Grzegorz Pluta. Gdy jest zdrowie, są medale
Rok temu miał poważne problemy zdrowotne. Przeszedł operację. Od września 2019 r. musiał opuścić kolejne zawody Pucharu Świata. Przez pięć miesięcy był praktycznie poza sportem, a do lekkiego treningu zaczął wracać pod koniec stycznia. Więc choć pandemia to nic dobrego i nie ma się z czego cieszyć, przełożenie igrzysk o rok w ogóle go nie zmartwiło.
- Mój występ w sierpniu tego roku wisiał na włosku. Raczej nie byłbym przygotowany fizycznie na 100 proc. – podkreśla. – Na szczęście szermierka na wózkach jest o tyle wdzięczna, że nie trzeba przerzucać ton na siłowni. Wśród zawodników z czołówki o wyniku decydują głównie głowa i doświadczenie, więc oczywiście różnie by to mogło się potoczyć.
Wiosenny lockdown potraktował jako czas na spokojne dojście do siebie. Gdyby igrzyska miały się odbyć w 2020 r., musiałby przyśpieszyć z przygotowaniami, a to mogłoby nie wyjść mu na zdrowie.
Bez wymówek
Mało brakowało, by w jakimś sensie powtórzyła się historia sprzed czterech lat. Od stycznia 2016 r. też zmagał się z kontuzją, praktycznie przez pół roku się leczył i tak naprawdę przygotowania do igrzysk w Rio zaczął w czerwcu. Na początku sierpnia jednak problemy wróciły i zakończyły się pobytem w szpitalu.
- Jak zawodnicy wylatywali na igrzyska, to akurat wychodziłem ze szpitala – wspomina. – Nawet nie wiedziałem, czy będę walczył do Rio. Ale ostatecznie poleciałem i byłem czwarty.
Nie lubi wracać myślami do Rio, gdzie walkę o finał szabli przegrał jednym punktem, a bronił przecież złota z Londynu. Po półfinale nie mógł się skupić na walce o brąz i do kraju wrócił bez medalu. Nie jest jednak z tych, którzy będą rozpamiętywać i szukać wymówek.
- Nie ukrywam, że byłem wkurzony, ale powiedziałem sobie, że w Tokio są kolejne igrzyska i tyle – podsumowuje.
Wziął się za siebie pod względem fizycznym, by być mocniejszym motorycznie. Choć w 2017 r. kontuzja sprzed Rio wciąż dokuczała, dzięki odpowiednim ćwiczeniom udało mu się uniknąć operacji. Siłą rzeczy odbywające się w tym roku mistrzostwa świata nie mogły być udane, ale na rok 2018, gdy rozpoczynały się kwalifikacje do Tokio, Grzegorz był w pełni przygotowany – i kondycyjnie, i technicznie. Potwierdzają to wyniki. W 2018 r. został wicemistrzem Europy, a na mistrzostwach świata w 2019 r. zdobył brąz. Do tego w tych latach pięciokrotnie wygrywał zawody Pucharu Świata.
- Zawsze powtarzam, że jeżeli będzie zdrowie, to jestem w stanie się przygotować na tyle, żebym powalczył o medale – mówi. – A jak nie ma zdrowia, człowiek się boryka z kontuzjami, wówczas pewnych rzeczy się po prostu nie chce, trochę się odpuszcza. Niestety, kontuzje nie idą w parze z dobrymi występami.
Szachy na szybko
Grzegorz to bardzo doświadczony szermierz. Dobrze wie, że nie musi pracować z takim natężeniem, jak dawniej. Przed igrzyskami w Londynie potrafił trenować nawet po dwa razy dziennie przez siedem dni w tygodniu. Dziś nie musi już brać na siebie takich obciążeń.
- Z czasem górę biorą doświadczenie, zimna krew – podkreśla. – Do tego towarzyszy mi myśl, że ja już nie muszę niczego więcej zdobywać. Jak się uda, to super, jak nie, to trudno. To też pomaga, bo nie ma z tyłu głowy takiego ciśnienia, od którego człowiek się spala.
Zawodnicy ze światowej czołówki znają się jak łyse konie, trudno jest się czymś wzajemnie zaskoczyć. Zamieszanie robią utalentowani młodzi sportowcy – nikt nie wie, czego się można po nich spodziewać.
- Jest u nas pewnie dwunastu zawodników, spośród których każdy może zdobyć medal – mówi Grzegorz. – Szermierka nie jest sportem wymiernym. Jeśli w pchnięciu kulą zawodnik, który jest na topie, uzyskuje o 2 m więcej niż pozostali, to praktycznie nie ma szans, żeby ktoś z nim wygrał. A w szermierce decyduje dyspozycja dnia, a nawet godziny czy danej chwili. Ważna jest ciągła koncentracja. Mówi się o szermierce, że to szachy na szybko, więc jak koncentracja siada, to może być po turnieju. Gdybyśmy jednego dnia kilka razy rozegrali zawody, to podium mogłoby być za każdym razem w innym składzie.
Dlatego, prócz przygotowania fizycznego i szermierczego, Grzegorz współpracuje z psychologiem sportowym. Wspólnie wypracowują metody, które potem pomagają podczas zawodów.
- Od wielu lat trening jest mocno sprofesjonalizowany – podkreśla. – Cały świat idzie do przodu, wszyscy się rozwijają, więc poziom też wystrzelił w górę. Jeśli chce się zrobić dobry wynik, wszystko musi być dograne na 100 proc.
Pozostaje czekać
Grzegorz plan na Tokio ma dość klarowny.
- Jak będzie zdrowie, to będę jechał bić się o medale – deklaruje. – Taki jest plan, a co z tego wyjdzie, zobaczymy.
Nie zastanawia się nad tym, czy igrzyska na pewno się odbędą. Nie ma na to przecież wpływu. Wiadomo jednak, że maska szermiercza nie chroni przed wirusem, a igrzyska odbywać się będą w reżimie sanitarnym, być może nawet bez kibiców.
- Spodziewam się, że będą telewizje, sponsorzy, reklamodawcy, którzy będą naciskać, bo zainwestowali duże pieniądze i coś będą chcieli z tego odzyskać – mówi Grzegorz. – Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że jak sportowcy z całego świata zjadą do Tokio, to może z tego powstać duże skupisko wirusa. Nie wiem, czy Japończycy się na to zgodzą. Czy straty nie będą większe, niż w przypadku, gdyby igrzyska w ogóle się nie odbyły?
Pozostaje więc czekać na decyzje i spokojnie się przygotowywać.
- Jeśli igrzyska się odbędą, to trzeba wystartować i pokazać się z jak najlepszej strony – podsumowuje. – A jeśli nie, to czekać na Paryż.
Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz