Patryk Chojnowski. Tak tego nie zostawi
- Pamiętam, że – już po przegranym meczu finałowym – udzielałem wywiadu, w którym mówiłem, że ja tak tego nie zostawię i w Tokio się zrewanżuję – mówi Patryk Chojnowski.
Chodzi o rewanż za finał w Rio, w którym 3:2 pokonał go Chińczyk Ge Yang, choć Polak dwukrotnie w piątym secie mógł zakończyć pojedynek podczas gry na przewagi.
- Już po ostatniej piłce meczowej, którą przegrałem, siedziałem na ławce i myślałem, jakie błędy popełniłem, co mam poprawić i jak to będzie w Tokio – opowiada Patryk. – To nie tak, że się jakoś mocno tym zadręczam i katuję, ale to mnie nakręca do dalszej pracy. Jak mi się nie chce wstać na treningi albo nie mam siły, zawsze sobie przypominam te momenty i wtedy po prostu się zbieram.
Cztery lata wcześniej Patryk tego samego chińskiego zawodnika odprawił z kwitkiem w finale igrzysk w Londynie, nie dając ugrać nawet seta. W ogóle na tamtym turnieju nikt naszemu tenisiście nie był w stanie zagrozić.
- Na pewno złoty medal igrzysk paraolimpijskich w Londynie to mój największy sukces i postawiłbym go ponad wszystkimi osiągnięciami w sporcie osób pełnosprawnych – podkreśla. – To był doskonały turniej w moim wykonaniu.
Na czołówkę
Choć kolejnych igrzysk w Rio nie zakończył zwycięsko, przyznaje, że dojrzał dzięki nim mentalnie. Przestał oczekiwać od siebie tak wiele, jak wcześniej. Oczywiście, wciąż zawsze chce wygrywać, ale przestał wywierać na siebie presję, rozmyślać, co będzie jak wygra, a co jak przegra.
- Odrzucałem te myśli i po prostu cieszyłem się grą – wyjaśnia.
Od tamtej pory rozegrał trzy wspaniałe sezony.
- Najlepsze w mojej karierze – uważa. – Po tym turnieju uspokoiłem się i ustabilizowałem poziom.
Efektem było wydarzenie z 2019 r., które szczególnie sobie ceni.
- Udało mi się w końcu zdobyć tytuł mistrza Polski seniorów osób pełnosprawnych – precyzuje. – To było moje marzenie, zawsze chciałem zdobyć ten najwyższy laur w polskim tenisie stołowym. Dwukrotnie byłem w finale i dwukrotnie mi się nie udało wygrać. Do tego startowałem z ostatnim numerem, ponieważ nie grałem też turniejów kwalifikacyjnych. Losowanie miałem więc takie, że od razu w pierwszych dniach szedłem na czołówkę.
Gra z bólem
Od lat sam jest w czołówce polskich tenisistów stołowych wśród osób pełnosprawnych, zbiera świetne recenzje za grę w Polskiej Superlidze Tenisa Stołowego. W kadrze narodowej go jednak nie zobaczymy. Sam z niej zrezygnował ze względu na stan stawu skokowego, ledwo uratowanego po wypadku w dzieciństwie.
- Bycie członkiem kadry narodowej seniorów pełnosprawnych wymaga dużo większych obciążeń – przyznaje. – Parę razy zdarzyło się, że pojechałem na zgrupowanie czy turniej i musiałem je szybciej kończyć lub oddawać grę walkowerem. Doszedłem do wniosku, że nie będę zajmował miejsca chłopakom, którzy mogą grać.
Podkreśla, że zdrowie jest najważniejsze. Igrzysk w Tokio nie mógł się doczekać także dlatego, że zaraz po nich planował operację stawu skokowego. Czas jest istotny, ponieważ z każdym treningiem i meczem kontuzja się pogłębia.
- Cały czas gram z bólem – podkreśla. – Jestem do tego przyzwyczajony, bo ta noga zawsze mnie bolała. Nie wiem, jak to jest grać bez bólu. Są dni, gdy noga tak mocno dokucza, że odpuszczam treningi i poddaję się rehabilitacji. Przesunięcie igrzysk na przyszły rok odracza również operację.
Lekarze szacują, że na powrót do względnej normalności Patryk potrzebowałby od jednego do półtora roku. A zawodnik nie może sobie pozwolić na podróż do Tokio prosto ze szpitala. Zresztą na początku nikt nie wiedział, ile potrwa przerwa spowodowana pandemią.
Choćby w garażu
Po kolejnych tygodniach spędzonych w domu, miał już dość. Nie lubi siedzieć bezczynnie. Męczy go to. Z kolegami starali się więc pograć gdziekolwiek, choćby w garażu. Efekty długiej przerwy były niestety łatwe do przewidzenia.
- Traci się czucie, trzeba kolejnych półtora-dwóch miesięcy, żeby je z powrotem złapać – precyzuje. – No i oczywiście koordynacja. To są dwie najważniejsze sprawności, które szybko się traci, a później trzeba długo pracować, żeby do tego wrócić.
Długa przerwa była dla niego czymś nowym. Od 11. roku życia trenował raz dziennie, sześć razy w tygodniu. Parę lat później rozpoczął treningi po dwa razy dziennie. Nawet wówczas nie marzył o sukcesach, które przyszły z czasem.
- Bywało, że sobie gdybam, co mogłoby się wydarzyć, jeśli ten staw skokowy byłby sprawny, jeśli mógłbym dawać z siebie więcej na treningach i grać bez bólu – przyznaje. – Ale z drugiej strony nie wiadomo, czy wówczas w ogóle związałbym życie z tenisem stołowym.
Jeszcze dwa sezony
Operację z konieczności przesunął na czas po igrzyskach w Tokio, ale zamierza pograć jeszcze maksymalnie dwa sezony. Potem chce zakończyć rywalizację wśród osób pełnosprawnych.
- Po operacji nie chciałbym już grać w superlidze – mówi. – Wiem, że taka półtoraroczna pooperacyjna przerwa to jest bardzo dużo czasu. Jestem ambitny, więc na początku na pewno bym się bardzo denerwował, gdy dochodziłoby do sytuacji, że lepsi są zawodnicy, z którymi spokojnie sobie radziłem.
Planuje jednak zostać w sporcie osób z niepełnosprawnością. To są jednak inne obciążenia, mniejsza intensywność. Rywalizacji z osobami pełnosprawnymi będzie mu oczywiście żal.
- Kiedyś musi nastąpić czas rezygnacji ze sportu – mówi. – Teraz są moje najlepsze lata, więc wolę odejść i być zapamiętanym jako dobry zawodnik.
W sporcie paraolimpijskim ma natomiast swoje porachunki – na początek chce odzyskać złoty medal. Marzy mu się dołożenie drugiego, z coraz mocniejszą drużyną. Najważniejszy jest jednak turniej singlistów.
- Odzyskanie tytułu mistrza paraolimpijskiego to jest mój cel – deklaruje. – Nie będę tam jechał niczego bronić, będę chciał wygrać. Nie mam przecież czego bronić, ostatnie igrzyska przegrałem, więc pojadę tam wywalczyć ten tytuł na nowo. Jestem bardzo zdeterminowany, żeby to osiągnąć.
Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz