Miało być śmiesznie? Vloger znęcał się nad osobą z niepełnosprawnością, nie widzi w tym problemu
Jak można nazwać nagrywanie filmu i publikowanie go w internecie, gdzie nie przebierając w słowach, wykorzystuje się osobę z niepełnosprawnością intelektualną do filmu pt. „Jak daleko posunie się dla pieniędzy”. A jak daleko można posunąć się, by nabijać sobie kabzę klikalności i oglądalności? I czy naprawdę tylko o to chodzi?
9 kwietnia br. vloger, czy raczej patoyoutuber, o pseudonimie Kamerzysta umieścił na YouTubie (YT) blisko 20-minutowy film pod tytułem „Jak daleko posunie się dla pieniędzy” („Jak daleko pousnie się za pieniądze” – pisownia oryginalna). Młody chłopak z niepełnosprawnością intelektualną, Dominik, dostaje od twórców filmiku różne zadania za określone kwoty pieniędzy, jak mówią – „grają w Milionerów”. Tak więc chłopak m.in. musi skleić sobie dłonie klejem Kropelką, skoczyć z balkonu do śmietnika, rozebrać się i wejść do stawu, by wydobyć śmieci, natrzeć się błotem, a potem wejść do supermarketu i zjeść bułkę. Na koniec dostaje zadanie zjedzenia kocich odchodów z kuwety i zanurzenia się w szambie.
„Lubię znęcać się nad ludźmi”
Bulwersuje wulgarne zachowanie i słownictwo nagrywających film, nie nadające się do zacytowania w artykule. Wiola z ekipy Kamerzysty mówi w pewnym momencie: „Ja lubię znęcać się nad ludźmi”. Charakter tego, jak i części innych nagrań z dwóch kanałów, należących do Kamerzysty (oficjalnego i nieoficjalnego), na YouTube ściśle nawiązuje do zjawiska patostreamingu, czyli popularnych transmisji w internecie, podczas których prezentowane są zachowania uznawane za patologiczne, np. wulgarność, przemoc fizyczna czy libacje alkoholowe. Czynności są wykonywane w zamian za wpłaty pieniężne od widzów. W tym przypadku zamiast transmisji online jest filmik z młodym mężczyzną z niepełnosprawnością intelektualną, który wykonuje różne poniżające, dehumanizujące zachowania za pieniądze od twórców kanału.
Film został już usunięty z dwóch kont na YouTube za naruszenie zasad dotyczących nękania i dręczenia.
O sprawie napisała 13 kwietnia w mediach społecznościowych Agnieszka Chułek.
„W nagraniu widać naszego byłego wychowanka, który jest niepełnosprawny intelektualnie. Co za tym idzie nie potrafi zbyt dobrze (o ile w ogóle) przewidywać skutków swoich działań, ani podejmować racjonalnych decyzji. Czy to przeszkadzało twórcom filmu? W ogóle! W świadomy i perfidny sposób wykorzystali go do robienia obrzydliwych, dehumanizujących zadań. Ten (p…..b), jak go nazywają na początku, jeszcze do niedawna był wychowankiem domu dziecka, a jeszcze wcześniej był zaniedbywanym, maltretowanym dzieciakiem wychowywanym przez ulicę. Kilka lat temu w domu się nie przelewało. Czy dziwi więc, że mając w perspektywie zarobienie kilka stów, zgadza się na to wszystko? No nie, bo chce mieć tatuaż!” – pisze w swoim poście pracownica placówki wsparcia dziennego, do której trafił wykorzystany w filmie chłopak.
Jaki problem?
Pomimo, że film został usunięty z dwóch kanałów na YouTube, Kamerzysta dalej nie widzi problemu w tym, co zrobił wraz ze swoją ekipą. Na Instagramie opublikował stories, gdzie tłumaczy, że nie są oni lekarzami, by wiedzieć, że chłopak jest poczytalny czy nie (w rozumieniu czy jest niepełnosprawny intelektualnie). „Szczególnie, że zachowywał się w 100 proc. normalnie, przyszedł ze swoją dziewczyną i chciał robić zadania. (…) ten chłopak nie przyszedł i nie powiedział: sorry, ale jestem niepoczytalny, czy możecie ze mną wykonać te zadania?” – to jeden z kilku argumentów twórcy patotreści.
Mężczyzna twierdzi także, że cały film był wyreżyserowany.
Według niego, nie ma za co przepraszać i nie rozumie, skąd całe zamieszanie. Może dlatego, że wcześniej już szokował, przekraczając granice, np. pozorując dla żartu samobójstwo w jednym ze swoich filmów albo żartując z nosicieli HIV.
Jest szansa, że sąd zrozumie więcej i zapadnie odpowiedni wyrok w tej sprawie, albowiem bliscy bohatera filmu podjęli już kroki w tej sprawie.
Potrzebne wsparcie
„Brak mi słów, żeby skomentować to, co zobaczyłam. Jesteśmy w kontakcie z prawnikiem i postaramy się zrobić wszystko, żeby Kamerzysta odpowiedział za to, co on i jego koledzy zrobili. Razem z koleżanką walczymy teraz o to, żeby chłopak, którego skrzywdzili, nie załamał się. On czuje się winny, dlatego próbuję mu pokazać, jak dużo osób w sieci go wspiera” – mówi Agnieszka Chułek dla Onetu apelując, by jak najwięcej osób zgłosiło w serwisie YouTube nadużycie, jakiego dopuścił się Kamerzysta.
Pod filmem pojawiła się fala komentarzy ludzi oburzonych tą publikacją, m.in. rodziców dzieci z niepełnosprawnościami. Ale było też 29 tys. „łapek” w górę na YouTube, oznaczających poparcie dla tych treści (przy 17 tys. „łapek” w dół).
Dotkliwa kara konieczna
- To zachowanie jest absolutnie karygodne. To, że Dominik występujący w filmie Kamerzysty najprawdopodobniej jest osobą z niepełnosprawnością intelektualną sprawia, że ta sprawa jest jeszcze bardziej dojmująca – mówi dla nas dr Agnieszka Całek z Instytutu Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Za znęcanie się, upokarzanie i wykorzystanie chłopaka wszyscy, którzy brali w tym udział powinni stanąć przed sądem. Nie tłumaczy tego to, że wszyscy byli pełnoletni i się zgodzili, ani że to jakaś przyjęta konwencja. Kamerzysta zamieścił film na YT, ale w jego przygotowaniu udział brało jeszcze kilkoro twórców internetowych. Dwie osoby wymyślały obrzydliwe i niebezpieczne wyzwania, demonstrując przy tym, że brzydzą się Dominikiem. Nikt nie zareagował, a na pewnym etapie widać, że chłopak nie rozumie konsekwencji podejmowanych wyzwań. Na filmie dwukrotnie dochodzi do uszkodzenia ciała, kiedy chłopak rozbija sobie na głowie cegły i gdy pozwala sobie skleić ręce klejem błyskawicznym. Jestem wstrząśnięta tym, co się wydarzyło i uważam, że sprawcy powinni ponieść dotkliwą karę – komentuje.
Badaczka zaznacza, że problem ten nie jest nowy – patotwórcy, jak mówi, nieraz już wykorzystywali osoby potrzebujące systemowego wsparcia do swoich celów.
- Mogą to być osoby wykluczone społecznie, życiowo niezaradne, w kryzysie bezdomności, dotknięte chorobą alkoholową. Patotwórcy w ogóle nie zastanawiają się nad źródłami tych problemów, nie dają realnego wsparcia, tylko cynicznie wykorzystują tych ludzi. Moralnej oceny takich działań nie zmienia to, że czasami płacą swoim ofiarom – mówi.
Kto i dlaczego to ogląda?
Dr Całek odpowiada też na pytanie, dlaczego ludzie w ogóle chcą i oglądają w internecie treści o charakterze patologicznym i uznawane za dewiacje społeczne.
- Na pewno jedną z przyczyn jest skłonność do podglądactwa (voyeryzmu), którą internet ciągle podsyca. Można tam z poziomu swojej kanapy podglądać jak wygląda przemoc, jak się ją zadaje i jak się jej doświadcza. Takie treści są atrakcyjne zwłaszcza dla młodych ludzi, którzy sami wchodząc w dorosłość testują granice i oglądają, jak one są testowane przez ulubionych twórców. Na szczęście, większość ludzi z takich treści wyrasta, ale nie wszyscy, o czym świadczy popularność programów telewizyjnych, głównie reality show, gdzie również trudno o pogłębioną refleksję i szacunek do drugiego człowiek, jak w Love Island, Hotelu Paradise czy Big Brotherze – mówi Agnieszka Całek. – Część odbiorców ogląda takie rzeczy, żeby się poczuć lepiej. Gdy porównują się do bohaterów filmów patotwórców mogą się poczuć mądrzejsi, ładniejsi, i o zgrozo, bardziej moralni - bo przecież „ja bym tak nigdy nie zrobił/a” – wyjaśnia.
Są także osoby, dla których takie treści to kompletnie niezobowiązująca intelektualnie rozrywka, oglądana bez głębszej refleksji przy jedzeniu obiadu czy odrabianiu lekcji.
Klikalność ponad wszystko
Dlaczego zatem tego typu treści powstają, i jak uzasadnić ich rację bytu?
- Takie treści są klikalne. Epatowanie brutalnością, przemocą, wulgarnością i seksem od wieków świetnie się w mediach sprzedają, o czym świadczy popularność tabloidów. Widać to na wielu kanałach na YT. Twórcy, którzy nastawieni są wyłącznie na zysk i poszerzanie zasięgów, nie mają na siebie konkretnego, kreatywnego pomysłu, chętnie sięgają po takie treści, bo one dają pożądany zwrot, który jest szybki i dość pewny – dodaje Agnieszka Całek.
Bulwersujące i karygodne filmy Kamerzysty prowokują do zadania prostego pytania – o granice takich działań w internecie. Kto o nich decyduje? I na szczęście, jest dobra wiadomość w tej sprawie.
Na szczęście są granice
- Oczywiście, że są granice, ale nie dotyczy to internetu jako całości, raczej internetów, czyli różnych miejsc w globalnej sieci – przyznaje dr Całek. – Po pierwsze tam, gdzie jest twórczość oddolna, są też regulaminy, najczęściej spisane i udostępnione publicznie. Każde większe medium społecznościowe takie ma. Krótko mówiąc, jak spojrzymy na regulamin YT, to taki film, jak ten z Dominikiem w ogóle nie powinien się tam znaleźć. Natomiast szwankują trochę metody weryfikacji treści, żeby było to możliwe konieczne jest zaangażowanie oddolne społeczności, która będzie reagowała na naruszenia. Tak też się dzieje i w tym przypadku, ludzie się organizują w sieci i proszą o zgłaszanie filmu, a nawet całego kanału. Czasami z precyzyjną instrukcją. Widziałam też, że społeczność bardzo mocno dyscyplinowała tego patotwórcę w komentarzach pod filmem – w momencie, gdy o tym rozmawiamy komentowanie zostało już wyłączone – tłumaczy.
Gdy publikujemy artykuł, nie ma też już filmu, jak podaliśmy wyżej.
Odbiorcy reagują także poprzez swoje negatywne oceny materiału.
Granice tworzą także odbiorcy
- Krótko mówiąc te granice są wyznaczane z kilku kierunków, pierwszym jest samo medium publikacji, które ma swoje zdefiniowane reguły działania. Trzeba z tego po prostu korzystać, zgłaszając treści, blokując użytkowników łamiących zasady. Drugim jest prawo – o którego istnieniu czasami zapominamy w kontekście tego, co się dzieje w sieci. Przestępstwa należy zgłaszać właściwym organom, bez względu na to, czy mają miejsce offline, czy online. Tylko tak mamy szansę sprawić, że działania w sieci przestaną być bezkarne i traktowane nie dość poważnie. No i ostatnią granicę wyznaczamy my, jako odbiorcy i użytkownicy internetu. Możemy wyrażać swój sprzeciw oceniając, komentując i wreszcie nie oglądając i nie nabijając zasięgów patotwórcom – podsumowuje badaczka.
Integracja odpowiednią informację o tym zdarzeniu, wraz ze swoim stanowiskiem, przekaże do Rzecznika Praw Obywatelskich i Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych.
Dla osób zainteresowanych, polecamy analizę prawną tej sytuacji, którą przeprowadził dr hab. Mikołaj Małecki na swoim profilu na Facebooku – Dogmaty Karnisty.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz