Justyna Kiryła i Aleksandra Tecław. Jak już coś robić, to na maksa!
- Byłam tak szczęśliwa, w takim amoku, że na mecie widziałam, że ktoś do mnie coś mówi, ale w ogóle nie rejestrowałam co... – wspomina Justyna. – Nawet gdy wchodziłyśmy na podium i wszyscy sobie gratulowali, a Ola powiedziała do Holendrów: congratulations, odpowiedziałam: dziękuję – śmieje się.
Brązowy medal wyścigu ze startu wspólnego, zdobyty podczas wrześniowych mistrzostw świata w 2019 r., rzeczywiście był dość zaskakujący. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Justyna Kiryła i pilotka Aleksandra Tecław pierwszy raz wspólnie wsiadły na tandem późną wiosną tego samego roku.
Wykłady na rowerze
Wcześniej Aleksandra przez ponad 10 lat jeździła tandemem z Iwoną Podkościelną. Wspólnie zdobyły w Rio złoty medal, jednak w 2019 r. ich drogi definitywnie się rozeszły. Za to Justyna tandemy odkryła w lipcu 2017 r.
- Wszystko zaczęło się od mojego obecnego męża – opowiada. – On też jest osobą słabowidzącą, trenował w klubie w Lublinie. Któregoś razu jechał na mistrzostwa Polski, a brakowało dziewczyny do tandemu, no i zapytał, czy nie chciałabym spróbować. Spróbowałam. Spodobało mi się. Na początku jeździła z Barbarą Borowiecką, ale dopiero z Aleksandrą poczuła, że może powalczyć o coś więcej.
To jednak od samego początku wymagało od niej ciężkiej pracy.
- Justyna przeprowadziła się do mnie i spędziła ze mną masę tygodni przed tamtymi mistrzostwami świata – wspomina Aleksandra. – Szykowałyśmy się we dwie najlepiej, jak mogłyśmy. To były dosłownie godziny wykładów na rowerze, dlatego że Justyna była bardzo niedoświadczona, miała braki techniczne. Każdy nasz trening przez całą drogę oznaczał moje gadanie: popraw to, nie rób tego.
Tandem, czyli wolność
Justyna potwierdza, że łatwo nie było. Mocno dostała w kość. Jej to jednak odpowiada.
- Ola jest wymagająca i to w niej lubię, bo jak już mam coś robić, to wolę na 100 proc. niż na pół gwizdka – tłumaczy. – Jak mam zrobić od trzech do pięciu ćwiczeń, to zawsze zrobię pięć, choćbym miała spaść z roweru. Ola mi tłumaczy, że trzeba słuchać swojego organizmu i jak zrobię porządnie cztery ćwiczenia, a piątego nie daję rady, to też jest solidna praca. Ale ja tak już mam. Jak już coś robić, to na maksa!
Aleksandra nie może się nachwalić nowej tandemowej partnerki. Bardzo wysoko ocenia jej potencjał.
- Justyna jest niesamowicie ambitna – podkreśla. – Sama mówi, że gdyby ciut lepiej widziała, to wsiadłaby na rower i pędziła, gdzie oczy poniosą. Niestety, widzi na tyle słabo, że ciężko jej się poruszać w nieznanej przestrzeni. Tandem daje jej wolność.
Na przełomie 2019 i 2020 r. zawodniczki solidnie przepracowały czas przygotowań. Oznacza to najpierw pracę nad bazą wytrzymałościowo-siłową, a także trening szybkościowy, a potem – przygotowania na szosie, czyli bardzo długie treningi, nawet po 6 godzin, podczas których pokonuje się po 150 km. Obie powtarzają jednak, że „najgorszy wyścig jest najlepszym treningiem”. Tymczasem startów w tym sezonie praktycznie nie było.
Lata świetlne
Pandemia zastała je podczas zgrupowania na Cyprze. Do kraju dotarły dopiero w kwietniu, bo nie było jak wrócić. Potem kwarantanna, lockdown i nagle się okazało, że wykonana w zimie ciężka praca idzie na marne. Do tego trening pod dachem nie zastąpi roweru.
- Niestety, kolarstwo jest o tyle okropnym sportem, że nie da się wszystkiego zrobić w domu – tłumaczy Aleksandra. – Godziny mogę spędzać na trenażerze, ale to nie będzie to samo. Trenażer utrwala też złe nawyki. Do tego jest po prostu... nudny.
- Nie ma to, jak treningi na świeżym powietrzu – dodaje Justyna. – Na rowerze można poczuć wiatr we włosach, bliskość przyrody. Teraz, jesienią, las jest taki piękny, cały złoty. Nie mam możliwości sama do niego pojechać, by to zobaczyć. W takich warunkach przyjemniej jest pokonywać kilometry.
A tych bywa sporo. Wspólny rekord Justyny i Aleksandry to 172,5 km. Po prostu źle skręciły i trzeba było nadrabiać w drodze powrotnej. Tak długa przerwa w treningach i startach, jak w tym roku, działa też negatywnie na wspólne czucie zawodniczek podczas jazdy.
- W czerwcu usłyszałyśmy, że w końcu zaczynamy zgrupowania – mówi Aleksandra. – Jak pojechałyśmy na pierwsze z nich, miałam wrażenie, że cofnęłam się o lata świetlne, do czasów, kiedy zaczynałam jeździć na tandemie. To był jakiś koszmar, jakby ktoś nas podmienił, nasze ciała i umiejętności.
Plan B
Kolejny sezon może być tak samo chaotyczny. Nawet jeśli igrzyska w Tokio dojdą do skutku, to nie wiadomo, czy po drodze będą się odbywać wyścigi, zwłaszcza międzynarodowe. Nie wiadomo nawet, czy będzie można trenować razem na zgrupowaniach. Dlatego zawodniczki mają na taką okoliczność plan B.
- Już w tym roku miałam na ukończeniu taką domową minisiłownię, zrobioną w wolnym pomieszczeniu – zdradza Aleksandra. – Gdy mamy informację, że zgrupowanie nie może się odbyć ze względów pandemicznych, to zwyczajnie Justyna wsiada w pociąg i przyjeżdża z Lublina do mnie, do Bydgoszczy.
Siłownia jest, trenażery są, a gdy jest ładna pogoda, to wsiadają na tandem. Jakoś trzeba próbować wypracować przewagę nad rywalkami. Przecież wszędzie pandemia odcisnęła swoje piętno na sportowcach i cały świat tak samo szuka rozwiązań. Kto jednak wie, czy paradoksalnie dodatkowy rok nie będzie korzystny dla zawodniczek, które współpracują ze sobą od tak niedawna?
- Marzy mi się krążek w Tokio, najlepiej złoty – mówi Justyna. – Na pewno nie będzie łatwo, bo konkurencję mamy bardzo silną. Myślę jednak, że to jest do osiągnięcia.
Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz