Mała rewolucja
Otwarty, sympatyczny, rozmowny - to niektóre z cech, jakimi powinien charakteryzować się dobry dyplomata. Jane Cordell, Pierwsza Sekretarz Ambasady Brytyjskiej w Warszawie, z nawiązką spełnia te wymagania. Fakt, że nie słyszy, jest drugorzędny.
Jeżeli się chce, to można się porozumieć - twierdzi Jane, która
swobodnie mówi po angielsku i po polsku. W rozumieniu innych
pomagają jej anglojęzyczni lipspeakerzy („mówiący ustami”). Jest
ich sześcioro. Przyjechali za Jane z Wielkiej Brytanii, mają
podpisany kontrakt z ambasadą. Pracują na zmianę. Lipspeaker siedzi
naprzeciwko Jane i w ciszy bardzo wyraźnie otwiera usta, szybko i
dokładnie przekazując czyjeś słowa. Pomaga sobie ruchami rąk, gdy
trzeba przekazać podniesienie głosu czy przeliterować trudne słowo.
Jane ma do swoich lipspeakerów stuprocentowe zaufanie. Jako że
pracują w placówce dyplomatycznej, są zobowiązani do zachowania
tajemnicy.
Trzeba było znać polski
Pierwszy raz Jane była w Polsce w 1986 roku z
międzynarodową orkiestrą. Grała na altówce. Ponownie przyjechała w
1990 roku, by przez następne cztery lata uczyć języka angielskiego.
Pracowała w Gliwicach i w Elblągu. To wtedy zaczęła uczyć się
polskiego.
- W Gliwicach mało ludzi mówiło po angielsku - wspomina. - Trzeba
było znać polski. Miałam nauczycielkę, która z kolei nie mówiła po
angielsku. Było mi niezwykle trudno, ale w tym czasie jeszcze
słyszałam. To było 9-12 miesięcy przed tym, kiedy zaczynałam tracić
słuch.
Przez trzy lata słuch Jane pogarszał się. 15 lat temu przestała
słyszeć. Pierwszy rok był dramatyczny. Lekarze rozkładali ręce. Nie
mieli pojęcia, co było przyczyną utraty słuchu. Dziś Jane mówi, że
sama nie wie dlaczego, ale przestała się tym martwić. Dalej starała
się uczyć cudzoziemców angielskiego.
- To było oczywiście trudne - wspomina. – Nie mieliśmy jeszcze
wtedy w Anglii prawa gwarantującego równość osobom
niepełnosprawnym. Musiałam być elastyczna, zaadaptować się. To
bardzo ważne. Przecież wciąż jeszcze żyję i mam trochę do
zaoferowania.
Jane zmieniła zawód. Została wydawcą materiałów do nauki angielskiego dla cudzoziemców w firmie Cambridge. Jak mówi, było to zajęcie przyjazne dla niesłyszących. Tak samo jak korespondencyjne nauczanie angielskiego, za co zabrała się później. Do służby dyplomatycznej trafiła przez ogłoszenie prasowe. To było w 2001 roku. Najważniejsze, że z założenia byli tam ludzie pozytywnie nastawieni do osób niepełnosprawnych. I była możliwość wyjazdów zagranicznych.
Dźwięki w gardle
Tak Jane w 2006 roku ponownie wylądowała w Polsce. Tym
razem z czteroletnim kontraktem w ambasadzie w Warszawie. - To był
mój wybór - mówi. - Bardzo chciałam pracować tu jeszcze raz. Byłam
bardzo ciekawa, jak tu się teraz żyje. Poza tym Polska jest
największym nowym członkiem UE i polityka nie jest tu nudna, a
pracuję w zespole politycznym.
Jane Cordell (pierwsza z lewej) na spotkaniu u Małżonki
Prezydenta RP Marii Kaczyńskiej.
W zespole tym Jane jest odpowiedzialna za polską politykę zagraniczną, sprawy bezpieczeństwa, kwestie wojskowe, wymiar sprawiedliwości i sprawy wewnętrzne naszego kraju, a także kwestie praw człowieka, w tym mniejszości. Można ją było spotkać na konferencji dotyczącej elektronicznego monitorowania więźniów, dyskusji panelowej w Szkole Głównej Handlowej, poświęconej zagadnieniom handlu z Afryką, czy w gimnazjum w Siedlcach na konferencji dla uczniów i nauczycieli na temat kształcenia dzieci niepełnosprawnych.
Przed objęciem tych zadań Jane przez ponad cztery miesiące intensywnie szlifowała na kursach w Londynie język polski. Choć świetnie nim włada, uważa, że wcale nie jest taka zdolna. Twierdzi, że to po prostu ciężka praca. - Będąc niepełnosprawną, trzeba być, niestety, przygotowaną do dłuższej i cięższej pracy niż osoba pełnosprawna - podkreśla.
Jak ciężko potrafi pracować, widać w czasie spotkań z Polakami. Słyszą, że nie mówi do nich rodaczka, ale nie mają problemu z jej zrozumieniem. Wielkie natomiast jest ich zdumienie, gdy dowiadują się, że mówi do nich niesłysząca Brytyjka. Jeszcze większe, że może ich zrozumieć. Jane czyta trochę z ruchu ust także po polsku. Twierdzi nawet, że nasz język jest teoretycznie łatwiej odczytać niż angielski. - W angielskim dużo dźwięków jest w gardle - mówi. - Muszę cały czas zgadywać. Polski jest bardziej „na ustach”.
Czas na zmiany
Z tym zgadywaniem są czasem problemy. - Kiedyś na spotkaniu
wewnętrznym mój szef mówił o budżecie ambasady - śmieje się Jane. -
Myślałam, że mówi o artykułach sanitarnych (po ang. sanitary
products). Powiedział, że za dużo na nie wydaliśmy. Byłam
zaskoczona. Zapytałam, dlaczego, skoro tyle wydaliśmy, brakuje
czasem papieru toaletowego. Popatrzył na mnie zdziwiony. Okazało
się, że chodziło mu o stationery products - artykuły
biurowe.
Takie nieporozumienia się zdarzają, ale Jane się nie obraża. - To po prostu dobra okazja do śmiechu - twierdzi. - Jeśli my się uśmiechniemy, to innym też łatwiej jest się zrelaksować. Trzeba wybaczać sobie i innym.
- Czasami to, że Jane nie słyszy, troszkę spowalnia sprawy - przyznaje Ambasador Brytyjski w Polsce Charles Crawford, szef Jane. - To trochę tak, jak praca przez tłumacza. Nie czyni to jednak życia specjalnie trudnym: z większością z nas czasem łatwiej, czasem trudniej się współpracuje. Pozytywna postawa Jane jest ogromnym atutem ambasady. Jest pewną siebie, skupioną i dającą z siebie wszystko współpracowniczką. Znakomicie sobie radzi, jest też dobra w pracy zespołowej, ma pozytywny wpływ i siłę w budowaniu grupy. Ma może tylko jedną wadę. Czasem nie śmieje się z moich dowcipów. Ale może po prostu nie są śmieszne?
W dyplomacji, także krajów wysoko rozwiniętych jak Wielka Brytania, nie ma wielu osób niepełnosprawnych. Mimo to Jane nie uważa, że łamie bariery. - Dyplomaci bardzo rzadko są rewolucjonistami, więc chyba nim nie jestem, ale myślę, że mała rewolucja byłaby dobra dla wszystkich - uważa Jane. - Jestem przekonana, że byłoby dobrze dla całego społeczeństwa, gdyby niepełnosprawni mieli do takiej pracy łatwiejszy dostęp. Nie jest łatwo zmienić mentalność ludzi. Można jednak zmienić prawo. Zmieni się wówczas wychowanie, a wtedy przyjdzie czas na zmiany mentalne.
Trudno jest właściwie powiedzieć, że Jane jest niepełnosprawna. Nie uważa nawet usług lipspeakerów za przywilej. - To raczej konieczna adaptacja, aby wykonywać pracę na odpowiednim poziomie - wyjaśnia. Także i bez nich może prowadzić rozmowę. Jeśli nawet czegoś nie zrozumie, może w ogóle nie odpowiadać. Ponoć sam Winston Churchill twierdził, że „dyplomata to człowiek, który dwukrotnie się zastanowi, zanim nic nie powie”.
***
Artykuł powstał w ramach projektu "Integracja
- Praca. Wydawnicza kampania informacyjno-promocyjna"
współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach
Sektorowego Programu Operacyjnego Rozwój Zasobów Ludzkich.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz