Czy reforma DPS oznacza ich likwidację?
Czy domy pomocy społecznej czeka likwidacja? Czy ich pracownicy i mieszańcy trafią na bruk? Takie obawy często pojawiają się przy okazji procesu deinstytucjonalizacji. Jednak, to nie tego procesu trzeba się bać, ale… jego braku.
50-letni pan Marek jest osobą z niepełnosprawnością intelektualną i był uczestnikiem warsztatu terapii zajęciowej. Warsztat był dla niego ważnym miejscem – miał tam znajomych i przyjaciół, a całe jego życie toczyło się wokół tamtejszych zajęć. Po śmierci brata Marek trafił do domu pomocy społecznej. Tym samym stracił dom, w którym się wychowywał; stracił kontakt z przyjaciółmi, kolegami i koleżankami, ale też z lekarzami znającymi go od dziecka; stracił kontakt z kościołem, który znał od dziecka. Koszt utrzymania Marka w DPS-ie to 5200 złotych miesięcznie. Takich osób jak on są tysiące. I to właśnie z myślą o nich konieczne jest stworzenie systemu alternatywnego dla wielkich zamkniętych placówek. Na ten temat dyskutowano podczas konferencji pn. „Czy deinstytucjonalizacja to likwidacja instytucji?”, zorganizowanej przez Fundację Libertatem.
698 nieletnich w DPS-ach
Deinstytucjonalizacja, to mówiąc najprościej, odejście od wielkich instytucji opiekuńczych na rzecz usług społecznych świadczonych lokalnie – proces ten to wyzwanie, które stoi przed Polską. Jego podjęcia oczekuje od nas Komisja Europejska i Organizacja Narodów Zjednoczonych, ale też osoby z niepełnosprawnością i ich rodziny.
W Polsce jest 826 domów pomocy społecznej, podlegających Ministerstwu Rodziny i Polityki Społecznej (MRiPS). Prowadzą je samorządy, a także organizacje – jak choćby Caritas. W tego typu placówkach jest ogółem 81 004 miejsc, z czego zajętych – 76 133 (dane z grudnia 2020 roku, MRiPS). Najwięcej wśród mieszkańców DPS-ów jest osób określanych jako „przewlekle psychicznie chore”, bo 19 765. Jeśli chodzi o wiek, to między 61 a 74 rokiem życia jest 24 778 mieszkańców. Choć nie brakuje też osób znacznie młodszych – aż 698 mieszkańców DPS to osoby niepełnoletnie! Nie ma przy tym twardych danych na temat sektora prywatnego, który również świadczy usługi opieki całodobowej.
Duża część mieszkańców takich placówek mogłaby funkcjonować w środowisku lokalnym przy odpowiednim wsparciu. I temu ma służyć Strategia Rozwoju Usług Społecznych, przygotowana przez Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej. Z jednej strony strategia ta rozczarowała środowisko osób z niepełnosprawnością i ich rodzin, które oczekiwało bardziej zdecydowanych propozycji. Z drugiej – hasło deinstytucjonalizacji wielu kojarzy się z przymusową likwidacją DPS i odesłaniem ich mieszkańców do domów. Konferencja Fundacji Libertatem miała za cel pokazanie i uświadomienie, że nie jest to prawda.
Nie likwidować. Zmieniać
- Zmiana nie oznacza likwidacji. Zmiana oznacza zmianę. Nie musi ona oznaczać, że coś zamykamy i tworzymy od nowa. To jest pewien proces. Nie zrobimy deinstytucjonalizacji w 2-3 lata – tłumaczył prof. Mirosław Grewiński, socjolog i przewodniczący Rady Pomocy Społecznej, jeden z ekspertów zaproszonych na konferencję.
Badacz tłumaczył, że deinstytucjonalizacja to nie jest proces odgórnego zamykania placówek opiekuńczych, ale tworzenia całego złożonego systemu wsparcia.
- Trzeba zdemonopolizować tą całą naszą politykę społeczną i dać część kompetencji organizacjom pozarządowym, podmiotom ekonomii społecznej, instytucjom wyznaniowym, itd. Jeśli podzielimy się tą odpowiedzialnością, to nam deinstytucjonalizacja wyjdzie – tłumaczył.
Działania, o których mówił prof. Grewiński są o tyle ważne, że ze względu na zmiany demograficzne zapotrzebowanie na różnego rodzaju formy wsparcia będzie tylko rosło. Oznacza to, że albo będziemy kierować coraz szerszy strumień pieniędzy na tworzenie instytucji pomocowych, albo zdecydujemy się na tworzenie alternatywnych rozwiązań, które pomogą np. rosnącej grupie seniorów pozostać jak najdłużej w swoim lokalnym środowisku. O wyzwaniach i zagrożeniach wynikających ze zmian demograficznych mówił Cezary Miżejewski, reprezentujący Wspólnotę Roboczą Związków Organizacji Socjalnych WRZOS.
fot. pexels.com
Najgorsza jest prywatyzacja
- Nie jestem za tym, żeby budować nowe domy pomocy społecznej, a jeszcze bardziej domy dziecka, którymi chwalą się różni marszałkowie i prezydenci – mówił Cezary Miżejewski. – Trzeba zmniejszyć napór na te domy, by trafiały tam osoby najbardziej potrzebujące. Natomiast, jeśli nie zbudujemy silnego systemu usług społecznych, to wszystko rozwiąże sektor prywatny. Bo skarbnicy - od ministra finansów po władze gminy - działają według zasady „musimy się zmieścić w finansach”. Czyli robimy wszystko jak najtaniej, po najniższej linii oporu. Nie życzę nikomu żebym w wieku 75 lat trafić do instytucji prywatnej, gdzie będzie zajmował się przypadkowy pracownik, być może w ramach prac społecznie użytecznych – wskazywał.
Jego zdaniem najgorszym scenariuszem jest to, że niewydolny system wsparcia zamiast być reformowany zostanie sprywatyzowany, a od dobra pojedynczego człowieka ważniejszy będzie zysk.
Obawy dyrektorów
Wśród uczestników konferencji wiele było osób prowadzących domy pomocy społecznej. Mówili o swoich obawach, związanych choćby z planami zmian, zaprezentowanych przez przedstawicielkę Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Wśród nich jest m.in.: stworzenie nowych standardów funkcjonowania placówek; wymóg tworzenia jednoosobowych pokoi czy dążenie do tworzenia lub przekształcenia placówek całodobowych w Środowiskowe Centra Opieki Długoterminowej; przeprowadzenie audytu pod kątem przestrzegania praw mieszkańców.
Kierujący DPS-ami zwyczajnie boją się wzrostu kosztów i powolnej likwidacji, która będzie wiązała się choćby z koniecznością zwalniania pracowników. Przy tym zdają sobie też sprawę z tego, że obecny system jest niewydolny.
- Jesteśmy otwarci na deinstytucjonalizację. Sami jesteśmy w trakcie tworzenia Centrum Opiekuńczo-Mieszkalnego, by część naszych osób mogła korzystać ze wsparcia dziennego. Oczekujemy na to, by przeprowadzać deinstytucjonalizację. Choćby w naszej placówce szacuję, że nawet 40 procent mieszkańców przy właściwym wsparciu mogłaby funkcjonować w środowisku lokalnym – opowiadała Jolanta Borek, dyrektorka DPS w Krzyżanowicach pod Iłżą, która sama jest matką dorosłej osoby z niepełnosprawnością intelektualną.
Jolanta Borek jednocześnie wskazuje na potrzebę zrozumienia sytuacji DPS-ów, szczególnie w małych miejscowościach, gdzie nakładanie dodatkowych obowiązków na placówki jednocześnie musi wiązać się z właściwym finansowaniem. Tu koniecznie trzeba nadmienić, że wiele DPS-ów realizuje projekty usamodzielniania swoich mieszkańców i wspierają ich w przechodzeniu na przykład do mieszkalnictwa wspomaganego. Działa tak m.in. dom pomocy społecznej w Bytomiu.
Oprócz aspektu prawno – politycznego i wymogu Polski przyjęcia strategii deinstytucjonalizacji, jest jeszcze aspekt ludzki.
Osoba, nie podopieczny
- W wypowiedziach skupiamy się na takich sprawach jak finansowanie, kadra, budynki, itp. A brakuje w tym osoby. Tymczasem naszym głównym tematem powinno być zapewnienie każdej osobie prawa do niezależnego życia – podkreślała dr Monika Zima-Parjaszewska, prawniczka i prezeska Zarządu Głównego Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną (PSONI). – Jak to zrobić? Nie można tego zrobić mówiąc o osobach, które się znajdują w placówkach per „podopieczny”. Jeśli ja mówię „podopieczny”, to myślę o tej osobie, że jest „pod” czymś. I całe jej życie jest „pod”: pod tym, co inni myślą na jej temat, jaki mają pomysł na jej życie, itd. Bardzo zachęcam, by popatrzeć na tego człowieka jak na podmiot wszelkich praw i wolności, a na nas jako na tych, którzy mają wyłącznie zagwarantować dostęp do wolności i praw człowieka, a nie „opiekować się” – dodała.
fot. pixabay.com
Dr Zima-Parjaszewska zaznaczyła, że takie podejście wynika z Konwencji ONZ o Prawach Osób z Niepełnosprawnościami, którą Polska ratyfikowała w 2012 roku, i która powinna być podstawą tego, jak myślimy o osobach z niepełnosprawnością – także tych mieszkających w domach pomocy społecznej.
- Jeśli dalej będziemy skupiać się tylko na pokojach i wynagrodzeniach pracowników DPS, to życie osób w nich mieszkających się nie zmieni – powiedziała prawniczka.
Dajcie ludziom wybór!
A potrzeba zmian jest naprawdę ogromna. Co na konkretnych liczbach wykazywał Adam Zawisny, wiceprezes Instytutu Niezależnego Życie.
- Dla mniej więcej 95-98 procent obywateli, którzy wymagają intensywnego wsparcia, nie ma alternatywy innej niż ZOL czy DPS. Jeżeli na poziome systemowym nic nie zrobimy, to nic się nie zmieni – mówił.
Zaznaczył przy tym, że potrzeba zmian nie wynika z tego, że osoby pracujące i zarządzające DPS-ami są niekompetentne czy pozbawione empatii, ale że oparty na nich system wsparcia nie uwzględnia prawa do niezależnego życia. Mówiła też o tym Monika Zima-Parjaszewska.
- Pewna dyrektorka DPS powiedziała, że nie można tak „źle” mówić o takich placówkach, bo na przykład ona i jej pracownicy z empatią i poświęceniem podchodzą do mieszkańców. Ja zaproponowałam jej, żeby z zamkniętymi oczami podeszła do mapy i wskazała jeden punkt. A potem odpowiedziała sobie na pytanie, czy sama chciałaby zamieszkać w DPS-ie w tak losowo wybranej miejscowości – opowiadała prawniczka.
- Możemy mieć w domach pomocy społecznej fenomenalnych opiekunów, dyrektorów, kierowników o niesamowitych zdolnościach i empatii. Ale niestety sama formuła funkcjonowania domów pomocy społecznej powoduje, że pewne trudności są zdecydowanie większe, a pewnych możliwości po prostu nie ma. Deinstytucjonalizacja jest warunkiem niezależnego życia – zaznaczył Adam Zawisny.
Wiceprezes Instytutu Niezależnego Życia podał przykład pana Tomasza – czterdziestoletniego mężczyzny poruszającego się na wózku. Od lat mieszka w 600-osobowym DPS-ie, a teraz z powodu epidemii od 17 miesięcy nie może wyjść z placówki. Pan Tomasz dzięki właściwemu wsparciu może spokojnie funkcjonować mieszkając samodzielnie. Odbywa się to z korzyścią zarówno dla niego – jak i dla budżetu.
Taniej dla państwa, lepiej dla ludzi
- Koszty utrzymywania ludzi w DPS-ach są tak wysokie, że nie wystarcza na ich właściwą opiekę nad ludźmi, którzy naprawdę potrzebują intensywnej pomocy. Przekształcanie DPS-ów w kierunku świadczenia usług środowiskowych jest możliwe. W Szwecji udało się to w kilkanaście lat – stwierdził Adam Zawisny.
Dobrze ilustruje to przykład pani Iwony. Była ona w podobnej sytuacji jak opisany na początku tekstu pan Marek – po śmierci ojca wydawało się, że jedynym rozwiązaniem dla pani Iwony było umieszczenie w DPS-ie. Jednak dzięki współpracy jej braci z Warsztatem Terapii Zajęciowej, udało się stworzyć krąg wsparcia, który pomaga pani Iwonie zachować jej maksymalną niezależność. Po trzech miesiącach trafiła do mieszkania wspomaganego. Mieszka tam z trzema koleżankami i otrzymuje adekwatne dla siebie wsparcie. Jednocześnie dalej uczestniczy w swoim WTZ, z pomocą asystenta robi zakupy i przygotowuje sobie posiłki. A przede wszystkim – uczestniczy w życiu lokalnej społeczności. Miesięczny koszt jej utrzymania to 1470 złotych. Czyli znacznie mniej niż w typowej instytucji.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz