Na Grand Prix do Cardiff
Marzenia mogą się spełniać, a koła wózka nie są w tym przeszkodą. Warto być aktywnym i chłonąć chwile pomimo oczywistych trudności. Zdjęcia utrwalone w sercu z miejsc i uroczych chwil w Londynie, Rzymie, Monte Carlo czy Cannes są jak balsam na duszę. Z dystansem pozwalają spojrzeć na rzeczywistość, dzięki nim łatwiej wstawać co rano i z optymizmem mierzyć się z rzeczywistością.
Podróże, wcześniej zaplanowane, nie muszą wiązać się z wygraną w totolotka. Ja przeznaczam na nie tyle, ile jeszcze przed trzema laty i przez ponad dekadę wydawałem co miesiąc na papierosy. I zdrowiej, i piękniej. Polecam!
Speedway to moja pasja od lat. Kiedyś podążałem za zawodnikami jako kibic, a teraz częściej piszę o zawodach jako dziennikarz. Dotąd nie oglądałem wyścigów czterech torreadorów jeżdżących tylko w lewo, na dystansie czterech okrążeń – pod dachem. Wybrałem się więc do Cardiff, co wymagało wielkiego wysiłku. Było warto!
Przyjazne lotnisko – klucz do sukcesu
Wystartowaliśmy w ostatni piątek maja z Wrocławia, gdzie od ponad roku funkcjonuje Port Lotniczy im. Mikołaja Kopernika. W obiekcie jest wiele udogodnień dla pasażerów z ograniczoną mobilnością, począwszy od strony internetowej, przez parkingi, kilkanaście paneli przywoławczych, dzięki którym można wezwać asystenta, przez „wyspę informacyjną”, obniżony blat przy odprawie, aż po dodatkowy sprzęt typu: ambulift czy modele wąskich wózków, umożliwiających poruszanie się między samolotowymi fotelami. Taka dostępność to skutek wspólnych rozmów z władzami i pracownikami lotniska, a także ich otwartości i zrozumienia. Bez trudu zatem odprawiliśmy się i trafiliśmy na pokład. W samolocie zdziwiło mnie nowe rozporządzenie tzw. tanich linii lotniczych Ryanair. Siadając daleko, w 27. rzędzie – pod oknem – nie miałbym szans na ewakuację na wypadek lądowania awaryjnego, ale nie to okazało się najbardziej kłopotliwe. Trzeba było bowiem przecisnąć się przez pół samolotu, a potem – jeśli w-skers wsiadał ostatni – wyprosić pasażerów siedzących za i przed, żeby asystenci mogli go przesadzić pod okno. Naturalny dla takiego pasażera wydaje się pierwszy rząd, gdzie jest dużo miejsca na nogi. „Ktoś wiedzący lepiej” ustalił jednak, co będzie lepsze – bez konsultacji z niepełnosprawnymi pasażerami.
Drogę do samolotu ułatwił ambulift, a powrotną – schodołaz,
fot.: Małgorzata Lisowska
Po prawie dwóch godzinach wylądowaliśmy w Bournemouth. Lotnisko w mieście nad kanałem La Manche jest dosyć małe, a obsługa nie zawsze wie, jak pomóc. Co więcej, mimo życzliwości, pozostawili mnie na mało komfortowym ręcznym schodołazie, którym podróżowałem w ambulifcie, i dopiero przed odebraniem bagaży przesiadłem się na swój wózek. W drodze powrotnej z kolei jednego asystenta wsparłem wiedzą, jak nakleić dodatkowy pas bagażowy na wózek, drugi obiecał szczęśliwe dotarcie do ambuliftu, a następny stwierdził, że korzystanie z ambuliftu będzie zbyt czasochłonne i na pokład dostaliśmy się za pomocy mechanicznego schodołazu. Usłyszałem nawet, że to lepsze rozwiązanie, bo w Bournemouth jest piękna pogoda, więc przy okazji zażyję kąpieli słonecznej. Co do aury zgadzam się, a co do ambuliftu – jest po to, żeby wspierać mobilność, a nie garażować.
Żużlowe emocje...
Dziennikarze przed poszczególnymi rundami Speedway Grand Prix aplikują o akredytację do siódmego dnia przed imprezą. Poza tradycyjną formą wysłałem e-maila do Nicoli Sands, oficera prasowego, z informacją o moim sposobie poruszania się i dodatkowych potrzebach. Jej wsparcie było nieocenione, gdyż miejsca dla dziennikarzy na Millennium Stadium, wybudowanym w 1999 roku, są niedostosowane dla osób z niepełnosprawnością. Nicola wysłała nas – mnie i towarzyszącą mi Gosię – na szósty poziom, gdzie swoją trybunę mają kibice poruszający się na wózkach i ich asystenci.
Bartłomiej Skrzyński podczas wywiadu z Krzysztofem Kasprzakiem,
zdobywcą 3. miejsca na Grand Prix, fot.: Małgorzata
Lisowska
Oglądanie żużlowego GP z blisko dziesięcioma brytyjskimi w-skersami i ich asystentami było przednim doświadczeniem. Przed pierwszym wyścigiem chcieli się zakładać, kto wygra, a po każdej gonitwie – wypytując o nasze zdanie – żywo komentowali to, co działo się na torze. Co ważne – stewardzi pilnowali, żeby na tę trybunę nie wchodzili kibice poruszający się na nogach. Niestety, osoby towarzyszące w-skersom musiały stać za nimi, bo inaczej – siedząc na oddalonych krzesełkach – nie widziałyby żużlowych wyścigów. Mnie bardziej odpowiadają rozwiązania konsultowane na etapie projektowym i wykonawczym z osobami niepełnosprawnymi – tak jak na Stadionie Miejskim we Wrocławiu. Mamy 104 miejsca dla w-skersów i tyle samo dla ich asystentów – w różnych częściach obiektu, ale w pełni zintegrowane. Wracając do Cardiff – ważną rolę odgrywają tam stewardzi, pomocni także przy zakupach w kioskach gastronomicznych. W moim dziennikarskim zadaniu wsparli mnie także w odnalezieniu się w gąszczu wind – pozwalających dostać się do sali konferencyjnej i parku maszyn, w którym są boksy zawodników.
Zawody, oglądane w towarzystwie blisko 50 tys. kibiców, podobnie jak monumentalny obiekt, robiły wrażenie. Wygrał Rosjanin Emil Sajfuntindov, a nasz najlepszy zawodnik – Krzysztof Kasprzak - był trzeci. Warto dodać, że kibice z niepełnosprawnością mogą kupić bilety, zamawiając je maillowo. Obowiązuje specjalna zniżka i darmowe wejście dla asystenta.
...i romantyczny Stratford
Wyjazd na brytyjski Speedway Grand Prix był też okazją do zobaczenia kilku uroczych miejsc w okolicy. Zaczęliśmy zwiedzanie nazajutrz po zawodach od Castle Cardiff. To jedno z najważniejszych kulturowo-historycznych miejsc Walii. Bajkowe wieże, piękne ogrody, nie wspominając o filmowych wnętrzach, to tylko niektóre z powodów, dla których warto ten obiekt poznać. Zamkowi towarzyszy blisko 2000 lat historii, a mimo to na jego mury obronne można dostać się windą. Wiele miejsc jest dostępnych dla osób z niepełnosprawnością, które kupują bilet zniżkowy, a osoba towarzysząca płaci symboliczne 2,5 funta.
Bartłomiej Skrzyński z przyjaciółmi tuż przed zawodami, fot.:
Małgorzata Lisowska
Kolejnym punktem na naszej turystycznej mapie Zjednoczonego Królestwa było Stratford-upon-Avon. Miasto, położone 14 km na południowy zachód od stolicy hrabstwa Warwcik, jakby zatrzymało się w czasie. Gdyby nie lśniąca biżuteria w witrynach sklepów i gastronomiczne ogródki, nie dostrzegłoby się nowoczesności w domkach o specyficznej architekturze. W tym mieście urodził się, tworzył i zmarł William Szekspir. Przy domkach z drewna, związanych z wybitnym dramatopisarzem, co chwilę ktoś przystawał i robił zdjęcia. Ludzie tu chętnie spacerują. Zostawiają samochody na rozległym parkingu, a potem przechodzą przez malownicze mostki nad rzeką Avon, zachodząc do zabytkowych barek z kramami pełnymi pamiątek. Piknikową i sielankową atmosferę wspierał w dniu naszego pobytu koncert orkiestry, z którą przez moment chciałem nawet zaśpiewać.
Spacer po malowniczym mieście Stratford, fot.: Małgorzata
Lisowska
W Statford polecam też Butterfly Farm. Wśród tropikalnej roślinności można spotkać wyjątkowe okazy motyli, podziwiać ptaki, a w akwariach i terrariach – ryby i pająki. Po dwóch wyczerpujących dniach wróciliśmy do domu przyjaciół w Banbury, gdzie niekończące się rozmowy spowił sen nietrwający jednak długo z powodu porannej eskapady na lotnisko. W Anglii dziękowano nam za przywiezienie słońca, a Wrocław witał (a wcześniej żegnał) nas deszczem. Pozostał nam magiczny bagaż wspomnień, które pozostaną w sercu na zawsze. Bliska jest mi sentencja H.Ch. Anderesena: „Podróżować to żyć”. Niepełnosprawność nie może być przeszkodą!
Bartłomiej „Skrzynia” Skrzyński (www.skrzynski.info.pl), lat 34, jest dziennikarzem, aktywistą i społecznikiem, współzałożycielem Fundacji W-skersi. Wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego, jest rzecznikiem ds. osób niepełnosprawnych przy prezydencie Wrocławia oraz autorem programów TV, m.in. „W-skersów”, za które otrzymał Grand Prix w konkursie dziennikarskim „Oczy Otwarte”, organizowanym przez Integrację. Ponadto zdobył wyróżnienie PZMot za promowanie sportu żużlowego w mediach, a w 2012 r. - wyróżnienie w plebiscycie „Człowiek bez barier”. Porusza się na wózku z powodu postępującego zaniku mięśni. Skakał na bungee, latał szybowcem i paralaotnią. Uwielbia podróże i sport żużlowy; nurkuje.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz