Dla siebie i innych
Obie panie zmagają się z chorobą i obie z nią wygrywają. Uczyły się, pracują, działają społecznie, słowem – prowadzą normalne życie. Dwie koleżanki z jednej fundacji przeszyły długą drogę, a przed nimi w życiu jeszcze wiele wyzwań.
Joanna Bednarczyk i Angelika Łukaszczyk urodziły się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Obie walczyły od dziecka o to, by normalnie funkcjonować. – To ogromna zasługa naszych rodziców, którym nigdy nawet do głowy nie przyszło, że nie będziemy mogły żyć tak jak wszyscy. Dlatego wozili nas na rehabilitacje, sami rehabilitowali, dodawali otuchy, a w końcu pomogli podjąć decyzje o naszym wyjeździe w świat. Miałyśmy się tam dalej uczyć samodzielnego życia – opowiadają niemal identyczne historie ze swych najmłodszych lat.
Obawa jest zawsze
Po ukończeniu szkół podstawowych przeniosły się do Wrocławia. W tym mieście funkcjonuje, prowadzone przez Kościół ewangelicko-augsburski, Centrum Kształcenia i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Pani Joanna rozpoczęła naukę w pięcioletnim technikum kształcącym w zawodzie: analityk medyczny.
– W podstawówce lubiłam chemię i biologię, a tych przedmiotów było tam sporo – wspomina. – Dlatego chętnie wybrałam ten kierunek. Przy tym uważałam, że po takiej szkole znajdę pracę w szpitalu lub jakimś laboratorium.
Z kolei pani Angelika zawsze lubiła ekonomię, dlatego uczyła się w czteroletnim liceum ekonomicznym. Obie pochodzą z Leszna i – co ciekawe – poznały się dopiero we Wrocławiu.
Na zdjęciu: Joanna Bednarczyk i Angelika Łukaszczyk, fot.: Damian
Szymczak
Wspólne szkolne lata minęły szybko. Wróciły do swego miasta, lecz wkrótce potem Joanna Bednarczyk wyjechała do Norwegii, gdzie ma sporą rodzinę, u której zamieszkała. Niemal od razu zaczęła tam pracować – jako opiekunka w odpowiedniku naszych domów pomocy społecznej. Zajmowała się starszymi ludźmi.
– Bardzo mi się ten kraj spodobał, dosłownie się w nim zakochałam – mówi. – Gdy jechałam, planowałam pobyt trzymiesięczny. I tak się stało, wróciłam do Polski. Nie ukrywam, że powrót mnie nie cieszył, i mam nadzieję, że kiedyś znów znajdę się w Norwegii, tym razem na stałe.
Jej koleżanka zaczęła pracę w Lesznie jako telemarketerka. –
Kiepska to była praca – twierdzi. – Na umowę zlecenie, słabo
płatna, podczas której musiałam ludziom proponować różne usługi i
towary, wręcz im je wciskać,
nazywając rzecz po imieniu.
I właśnie wtedy spotkało ją największe szczęście – spotkała życiowego partnera oraz urodziła synka. Ma zdrowego, wesołego chłopczyka, dziś siedmioletniego. – Nie ukrywam, że w czasie ciąży i przed porodem się bałam – wspomina. – Dziecięce porażenie mózgowe nie jest chorobą dziedziczną. Mimo to obawa była, jakie będzie dziecko, czy urodzi się zdrowe? A później ogromna ulga, że wszystko dobrze się skończyło.
Słowa zamierały w gardle
Ponownie drogi Joanny i Angeliki zeszły się w leszczyńskiej Fundacji „Odzew”. To duża organizacja działająca na różnych polach, między innymi aktywnie zajmująca się opieką nad osobami niepełnosprawnymi. Panie Joanna i Angelika są tam zatrudnione w biurze. Prowadzą sekretariat, zajmują się księgowością, korespondencją, przygotowywaniem wniosków i grantów.
Słowem, zajęć im nie brakuje. Do tego pani Bednarczyk zajmuje się komputerami. Jak mówi, ma wrodzone predyspozycje do ich obsługi i zawsze lubiła przy komputerach majstrować. Angażuje się też w działalność społeczną. Przy Fundacji „Odzew” działa Stowarzyszenie na Rzecz Seniorów i Osób Niepełnosprawnych, jest w nim prezeską. Co więcej, od czerwca wchodzi także w skład Powiatowej Społecznej Rady ds. Osób Niepełnosprawnych.
– Rada skupia osoby z różnych fundacji i stowarzyszeń w Lesznie, wolontariuszy oraz urzędników zawodowo zajmujących się pomocą osobom niepełnosprawnym. Podobne jak inne rady w kraju pomagamy, opiniując projekty uchwał na rzecz środowiska niepełnosprawnych. Sami też takie uchwały przygotowujemy. Podpowiadamy, co należy zrobić, a czego nie, co zmienić.
Wspomina niedawny chrzest bojowy, jakim był publiczny odczyt, który wygłosiła przed prezydentem Leszna i kilkudziesięciu osobami. – Zawsze bałam się publicznych wystąpień i unikałam ich jak ognia – opowiada z uśmiechem pani Joanna. – Tu jednak musiałam zabrać głos. Pierwsze słowa zamierały w gardle, ale później było już lepiej. Słuchano mnie raczej uważnie, więc myślę, że następnym razem będzie już dobrze, bo chyba tę wrodzoną tremę przełamałam.
Opinia życiowej optymistki
Będzie to kolejna bariera, którą w życiu pokonała. Na przykład od dziecka marzyła o tym, by prowadzić samochód. Nie mogła się jednak przełamać i zapisać na kurs nauki jazdy.
– Aż kiedyś pojechałam do sanatorium w Ciechocinku – opowiada. – Poznałam chłopaka, z którym koleguję się do dziś. Uległ w przeszłości wypadkowi i jest częściowo sparaliżowany. Mimo to jeździ autem, a nawet startuje w rajdach samochodowych. To on mnie namawiał i przekonywał, że powinnam usiąść za kierownicą, bo na pewno sobie poradzę.
Podjęła decyzję. Jak się okazało, w Lesznie nie ma żadnej szkoły jazdy, w której mogliby się szkolić niepełnosprawni kierowcy. Na szczęście taka szkoła funkcjonuje w pobliskiej wsi i w niej Joanna Bednarczyk ukończyła kurs. Egzamin zdawała w Lesznie.
– Egzaminator podszedł do mnie i powiedział, że nie widzi mnie za kierownicą, uważa iż osoby niepełnosprawne nie powinny jeździć samochodami, bo stwarzają zagrożenie na drodze – opowiada. – Zdenerwował mnie tym gadaniem i egzamin oblałam. Później było już dobrze i zdałam za drugim razem.
Wkrótce kupiła samochód i jak stwierdza zmieniło to jej życie. Autem może dojechać niemal wszędzie, wcześniej do wielu miejsc było trudno się dostać. Prawo jazdy ma także pani Angelika, która poza tym jeździ rowerem. Zalecają jej to lekarze, bo taka jazda to nie tylko przyjemność, ale i dobra rehabilitacja.
Panie Joanna Bednarczyk i Angelika Łukaszczyk w towarzystwie
pracownic fundacji, w której pracują, fot.: Damian
Szymczak
Podobnie dobre efekty daje także spędzanie czasu na świeżym powietrzu, czego pani Angelice nie brakuje zwłaszcza w wakacje. Ukończyła bowiem kurs wychowawcy kolonijnego i dzięki temu, że Fundacja „Odzew” prowadzi ośrodek wypoczynkowy w Boszkowie, letniskowej miejscowości nad Jeziorem Dominickim, położonym na terenie powiatu leszczyńskiego. Spędza tam latem sporo czasu, pracując jako opiekunka.
W przyszłym roku panią Joannę czeka duże życiowe wyzwanie, ale i szczęście. Stanie na ślubnym kobiercu i założy własną rodzinę. A później, kto wie, może uda jej się spełnić marzenie i wraz z mężem wyjechać do Norwegii? Nawet jeśli nie, to i tak jest życiową optymistką.
– Pewnie, że los nie był dla mnie łaskawy. Najważniejsze jednak, że sobie radzę, myślę, że dobrze funkcjonuję, działam dla siebie i innych. Wielu ludzi mi zazdrości i chciałoby czuć się i funkcjonować tak jak ja. Dlatego więc uważam, że nie mam w życiu źle. Przytakuje jej pani Angelika. Będzie tęskniła, jeśli jej koleżanka wyjedzie za granicę. Jeśli zostanie, to może będzie lepiej? W Fundacji „Odzew” obie mają wiele do zrobienia. Dla siebie i innych.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz