Cud jest codziennie
- Jedno trzeba sobie powiedzieć: praca to nie przelewki. Ja przez te trzy lata tylko raz spóźniłem się pięć minut, bo przejazd kolejowy był zamknięty - mówi Mirosław Płuszewski. W Urzędzie Miasta w Sulejówku pod Warszawą prowadzi jednoosobową informację miejską. Dzwoniący mieszkańcy mogą nawet nie wiedzieć, że rozmawiają z osobą niewidomą.
Jest najlepszym pracownikiem - Burmistrz Sulejówka Waldemar Chachulski nie może się go nachwalić. - Najwcześniej przychodzi, zawsze jest punktualny. Praca jest dla niego receptą na życie.
Pan Mirosław stracił wzrok w wyniku cukrzycy, gdy miał 40 lat. Świat mu się wtedy zawalił. Wcześniej pracował w Hucie Warszawa, był też zaopatrzeniowcem w firmie szwagra. Odżył dopiero podczas szkolenia dla osób, które straciły wzrok. Później otrzymał dofinansowanie na zakup komputera i ukończył szkolenie z jego obsługi - od podstaw, bo zupełnie się na tym nie znał.
Mirosław Płuszewski przy swoim stanowisku pracy w Urzędzie
Miasta w Sulejówku.
W Roku Osób Niepełnosprawnych (2003), słysząc o zielonym świetle
dla takich jak on, udał się do urzędu miasta i zapytał o to
światło. Nie przyszedł jednak po jakąkolwiek pomoc. Dowiedział się
z radia o dofinansowaniach dla gmin na stanowiska pracy dla osób
niepełnosprawnych. - Trzeba zwracać się z konkretną prośbą -
tłumaczy. - Coś wcześniej wymyślić, mieć jakiś plan działania. W
Sulejówku brakowało czegoś takiego jak informacja miejska i
pomyślałem, że doskonale bym się nadawał do takiej właśnie
pracy.
- Słuchałem go przez kilka minut z ogromnym zainteresowaniem i
powiedziałem, że zrobię wszystko, żeby go zatrudnić - wspomina
burmistrz Chachulski, który wówczas zaczynał pierwszą kadencję. Nie
zastanawiał się nawet, jak zareagują na niewidomego kolegę
pracownicy urzędu. - To była moja decyzja i moja odpowiedzialność -
mówi. Korowody związane z zatrudnieniem trwały niemal rok. -
Złożyliśmy dokumenty do PFRON i Państwowej Inspekcji Pracy (PIP).
Wynikła przy tym kuriozalna sytuacja, bo panowie z PIP nie
zaakceptowali np. natężenia oświetlenia w miejscu pracy pana
Mirka.
W takim małym mieście jak Sulejówek niewidomy pracownik to dość nietypowa sytuacja. Tym bardziej w urzędzie. - Obawialiśmy się, czy pan Mirek np. nie obleje się herbatą, wobec tego na początku mu pomagaliśmy - mówi sekretarz miasta Krystyna Rudnicka. - Teraz pan Mirek jest już nasz, świetnie się zaaklimatyzował.
Dziś pan Mirosław robi całą masę rzeczy. Dzięki gadającemu komputerowi przygotowuje dla burmistrza propozycje odpowiedzi na pytania zadawane poprzez stronę internetową miasta. Mieszkańcy mogą do niego telefonować z wszelkimi sprawami: od pytań o termin łatania dziur na jednej z ulic po prośby o pomoc. Jeśli nie zna odpowiedzi, zatelefonuje, gdzie trzeba, i oddzwoni.
Pan Mirosław chętnie pomaga potrzebującym. Był inicjatorem ogólnopolskiej akcji zbierania funduszy na operację ciężko chorej Zuzi Odziomek. Współtworzył wniosek do konkursu PFRON „Równe szanse, równy dostęp”. Jest jednym z założycieli Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych „Wspólnymi siłami”. Pilotuje zatrudnianie niepełnosprawnych przy ruszającym wkrótce monitoringu miasta. Jego najnowszym marzeniem jest założenie spółdzielni socjalnej dla osób niepełnosprawnych, która produkowałaby pamiątki z Sulejówka sprzedawane w sklepiku przy muzeum Marszałka Piłsudskiego.
Jak podkreśla, do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jedna, być może najważniejsza codzienna praca: przełamywanie wśród koleżanek i kolegów z pracy barier mentalnych związanych z obcowaniem z osobą niewidomą.
Opłaciło się być aktywnym. W styczniu 2007 roku pan Mirosław
dostał umowę na czas nieokreślony, awans z referenta na specjalistę
i podwyżkę.
- Ludzie oczekują spektakularnego cudu - mówi. - Ot, niewidomy
klęknął w kościele, odzyskał wzrok, odrzucił laskę, wybiegł z
kościoła. A czy to nie cud, że niewidomy człowiek nauczył się
pracować na komputerze i potrafi sobie poradzić? Cud jest
codziennie.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz