Justyna Kozdryk. Czas decyzji
- Jak się w tym roku okazało, że z powodu pandemii igrzyska zostały przełożone, to sobie pomyślałam: „jasny gwint, coś mi to Tokio nie jest pisane” – śmieje się Justyna Kozdryk.
Już drugi raz w ostatnim czasie nie może pojechać do stolicy Japonii. W 2019 r. były tam zaplanowane mistrzostwa świata w wyciskaniu sztangi leżąc – zarówno klasycznym, jak i sprzętowym, czyli w tzw. koszuli, która wspomaga zawodnika, działając jak sprężyna. Przygotowania szły pełną parą, niestety Justyna niedługo wcześniej miała wypadek drogowy i połamała żebra. Wiedziała, że o wyciskaniu sztangi na pewien czas musi zapomnieć.
- Do trzech razy sztuka – komentuje fakt, że w 2020 r. znów wyjazd do Tokio nie był możliwy.
Odwlec ten moment
Tokio miało być czymś więcej niż kolejnymi igrzyskami. Justyna rozważała przejście po nich na sportową emeryturę.
- Cały czas myślałam jednak, że nie chciałabym jeszcze podejmować ostatecznej decyzji – przyznaje. – Odwlekam ten moment. Może jeszcze o rok? Śmieję się, że chyba ubłagałam i dlatego te igrzyska zostały przesunięte.
Po 20 latach kariery taka decyzja do łatwych nie należy. Z jednej strony nie jest sportem zmęczona, wciąż nim żyje. Z drugiej jednak, może czas przestać denerwować się przygotowaniami, zawodami? Justyna zdaje też sobie sprawę, że możliwości fizyczne większe już raczej nie będą. Nie to jest jednak najważniejsze.
- To byłoby zamknięcie pewnego etapu, koniec spotkań, kontaktów z zawodnikami, trenerami, sędziami z Polski i zagranicy – przyznaje. – Ja ich traktuję jak rodzinę, nasza ekipa nazywa mnie ostatnio „matka”. Zżyłam się z nimi. Tego byłoby mi szkoda.
Przedsmak takiej sytuacji przyniosła pandemia. Brak zgrupowań i zawodów oznaczał pewną pustkę, trudną do zasklepienia wyrwę. Po wielu miesiącach braku kontaktów wystarczyło pojechać na mistrzostwa Polski, by zobaczyć, jak bardzo tego wszystkim brakuje.
-Tego się trochę boję – mówi. – Ciężko mi będzie podjąć taką decyzję, choć, jak w piosence, „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść”.
Furtka
Na wypadek takiej decyzji Justyna przygotowała sobie wyjście awaryjne. Ta furtka to młodzież, z którą pracuje podczas treningów trójboju siłowego, biorąc też na siebie działania menadżerskie. Współpracuje również ze swoim siostrzeńcem Bartłomiejem, który wiele jej zawdzięcza. Ma także wśród swoich podopiecznych grupę osób z niepełnosprawnością. Trudno jej będzie całkowicie zerwać ze sportem. Jej sytuacja jest o tyle komfortowa, że w wyciskaniu sztangi rywalizuje nie tylko z osobami z niepełnosprawnością.
Zaczynała nawet od uprawiania sportu z osobami pełnosprawnymi i do dziś umiejętnie łączy te dwa światy. Oznacza to udział nawet w siedmiu międzynarodowych zawodach rangi mistrzowskiej rocznie. Musi więc być w formie niemal przez cały sezon. A przecież organizm potrzebuje regeneracji. Tymczasem z wiekiem uprawianie sportu jest trudniejsze. Do tego Justyna w tygodniu ma co robić – od 15 lat jest cywilną pracowniczką Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Powiatowej Policji w Grójcu. Trenuje po pracy, do domu wraca zazwyczaj późnym wieczorem. Nie skarży się, ale dobrze wie, że jednocześnie wszystkiego robić się nie da.
- Muszę wybierać i częściej rezygnuję ze startów wśród pełnosprawnych – zaznacza. – Bo w sporcie osób niepełnosprawnych są kwalifikacje do igrzysk, trzeba być na miejscach rankingowych.
Forma jest
W Rio zajęła czwarte miejsce. Nie jest to dla sportowca wielka radość, ale Justyna zdaje sobie sprawę z siły rywalek. To nie oznacza, że się poddaje, zawsze walczy do samego końca, jednak jako medalistka z Pekinu czuje pewien niedosyt, chciałaby się odgryźć. Postanowiła więc, że jeszcze spróbuje w Tokio.
- Trenuję dalej. Po Rio miałam miejsce medalowe na mistrzostwach Europy – podkreśla. – Nie jest więc tak, że moja forma spada. Justyna udowodniła to nawet w tym ubogim w starty 2020 r. Pandemia uziemiła ją, jak wszystkich. Na szczęście mogła spokojnie trenować w zorganizowanej przez siostrzeńca siłowni.
- Wykorzystałam ten rok w inny sposób, choć dalej w obszarze sportu – opowiada. – Widziałam, że przesuwają igrzyska i odwołują kolejne międzynarodowe zawody wśród osób pełnosprawnych. Pomyślałam więc, że mam w tym roku możliwość regeneracji i... popuściłam sobie przy jedzeniu. Na tyle, że weszłam w wyższą kategorię wagową, do 52 kg. Nie było zawodów międzynarodowych, ale mistrzostwa Polski wciąż były w kalendarzu. Pomyślałam, że to jest najlepszy moment, by zrobić rekord Polski wśród pełnosprawnych w tej wyższej kategorii wagowej.
Plan wypalił. W „sprzęcie” Justyna wycisnęła 125 kg, a w „klasyku” 95 kg. Na kolejne próby wyprowadzał ją siostrzeniec.
- Powiedział: „kurczę, ciotka, jak w swojej kategorii do 47 kg masz rekord Polski 100,5 kg, to w kategorii 52 kg musi być wyższy” – śmieje się zawodniczka. – I wypuścił mnie do sztangi ważącej 102 kg. Nie udało się, zabrakło trochę, ale i tak na dziś rekordy Polski w dwóch kategoriach należą do mnie.
Czas decyzji
Justyna zastrzega, że wraca do swojej wagi, także z myślą o Tokio.
- Powiem szczerze, że ja cały czas myślę o igrzyskach – przyznaje. – Mam szacunek do organizatorów, bo taka impreza to wielkie wyzwanie, a co dopiero w tak trudnym czasie. Przecież każda decyzja będzie miała skutki dla zdrowia wielu ludzi.
Oczekuje, że igrzyska się jednak odbędą, choć podejrzewa, że bez udziału publiczności i oczywiście w pełnym reżimie sanitarnym. Przed organizatorami trudne decyzje. Przed Justyną także, choć dostała na nie kolejny rok.
- Myślę, że Tokio to będzie już koniec mojej kariery sportowej – podsumowuje. – Ale mówię to jeszcze ze znakiem zapytania – dodaje z uśmiechem.
Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz