Bartłomiej Mróz. Życiowy przełom
W 2013 i 2015 r. zdobywał srebrne medale mistrzostw świata – w singlu i w deblu. Ogromnym sukcesem jest też podwójne złoto mistrzostw Europy w 2018 r. Jednak turniej życia Bartłomiej Mróz zagrał w 2019 r. w Irlandii.
- Pokonałem tam w półfinale rywala, z którym próbowałem wygrać od sześciu lat, od kiedy w 2013 r. po raz pierwszy go spotkałem w finale mistrzostw świata – mówi Bartłomiej. – To Malezyjczyk Cheah Liek Hou. Nigdy nie byłem w stanie urwać mu nawet seta. W Irlandii w półfinale pierwszą partię przegrałem do 18. Podczas drugiej zgasło światło, była przerwa, po której okazałem się lepszy. W trzecim secie przegrywałem 1:4, ale znowu zgasło światło. Zrobiono godzinną przerwę, a gdy wznowiono mecz, wygrałem 21:19. To był mój życiowy przełom.
Wcześniej Bartłomiej pokonał zawodników kolejno z: Indonezji, Korei, Malezji, Singapuru. Po tym długim meczu Mróz kontra Azja, na finał nie starczyło mu już sił. Przysięga, że to nie on ani nikt z jego ekipy nie grzebał podczas półfinału w skrzynce bezpieczników. Można mu wierzyć. Przecież na turnieje przeważnie jeździ nawet bez trenera.
Ostatnia prosta
Nasz kraj nie może się pod tym względem równać z państwami azjatyckimi. Oni jeżdżą z całym sztabem, podczas gdy Bartłomiej zazwyczaj musi też zaliczyć odprawę trenerską, a w finale w Irlandii nogi nie wytrzymały m.in. z braku opieki fizjoterapeuty. Pierwszego seta jeszcze wygrał, ale na więcej nie miał siły. Nie skarży się jednak. Jest wdzięczny, że w ubiegłym sezonie miał możliwość rywalizować na całym świecie, we wszystkich turniejach kwalifikacyjnych do igrzysk w Tokio. Było ich dwanaście, trzynasty odwołano ze względu na pandemię. Bartłomiej jest jednak na prostej drodze do Japonii.
- W mojej kategorii będzie tam grało nie więcej niż ośmiu zawodników – precyzuje. – Aktualnie zajmuję czwartą pozycję, z czego dwóch pierwszych zawodników jest z Indonezji, więc liczymy ich prawdopodobnie jako jedną osobę. Ten ostatni turniej jest formalnością, bo zawodnik, który jest za mną, nawet jeśli go wygra, to wciąż będzie miał o 50 punktów mniej niż ja w tej chwili. Wydaje się, że lepszej pozycji nie mogę mieć, ale czekamy do ostatecznego werdyktu.
Miniony sezon był bardzo ciężki. Dokuczała kontuzja pleców, a przede wszystkim doskwierał mu bark – w pewnym momencie miał trudności z podniesieniem ręki. Dlatego decyzję o przeniesieniu igrzysk potraktował jako czas na zaleczenie urazów, a podczas lockdownu wziął się za długo odwlekane dokończenie studiów magisterskich i zrobienie prawa jazdy.
Z ciekawości
Igrzyska to jednak jego odwieczne marzenie.
- To taka wisienka na torcie w karierze każdego sportowca – podkreśla. – Na pewno dam tam z siebie wszystko i będę się cieszył każdym dniem i każdą minutą tego turnieju. Przeciwnicy są w moim zasięgu, jestem w czołówce światowej, więc o ile zdrowie pozwoli, będę chciał tam coś osiągnąć.
Można powiedzieć, że jest na fali wznoszącej. Stale się rozwija, ma coraz szerszy wachlarz uderzeń. Jego styl jest bardzo ofensywny, dynamiczny, oparty na sile, skoczności. Z wiekiem stał się jednak bardziej cierpliwy, a jego gra jest coraz bardziej dojrzała.
- To nie jest już zwykłe, młodzieńcze naparzanie, jak kiedyś – śmieje się.
Kiedyś, czyli choćby 15 lat temu. Dokładnie pamięta datę z pierwszej swojej legitymacji zawodniczej: 12 grudnia 2005 r. Wtedy zaczął grać w klubie, a przygodę z badmintonem rozpoczął w V klasie podstawówki. Jak to zwykle bywa, trochę przypadkiem. - W mojej szkole, do której chodziłem w Kędzierzynie-Koźlu na osiedlu Azoty, robiono nabór do Miejskiego Międzyszkolnego Klubu Sportowego, gdzie uprawia się badmintona – wspomina. – Moje rodzeństwo i kuzynka zapisali się, a ja po paru miesiącach zajrzałem na halę, żeby zobaczyć, co się tam dzieje. Z ciekawości. Zacząłem odbijać na korytarzu, ale po drugim treningu pomyślałem, że chciałbym czegoś więcej niż tylko korytarz. Rodzice zapytali trenera, czy mogę dołączyć, nie widział przeszkód. Ucieszyłem się. Ćwiczyłem grę codziennie, od poniedziałku do niedzieli, i wkrótce zmieniło się to w pasję, sposób na życie.
Oddać coś innym
Od ośmiu lat Bartłomiej mieszka w Warszawie. Trenuje badmintona codziennie po 2,5 godziny, do tego dwa lub trzy razy w tygodniu siłownia, a także fizjoterapia. Bardzo ważne jest też coś innego – w okresie startów zawodnik współpracuje z trenerem mentalnym. Uczy się inaczej patrzeć na nieprzyjemne doświadczenia, by móc na nie lepiej reagować, a następnie przemieniać je w pozytywne bodźce. Zwłaszcza że przeciwnicy stosują różne sztuczki, by wyprowadzić z równowagi.
- Zmiana lotki, wytarcie kortu, chęć napicia się przez przeciwnika albo jakieś takie krążenie wokół kortu, wstrzymywanie rozpoczęcia gry – wylicza Bartłomiej. – Dużo jest badmintonowych sposobów, trzeba tylko uważać, żeby sędzia się nie zdenerwował za przedłużanie gry.
On sam już zaczął realizować plan, jak przedłużyć swoją obecność w parabadmintonie. Dziś jest trochę działaczem, trochę trenerem. Oddaje innym to, co sam kiedyś dostał. W lutym 2018 r. powołał do życia fundację, której celem jest rozwój tej dyscypliny w Polsce oraz aktywizacja sportowa, a przy tym i społeczna, osób z niepełnosprawnością.
- Fundacja ma już 18 regularnie trenujących zawodników – nie ukrywa radości. – Jest wśród nich parę osób, które złapały bakcyla i nie mogą się doczekać kolejnych turniejów. We wrześniu 2020 r. odbyły się drugie mistrzostwa Polski w parabadmintonie. Moja fundacja wystartowała tam drugi rok z rzędu, tym razem większą ekipą pięciu osób, i zdobyła dziesięć medali. W fundacji nie ma ciśnienia na wynik, rywalizację, bardziej na powszechność, rozwój umiejętności. Jeśli jednak ktoś chce czegoś więcej, ma takie możliwości. Choć Bartłomiejowi daleko do końca kariery, chciałby wychować swoich następców.
- Zawodnicy, którzy zdobyli medale, byli pod wielkim wrażeniem samej rywalizacji, spotkania ludzi z różnych zakątków kraju. Widzę w nich duży potencjał. Tak jak i w tych, którzy jeszcze do mnie nie dołączyli – podsumowuje z uśmiechem.
Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz