Piękno niewidzących oczu
Czy w nauczaniu poruszania się osób niewidomych panuje urawniłowka? Dlaczego w filmie „Imagine” nie zagrały polskie niewidome dzieci? Dlaczego w filmach nie pokazuje się oczu osób niewidomych? Rozmawiamy z Andrzejem Jakimowskim, scenarzystą i reżyserem filmu „Imagine” – historii niewidomego instruktora, który przybywa do kliniki dla osób niewidomych w Lizbonie uczyć młodych pacjentów sztuki orientacji w przestrzeni, w tym kontrowersyjnej techniki echolokacji. 12 kwietnia film wchodzi na ekrany kin.
Tomasz Przybyszewski: W swoim najnowszym filmie
„Imagine” wszedł pan do świata osób niewidomych. Głównym wątkiem
jest echolokacja, czyli umiejętność chodzenia bez białej laski,
promowana przez głównego bohatera. Tylko że jego poobijana twarz
nie zachęca do nauki tej techniki.
Andrzej Jakimowski: Tak, ale podobnie było też z
niewidomym Benem Underwoodem. Posiadł niezwykłą biegłość w
poruszaniu się bez laski, tylko echolokując, ale często zdarzały mu
się wywrotki. Wpadał w jakąś dziurę, przewracał się i obijał. Nie
było to jednak dla niego jakimś wielkim nieszczęściem.
Z nauką echolokacji jest jak z nauką chodzenia?
Trochę tak. Dziecko, które się uczy chodzić, też może
sobie guza nabić. Nie ma w tym nic niezwykłego.
Główni bohaterowie filmu "Imagine" na ulcach Lizbony, fot.:
mat. prasowe
Ale nawet w filmie ukazał pana dużą barierę
specjalistów, którzy pracują z osobami niewidomymi, przed
nauczaniem techniki echolokowania. I trudno im odmówić racji.
Oczywiście, ale często całe modele postępowania,
przyjmowane w poszczególnych krajach, wynikają z doświadczeń
instytucji, które chcą opanować problem całościowo – skutecznie,
ale i brutalnie zarazem. Metody wprowadzania osób niewidomych do
funkcjonowania w społeczeństwie są w dużej mierze inspirowane
doświadczeniami armii amerykańskiej. Podczas II wojny światowej
wielu żołnierzy straciło wzrok, armia musiała więc rozwiązać wiele
problemów w skali tysięcy osób. Wypracowała metodę, z której do
dziś korzysta się na całym świecie. To dobrze, że wypracowuje się
jakieś metody, żeby przywrócić ludzi niepełnosprawnych do
funkcjonowania w społeczeństwie, ale one nie dla wszystkich są
dobre.
Nie wszyscy się w nich mieszczą?
Nie wszyscy. Zazwyczaj, kiedy opiekujemy się kimś,
powstaje zagadnienie, ile wolności możemy mu pozostawić. Bo osoby,
którymi się opiekujemy, chcą być wolne i potrzebują tego do swojego
rozwoju, a z drugiej strony nie do końca mogą korzystać z tej
wolności, bo grozi to niebezpieczeństwem. Jest tak nie tylko w
przypadku osób niepełnosprawnych, ale i opieki nad dzieckiem, osobą
niedołężną, starszą.
Alexandra Maria Lara jako niewidoma Eva na planie filmu
"Imagine", fot.: mat. prasowe
Pan pokazuje w filmie, że zostawianie zbyt dużej
wolności grozi śmiercią.
Bo tak jest, nie należy tego ukrywać. Sprawa jest istotna
i roztropność jest tu potrzebna. W filmie więc za prowadzącym
klinikę antagonistą głównego bohatera też jakieś racje stoją.
A może to zależy od temperamentu, ciekawości świata
konkretnej osoby niewidomej? Podobnie wśród osób pełnosprawnych
jeden skoczy na bungee, drugi nie.
No tak, ale tam, gdzie mamy do czynienia z organizacją,
zawsze jest jakaś urawniłowka. Jeżeli organizuje się pobyt kilku
osób, uśrednia się ich możliwości. To tak, jak podczas wycieczki
górskiej, gdzie dostosowuje się tempo nie do najszybszych, tylko do
najsłabszych, co oczywiście ogranicza tych pierwszych. Jest to
dylemat i należy sobie z nim radzić indywidualnie. To jest
przesłaniem tego filmu, że każdy z nas musi mieć prawo zmierzyć się
z jakimś problemem. Powinien posiadać wiedzę, jakie są
niebezpieczeństwa, ale wolność jest bardzo ważna.
Świat osób niewidomych jest zniewolony?
Nie jest zniewolony, ale schematy poznawcze czy schematy
zachowania nie uwzględniają indywidualności wielu osób i należy się
tego domagać, walczyć o to. Takie jest przesłanie. Nie należy z
góry ograniczać, tylko dostosowywać do poszczególnych osób.
Akurat echolokacja jest wciąż kontrowersyjna...
Ona jest trudna i nie każdy może łatwo echolokować, ale
uważam, że kontrowersyjna już nie jest. Po przestudiowaniu na
potrzeby filmu dokumentacji na ten temat uważam, że echolokacja
jest faktem. Oczywiście, nie należy stresować osób, które nie są w
stanie echolokować, wymagać tego od nich, sugerując, że jeśli nie
potrafią, to są gorsi. Wiele osób niewidomych nie chce uczyć się
tej techniki, bo np. posiadają już inne środki radzenia sobie w
środowisku i one im wystarczają.
Niezbyt często w polskich filmach fabularnych
podejmowany jest temat niepełnosprawności, szczególnie tak
pierwszoplanowo, jak w „Imagine”. Dlaczego zdecydował się pan tym
obrazem tak głęboko wejść w świat osób niewidomych?
Dlatego, że uważam, iż osoby pełnosprawne mogą się bardzo
dużo nauczyć od osób niepełnosprawnych. Główny bohater, osoba
niewidoma, wiele potrafi nauczyć osoby widzące. W jakimś sensie
zazdroszczę mu siły duchowej. Bohater i tematyka umożliwiają
pozytywne i prawdziwe przesłanie, nie fikcję, tylko coś
prawdziwego, bo osoby niepełnosprawne, a w tym wypadku osoby
niewidome, borykają się z dramatycznymi trudnościami. Część z nich
się zamyka i wycofuje z życia, a część przeciwnie – potrafi bardzo
aktywnie żyć. Nam pomagał i konsultował scenariusz Tomasz
Strzymiński, który prowadzi Fundację Audiodeskrypcja, robił też
audiodeskrypcję do tego filmu. On jest tak aktywny, że potrafi
załatwić 10 razy więcej rzeczy niż osoby widzące. To samo jest z
osobami, o których się dowiedziałem w trakcie pisania scenariusza.
Choćby z Benem Underwoodem, nieżyjącym już, któremu zadedykowałem
ten film. Ale i ze współczesnymi nam, jak Henryk Wereda, który w
Poznaniu uczy dzieci orientacji przestrzennej, albo Alejandro
Navas, który pomagał nam nauczyć Edwarda Hogga zachowań osoby
niewidomej. Wszystkie te osoby są aktywne i niezwykle dzielne. One
często nie zdają sobie z tego sprawy, ale ich postawa życiowa jest
godna naśladowania.
Andrzej Jakimowski (z lewej) z Melchiorem Derouetem (filmowy
Serrano) na planie filmu "Imagine", fot.: mat. prasowe
Czy konsultował pan film ze środowiskiem osób
niewidomych?
Jak najbardziej, konsultowaliśmy film wielokrotnie. Pierwszą wersję
scenariusza wyrzuciłem do śmieci, gdy zacząłem zbierać różne
informacje. Doszedłem do wniosku, że nie chcę tego przekłamywać.
Skupiłem się na dokumentowaniu, jak radzą sobie konkretne osoby.
Zacząłem też interesować się naukowymi podstawami echolokacji.
Dlatego kiedy mówię, że nie jest to kontrowersyjna metoda, to mam
na myśli fakty, do których dotarłem i które sprawdziłem. Są
badania, które echolokację wyjaśniają, tłumaczą jej stronę
neurofizjologiczną, naukowcy potrafią w tej chwili zbadać te części
mózgu, które są odpowiedzialne za obraz powstały w głowie osoby
echolokującej. To jest ta sama część mózgu, która odpowiada za
obraz u osób widzących. To jest charakterystyczne, że osoby
niewidome nabywają umiejętność echolokowania, kiedy potrafią
pobudzić tę część mózgu. Kiedy np. ja chciałbym się uczyć
echolokacji, to zacząłbym od pobudzenia tych ośrodków mózgu, które
odpowiadają za dźwięk. Ale w ten sposób daleko bym się nie posunął.
Chodzi o to, aby uaktywnić tę część, która odpowiada za obraz.
Czy nie obawia się pan zarzutów ze strony
tradycjonalistów?
Ten film odnosi się z szacunkiem do tradycyjnego sposobu
wychowywania osób niewidomych. Nawet racje doktora, który w pewnym
sensie te osoby ogranicza, są uczciwie przedstawione.
Rozmawiałem kiedyś z człowiekiem, który gra w piłkę
nożna osób niewidomych. To jest sport, w którym częste są urazy
głowy, ludzie lądują w szpitalach. Na pytanie, po co tak się
naraża, odpowiedział, że w czasie gry nareszcie może się wyszaleć,
bo na co dzień jest ostrożny, zawsze powolutku z białą
laską...
W pewnym sensie tak jest z filmową Evą, gdy wychodzi na
ulicę. Ona akurat jest przystojną kobietą i korzysta z tego, że
jest obiektem pożądania facetów, którzy nawet nie wiedzą o tym, że
ona nie widzi. Zresztą było to dla mnie ważne, żeby ten obraz osób
niewidomych był atrakcyjny. Bo ci ludzie nie są mniej atrakcyjni od
innych. Funkcjonuje jednak taki utarty schemat, zwłaszcza w filmach
fabularnych, że nie filmuje się prawdziwych oczu osób niewidomych.
Uważa się, że jest to tak nieprzyjemne, odrzucające dla osób
widzących, że z zasady się tego nie pokazuje. Uważam to za przesąd.
My pokazaliśmy w filmie oczy osób niewidomych i uważam, że te oczy
są piękne. Są inne, ale nie gorsze. Bo w nich też się odbija dusza,
osobowość. Trzeba je tylko tak sfilmować, by wydobyć z nich piękno.
Uważam, że to jest jedna z najważniejszych rzeczy, która się w tym
filmie udała. Jestem zachwycony, że mogłem pokazać, jak piękne oczy
mają choćby Grace czy Ellie – to dwie Angielki, jedna szczupła,
druga z pełną buzią. Albo jest taka scena, gdy francuski chłopiec
rusza okiem. Ile piękna jest w tym, jak mu to oko błądzi, szuka
czegoś wokół siebie.
Chciałbym właśnie zapytać o aktorów. W filmie jest cała
grupa epizodystów, którzy naprawdę są osobami niewidomymi,
natomiast para pierwszoplanowych aktorów to osoby widzące. Dlaczego
tych ról także nie mogły zagrać osoby niewidome?
Może bym się i odważył, żeby te główne role zagrały osoby
niepełnosprawne, tylko musiałbym do tego mieć chyba z dwukrotnie
większy budżet. Algorytm robienia filmu jest tak skonstruowany, że
trudno podjąć ryzyko obsadzenia w głównej roli osoby niewidomej.
Chociaż proszę zauważyć, że filmowy Serrano był taką decyzją, a to
jest pierwszoplanowa rola, trzecia co do ważności. Byłem
przekonany, że on to dobrze zrobi. Gdybym chciał, żeby te dwie
pierwsze role też były tak obsadzone, musiałbym znaleźć niewidomych
ludzi zdolnych pokazać przeobrażenia osobowości. Tu już nie chodzi
o epizodyczne sceny, to jest bardzo trudne. Wymagałoby to złamania
zasad działania przemysłu filmowego. Musiałbym rozpocząć film z
jakimiś aktorami w głównych rolach i ewentualnie ich wymienić. A to
jest niemożliwe. Z rolą epizodyczną jest tak, że ja mogę
zaryzykować, a jeżeli się pomylę i ta osoba się nie będzie nadawać,
to mogę ją wymienić. Mogę nawet zmienić scenariusz albo usunąć taką
rolę, ale z głównymi postaciami tak nie można zrobić. Jest to więc
kwestia techniczna i przeszkoda finansowa. Innych nie widzę, bo
gdybym miał nieograniczone środki, to mógłbym to sobie
wyobrazić.
Niewidome dzieci z kliniki są z różnych krajów, ale z
nie z Polski. Nie robiliście u nas castingów?
Robiliśmy oczywiście, byliśmy m.in. w Laskach, poznaliśmy
dzieci niewidome i rozważałem każde z nich do różnych ról. Bardzo
długo się zastanawialiśmy, ale stwierdziłem, że zabranie ich na
plan, podczas gdy nie potrafiły mówić po angielsku lub nawiązać
kontaktu z innymi dziećmi, naraziłoby je na frustracje, a tego nie
chciałem. Chciałem, aby udział w tym filmie był dla nich pozytywnym
przeżyciem, które je rozwija, a nie zadaniem, które je przerasta.
Oczywiście, zabrać dzieci na drugi koniec Europy, a film był
kręcony w Portugalii, to by była dobra wycieczka, ale byłoby to dla
nich frustrujące. Zresztą dla części tych niewidomych dzieci to
było zbyt trudne zadanie. Niektóre się rozpłakały, naprawdę miały
ciężkie chwile. To było dla nich wielkie wyzwanie, ogromny stres. W
niektórych momentach były przerażone. Jest taka scena, w której
dzieci nalewają wodę do szklanki. One nigdy tego wcześniej nie
robiły, więc nie były pewne, jak to wyjdzie. Przeżyły taki stres,
że niektóre z nich się załamały i rozpłakały. Myślę, że to była
dobra decyzja, by nie stawiać zbyt dużych wymagań przed polskimi
niewidomymi dziećmi, bo stres by ich przerósł. Tymczasem wszyscy,
którzy brali udział w filmie, stworzyli paczkę, zaprzyjaźnili się,
to było dla nich pozytywne doświadczenie.
Więc to nie jest tak, że osoby niepełnosprawne nie mogą
być aktorami?
Nie uważam tak, zresztą Serrano to potwierdza. A że nie
obsadziliśmy osób niewidomych w głównych rolach, to jest tylko
kwestia techniczna. Gdybym miał więcej środków i więcej
czasu...
Wspomniał pan, że film od premiery dostępny będzie z
audiodeskrypcją.
Dla mnie jest to niezwykle ważne, aby osoby niewidome
miały dostęp do tego filmu, dlatego z Tomkiem Strzymińskim
stanęliśmy na uszach, żeby zrobić tę audiodeskrypcję. Film będzie
więc w kinach dostępny z razem z nią, choć nie wszędzie, bo
przecieramy dopiero szlaki dla tej techniki na dużą skalę. Na pewno
sieć kin Helios w kilku miastach będzie wyświetlała film z
audiodeskrypcją. Osoba niewidząca dostanie słuchawki i będzie mogła
usłyszeć zasadnicze informacje, co się dzieje na ekranie, żeby
rozumieć akcję. Uważam, że audiodeskrypcja powinna być zasadą, jak
podjazd dla wózka inwalidzkiego. To jest normalna rzecz, nic
nadzwyczajnego.
Byłoby kiepskim żartem, gdyby film o osobach niewidomych
nie miał audiodeskrypcji.
No właśnie.
Andrzej Jakimowski – ur. w 1963 r. w Warszawie, reżyser, scenarzysta, producent. Jego debiut fabularny „Zmruż oczy” (2003) zdobył m.in. Nagrodę Główną San Francisco IFF 2004 i Nagrodę Główną Soczi IFF 2004. Ponadto film otrzymał cztery Orły 2004 Polskiej Akademii Filmowej. Drugi film fabularny Jakimowskiego „Sztuczki” (2007) zdobył ponad 30 nagród na festiwalach filmowych, m.in. nagrodę Europa Cinemas Label dla najlepszego filmu europejskiego i nagrodę Laterna Magica na festiwalu w Wenecji 2007, Grand Prix Miami IFF 2008, Złote Lwy dla najlepszego filmu na FPFF Gdynia 2007. W 2009 roku był polskim kandydatem do Oskara.
Komentarze
-
Echolokacja
21.04.2013, 21:04Mnie za to zastanawia uczepienie się idei echolokacji i postaci Bena Underwooda. Kto oglądał dokument o tym chłopaku, który leciał kiedyś na TVP2, ten pewnie pamięta, że nie poruszał się on po zatłoczonych i głośnych ulicach Lizbony, lecz po spokojnych przedmieściach jakiegoś amerykańskiego miasta, gdzie na trasie do szkoły miał jedną dość ruchliwą ulicę. Krajobraz jego najbliższego otoczenia stanowiły parki, szerokie chodniki, ulica przed domem, zaparkowane samochody. Poza tym pod koniec filmu jego matka wyraziła radość, gdyż wiele wskazywało na to, że Ben jednak przekonał się do chodzenia z laską, czyli po prostu łączenia dwóch technik orientacji i poruszania się. No ale temat jest bardziej medialny niż życie zwykłego, normalnego człowieka, który nie widzi. Jakoś nie przekonują mnie słowa, że przecież po tym filmie nikt nie poczuje się gorzej, bo chodzi z laską, a nie posługuje się echolokacją. Z kilkudziesięciu osób niewidomych, które znam, żadna nie posługuje się tą techniką, tzn. kląskaniem i porządkowaniem przestrzeni dzięki odbiciom tych dźwięków. A zatem, mam wrażenie, że to raczej film o niewidomym superbohaterze, który musi być kimś niezwykłym, aby w ogóle zwrócił czyjąś uwagę. Zwykłość, normalność ludzi niewidomych jakoś nie są tak chodliwym tematem. I jeszcze jedno: jeżeli reżyser mówił, że dla spotkanych przez niego dzieci problemem było nalanie wody do szklanki, to podejrzewam, że tego nie wymyślił. Spotkałem także dorosłe osoby niewidome, które mają problem z podobnymi czynnościami, np. z pokrojeniem kotleta czy zrobieniem sobie kanapki, choć wykazywały się samodzielnością w innych, bardziej skomplikowanych dziedzinach życia.odpowiedz na komentarz -
trochę inne dzieci niż kiedyś
19.04.2013, 11:09Wiadomym jest, że w ośrodkach jest więcej dzieci ze sprzężonymi dysfunkcjami niż kiedyś, o czym ani autor wywiadu, ani reżyser nie wspomnieli. Myślę jednak, że uogólnianie jest krzywdzące przede wszystkim dla dzieci niewidomych. Szkolnictwo ogólnodostępne, integracyjne i specjalne ma zarówno swoich zwolenników i przeciwników, a ostateczny wybór należy do rodzica. Jeśli rodzice zapewnią niewidomemu dziecku prawidłowy rozwój, nie będą sami traktować je jak biedaka, tylko zainwestują w rozwój umiejętności to szkolnictwo integracyjne lub ogólnodostępne zda egzamin. Znam przypadki dzieci, które właśnie w ośrodkach nauczyły się (jak to się teraz mówi) czynności dnia, bo w domu były wyręczane przez nadopiekuńczych rodziców. Znam również przypadek dorosłego już faceta, który był tak "zaopiekowany" przez rodziców, że wymaga stałej opieki, bo nic nie potrafi. Mimofaktu, że chodziłem do szkoły w ośrodku to miałem w rodzinie normalne osoby, które podwyższały poprzeczkę, bo przecież kiedyś ich zabraknie i będę musiał sam sobie poradzić. Niestety tak mądrych rodziców jest bardzo mało, szkoda.odpowiedz na komentarz -
Ten wywiad pokazuje, że reżyser jednak nie zgłębił tematu i że - choć może chciałby - nie umie się pozbyć stereotypowego myślenia o osobach niewidomych. Dzieci z dysfunkcją wzroku tak samo znają angielski jak dzieci zdrowe - jedne lepiej, drugie gorzej. Nalewanie wody do szklanki to dla nich też nie taka trudna sztuka. A twierdzenia typu "to byłoby dla nich frustrujące, zbyt trudne, wielkie wyzwanie, ogromny stres" dowodzi tylko jednego - że wciąż pozostają dla społeczeństwa "biednymi niewidomymi", których trzeba chronić przed światem, które nic nie umieją i zwyczajnie sobie nie poradzą. Dziwi tylko jedno - dlaczego reżyserowi wydaje się, że dzieci z innych krajów są lepsze? Jestem pewna, że w Polsce jest niejedno niewidome dziecko mówiące perfekcyjnie po angielsku, które zrobiłoby panu reżyserowi herbatę, kanapki, a nawet obiad.odpowiedz na komentarz
-
O niewidomych
16.04.2013, 11:21Zdziwił mnie fragment wywiadu dotyczący funkcjonowania dzieci niewidomych z ośrodka w Laskach. Reżyser przedstawił te dzieci jako biedne sierotki, które nic nie potrafią. Chodziłęm do szkoły w Laskach i wiadomo było różnie, ale nalewać picie do szklanki nie stanowiło dla mnie problemu. Ponadto w wieku 10 lat wyjechałem do innego kraju i nie czułem się zestresowany. Wręcz przeciwnie była to dla mnie świetna przygoda, którą zapamiętałem na długo.odpowiedz na komentarz -
niewidomi są super
14.04.2013, 01:05BARDZO SZCZERY I PRAWDZIWY OPIS O POLSKIM OŚRODKU-SZKOLE W LASKACH DLA DZIECI NIEWIDOMYCH. TO POKAZUJE, ŻE DZIECI UCZĄCE I MIESZKAJĄCE POZA DOMEM NIE SĄ PRZYSTOSOWANE DO ŻYCIA W RZECZYWISTOŚCI DLATEGO NIE POWINNO SIĘ UMIESZCZAĆ DZIECI W TAKICH OŚRODKACH, A PAŃSTWO NIE POWINNO ICH FINANSOWAĆ TYLKO DAĆ WIĘKSZĄ POMOC RODZINĄ TYCH DZIECI, BO PROSZĘ SOBIE WYOBRAZIĆ JAK MOŻNA BY BYŁO ODDAĆ ZDROWE DZIECKO W WIEKU 6 LAT DO INTERNATU, WIADOMO OD RAZU, ŻE TO DZIECKO Z TĘSKNOTY I BRAKU MIŁOŚCI PRZEŻYJE MOCNĄ TRAUMĘ. WIEM CO MÓWIĘ BO RÓWNIEŻ MAM DZIECKO NIEWIDOME, KTÓRE NA CO DZIEŃ UCZĘSZCZA DO NORMALNEJ SZKOŁY MASOWEJ Z KLASĄ INTEGRACYJNĄ MA ZDROWYCH KOLEGÓW I KOLEŻANKI, BROI Z NIMI ITP. I CO NAJWAŻNIEJSZE ŻYJE W RZECZYWISTYM ŚWIECIE I UCZY SIĘ TEGO CO TAK NAPRAWDĘ MOŻE GO W ŻYCIU SPOTKAĆ. (a tak w nawiasie to syn mój był dwa razy na konkursie dla dzieci niewidomych w Warszawie, w których brały udział dzieci z Lasek i innych placówek z Polski i co najciekawsze posiadał najwięcej informacji, ale komisja nie dopuściła, do tego żeby dziecko nie z ośrodka wygrało konkurs i ogłosili, że wygrało dziecko z Lasek, na co mój syn się prawdziwie zdenerwił i powiedział, że więcej na takie dziadostwo nie przyjedzie. Wiadomo jest, że takie ośrodki mają duże dofinansowania i nie pozwolą na to żeby inne dziecko uczące się w normalnej szkole z nimi wygrywało, bo jakby to wyglądało, okazało by się to że te szkoły nie są do końca takie dobre) POZDRAWIAM P. REŻYSERA ZA SUPER FILM.odpowiedz na komentarz -
Jestem w szoku!!!
13.04.2013, 23:01Opis o Polskich dzieciach niewidomych w Laskach mnie przeraził.To co oni w Laskach nie uczą dzieci nalewać wody,czy picia do szklanki! To skandal jak te dzieci mają się usamodzielnić.Jestem w szoku. Matka niewidomego chłopca,który uczy się w szkole masowej i potrafi wlać picie do szklanki.odpowiedz na komentarz -
To współczeny film
13.04.2013, 07:44Nie oglądałam jeszcze tego filmu. Dobrze, ze problemy osób niepełnosprawnych są fabularyzowane i stają się przedmiotem sztuki filmowej. To ważny podjazd do normalności.odpowiedz na komentarz -
A czy jest taki. Proponuję świat łysych, otyłych, na wózku, z kulami itp. Można mówić o specyficznej percepcji, ale tego i tylko tego świata.....odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz