Kinga Dróżdż. Przebojem do czołówki
Do szermierki na wózkach bezskutecznie namawiana była przez wiele lat. Dopiero z czasem Kinga zrozumiała, że to świetny sposób, by wykorzystać jej talent i potencjał, choć w podjęciu ostatecznej decyzji paradoksalnie pomogła jej kontuzja.
- Zawsze uważałam się za osobę pełnosprawną, pomimo braku dłoni. Od urodzenia wiecznie próbowałam wszystkim udowadniać, że wszystko potrafię zrobić – tłumaczy Kinga Dróżdż. – Na lekcjach WF-u w podstawówce stawałam na rękach, więc jako nastolatka odrzucałam ten pomysł szermierki na wózkach. Uważałam go nawet za jakiś atak na mnie. Teraz wiem, że źle to odbierałam, ale to był chyba po prostu nastoletni bunt.
Dlaczego namawiano akurat ją? Uprawiała szermierkę z pełnosprawnymi rówieśniczkami od III klasy podstawówki. W szabli była w czołówce polskich juniorek. Niestety, w 2013 r. naderwała mięśnie uda. Zbyt szybko chciała powrócić do sportu, a w efekcie ucierpiały kolano i biodro. Nie było szans na nadrobienie dystansu do czołówki. Na szczęście Kinga z szermierki nie zrezygnowała. Po kilkunastu latach treningów, ze swoimi umiejętnościami mogła stać się znaczącym wzmocnieniem kadry paraolimpijskiej. Dwa lata temu dała się w końcu namówić, by spróbować tej dyscypliny z poziomu wózka.
- Już po pierwszym treningu wiedziałam, że chcę to robić, że chcę zawalczyć o swoje marzenia – podkreśla.
Gibkość zamiast pracy nóg
Początki do łatwych nie należały.
- Bardzo cierpiała ręka. Strasznie ją poobijałam, bo wiadomo, na wózkach mamy między sobą mniejszą odległość – wspomina. – Paradoksalnie jednak, po pierwszym treningu najbardziej bolały mnie... nogi, którymi zapierałam się o wózek, żeby nie spaść. To taka historia, z której zawsze każdy ma ubaw, że poszła na wózek i rozbolały ją nogi – dodaje ze śmiechem.
Musiała się przyzwyczaić do nowej pozycji w czasie walki, podczas której, zamiast mocnych i zwinnych nóg, potrzebne są silne plecy i brzuch. Gibkość na wózku jest absolutnie kluczowa. Długo i solidnie pracowała nad nią pod okiem trenerów.
- Szermierka na wózkach jest dużo cięższa od szermierki na nogach – uważa. – Mamy dużo mniejszą odległość od siebie, mniej czasu na działanie. Jeszcze przed wykonaną akcją musimy wiedzieć, co chcemy zrobić, bo czas na podjęcie decyzji jest tak krótki, że już w trakcie walki nie ma czasu na obserwację przeciwnika. Na pewno pomogła mi nabyta wcześniej technika.
Kinga musiała jeszcze tylko wyeliminować pewien odruch, który podczas walki traktowany jest jako faul.
- Bardzo często zdarzało mi się wstawać z wózka, bo chciałam sięgnąć dalej – opowiada. – Śmiesznie to wyglądało, gdy te nogi mi tak chodziły. Ale moi trenerzy znaleźli na to sposób. Po prostu przypięli mnie do wózka pasem. To działa! Nie mam już z tym odruchem żadnego problemu.
Spokojnie, ale energicznie
Kinga przebojem wdarła się do czołówki szablistek kat. A. Pierwszy start zaliczyła w lipcu 2018 r., a znaczący sukces osiągnęła już w marcu 2019 r.
- Wygrana na zawodach Pucharu Świata w Pizie była przełomowym momentem – przyznaje zawodniczka. – To był niecały rok od początku mojej przygody z szermierką na wózku. Po tym wygranym turnieju poprzeczka w mojej głowie poszła w górę. Do tej pory moim celem było wejście do ósemki, a w Pizie już o tę ósemkę walczyłam z mistrzynią świata. Skoro sobie poradziłam, to na kolejne zawody jeździłam z zupełnie innym nastawieniem. Chciałam więcej i wiedziałam, że mogę więcej.
Na potwierdzenie tych słów, we wrześniu tego samego roku przywiozła z mistrzostw świata w Korei srebrny medal. Dopiero w finale zatrzymała ją Chinka Jing Bian. Jednak dla Kingi jest to największy do tej pory sukces. Zwłaszcza że odniesiony na oczach bliskich, którzy bardzo ją wspierają. Tata i brat pokonali tysiące kilometrów, by jej kibicować. Szybkie sukcesy mogą zawrócić w głowie, ale Kinga twardo stąpa po ziemi. Od początku przygody z szermierką na wózkach korzysta ze wsparcia psychologa sportowego. Dzięki temu nie wywiera na sobie presji, że po tym pierwszym medalu nie może już schodzić z podium.
- Mogę polecić wszystkim, by takiej współpracy spróbowali, bo uspokojenie samego siebie, panowanie nad sobą są w szermierce bardzo ważne – podkreśla.
Wewnętrzny spokój kontrastuje z emocjami, jakie uwalniają się na zawodach. To często parę szybkich ruchów i czasem nie do końca wiadomo, jak ktoś trafił lub został trafiony.
- Trenuję głównie szablę, która należy do najszybszych broni. Akcja to ułamki sekund – potwierdza Kinga. – Trzeba być energicznym, wiedzieć, co się chce zrobić, a podczas walki narzucić warunki gry, do których przeciwnik ma się dostosować.
Dodatkowa szansa
Ona sama musi się dostosować do planu treningowego. Nie jest to łatwe, gdy pracuje się na pełny etat w systemie 12-godzinnym. Gdzie?
- Planuję rejsy rządowe, więcej nie mogę powiedzieć – odpowiada tajemniczo, acz stanowczo.
Jednak nawet dni pracujące nie zwalniają jej z szermierki – trening robi wieczorem, a w dni wolne stara się nadrobić to, co ją ominęło.
- Bywało gorzej – śmieje się. – Jeszcze rok temu byłam jednocześnie studentką, pracowałam na pełen etat w Polskich Liniach Lotniczych LOT i do tego trenowałam szermierkę. Ale ja jestem z tych osób, które wyznają zasadę, że jak się czegoś bardzo chce, to się znajdzie sposób.
Na razie trzeba znaleźć sposób na Tokio. Pandemia przerwała cykl przygotowań, w 2020 r. odbył się tylko jeden turniej Pucharu Świata – w lutym w węgierskim Egerze. Kinga była tam zresztą najlepsza w szabli. Kolejny rok przygotowań traktuje jednak jako dodatkową szansę.
- To będą moje pierwsze igrzyska, więc na pewno też i duże emocje, ale nad tym staram się pracować – podkreśla. – Pojadę tam pokazać swoją najlepszą szermierkę, wszystko postawiłam na realizację tego celu. Chciałabym przywieźć medal z Tokio, bo ciężko na to pracuję, mam nadzieję, że to się ziści.
Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz