Oliwia Jabłońska. Zmiana na lepsze
Aurelie Rivard niepotrzebnie rozpychała się kolanami. Rozdrażniła i zmobilizowała tym Oliwię… Ostatecznie nie wyszło jej to na dobre.
- Jakby chciała mi pokazać, że to jest jej miejsce, ona tu siedzi i muszę się przesunąć – opowiada Oliwia Jabłońska. – Jakby chciała pokazać, że ona jest tu najlepsza.
To było tuż przed finałowym startem na 400 m stylem dowolnym podczas mistrzostw świata w Londynie w 2019 r. Kanadyjka i Polka siedziały w tzw. call roomie. Obok siebie, bo płynęły na sąsiednich torach.
- To jej rozpychanie się bardzo mnie wtedy wkurzyło – wspomina Oliwia. – Postanowiłam pokazać, że jednak ja tu rządzę.
Trudna decyzja
Trzy lata wcześniej, po igrzyskach w Rio, Oliwia była w zupełnie innym nastroju. Zdobyła tam wprawdzie brązowy medal na 100 m motylkiem, ale daleko jej było do pełni szczęścia. Zwłaszcza po srebrze na tym dystansie na igrzyskach w Londynie.
- W Rio nie było progresu – tłumaczy. – Nie byłam mentalnie gotowa do tego startu. Zestresowałam się i możliwe, że dlatego poszło mi tak słabo. Igrzyska były sygnałem, żeby coś zmienić, a jak wszyscy wiemy, zmiany są dobre. Zaczęłam szukać nowych rozwiązań, by dalej się rozwijać. Zmieniłam swój sztab trenerski. Są ze mną wspaniali ludzie, którzy widzą mój potencjał i pomagają wydobyć ze mnie 100 proc.
Ten sztab to dwoje trenerów Beata Pożarowszczyk-Kuczko i Sławomir Kuczko, trener przygotowania motorycznego Amit Batra, psycholożka Joanna Budzis, fizjoterapeuci z wrocławskiej firmy, dietetyczka Natalia Główka oraz Monika Kubacka, menadżerka i specjalistka ds. PR. Dziś Oliwia nie żałuje tej zmiany, choć przyznaje, że sama decyzja nie była łatwa. Wcześniej od dziecka pracowała z Wojciechem Seidlem, który od lat jest także trenerem paraolimpijskiej kadry narodowej pływaków. Po rozmowach z rodziną doszła jednak do wniosku, że warto zaryzykować zmianę.
- Lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż że się nie spróbowało – podsumowuje pływaczka.
Być tu i teraz
Nowi trenerzy inaczej spojrzeli na jej potencjał. Zmienili jej koronny dystans ze 100 m delfinem na 400 m kraulem. To był strzał w dziesiątkę. Z kolei praca z psychologiem pomogła jej rozwinąć samoświadomość, zmienić podejście do treningu i zawodów. Dzięki temu lepiej radzi sobie z emocjami, ze stresem. Potrafi sama się motywować i pokazywać pełnię możliwości. Nauczyła się traktować stres jak coś dobrego. Jak przyjaciela, a nie wroga.
- Teraz, jak czuję ścisk w żołądku, to jest to dla mnie sygnał od organizmu, że jest gotowy do startu – podkreśla. – Jednak taka praca nad sobą wymaga czasu. Z psychologiem pracuję od igrzysk w Rio, ale mogę powiedzieć, że mentalnie dobrze się czuję od roku, może dwóch. Trochę to zajęło, bo to nie jest proste i wymaga czasu. Ostatecznie fajnie jest umieć radzić sobie z negatywnymi myślami, które przychodzą przed startem, i zamieniać je w myśli, które nas motywują, napędzają.
Wydaje się to proste. Ot, trzeba się skupić na zadaniu do wykonania. W rzeczywistości to o wiele trudniejsze.
- Przez stres myśli uciekają gdzieś w przyszłość albo w przeszłość, a ważne jest, żeby na zawodach być tu i teraz – tłumaczy Oliwia. – Nie wolno myśleć, co się stanie, jak się popłynie tak, a nie inaczej, albo o tym, że dwa tygodnie temu nie poszło się na trening i że to może źle wpłynąć na start. Trzeba umieć się od tego odciąć, skupić się na sobie, swoim oddechu i celu wyznaczonym na ten konkretny wyścig. Staram się nawet nie zwracać uwagi na rywalki, bo nie mam wpływu na to, jak im pójdzie. Decyduję tylko o sobie. Ważne, żebym wyszła z wody zadowolona, że dałam z siebie maksimum i że więcej nie mogłam wykrzesać.
Czucie wody
Trening mentalny to oczywiście nie wszystko. Podstawą wciąż są przecież treningi na basenie i siłowni. Oliwia wolną ma tylko niedzielę. W tygodniu dziesięć razy trenuje w wodzie i dwa razy ma zajęcia na siłowni. Do tego jest na dziennych studiach na AWF we Wrocławiu, więc czasu dla siebie ma naprawdę niewiele. Dlatego po Tokio zamierza przestawić nieco priorytety. Ma w końcu dopiero 23 lata, z których 15 spędziła na treningach. Niestety, pandemia spowodowała, że plan rozpoczęcia korzystania z życia Oliwia musiała przełożyć o rok.
- W pierwszym momencie nie mogłam w to uwierzyć, ale wspólnie z rodziną i moim teamem doszliśmy do wniosku, że trzeba to potraktować jako dodatkowy rok, podczas którego mogę się doskonalić i jeszcze lepiej przygotować – podkreśla.
Przez pierwsze miesiące problemem było jednak to, że zamknięto baseny. Codziennie trenowała w domu, starając się utrzymać formę, ale dla pływaczki to za mało.
- W pływaniu bardzo ważna jest regularność – tłumaczy. – Jest coś takiego, jak czucie wody – dobre poznaję po tym, że wysoko leżę na wodzie i pływa mi się przyjemnie, nie sprawia mi to żadnej trudności. Woda mnie niesie. Machając rękami i nogami, jestem w stanie ją jakby złapać i pociągnąć mocno, przesuwając się do przodu. Można powiedzieć, że jak mam dobre czucie wody, to ona mi nie przeszkadza, lecz pomaga i „współpracuje” ze mną.
Każda przerwa od basenu na to czucie wody wpływa źle. Do formy sprzed lockdownu Oliwia wróciła dopiero po czterech miesiącach treningów.
Nie drażnić Oliwii
Jest jednak bardzo ambitna i dobrze wie, o co toczy się gra.
- Moim celem i marzeniem zawsze był złoty medal igrzysk – podkreśla. – Wiem, że nie będzie łatwo, dlatego, by pójść do przodu, cały czas muszę z siebie dawać 100 proc. Marzy mi się też rekord świata, do którego rok temu w Londynie zabrakło mi trzydzieści osiem setnych sekundy. To tyle, co dwa mocniejsze ruchy, może mocniejsze odbicie od ściany. Rekord należy do Kanadyjki Aurelie Rivard.
Tej samej, która przed startem na 400 m kraulem na ubiegłorocznych mistrzostwach świata rozpychała się w call roomie. Rozdrażniła tym Oliwię i ostatecznie nie wyszło to przeciwniczce na dobre. Od startu Polka była w czołówce, a od połowy dystansu płynęła tuż za Kanadyjką. Na 100 m przed końcem miała już tylko sześć setnych sekundy straty, ale ściany przed ostatnim nawrotem dotknęła już o siedem setnych sekundy szybciej. Aurelie lepiej wykonała nawrót, lecz od połowy ostatniej prostej na czoło wysunęła się Oliwia. Nie oddała prowadzenia do końca, wygrywając z przewagą 0,77 sek.
- Pierwszy raz z nią wygrałam, z czego bardzo się cieszę, bo mam wrażenie, że ona czuła się niezagrożona, jako że zawsze miała nad resztą rywalek dużą przewagę, około 3–4 sek. – mówi Oliwia. – Przez to, że zrobiłam duży progres, wydaje mi się, że ją zaskoczyłam. Po starcie zemdlała i nie było jej na dekoracji, musiała być naprawdę wyczerpana. Pokazałam jej, że nie jest najlepsza na 400 m i że na igrzyskach nie będzie jej łatwo ze mną wygrać.
Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz