Zwycięstwo bez toastu
Po latach starań i nacisków polski parlament przyznał najlepszym niepełnosprawnym sportowcom, którzy zakończyli już karierę, tzw. emerytury olimpijskie. Są tej samej wysokości co świadczenia, jakie otrzymują sprawni olimpijczycy. Nie wszyscy jednak świętują to jako zwycięstwo.
Barbara Tomaszewska na igrzyskach w Nowym Jorku w 1984 r., fot. Polski Komitet Paraolimpijski
W rodzinie państwa Tomaszewskich, wielokrotnych medalistów paraolimpijskich, radość miesza się ze smutkiem. Pan Ryszard, powszechnie uważany za najwybitniejszego polskiego sportowca niepełnosprawnego w historii, otrzymał olimpijską emeryturę. Patrząc na jego osiągnięcia, trudno sobie wyobrazić, aby mógł zostać pominięty. Na pięciu paraolimpiadach zdobył cztery złote medale i jeden srebrny. Z mistrzostw świata przywiózł aż siedem złotych krążków, a z mistrzostw Europy 11. Rekord świata poprawiał 20 razy, a w latach 1995-2000 jako jedyny ciężarowiec na świecie był aktualnym rekordzistą świata w trzech kategoriach wagowych. To wyczyn bez precedensu, którego nikomu nie udało się powtórzyć.
Świadczeń olimpijskich nie otrzymała jednak jego żona Barbara, która z ZUS dostaje 800 zł emerytury.
- Moja małżonka zdobyła jeszcze więcej złotych medali paraolimpijskich ode mnie, bo pięć - mówi Ryszard Tomaszewski. - Została jednak pominięta, ponieważ ostatni raz wystąpiła na olimpiadzie w Seulu w 1988 roku, a pieniądze przyznano paraolimpijczykom dopiero od igrzysk w Barcelonie w 1992 roku. Czuje się zlekceważona, bo przez 18 lat reprezentowała nasz kraj tak jak ja i inni sportowcy. Owszem, cieszymy się, że chociaż mnie przyznano olimpijską emeryturę, ale żona nie może pogodzić się z niesprawiedliwością.
Podział - znaczy lepsi i gorsi
Posłanka Małgorzata Olejnik, gdy wygrała wybory do sejmu, podczas pierwszego spotkania z dziennikarzami oświadczyła, że dołoży wszelkich starań, aby olimpijskie emerytury przyznano również paraolimpijczykom. I słowa dotrzymała.
Po siedmiu latach, od czasu kiedy sejm przyznał takie emerytury olimpijczykom, również tych drugich objęto ustawą. Informacja o sukcesie szybko obiegła organizacje osób niepełnosprawnych. Fanfary nie zdążyły jednak rozbrzmieć ani nie strzeliły korki od szampanów, bo szybko okazało się, że emerytury dostaną jedynie paraolimpijczycy, którzy zdobyli medale, licząc od igrzysk w Barcelonie w 1992 roku. Tylko 42 osoby. Pozostali, prawie 100 sportowców, poczuli się oszukani.
Niektórzy twierdzą, że ustawa podzieliła sportowe środowisko, a nawet niektórych dawnych przyjaciół i kolegów z drużyny. Bo jedni dostali, a inni nie. Jednych uznano za lepszych i godnych, drugich za gorszych i niegodnych. O sukcesie i sprawiedliwości przestano głośno mówić, a ich miejsce zastąpiło poczucie niedosytu, rozczarowanie i żal. Pojawiły się pretensje, a nawet oskarżenia, że podczas negocjacji nie przyjęto zasady „albo wszyscy, albo nikt". Ci, którym przyznano świadczenia, ukrywają swoją radość, aby nie urazić kolegów. Nie czują pełnej satysfakcji. Pieniędzy jednak nie będą w proteście odsyłać Ministerstwu Sportu i Kultury Fizycznej. Dla wielu emerytura olimpijska w wysokości 1800 zł na rękę to dwa razy więcej niż ich dotychczasowe renty albo zarobki.
- Wprowadzenie ustawy było bardzo trudne - wyznaje Małgorzata Olejnik - Teoretycznie wszyscy posłowie zgadzali się, że niepełnosprawni również powinni otrzymać sportowe emerytury. W praktyce było już inaczej. Indywidualnie każdemu posłowi musieliśmy wyjaśniać, że sport osób niepełnosprawnych zasługuje na takie samo uznanie jak osiągnięcia olimpijczyków. To była największa bariera, z którą walczyliśmy. Chwilami byłam naprawdę zmęczona ciągłym wysłuchiwaniem argumentów, że sportowców niepełnosprawnych nie można traktować na równi ze zdrowymi.
Wielu byłych paraolimpijczyków, których pominęli posłowie, czuje rozgoryczenie. Już dawno nie pracują, utrzymując się z niskich rent albo emerytur: 600-800 zł. A przecież o to chodziło parlamentarzystom, którzy w 1999 roku tworzyli ustawę o emeryturach olimpijskich - aby pomóc byłym pełnosprawnym olimpijczykom, którzy kiedyś, jak często słyszymy, „swoim wysiłkiem i zaangażowaniem na arenie sportowej rozsławiali imię Polski w świecie", a obecnie są w trudnej sytuacji. To miała być emerytura za zasługi. Dziś o niskich rentach i ZUS-owskich emeryturach, z jakich muszą utrzymać się niepełnosprawni olimpijczycy, nikt nie wspomina.
Pani Krystyna Owczarczyk z Ciechanowa również rozsławiała imię Polski na arenie światowej. Na trzech paraolimpiadach, w których uczestniczyła, dzięki jej wysiłkowi i zaangażowaniu cztery razy grano Mazurka Dąbrowskiego. Gdy dowiedziała się, że posłowie nie przyznali olimpijskich emerytur sportowcom biorącym udział we wcześniejszych olimpiadach, była zdruzgotana. Uważa, że to największa niegodziwość, jaką polski parlament uczynił sportowcom swego kraju, od kiedy w 1989 roku odzyskaliśmy wolność.
- Nie mogłam w to uwierzyć - mówi dziś pani Krystyna. - Z grupą kilku przyjaciół, których skrzywdzono, napisaliśmy listy do wszystkich posłów. Potem jeszcze list do prezydenta Kaczyńskiego, a ja dołączyłam swój pierwszy złoty medal z olimpiady w Heidelbergu, gdzie po raz pierwszy polska reprezentacja niepełnosprawnych uczestniczyła w igrzyskach. Do dziś nie dostałam żadnej odpowiedzi. To mnie jeszcze bardziej zabolało.
Świat przed 1992 rokiem
Dlaczego posłowie, przyznając świadczenia olimpijskie, pominęli sportowców sprzed paraolimpiady w Barcelonie? Podaje się dwa powody. Pierwszy, że nie istniał jeszcze wtedy Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski. Powołany został dopiero przez międzynarodowe organizacje osób niepełnosprawnych w 1989 roku, rok po paraolimpiadzie w Seulu. Dlatego zdaniem posłów należy brać pod uwagę wyłącznie sportowe osiągnięcia od paraolimpiady w 1992 roku. Wtedy też po raz pierwszy zawody przybrały nazwę Igrzyska Paraolimpijskie. Wcześniej były to igrzyska osób niepełnosprawnych organizowane przez organizacje osób niepełnosprawnych ISMGF (International Stokc Mandeville Games Federation), potem również ISOD (International Sport Organisation for the Disabled), które nie współpracowały jeszcze z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim.
Drugi powód dotyczył rangi paraolimpiady. Zdaniem polityków jest ona nieporównywalnie mniejsza niż igrzysk olimpijskich. Przekonani są, że w zawodach osób niepełnosprawnych chodziło bardziej o zabawę niż prawdziwą rywalizację. Dużo łatwiej przychodziło im zdobyć medal w każdej grupie medalowej (a grup takich było wiele) z reguły rywalizowało tylko sześć osób. Trzy z nich miały więc zapewniony medal. Sportowcy przywozili nawet po kilka złotych medali, bo brali udział w kilku konkurencjach. Dopiero w latach 90. XX w. igrzyska osób niepełnosprawnych zaczęły upodabniać się do igrzysk olimpijskich - wprowadzono ograniczenia, limity, a także konieczność zdobywania minimum punktów.
Dawni paraolimpijczycy na te argumenty odpowiadają, że ich zaangażowanie i poświęcenie (ciężkie treningi 4-5 razy w tygodniu) oraz godne reprezentowanie Polski było takie samo jak zdrowych sportowców. Mieli nawet trudniej, ponieważ za swój wysiłek i medale nie otrzymywali żadnych nagród ani prezentów, nie mówiąc już o stypendiach. Jednak przed wyjazdem na igrzyska zawsze odbywała się oficjalna ceremonia ich nominacji na olimpijczyków, żegnał ich minister sportu, a oni zabierali ze sobą koszulki i dresy z polskim godłem. Tak jest i dzisiaj.
- To w końcu reprezentowali Polskę na arenie międzynarodowej czy nie? - pyta retorycznie Ryszard Tomaszewski.
Wiele osób jest zdania, że datą graniczną, którą należy uwzględnić przy przyznawaniu olimpijskich emerytur jest 1972 rok. Do Heidelberga po raz pierwszy pojechała wtedy polska reprezentacja osób niepełnosprawnych. Nie brakuje jednak postulatów - taki był również wniosek posłanki Małgorzaty Olejnik - aby ustawą objąć także sportowców, którzy wyjeżdżali na zawody od 1960 roku.
- Dla mnie argument, że wcześniej było więcej grup i istniały inne przepisy, jest mato przekonujący - mówi Krzysztof Kwapiszewski, prezes Klubu Sportowego Niepełnosprawnych START Warszawa.
- Nie jest winą zawodników, że wcześniej nie istniał Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski i że obowiązywały takie, a nie inne zasady uczestnictwa w zawodach. Ważne, że oni zgodnie z nimi rywalizowali. Startowali w takich zawodach, jakie były, a te były najwyżej rangi. Sprawa prestiżu zawodów to także subiektywna ocena. Inaczej oceni je osoba z zewnątrz, a inaczej ta, która wkładała w walkę podobny wysiłek jak dzisiejsi sportowcy, trenowała, angażowała się fizycznie i emocjonalnie. Nieważne, że wcześniej istniały inne struktury. Ważne, że oni w tych jedynie wówczas istniejących reprezentowali Polskę.
Wróbel w garści
Nieoficjalnie mówi się, że jedynym prawdziwym powodem nieprzyznania emerytur olimpijskich wszystkim medalistom niepełnosprawnym był brak pieniędzy. Na początku niepełnosprawnym sportowcom zaproponowano, aby emerytury dla nich finansować z budżetu kancelarii Prezydenta RP. Na to nie chciała zgodzić się strona reprezentująca osoby niepełnosprawne, słusznie obawiając się, że nie zagwarantuje to stałych wypłat. Ostatecznie na świadczenia olimpijskie sejm przyznał ok. 1 min 200 tys. zł dla 42 paraolimpijczyków. Przyznając je wszystkim medalistom, rząd musiałby wydać ok. 4 min zł. Więcej zrozumienia wykazali senatorowie, którzy przegłosowali, aby niepełnosprawni medaliści igrzysk (od 1972 roku) także otrzymali olimpijskie emerytury Nie wskazali jednak, z jakiego źródła powinny być one finansowane. Gdy projekt ponownie wrócił do sejmu, posłowie opowiedzieli się za pierwszym rozwiązaniem, przekonując, że w tegorocznym budżecie nic ma pieniędzy na ten cel. Niepełnosprawnym w komisji postawiono warunek: jeśli nadal będą forsować projekt obejmujący sportowców od 1972 roku, to zostanie on odłożony na półkę i szybko nic ujrzy światła dziennego.
Wybór nie był łatwy. Ostatecznie przeważył pogląd, że lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Najważniejsze, aby uchwała weszła w życie. Kiedy zostanie zatwierdzona i podpisana przez prezydenta, nikt już nic będzie robił niepełnosprawnym łaski. Przyjęcie jej teraz daje również podstawy, aby w najbliższej przyszłości ją nowelizować, włączając w zasięg działania pominiętych medalistów.
- Gdyby to zależało wyłącznie ode mnie, przyznałabym świadczenia wszystkim medalistom, także tym sportowcom, którzy od 1960 roku wyjeżdżali na igrzyska, reprezentując Polskę nieoficjalnie - mówi Małgorzata Olejnik. - Moja rola się jednak nie zakończyła. Będę dalej walczyć o pozostałych sportowców, choć niektórzy zarzucają mi, że nie myślałam o wszystkich. To jest pierwszy krok, drugi zrobimy wtedy, gdy będzie ustalany budżet na następny rok.
Grupa niepełnosprawnych olimpijczyków pokrzywdzonych ustawą nie zamierza jednak czekać. Już złożyli skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich i przygotowują kolejną na polski rząd do Strasburga - za nierówne traktowanie i dyskryminację.
- Najważniejsze, że mamy już obowiązujące prawo - dodaje poseł Sławomir Piechota. - Cieszymy się z tego, choć jest to gorzkie zwycięstwo. Musimy wrócić do tej ustawy, ponieważ wielu sportowców sprzed 1992 roku jest dziś w zaawansowanym wieku, i ma poważne kłopoty zdrowotne. Oni także powinni zostać objęci tą ustawą.
Na wschodniej olimpiadzie zamiast na zachodniej
O olimpijskie emerytury walczy także część sprawnych olimpijczyków, którzy z powodów politycznych w 1984 r. zamiast na letnie igrzyska do Los Angeles polecieli na konkurencyjne Igrzyska Przyjaźni do Moskwy i innych stolic Układu Warszawskiego (UW). Wtedy 14 krajów bloku wschodniego (oprócz Jugosławii i Rumunii) zbojkotowało igrzyska w USA w rewanżu za bojkot Igrzysk Olimpijskich w Moskwie w 1980 r. przez kraje zachodnie, które sprzeciwiły się inwazji Rosjan na Afganistan. Polscy olimpijczycy, którzy zdobyli wtedy medale w Moskwie i innych stolicach państw UW, nie zostali uwzględnieni w ustawie z 1999 r. o świadczeniach olimpijskich. Uważają, że zostali pokrzywdzeni, ponieważ do Moskwy a nie do Los Angeles pojechali nie z własnej woli, lecz de facto uczestniczyli w igrzyskach poza oficjalnymi strukturami Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOI).
W 2006 r. Komisja Kultury Fizycznej pozytywnie zaopiniowała wniosek o przyznanie im świadczeń olimpijskich. Inaczej wyglądała sytuacja sportowców niepełnosprawnych. Zawody olimpijskie dla nich odbywały się w innym mieście niż dla sprawnych olimpijczyków (dopiero od igrzysk w Seulu w 1988 r. rywalizują na tych samych obiektach). Kilka razy zdarzyło się nawet, że sportowcy niepełnosprawni walczyli o medale w innym kraju, nie tam, gdzie odbywały się igrzyska olimpijskie. Tak było np. w 1980 r. w Moskwie. Związek Radziecki nie był w stanie z powodu barier architektonicznych zorganizować zawodów dla paraolimpijczyków w żadnym ze swoich miast. Paraolimpiada odbyła się w Arnhem w Holandii (na zdj. Ryszard Tomaszewski).
Ryszard Tomaszewski, fot. archiwum Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego
Następne igrzyska w USA, cztery lata później, miały jeszcze bardziej niezwykły przebieg. Pomimo bojkotu reprezentacji narodowych krajów UW, w tym polskiej kadry olimpijskiej, za ocean pojechali nasi niepełnosprawni olimpijczycy (ich igrzyska odbywały się w Nowym Jorku, a sprawnych w Los Angeles). I tu nie obyło się bez problemów. Tuż przez igrzyskami okazało się, że Amerykanie nie są przygotowani, aby zorganizować zawody dla paraplegików. Zawody dla nich szybko zorganizowano w Wlk. Brytanii, w Stoke Mandeville obok Londynu. Tym samym część polskiej kadry niepełnosprawnych olimpijczyków pojechała za ocean, a część na Wyspy. Tak też stało się w przypadku państwa Tomaszewskich: Ryszard pojechał walczyć o medale do Wlk. Brytanii, a jego żona Barbara do Stanów Zjednoczonych. O igrzyskach olimpijskich w USA niewiele się w Polsce mówiło, m.in. dlatego że mimo oficjalnego bojkotu pozwolono wziąć w nich udział niepełnosprawnym sportowcom.
Dla kogo i jak wysoka emerytura?
Ustalono jedną stawkę dla olimpijczyków i paraolimpijczyków, która wynosi 2380 zł brutto (ok. 1800 zł netto). Medaliści igrzysk paraolimpijskich otrzymują świadczenia po ukończeniu 40. r.ż. Na jego wysokość nie ma wpływu liczba zdobytych medali ani kolor. Należy zdobyć któryś z trzech medali i zakończyć karierę, aby otrzymać emeryturę olimpijską. Uprawionych jest 252 olimpijczyków i 42 paraolimpijczyków.
Z budżetu państwa przekazuje się na ten cel ok. 8 min 400 tys. zł w ciągu roku. W przypadku olimpijczyka sprawnego, który zdobył medal na igrzyskach olimpijskich, a potem został osobą niepełnosprawną i wywalczył medal na paraolimpiadzie, świadczenie jest jedno. Świadczenia wypłacane są niezależnie od innych świadczeń pobieranych przez niepełnosprawnych sportowców, np. od ich rent. 100 paraolimpijczyków, których pominięto w ustawie, już domaga się jej nowelizacji.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz