Maciej Lepiato. Sprawy do załatwienia
Obok dwóch złotych medali igrzysk paraolimpijskich, honorowe miejsce zajmuje u niego jeszcze jedno odznaczenie. To Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Uroczystość wręczenia go, parę miesięcy po igrzyskach w Rio, lekkoatleta Maciej Lepiato pamięta do dziś.
- To bardzo nobilitujące wyróżnienie – przyznaje Maciej Lepiato. – Miłe i motywujące do dalszych treningów. A te do łatwych nie należą.
Długo, ciężko, nieprzyjemnie
Cykl treningowy zaczyna się od przygotowania ogólnego, wzmocnienia mięśni głębokich. Stałym elementem są gry zespołowe albo basen – co kto lubi. Chodzi o to, żeby być w ruchu, nie zastać się. Później jest tylko gorzej.
- Powoli nabiera to charakteru żmudnej roboty, którą trzeba wykonać – dużo, długo, ciężko, nieprzyjemnie – tłumaczy Maciej. – Dużo biegania, dużo siłowni, nudno. To są wielogodzinne, ciężkie i monotonne treningi. Lekkoatletyka jest dość niewdzięcznym sportem do trenowania. Naprawdę, trzeba mieć czasem dużo samozaparcia, bo nawet u najbardziej kreatywnego trenera wszystko opiera się na powtarzanych wielokrotnie schematach. Jednocześnie jest to dyscyplina dość wymierna. Co kto wypracuje na treningach, widać potem na stadionach. Zanim przyjdą występy na stadionach, starty odbywają się pod dachem. Przed sezonem halowym szlifowane są elementy techniczne. Dopiero po zimie treningi są coraz krótsze, za to bardziej intensywne. Obrazowo: coraz mniej się biega, za to coraz szybciej.
- Chodzi o to, żeby na czas startu docelowego w sezonie organizm mógł wygenerować jak największą moc – dodaje zawodnik.
Wbijać gwoździe najlepiej na świecie
Moc generowana przez Macieja Lepiato sprawia, że od wielu lat jest on niepokonany wśród osób z niepełnosprawnością. Zdobył do tej pory dwa złote medale igrzysk paraolimpijskich i cztery mistrzostw świata. Spore kłopoty mają z nim także pełnosprawni skoczkowie – zawodnik gorzowskiego „Startu” jest trzykrotnym brązowym medalistą mistrzostw kraju na stadionie i w hali. Od lat jest na szczycie, więc uprawianie sportu stało się także źródłem utrzymania jego rodziny.
- Dzisiaj w sporcie paraolimpijskim są takie czasy, że mistrz świata czy wielokrotny medalista nie ma źle, a nawet często lepiej niż medalista wśród pełnosprawnych zawodników – uważa. – Jestem zdania, że nawet jak ktoś będzie wbijał gwoździe, ale będzie to robił najlepiej na świecie, to może z tego fajnie żyć. Oczywiście pieniądze, choć ważne, to nie wszystko.
- Robię to, co kocham, bo kocham skok wzwyż, kocham trenować, jeździć na zawody, zgrupowania, tę całą otoczkę, ludzi, z którymi od tylu lat przebywam – podkreśla.
Ostatnio jednak miłość do skoków została wystawiona na ciężką próbę.
Limit pecha
U Macieja dały o sobie znać problemy zdrowotne – 1 czerwca 2019 r. zerwał ścięgno Achillesa. Zaczęły mu też doskwierać problemy z kręgosłupem.
- To mnie wykluczyło na ponad pół roku z jakiejkolwiek aktywności fizycznej – mówi Maciej. – Nie ma chyba cięższej kontuzji niż Achilles. Natomiast problemy z kręgosłupem były bardzo męczące, bo co jakiś czas się powtarzały. To były takie „strzały” w odcinku lędźwiowym, po których przez parę dni byłem wyłączony z funkcjonowania, miałem problem nawet z założeniem butów. Ale o ścisłą kadrę, która przygotowuje się do Tokio, Polski Komitet Paraolimpijski bardzo dba. Jak coś się dzieje, to jedziemy do Warszawy, do Carolina Medical Center, a tam szybki rezonans, diagnoza i wiadomo, co się dzieje.
To właśnie lekarze Carolina Medical Center ponownie zajęli sie zerwanym ścięgnem Achillesa u Macieja. Po pierwszej operacji, w szpitalu w Gorzowie Wielkopolskim, okazało się, że rana jest zakażona.
- Musiałem na cztery miesiące przeprowadzić się do Warszawy – wspomina dwukrotny mistrz paraolimpijski. – Przez ten czas walczyliśmy różnymi antybiotykami, naprawdę z górnej półki. Miałem tak wyjałowiony organizm, że żadne probiotyki nie pomagały. Niestety, po tym czasie skończyło się drugą operacją w Carolinie. Lekarze musieli to znów otworzyć, wszystko oczyścić, zaszyć, zastosowali jakieś opatrunki podciśnieniowe. Po dwóch tygodniach czułem się lepiej niż po czterech miesiącach od pierwszej operacji. Niektórzy mówili, że to była walka o powrót do zdrowia, normalnej codzienności, a udało się wrócić do sportu. Dziś już praktycznie nie odczuwam żadnych skutków tego zerwania. Mam nadzieję, że limit pecha wyczerpałem do końca kariery.
Do treningów wrócił na początku stycznia, chuchając i dmuchając na ledwo zaleczone ścięgno. Udało się także zdiagnozować problemy z plecami i zastosować odpowiednie ćwiczenia, by ten problem nie nawracał.
Ambitny plan
Maciej przyznaje, że przez całą tę sytuację padały pytania o koniec kariery.
- Bardzo dużo osób pytało: „po co ci to?” – mówi. – Ale ja jestem ambitnym zawodnikiem. Co prawda było dużo bólu i frustracji, ale podchodziłem do tego na spokojnie, myśląc, że zobaczymy, czy się uda. Udało się i na razie nie wyobrażam sobie w życiu innej roli niż sportowiec.
Planuje solidnie przygotować się do igrzysk w Tokio i sięgnąć tam po złoto. Po drodze chce wygrać mistrzostwa Europy osób z niepełnosprawnością, a także powalczyć w sezonie halowym w mistrzostwach Polski wśród zawodników pełnosprawnych. Przepadło pewne złoto mistrzostw świata w 2019 r. w Dubaju, zwłaszcza że wyniki startujących tam zawodników nie zachwycały, dlatego ma też pewne sprawy do załatwienia w rywalizacji ogólnoświatowej. Chce również poprawić swój rekord życiowy – i przy okazji świata – który obecnie wynosi 219 cm. Jego zdaniem, powinien wynosić co najmniej o centymetr więcej.
- Po poziomie sportowym w mojej grupie widzę, że jak zdrowie dopisze, to spokojnie mogę zajmować medalowe pozycje do igrzysk w Los Angeles w 2028 r. – podkreśla zawodnik. – Mam taki ambitny plan, żeby po igrzyskach w USA przejść na sportową emeryturę i zająć się trenerką, przekazywać innym swoje doświadczenie.
Myśli także o założeniu fundacji, na wzór legendy polskiego sportu Artura Partyki, by popularyzować skok wzwyż i wyszukiwać wśród młodzieży nowe talenty. Pomysły więc są. Ale najpierw: złoto w Tokio.
Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz