„To tylko kilka dni”. Rewolucja czy powielanie stereotypów?
Za nami pierwszy odcinek programu „To tylko kilka dni”, w którym celebryci przez kilka dni zajmują się osobami z niepełnosprawnością. W tym czasie ich opiekunowie udają się na odpoczynek. Program już przed premierą wzbudził skrajne emocje. Czy obawy jego krytyków się potwierdziły?
W pierwszym odcinku programu poznajemy Mateusza, trzydziestolatka poruszającego się na wózku. Mieszka ze swoimi rodzicami w bloku w Łomży. Jego opiekunem na kilka dni zostaje Michał Koterski, aktor, którego już wkrótce będziemy mogli oglądać w głównej roli w filmowej biografii Edwarda Gierka. Obecnie aktor jest kojarzony jako filmowy syn Adasia Miauczyńskiego, głównego bohatera filmów Marka Koterskiego.
Podczas tych kilku dni aktor pomaga Mateuszowi zrobić zakupy, obiad, ubrać się czy wydostać z pozbawionego windy budynku. Ale też zabiera go na ognisko i na wycieczkę.
Przed premierą pierwszego odcinka było mnóstwo głosów ze strony środowiska osób z niepełnosprawnością wskazujących, jak bardzo szkodliwy może okazać się ten program i jak mocno umacnia on stereotypowe podejście do niepełnosprawności oraz problemów opiekunów. Czy tak rzeczywiście jest? Zapytaliśmy osoby z niepełnosprawnością o wrażenia po obejrzeniu pierwszego odcinka „To tylko kilka dni”.
Krzysztof Kurowski
Mnie nie przekonuje
Krzysztof Kurowski, przewodniczący Polskiego Forum Osób z Niepełnosprawnościami:
„Na początku muszę zaznaczyć, że nie jestem miłośnikiem tego typu programów. A wypowiedzi jego autorów budziły duży niepokój: »Osoby niepełnosprawne często na co dzień pozostają w ukryciu w domach, gdzie wspólnie ze swoimi opiekunami, spędzają większość życia. My z pomocą znanych osób na chwilę ten porządek burzymy, dajemy chwilę wytchnienia, czasem po prostu radości«. Czyli robimy show zapewniając chwilę radości.
Sam program był lepszy od tych zapowiedzi. Znalazłem w nim kilka stereotypowych obrazów (kupowanie czekoladek, rozmowy o wspieraniu osoby bez jej udziału). Ale też kilka ważnych rozmów o zmęczeniu opiekunów czy potrzebie niezależnego życia. Tylko co dalej? Czy autorzy programu i celebryci wierzą, że można coś zmienić (i chcą być ambasadorami niezależnego życia), czy zrobili program rozrywkowy i koniec? Ostatnia scena bardziej wskazywała na to drugie. Wobec tego muszę przyznać, że idea takiej »rozrywki« mniej nie przekonuje i pozostaję przy swoim sceptycyzmie”.
Marta Lorczyk
Nie ma dwóch światów
Marta Lorczyk, ekspertka Fundacji Zdrowie Jest Najważniejsze i Projektu SeksOn Fundacji Avalon, działa na rzecz niezależnego życia osób z niepełnosprawnościami, ma dystrofię mięśniową i porusza się na wózku:
„Po obejrzeniu pierwszego odcinka programu »To tylko kilka dni« mam podobne odczucia jak wcześniej, gdy znane były tylko zapowiedzi producentów i zwiastun: nie ma dwóch światów, świat jest jeden. Pewnie są osoby, które znają sytuację osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów, ale mogą potraktować ten program wyłącznie jako czystą rozrywkę – ja nie potrafię. W kolejnych scenach widzę wciąż powszechne problemy, kumulacja jak w pigułce. Bohater (czy główny, to kwestia na inną dyskusję) mieszka w bloku, w mieszkaniu na piętrze bez windy, nie może swobodnie opuścić mieszkania. Jak często w ogóle jest ktoś, kto bezpiecznie sprowadzi go po schodach i z powrotem? A co np. z ewakuacją w przypadku pożaru?
Godność, nie marzenia
Michał Koterski mówi, że »mama musi mieć krzepę« – w całym odcinku mało jest o ojcu, to też charakterystyczne. Ale w Polsce wciąż oczywiste jest to, że opiekun, najczęściej matka, musi sobie radzić fizycznie i psychicznie, to godne podziwu poświęcenie. A nie jest oczywiste, że rodzina powinna zamieszkać w dostępnym, dostosowanym mieszkaniu. Czy to się zmieni po tym odcinku? Pytanie retoryczne.
»Boję się tego, co będzie z Mateuszem, jak mnie nie będzie« – mówi jego matka.
Niestety, najczęściej pozostaje dom pomocy społecznej. Może mieszkałby jednak z kimś bliskim, z partnerką, żoną? Mateusz, dorosły mężczyzna, mówi, że »chciałby się wyrwać«, jest świadomy, że »sam wszystkiego nie zrobi«.
»Nie wierzę w to, że Mateusz wyprowadzi się z domu« – mówi jego mama.
Nie padło hasło »asystencja osobista«, o którą walczymy właśnie po to, żeby realizować niezależne życie, a która istnieje tylko »na papierze«. To nie jest kwestia marzeń, to jest kwestia godności.
Mam nadzieję, że na tym programie dobrze zarobili wszyscy uczestnicy, nie tylko celebryci. »Gwiazdy, które wzięły udział w projekcie spróbują wnieść do życia swoich nowych znajomych powiew energii i inną perspektywę. Także dla nich to będzie czas na chwilę refleksji i docenienie tego, co się ma«.
W komentarzach na Facebooku powtarzają się opinie, że program jest »wzruszający«, że pokazuje »jak trudna jest opieka nad niepełnosprawnymi«. Dopóki podtrzymywany jest podział na dwa światy, osoby z niepełnosprawnościami będą mogły dostarczać wzruszeń, inspirować i poprawiać samopoczucie pełnosprawnych, ale nie będą przez nich brane pod uwagę jako: przyjaciele, partnerki, mężowie, żony, szefowie i współpracownicy, bo to trudne i wymaga poświęcenia. Tymczasem znaczna część tego trudu i poświęcenia, które jest pokazane w programie, wynika z braku dostępnego mieszkania, z braku asystencji osobistej, postrzegania niepełnosprawności jako problemu i sprowadzania podstawowych potrzeb do poziomu marzeń. To są kwestie systemowe i kulturowe, możliwe do zmiany. Świat jest jeden i wszyscy w nim żyjemy, tylko niektórzy nie są tu widzialni, bo nie potrafią chodzić po schodach”.
Aleksander Janiak
Pozytywne zaskoczenie
Aleksander Janiak, prawnik i działacz społeczny, ma rdzeniowy zanik mięśni:
„Program bardzo mi się podobał. Przed jego premierą wiele osób publicznie dzieliło się swoimi zastrzeżeniami, szczególnie po trailerze programu. Ja nie podzielałem tych obiekcji. Choć oczywiście wiedziałem, że efekt końcowy może być naprawdę różny.
Pierwszy odcinek zaskoczył mnie pozytywnie. Zwłaszcza jeżeli chodzi o pokazanie problemów i oczekiwań osób z niepełnosprawnością wobec życia. Fajnie pokazano, że osoba z niepełnosprawnością może marzyć o założeniu rodziny. Choćby dlatego, że Mateusz w rozmowie z Michałem Koterskim mówił, że zna osoby z niepełnosprawnością, które założyły rodziny. Wskazuje na chłopaka, który ma bardzo poważną niepełnosprawność i porozumiewa się za pomocą syntezatora, a jednocześnie niedawno został ojcem. To dobrze, że ten temat został poruszony, i to w taki sposób. Podobało mi się też, w jaki sposób Mateusz rozmawiał o tym z Michałem Koterskim.
Rodzic ma prawo do odpoczynku
Kolejnym ważnym tematem poruszonym w odcinku jest kwestia oddzielenia się od rodziców. Mama Mateusza na koniec mówi synowi, że jeżeli będzie chciał i miał warunki do usamodzielnienia się, to ona nie będzie stać mu na przeszkodzie. Z drugiej strony pokazano też, że rodzice osób z niepełnosprawnościami też potrzebują odpoczynku i to, że dano im taką możliwość. To tylko kilka dni – to dla nich było aż kilka dni. Zwłaszcza, że mama Mateusza przyznała się, że od narodzin syna nigdy z mężem nie byli na wakacjach bez niego. Bardzo dobrze, że z ust mamy Mateusza padło stwierdzenie, że w końcu mogła odpocząć i nie nasłuchiwać, co dzieje się z jej synem. Liczę, że dzięki temu wielu rodziców osób z niepełnosprawnością zda sobie sprawę z tego, że też należy im się odpoczynek. To niestety nie jest wiedza powszechna i panuje przekonanie, że rodzice muszą całkowicie poświęcać się dzieciom. To, jak to poważny jest problem, widzę choćby po swojej mamie.
Odcinek miał więcej pozytywnych elementów – jak np. pokazanie problemów wynikających z barier architektonicznych. Liczę, że zobaczy go jakiś architekt i na własne oczy przekona się, co oznacza dla osoby na wózku brak podjazdu.
Fajna relacja
Na koniec chciałbym pochwalić to, jak pokazano relację między Mateuszem a Michałem Koterskim. Obaj rozmawiają o swoich problemach w sposób partnerski. Aktor opowiada o tym, jak mierzył się z nałogiem i z hejtem oraz jak cieszy się z tego, że jego syn jako pierwszy Koterski przyszedł na świat w trzeźwej rodzinie. To było bardzo dobre.
Daria Stawrowska
Gdzie możliwości?
Daria Stawrowska, poruszająca się na wózku współautorka audycji MOŻLIWOŚCI niePEŁNOsprawności w internetowym radiu Praga:
„Brakuje mi pokazania Mateusza – czyli mężczyzny, którym zajmował się Michał Koterski, z perspektywy jego możliwości, a ma je ogromne! Brakuje wspólnego przygotowywania posiłków czy podejmowania prób ubierania się... Wszystko za Niego robi Misiek, co stoi w sprzeczności z chęcią usamodzielnienia się, o której mówi Mateusz. Z wypowiedzi Mateusza też wiele nie wynika, co nie bardzo pasuje mi do osoby z wykształceniem. Zakupy też robi Misiek, a Mateusz tylko siedzi. Przecież mogliby wspólnie przygotowywać tę listę zakupów, mało tego... to Mateusz powinien przedstawić Miśkowi plan dnia, a nie Mama Mateusza.
Bohater pierwszego odcinka chce się usamodzielniać? Niech więc zacznie od podstaw, o których napisałam wyżej! Ten odcinek tego nie pokazał, a przecież mógł pokazać! Samo dobranie tej dwójki to według mnie jakaś masakra! Misiek gadane ma, a Mateusz jedyne, co robił, to przyznawanie racji Miśkowi. To był bardzo zły odcinek pod względem kształtowania społecznych postaw i zachowań”.
Okiem matki: trochę luzu
Pozostaje pytanie, jak pierwszy odcinek programu TTV odebrali opiekunowie osób z niepełnosprawnością? O to zapytaliśmy Agatę Jabłonowską-Turkiewicz, dziennikarkę i mamę chłopca z chorobą rzadką:
„Jeszcze przed emisją pierwszego odcinka reality show »To tylko kilka dni« w komentarzu na jednym z portali społecznościowych stwierdziłam, że mam nadzieję, że osoby z niepełnosprawnością, biorące udział w programie, będą się dobrze bawić. Doskonale byłoby również, gdyby ich opiekunowie mieli okazję faktycznie przez kilka dni wypocząć. Po obejrzeniu pierwszego odcinka z radością muszę przyznać, że chyba tak faktycznie się stało. Było dużo śmiechu, wygłupów i luzu. Wydaje się, że zachowania uczestników zarejestrowane przez kamery były szczere i niewymuszone. Myślę, że program może okazać się ważny dla opiekunów osób z niepełnosprawnością, bo uświadomi im, że kiedy pozostawią na kilka dni podopiecznego z kimś innym, to świat się nie zawali. I to jest według mnie atut tej produkcji.
Rzeczywistość tak nie wygląda
Z drugiej jednak strony trzeba wyraźnie zaznaczyć, że pierwszy odcinek (nie wiem, jak będzie przebiegać fabuła kolejnych) w bardzo małym stopniu oddał codzienny trud opieki nad osobą z niepełnosprawnością. Pomoc w toalecie osobie znacznie niepełnosprawnej to nie tylko podanie jej szczoteczki do zębów, jak miało to miejsce w odcinku, w którym w opiekuna wcielił się Michał Koterski. To też często, powiedzmy otwarcie, przewijanie, sadzanie na sedesie i podcieranie tyłka. Ubrać taką osobę, to nie tylko założyć jej bluzę (przy tym Koterski dostał lekkiej zadyszki), ale zmagać się z założeniem np. bielizny przeciwodleżynowej czy rękawiczek. Wspólne gotowanie jest fajne, ale często po przygotowaniu posiłku należy bardzo cierpliwie, łyżeczka po łyżeczce, osobę ze znacznym stopniem niepełnosprawności nakarmić. Tych wszystkich żmudnych, powtarzających się kilka razy dziennie czynności nie było.
Ogólnie pierwszy odcinek programu miejscami mnie wzruszał, czasami bawił. Takie jest chyba założenie tego typu produkcji. Tytuł wydaje się tylko niefortunny. Jako mama wychowująca od kilku lat dziecko z niepełnosprawnością sprzężoną troszkę mam wrażenie, że się ze mnie kpi – moja praca opiekuńcza i niepełnosprawność syna nie trwa TYLKO kilka dni, a potem »uff, skończyło się«. To CAŁE nasze życie. Nie zawsze radosne”.
Zdaniem autora tekstu
To tylko komercja
„Not great, not terrible” – tak, słowami jednego z bohaterów serialu Czarnobyl, można skomentować pierwszy odcinek programu „To tylko kilka dni”.
Obawy związane z nową produkcją stacji TTV były ogromne – zwłaszcza po ukazaniu się teasera i informacji prasowej, którą ilustrowało zdjęcie Sławomira i jego „podopiecznej”. Czy jednak sprawdziły się obawy o to, że będziemy mieli do czynienia ze łzawą historyjką o wspaniałych celebrytach, ruszających z pomocą biednym niepełnosprawnym? Po pierwszym odcinku widać, że nawet jeśli takie było zamierzenie autorów, to efekt końcowy jest odrobinę inny. A dlaczego? Przede wszystkim dzięki bohaterowi pierwszego odcinka – Mateuszowi.
Początek odcinka mógł uruchomić lampki alarmowe. Typowa historia o nieszczęśliwej rodzinie, „zmagającej się” z „chorobą dziecka”, gdy nagle pojawia się niespodziewany sojusznik – Michał (choć częściej nazywany Miśkiem) Koterski. Aktor przybywa zbrojny w paczkę wafelków (w gorzkiej czekoladzie) i rusza z odsieczą umęczonej rodzinie.
Krindż czy nie krindż?
Pierwsze spotkanie Miśka z rodziną Mateusza może wydawać się, mówiąc językiem młodego pokolenia, krindżowe (od ang. cringe, czyli żenada). Hiperaktywny Koterski bardzo szybko przełamuje lody i wyraźnie dominuje na ekranie – trudno jest rozpoznać, czy to rzeczywiście jego naturalny sposób nawiązywania nowych znajomości, czy gra aktorska. Tu może problematyczny okazać się wizerunek samego aktora, kojarzonego przede wszystkim z ról w filmach swojego taty.
Co ciekawe, sam Koterski bardzo fajnie w dalszej części odcinka gra ze swoim wizerunkiem i m.in. cytuje znaną scenę z „dziubkiem”. Bardzo dobrze wypada w tym sam Mateusz, który okazuje się nie chorym i cierpiącym dzieckiem, ale dojrzałym, pracującym mężczyzną po studiach, do tego poważnie myślącym o swojej przyszłości. Tworzy się ciekawy kontrast z tryskającym humorem i aż nazbyt miejscami żywiołowym Michałem Koterskim.
Przyjemnie ogląda się też to, jak ich znajomość się rozwija. Naprawdę nie można nie uśmiechnąć się, oglądając scenę wyścigów na wózkach czy gotowania spaghetti. Autorzy odcinka nie unikają też tych trudniejszych tematów – jak choćby braku podjazdów i wszechobecnych schodów. Z ust Miśka Koterskiego pada nawet sformułowanie, że gdyby nie bariery architektoniczne, to Mateusz „śmigałby sam bez mamy”. Niestety ten temat nie zostaje pociągnięty w dalszej części programu. Zamiast tego mamy wrażenie, że oglądamy wizytę dobrego wujka z Ameryki, który organizuje swojemu mniej zamożnemu kuzynowi tydzień pełen atrakcji, a na koniec jeszcze kupuje mu fajny ciuch.
W tzw. międzyczasie nie brakuje szczerych rozmów o problemach ich obu. W pewnym momencie odwiedzają nawet kościół i mówią o swojej relacji z Bogiem, a Mateusz decyduje się napisać list do swojej mamy. Podsumowując – trochę śmiechu, trochę łez, dużo emocji i trochę „prawdziwego życia”.
Mainstream odstaje
Czy to czyni „To tylko kilka dni” pozycją wartościową, która zmieni postrzeganie osób z niepełnosprawnością i uruchomi dyskusję na temat np. opieki wytchnieniowej czy usług asystenckich? Raczej nie – przynajmniej sądząc po pierwszym odcinku.
To program czysto komercyjny, o co do jego twórców nie można mieć pretensji. Czy jest to jednak cyniczne zarabianie na sytuacji osób z niepełnosprawnością i promowanie stereotypów? Być może. Niestety wszystko zależy od tego, jak wyglądać będą kolejne odcinki i przede wszystkim jak rozwinie się dyskusja na ich temat w internecie. Tu trzeba zauważyć, jak bardzo medium takie, jak klasyczna telewizja zostaje w tyle przede wszystkim za serwisami streamingowymi. „To tylko kilka dni” pozostaje o kilka długości w tyle za takimi produkcjami, jak netflixowe „Obóz godności” czy „Miłość w spektrum”. Na rewolucję w podejściu do niepełnosprawności w polskich mainstreamowych mediach musimy trochę poczekać. Produkcja TTV na pewno nią nie jest.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz