itp. do dziś mi dziękują..ale nie o to chodzi. Gdzie są instytucje, organizacje które powinny się tym zająć ? Na wsi- także gminnej jest jedna wielka masakra z dostaniem się do pracy...Niepełnosprawny nie ma żadnych szans !!!odpowiedz na komentarz -
Wielokrotnie i ....nic
10.04.2013, 07:47Mieszkam w Legnicy w bloku na 2 piętrze. Mam skończone studia z administracji, podyplomowe z pomocy socjalnej, wiele szkoleń, kursów, praktyk, staży. Jednak kiedy udałam się do UM o pracę, powiedziano mi, że maja spełniony wskaźnik 6%-wy i pomimo startu w kilku konkursach, pracy nie dostałam. Posiadam znaczny stały stopień niepełnospraności ruchowej. Nie mam problemu z poruszaniem się na wózku, jeśli są ku temu warunki, a UM w Legnicy posiada takowe. Pomimo wielu starań, do pracy mnie nie wybrano w UM, a szkoda bo jako osoba niepełnosprawna zapewne wniosłabym do Urzędu wiele nowego. Pokusiłam się nawet o zdobycie informacji, czy pracuje tam osoba na wózku, czy z niepełnosprawnością widoczną. Jedynie miła Pani inspektor w zaufaniu powiedziała mi, że UM w Legnicy nie jest przychylny takim osobom, bo są problematyczni, gdyż trzeba im zapewnić odpowiednie warunki, a ja mieszkam na 2 piętrze i byłoby to zobowiązanie dla UM. Wolą, więc przekwalifikowywać osoby już tam pracujące, po zdobyciu orzeczenia. A powiem, że legnicki UM ma w stopniu wystarczającym, a nawet bardzo zadowalającym polikwidowane bariery architektoniczne, w komunikowaniu, techniczne. Jedyną barierą jest- mentalna, zniechęcająca do działań, a wystarczyłoby trochę dobrej woli, bo urząd ma możliwości nie tylko n aswoim podwórku, ale w podległych sobie jednostkach. Jeszcze gorsza sytuacja jest w legnickim ZUS. Pomimo, iż mają zlikwidowane wszystkie bariery i jest w pełni przystosowany i w ogłoszeniach o pracę są zapisy, że "mile widziane w aplikacjach są osoby niepełnosprawne", to tak naprawdę, byłam na 4 testach, rozmowach i pracy nie dostałam. Mówią mi znajomi, że mimo, iż ZUS w Legnicy płąci kary, to osób niepełnosprawnych poza paniami sprzątającymi nie zatrudnia. Nie dziwię się braku woli w Urzędach. Pracodawcy w Legnicy też mijają ten temat, gdyż twierdzą, że kryzys, że biurokracja, że osoby niep. sa problematyczne, a nawet nie próbowali zatrudnić os. niep. Niestety, UM również nie wydaje w całości pieniędzy na dostosowanie miejsca pracy w postaci dofinansowań do ich tworzenia, w związku z czym zwraca pieniądze. Nie ma żadnej woli, aby pomóc pracodawcom w wykorzystaniu tych środków. I jak tu mówić o fajnym zatrudnianiu niepełnosprawnych w administracji, kiedy na codzień widzimy ile sam urząd stwarza problemów.odpowiedz na komentarz -
W waszym artykule podajecie przykłady pracujących niepełnosprawnych tylko z wyższym wykształceniem. Napiszcie coś o tych z niższym wykształceniem (średnim), nie zapominajcie o nich. Z tekstu wynika jakby, tylko ludzie po studiach chcieli pracować. A co z pozostałymi?odpowiedz na komentarz
Dodaj komentarz