Transkrypcja podcastu pt. Lekcja radykalnej empatii z Babą od polskiego
Transkrypcja podcastu pt. „Lekcja radykalnej empatii z Babą od polskiego” autorstwa Mateusza Różańskiego.
Transkrypcja: Justyna Szymczak
Mateusz Różański: Dzień dobry! Zapraszam na kolejny odcinek podcastu „Z każdym o wszystkim”. Dzisiaj goszczę u Baby od polskiego.
Aneta Korycińska: Cześć Mateuszu! Aneta Korycińska, bardzo miło mi cię powitać w moim domu. Jestem nauczycielką języka polskiego, oligofrenopedagożką – znaną w Internecie, jak już powiedziałeś, jako Baba od polskiego. Prywatnie jestem miłośniczką psów i na pewno będą nam przeszkadzały w tym podcaście.
Psy nie przeszkadzają, psy dodają uroku. Aneto, ostatnio pochwaliłaś się na swoim profilu, że dołączyłaś do wielkiej rodziny osób nieneurotypowych.
Tak jest. Jest to dla mnie duże zaskoczenie. Tylko dlatego, że chociaż pracuję, odkąd jestem nauczycielką, czyli 9 lat pracy zawodowej już jest za mną... (Boże, jaka jestem stara…) z osobami nieneurotypowymi – głównie zajmuję się spektrum autyzmu; to ciągle szukałam, co jest ze mną nie tak. To znaczy: mam nadmiar energii, jestem pracoholiczką i bardzo się wkręcam w pracę. Po prostu nie ma momentu, kiedy ja bym czuła zmęczenie, dopóki mój organizm mi nie da znać na przykład, że wysiadam. Oczywiście w nocy jestem tym klasycznym przykładem z memów, kiedy śpisz i nagle mózg pyta się: „Czy łysi smarują głowę filtrem?” I tak dalej.
Jestem łysy I tego nie robię, po prostu noszę czapkę.
Dziękuję, dziękuję ci bardzo! Więc w nocy mam wtedy burzę mózgu i większość nocy w moim życiu, zwłaszcza w roku szkolnym, jest nieprzespana i mam wrażenie że one są po prostu strumieniami myśli, milion pomysłów. Tylko bym zamykała oczy. Natłok pomysłów! Przede wszystkim genialne pomysły w nocy!
I ciągle jestem pod opieką terapeutki, rozmawiamy o tym i ona mówi „Przecież pani ma ADHD”. I to było dla mnie wielkie zaskoczenie, bo gdy rozmawiam z uczniami, z osobami uczniowskimi wiem mniej więcej z czym się mogą mierzyć, ale nigdy o sobie nie pomyślałam, że to może być kwestia nieneurotypowości. I po prostu myślałam, że to jest jakieś moje złe zachowanie – na zasadzie, że pracoholizm i to jest niezdrowe, że to jest uzależnienie od pracy, że w tą stronę raczej tylko idę. I nikt mi tego nie nazwał. Poczułam ogromną ulgę!
Przez lata u kobiet ADHD nie było diagnozowane, podobnie jak spektrum autyzmu.
Tak jest. I teraz też widzę, że.. Zawsze się śmiałam, że w moim otoczeniu są głównie kochane osoby w spektrum. No i teraz rozumiem dlaczego zawsze się z nimi dogadywałam. Po prostu to jest to! Ta Baba od polskiego, cała moja firma to są osoby nieneurotypowe, żeby było zabawniej. I tak się dobraliśmy – przypadkiem, nawet się nie znając, poznając się w internecie na początku. Po prostu sobie myślałam kto jest fajny, kto nadawałby ze mną na podobnych falach i jeszcze wybieram ludzi, których uważam za najmądrzejszych. I akurat tak się okazało, że wszyscy jesteśmy nieneurotypowi. Ja wiem, że to brzmi jak jakaś taka autolaurka, ale uważam, że to jest naprawdę wspaniałe, że można stworzyć swoją taką planetę ludzi, z którymi się człowiek dogaduje.
I tu chciałbym poruszyć pewien bardzo ważny temat. Ty robisz coś kapitalnego moim zdaniem, ty pokazujesz, że osoby nieneurotypowe – czyli na przykład osoby autystyczne – można włączać w życie, np. społeczności szkolnej, nie zmuszając ich do czegokolwiek, ale grając z nimi do jednej bramki.
Nie wiem, co jest w tym kapitalnego. Dla mnie to po prostu normalne. W takim świecie chciałabym żyć.
Na czym to polega? Jak właśnie robić tak, żeby osoby w spektrum autyzmu nie czuły się zmuszane, nie musiały się dopasowywać do większości, nie były w jakiś sposób kształtowane przez ciebie, tylko funkcjonowały według tych swoich troszkę odmiennych zasad.
Przede wszystkim tak jak z każdym człowiekiem staram się go poznać i tak prowadzę zajęcia ze wszystkimi osobami uczniowskim. Muszę się dowiedzieć co lubią, czego nie lubią. Poszukuję, obserwuję, sprawdzam jak się zachowują, jak czytają. Bo często oczywiście mam osoby uczniowskie, które nie mają diagnoz i ja już widzę, że na przykład: aha, tutaj tak ktoś patrzy. Patrzę, jak on bada świat, jak go doznaje, pytam. Przede wszystkim pytam i pozwalam na to, żeby siedzieć inaczej niż reszta, zachowywać się inaczej niż reszta.
Ja sama pamiętam swoją szkołę jako wielką traumę, gdy każdy chciał mnie włożyć w foremkę, a ja wiecznie byłam tą buntowniczką, która miała dobre oceny i to był problem, bo nie było wiadomo, co ze mną zrobić. I tak lądowałam bez przerwy na dywaniku u dyrektorki i u pani psycholog, bo coś było nie tak ze mną. Co mogło być ze mną nie tak? Uważałam, że jakieś rzeczy są idiotyczne, bo się nie zgadza. Uważałam, że zachowania dorosłych są nielogiczne. Dlaczego dzieci mają zmieniać obuwie, a nauczyciele nie?! Skoro błoto jest takie samo. No i już byłam na dywaniku. W kółko miałam takie rzeczy. Albo to, że ja nie jestem w stanie słuchać bez robienia czegoś jeszcze. Muszę mieć drugi kanał, bo inaczej nic nie usłyszę. Dałam się ponieść moim myślom i od dziecka rysowałam.
Pamiętam, jak kiedyś nauczyciel, mój wychowawca obraził się – podszedł, wziął mój zeszyt i rzucił przez całą klasę. Zeszyt się oczywiście rozpadł, bo to były czasy jeszcze klejonych zeszytów w twardej oprawie. Początki. I powiedział: „To jest śmieć!”. I wybiegł z klasy obrażony. A ja po prostu musiałam coś z boku rysować, bo inaczej nie jestem w stanie skupić uwagi tylko na słuchaniu. Teraz sama siebie rozumiem, a ja wtedy nie rozumiałam, dlaczego on ma do mnie pretensje. No i oczywiście cała klasa – bo go zdenerwowałam.
Jak sobie to wszystko przypomnę, to wiem jakim nie chcę być nauczycielem. Moje doświadczenia szkolne pokazują mi, że ja po prostu miałam fobię szkolną przez to jak mnie traktowali.
Fobię szkolną ma bardzo wiele osób nieneurotypowych, które często są bardzo zdolne, mają bardzo wysoki iloraz inteligencji i często kosmiczne kompetencje, ale to jak szkoła funkcjonuje – często podcina im skrzydła.
Tak. I wielokrotnie z tego powodu czułam się gorszym dzieckiem. Nie wiedziałam, co jest ze mną nie tak, nie umiałam tego nazwać, nie umiałam tego zwerbalizować, wstydziłam się coś powiedzieć rodzicom, bo myślałam, że problem jest we mnie, że to ja jestem złym dzieckiem po prostu. I z taką łatką szłam. Miałam dobre oceny, więc rodzice myśleli, że wszystko jest w porządku. A ja miałam na każdej lekcji jakieś takie przełamywanie siebie, że musiałam sobie wbijać paznokcie w rękę, żeby się uspokoić.
Robiłam sobie też takie zachowania, które miały mnie trzymać w ryzach, żebym na przykład się nie popłakała, bo ludzkie słowa mnie też bolały wielokrotnie i to, jak ludzie sami się do siebie odnoszą. To, jak w szkole nie daje się na przykład zadawać pytań, no bo jeżeli pytasz to znaczy, że nie uważałeś. Tak wyglądała szkoła w latach 90-tych, kiedy ja do niej chodziłam. Podejrzewam, że dzisiaj też tak może wyglądać szkoła, bo to mi piszą ludzie przez chociażby media społecznościowe.
I ty tą szkołę chcesz zmieniać?
Bardzo, bo uważam, że nauka to jest przede wszystkim zabawa i trzeba podążać za zainteresowaniami. Jestem w stanie, uważam, zainteresować każdego pisaniem i pokazać mu, że każdy ma talent pisarski. Muszę go poznać najpierw i na przykład maturę może napisać na grach, na tekstach kultury, przynajmniej tak teraz jeszcze było. Możemy tak się rozpisać.
Każdy ma coś do powiedzenia. Każdy ma swój świat i wiele własnej wrażliwości. Pokazuję jakie są techniki, jak zrobić żeby dana praca była dobrze oceniona. Pokazuje chwyty retoryczne w formie tabeli, prosto, a nie na zasadzie: coś tam polonistka mówiła, ale w sumie to nie wiadomo co i czekamy później na ocenę. I ona nam nie powie dlaczego to jest czwórka, a to jest piątka. To mi nic nigdy nie mówiło. Ja dokładnie zaznaczam jaka jest punktacja, żeby wszystko było jasne, oczywiste i przede wszystkim tworzę ocenę opisową, tłumacząc: tutaj jest technika, tutaj pomysł. Oddzielam treść od formy i uczę wszystkiego, pisania też na tabelkach, bo uważam że najważniejsze jest to, żeby wiedzieć jak mamy coś zrobić, jakie są kryteria sukcesu. Jak znamy kryteria sukcesu, to jesteśmy w stanie wykonać zadanie.
Czyli strategia „domyśl się” u ciebie nie działa?
Nie ma czegoś takiego jak „domyśl się”. Robimy to razem i kombinujemy później. I później to osoba w ramach tej tabelki może już wkładać siebie, swój światopogląd, swoje teksty kultury. Nie ma też u mnie jedynej słusznej interpretacji. Świetną lekcją była taka lekcja, gdzie omawialiśmy Homo Fabera i uczeń...
Gdybyś mogła tylko przybliżyć Czytelnikom – o czym jest Homo Faber?
Homo Faber jest o... sama nazwa mówi – Człowiek Rzemieślnik. O dorosłym... to jest taka reinterpretacja mitu o Królu Edypie. Człowiek ten jest zupełnie nieświadomy, ma problemy społeczne z kobietami, jako dorosły mężczyzna nie wie o tym, że będzie miał romans ze swoją córką. My to czytamy jako kontekst do króla Edypa, ale tam mamy dużo przemyśleń głównego bohatera, który uważa, że najdoskonalszą istotą jest robot, maszyna i cały czas mówi o rachunku prawdopodobieństwa. Oczywiście mówimy o różnych odczuciach, czy jak był skazany na klęskę... Wszystkie te motywy, które się w szkole obrabia – czyli czy to jest bohater tragiczny czy nie, to wszystko robimy. Gdzie są odwołania do króla Edypa? Ale na jednej z lekcji uczeń w spektrum autyzmu powiedział, że on totalnie rozumie głównego bohatera, bo on też tak uważa. I zaczął nam robić interpretację ze swojego punktu widzenia. To było coś wspaniałego. Nie mówię teraz o jakiejś cliché, że każdy tak ma. Tylko chodzi mi o to, że potrzebne są te nowe spojrzenia, nowe punkty widzenia także na literaturę. Nowe odczuwanie. I ta lekcja poszła w zupełnie innym kierunku. I wszyscy doznali jakiegoś olśnienia. My siedzieliśmy nad tym Homo Faberem tak, że ja już dawno musiałam iść z programem gdzieś tam dalej, ale oni to popłynęli. Tak samo z Hamletem. Im więcej ludzi pokaże swoje punkty widzenia, tym wartościowsza jest ta lekcja, bo zawsze po trzech latach im mówię, że jeżeli słuchali tylko moich interpretacji, to właśnie zmarnowali 3 lata. Oni po to czytają te teksty, żeby się w nich przejrzeć i żeby zbudować swój system wartości. I każdy ma zbudować swój.
Pięknie mi się to rymuje z takim myśleniem o nieneurotypowości, czy o spektrum autyzmu jako takiej alternatywnej ścieżce rozwoju. To nie jest jakaś ścieżka, która jest gorsza czy naznaczona, czy nawet może lepsza, ale po prostu jest alternatywna i pozwala nam społeczeństwu, mówiąc szeroko, poznać jakąś inną perspektywę na różne problemy – okazuje się, że także na literaturę.
Tak, po prostu tak. Każdy jest w stanie coś nowego włożyć od siebie, inaczej spojrzeć na świat. Więc dla mnie każdy jest alternatywny, to znaczy każdy jest/ma inny zestaw wrażliwości, inaczej postrzega świat i moim zdaniem rola nauczyciela jest taka, żeby odkryć w jaki sposób człowiek doznaje świata i mu pomóc... (dźwięki psów w tle)
Niech pieski szaleją. Uważam, że podcast to nie jest coś sterylnego. Tylko to jest takiego pieska prawo, bo weszliśmy do jego domu... ale kontynuujmy.
Moja rola jest taka, żeby pomóc tej osobie w zapamiętywaniu. Odkryć w jaki sposób ta osoba zapamiętuje, w jaki sposób może ułatwić sobie życie. Ja jestem wielką przeciwniczką Zakuj-Zalicz-Zapomnij. U mnie wszystko idzie na skojarzenia. Ja też wspieram się na przykład rysunkami i różnymi memo-technikami, więc też tego ich uczę. Moim zadaniem jest tak dobrać metodę, żeby dla tego człowieka to nie była męka, a przyjemność – już czegokolwiek by się nie uczył, nawet jeżeli jest to rozkład zdania.
I to właśnie przy nauce języka polskiego mamy nie tylko ciekawą literaturę, ale też ciężką... przepraszam! Trudną polską gramatykę.
Tak. Mam różne metody, dużo rysuję na lekcjach, robię oczywiście skojarzenia, im bardziej zabawnie, tym lepiej.
Co do nauki przypadków, miałam taką uczennicę, której język polski był drugim językiem. Jej tacie akurat skończył się kontrakt w pracy Stanach Zjednoczonych i trzeba było wrócić do Polski, no i dziewczynka wróciła prosto na egzamin ósmoklasisty. W domu się mówi po polsku, ale przy śniadaniu przecież nie mówiła o przypadkach. Więc zaczęłam te trudne słowa, które nic jej nie mówiły wprowadzać. To był moment, że trzeba było zrobić tego opowieść, film. I też uczę ich jak mają sobie stwarzać filmy w głowie.
Wymyśliliśmy mafię przypadków. Miała być mafia jak gangi z Biedronki, ale oczywiście zapomniałam, że w Stanach nie ma Biedronki, ale za to mafia przypadków zadziałała. Mieliśmy tego, który mianuje: kto, co dzisiaj dostaje zadanie; dopełniacz był takim sługusem, tylko pytał kogo, czego czegoś tam dolać; celownik komu czemu się przyglądał, miał wszystkich na celowniku i tak dalej. Stworzyliśmy narzędnik: nie dość, że jest złotą rączką to jeszcze jest kierowcą i pyta: z kim, z czym dzisiaj jedzie? A miejscownik to taki... trzeba sobie wyobrazić takiego pana, takiego ochroniarza, ciecia, który wygląda na miłego wujka, a tak naprawdę tylko nasłuchuje o kim, o czym mówią. No i wołacz, to jest ten gość od public relations, który zawsze chodzi w garniturze i pyta się, mówi: „Dzień dobry panie władz-O!”. No i tak stworzyliśmy sobie opowieść i różne historyjki wymyślaliśmy o tym gangu i te przypadki to moment weszły. Ona nie musiała oddzielnie pamiętać co po kolei.
No i oczywiście jeszcze wierszyk mam: Domek cały biały nad morzem wspaniałym, więc za każdym razem pytam się: przypadki? Ona wychodzi sobie ze swojego białego domu na morze i patrzy... i to jest opowieść o przypadkach. Więc kadry w głowie! To bardzo pomaga, nie trzeba zakuwać!
Świetne, świetne! To przypomina mi się wykład ojca Michała Handzla na temat tego, jak osoby autystyczne mają myślenie w stylu platońskim. Ale to na zupełnie inną rozmowę. Ja chciałbym wrócić do pracy z uczniami ze spektrum autyzmu. Często spotykam się – broń boże, nikogo nie chcę oceniać – z tym, że pedagodzy, nauczyciele dyrektorzy szkół mówią problemach, które mają z uczniami autystycznymi. Że nie potrafią się z nimi porozumieć, że sposób ich funkcjonowania jest na tyle odmienny, że mając pełną klasę dzieci nie mogą tak mocno skupiać się na pracy z tym uczniem autystycznym. Jak to jest w twoim wypadku?
Rozumiem tych nauczycieli, którzy tak mówią, ale ja tak nie mam. W sensie, rozumiem – tak można mieć w momencie, kiedy ma się całą klasę i ktoś jest nastawiony, pracuje cały czas takim samym rytmem i chce tak samo przekazywać to co robi od na przykład 20 lat i nie ma w sobie takiej woli, żeby słuchać. Nie każdy to ma, przecież to jest kwestia, nie wiem, empatii? Może tego, że dopiero 9 lat pracuję, a nie 30. Nie wiem, może to się zmieni.
Słyszę sama takie głosy też na różnych wyjazdach nauczycielskich, na różnych radach pedagogicznych, że ludzie są zmęczeni, udręczeni wręcz, że mają takiego ucznia I wtedy oczywiście zawsze wstaję i mówię, na przykład chociaż go nie uczę, ale już go poznałam na korytarzu. Nie wiem to jakoś się po prostu dzieje. Trzeba mieć dużo wyrozumiałości. Ale takie problematyczne bywa to, że w niektórych klasach ludzie mówią „Ten człowiek jest po prostu dziwny”, bo nie mają świadomości, na przykład, że jest to osoba nieneurotypowa. Moim zdaniem wypowiedzenie tego, taka gotowość, też już dużo zmienia w przestrzeni klasy. Ale nie zawsze można powiedzieć. Nie zawsze jest orzeczenie i rodzice dołączają te papiery i wyrażają zgodę. W szkole musi na to na to wyrazić zgodę rodzic. I niestety miałam też takie przypadki bardzo trudne, że rodzice nie powiedzieli dziecku o diagnozie, nawet takiemu nastoletniemu. I widzę taką ogromną mękę po prostu w takich osobach, które nie wiedzą, dlaczego na przykład mają wyznaczone zajęcia indywidualne, przecież chcą mieć z resztą. I teraz jak to wytłumaczyć takiej osobie? Co jest? Dlaczego? Z jakiej racji?
Ja przede wszystkim rozmawiam, słucham. Trzeba dać czas, żeby ktoś się wypowiedział z czym się boryka. Jeżeli on reaguje agresją, to jest to z reguły czymś wywołane, bo też miałam takie przypadki. Trzeba po prostu porozmawiać, dać się człowiekowi wyciszyć, porozmawiać z nim, przyjść i jeszcze raz zrobić podejście do klasy. Bo klasa to jest niestety zbiór bardzo różnej energii. I najgorzej jest w takich klasach, gdzie ludzie chcą nagle wyrzucić jak kukułcze jajo taką osobę nieneurotypową, bo „ona nie pasuje do naszej paczki”. To się zdarza w niektórych szkołach, klasach. Myślę, że nauczyciel, tak działa mechanizm tłumu, też pogłębia bardzo często takie zachowanie. Przez to, że nie ma w sobie wrażliwości, nie chce porozmawiać, nie chce dostosować metod.
Ja wielokrotnie widzę, że jeżeli mój uczeń nieneurotypowy potrzebuje na przykład... nie chce prowadzić, sprawdzianu robić w komórce, bo u nas robię po prostu, żeby nie kserować... No to ja mu drukuję. Co to za problem? Rozmawiam przede wszystkim: co on potrzebuje. Chce siedzieć oddzielnie, bo na przykład nie lubi kiedy ktoś siedzi za nim, czuje się osaczony? Tak? No to wybieramy mu miejsce. Zawsze to jest jego miejsce. I tego pilnuje, żeby poczuł się bezpiecznie. Ja się nie czułam bezpiecznie w szkole, nikt o mnie nie zadbał, więc myślę, że to też musi być taki mechanizm, że ja trochę wiem na co zwrócić uwagę. Jeżeli słyszę jakiekolwiek głosy w klasie, które mi się nie podobają to ja bardzo szybko reaguję i na to nie pozwalam. To też jest ważne zadanie, które powinien zrobić nauczyciel. Dlaczego nauczyciele są udręczeni? A to dlatego, że muszą, nie daj Boże, inaczej zaprojektować sprawdzian. To żaden problem przecież. Dla tej jednej osoby nie można się poświęcić w klasie? Nawet dla czterech? Tego nie rozumiem. Jeżeli kogoś uczysz, to dajesz mu siebie, czyli tworzysz relacje wielkiej bliskości. Jeżeli ktoś tego potrzebuje, to jak możesz to zignorować? Tego nie umiem pojąć.
Tak samo jak mamy osoby na przykład szykujące się albo myślące o korekcie płci, to ja nie wiem jak trzeba być bezdusznym, żeby mówić do nich tym imieniem, którego one nie chcą, żeby było używane. A są tacy, którzy po prostu nadal to robią, bo tak jest napisane w dzienniku na przykład. Jeśli pracujesz z człowiekiem – to jesteś dla niego. I jako nauczyciel też się uczy od uczniów. Przynajmniej ja ciągle się uczę od uczniów. Ta praca chyba nigdy mi się nie znudzi, bo to jest nieustanna wymiana energii. Jeżeli miałabym pracować w takiej energii, że kogoś się wyklucza, to ja tam siebie nie widzę.
Mówią często nauczyciele: nie mam cierpliwości do pracy z tym człowiekiem. To co robisz w tym zawodzie? Okej, każdy ma problemy, każdy ma dom, swoje życie, tak? Każdy może być zdenerwowany, co też jest normalne, ale przede wszystkim trzeba mówić też o emocjach i każdy ma do nich prawo. Jeżeli zachowałabym się jakoś nieodpowiednio, czegoś bym nie zauważyła to przede wszystkim przepraszam. Wydaje mi się, że brakuje często w tym zawodzie ludziom przypomnienia, że najważniejszy jest tu aspekt ludzki, a nie przekazanie programu. To po pierwsze, a po drugie – konieczne jest nastawienie do tej osoby, jesteś dla niej tutaj. Ty jesteś po to, żeby uczyć. Ja wiem, nauczyciele słabo zarabiają, długo się uczyli, trudna praca, mało zarabiają. To jest problem systemowy, ale chyba idąc do takiej pracy nikt nie myślał, że będzie zarabiał kokosy. To jest nie w porządku i tak, powinno się zarabiać więcej, ale ta praca jest misją. Bez tej misyjności, trochę jak wolontariat, nie wiem jak to nazwać, taka misja właśnie, powołanie. Tak, jest takie ładne słowo: powołanie. Ja nie wiedziałam, że bedę mieć powołanie, ja po prostu nigdy nie chciałam być nauczycielką! Po prostu poczułam jaka to jest energia i że mogę komuś pomóc. To jest najfajniejsze. To, że wraca później. Widzę, że ktoś pokonał jakąś trudność dzięki mojemu tylko naprowadzaniu, moim podpowiedziom.
Jakiego podejścia brakuje, jeśli chodzi o osoby nieneurotypowe? Twoim zdaniem, jak powinno się pracować z nauczycielami? Bo moim zdaniem nie da się tego zrobić bez pracy z pedagogami, z całym środowiskiem szkolnym i moim zdaniem jeśli czegoś oczekujemy od ludzi – to musimy najpierw dać im jakieś informacje i tego nauczyć. Nauczyciel też powinien być czegoś uczony. Jak Twoim zdaniem powinno się rozmawiać o autyzmie, ADHD, jak pokazywać ten autyzm, jak pokazywać perspektywę osób nieneurotypowych właśnie po to, żeby takich pedagogów jak ty było więcej?
Najtrudniej jest uczyć nauczycieli. Bo w tym zawodzie jest coś takiego, że wszyscy mamy wrażenie, że pozjadaliśmy rozumy. Przez to, że się uczy innych, to ludzie myślą, że są nieomylni i widać jak się zachowują często. Mówię tak o grupie, że jest coś takiego, że jest taki duży dystans nauczycieli w trakcie wykładów, ćwiczeń kiedy się im przekazuje wiedzę albo się ich prosi o zmianę sposobu uczenia. Więc na początku jest opór i żeby go przełamać myślę, że potrzeba takiego nieustannego powtarzania i rozmowy, chociażby, z uczniami. Tu uczniowie są potrzebni. Dlaczego? Bo myślę, że najlepiej uczyć na przykładzie. Więc jeżeli opowiadam osobom dorosłym o tym, co odczuwały osoby nieneurotypowe na jakiejś lekcji, gdy coś było nie okej, to dopiero przez to ludzie są uświadomieni, bo nikt raczej, jeżeli nie jest jakimś dewiantem, nie ma zamiaru sprawiać człowiekowi przykrości i być dla niego jakimś demonem, z którym będzie kojarzyła się ta szkoła jako okrutna. Nikt tego nie chce. Nauczyciele tego nie zauważają. I trzeba na początku pokazać jakie zachowania są nieodpowiednie i dlaczego, czyli przez przykład. Chyba to taka najprostsza metoda.
Przede wszystkim ciągle porobić spotkania w szkołach i edukować. U mnie w szkole się zdarzają takie spotkania, prowadzą osoby zewnętrzne. Spotkania są po lekcjach, więc mało kto na nich zostaje. No bo każdy ma dzieci, psy, prawda, kolejną pracę, do kolejnej szkoły biegnie. Takie zajęcia powinny być obowiązkowe w trakcie rad pedagogicznych, żeby to się nazywało jak rada pedagogiczna. Moim zdaniem, troszeczkę to jest tak właśnie jak ta kropla, która drąży skałę: stopniowo, stopniowo, aż to stanie się normą. Musimy zrobić takie podejście.
My jesteśmy niedoedukowani, myślę, jako społeczeństwo. Każdy kto się gdzieś tam edukuje, zajmuje danym tematem, chociażby tematem nieneurotypowości, tworzy pewną bańkę i kiedy się o tym mówi na zewnątrz, w nowym środowisku – to ludzie zupełnie nie wiedzą o czym się mówi. Na przykład: (z ironią) „ADHD?! To dotyczy tylko chłopców! I to takich małych, co nie potrafią usiedzieć przy biurku, a przecież widzę, że ty siedzisz cały dzień i czytasz książki”. No tak, robię to i dlatego nie mogę mieć ADHD. Żyjemy schematami i oczywiście to jest naturalny taki mechanizm, że tworzymy sobie szufladki, żeby jakoś uporządkować świat. A trzeba pokazać, że trochę jest jednak inaczej. I że edukacja, także na temat psychiki człowieka, nam się na tyle rozwija, że taki nauczyciel powinien cały czas się dokształcać, a nie kupować tylko szybkie kursy za 50 zł, które dają mu kolejny papierek do tego, żeby miał mianowanego. Moim zdaniem problem jest od podstawy. Czy my słyszymy cokolwiek na temat programów nauczania dla osób neurotypowych? Jakiś przekaz z CKE czy z Ministerstwa Edukacji? Czy ktokolwiek kto nie jest osobą nieneurotypową wie, jak wygląda egzemplarz matury dla osoby ze spektrum? Spytałabym teraz polonistów moich znajomych bliskich i oni nie wiedzą.
Dobrze. To ja pozwolę sobie na prywatę i osobiście polecam wszystkim do nauki tekst na naszym portalu z cyklu „Wokół spektrum”. Bo rzeczywiście, moim zdaniem też, tej wiedzy brakuje, a ona jest ona jest w zasięgu ręki.
Ale wiesz. To że sobie ktoś coś wpisze i poszuka to znaczy, że on już ma chęć. A co zrobić z tymi, którzy nie mają chęci się edukować? Jest od 30 lat nauczycielem i będzie. Już mi niewiele zostało do emerytury, co on się będzie uczył. Jak dotrzeć do tych, których to nie interesuje? Jak cię interesuje to sobie wpiszesz w internecie.
No to już jest takie zadanie bardziej skomplikowane i złożone.
Ja widzę jedną metodę: dorosłych przymusić do tego, żeby im pokazać. Czas stworzyć okazję do edukacji społeczeństwa. Ja w tym czuję emisyjność.
Dobrze powiedziałeś o społeczeństwie, bo... przepraszam ja zacznę teraz swoją dygresję. Nauczyciele, pracownicy szkoły, dyrektorzy, pracownicy ministerstw – to po prostu członkowie społeczeństwa. I jeśli w społeczeństwie wiedza na temat nieneurotypowości jest taka, jaka jest – jest bardzo przesiąknięta stereotypami, to ja nie oczekuję, że któraś z grup nagle będzie wybitnie na ten temat wrażliwsza, bo wszyscy żyjemy w społeczeństwie (jak mówi cytat z jednego filmu) i to powinno się dziać po prostu szerzej. To jak my rozmawiamy o nieneurotypowości. Jakiego my ładne słówka używamy: nieneurotypowość. Może wyjaśnimy ludziom, że nieneurotypowość to...
... inny sposób odbierania świata. Ja bym tak to powiedziała. Ale inny od czego? To też mi trudno określić.
No właśnie, więc osoba autystyczna nie jest problemem, kosztem, wyzwaniem nawet, tylko jest człowiekiem o odmiennej perspektywie, do której trzeba mieć troszkę inne, bardziej tolerancyjne, bardziej otwarte podejście...
Szczerze mówiąc, że tak pozwolę sobie na dygresję. Ja nigdy nie odczuwałam różnicy: ci są ekstrawertykami, ci są introwertykami, ta jest osoba w spektrum, ta ma ADHD, ten lubi kwiatki, ten śmierdzące skarpetki – wszystko w porządku. Dla mnie każdy człowiek w pewnym sensie ma inną wrażliwość na świat. Więc ja tego nigdy nie byłam w stanie postrzegać jako właśnie: o, ci są problematyczni, a ci nie. Bo ten się uczy bardziej słuchowo, a ten musi sobie pokrążyć i postukać, a ten coś innego. Każdy z nas inaczej troszeczkę doznaje tego świata i w innej formie zapamiętuje chociażby, bo to jest ważne w szkole akurat. Więc nigdy nie byłam w stanie spojrzeć na taką narrację. Ale spotykam się z tym dzisiaj. Przecież i ty też z tym walczysz, bo przecież mamy się na Facebooku. Mateusza znam już dawno, od dawna. Z tym że ludzie mówią, że to jest choroba.
Prawda? Ile można mówić? A to jest nadal. Osoby dopiero słyszące, co to jest spektrum mówią: „Aha moje dziecko jest chore. To jest wyrok”. Jaki? Da się... jak... nawet mi brakuje słów. Brakuje argumentów. Każdy z nas jest inny. I już.
I to jest taka piękna lekcja jakiej udzielasz światu. Docenienia tej inności. Przyznam się teraz: oboje studiowaliśmy polonistykę i zajmujemy się w życiu codziennym, może ty trochę bardziej literaturą. Piękną literaturę zawsze tworzyli odmieńcy, dziwaki, jacyś ludzie niedostosowani i ludzie, którzy często byli też osobami nieneurotypowymi.
Oczywiście trzeba było się zatrzymać i popatrzeć na świat. Co ten świat z nami robi? To jest doskonały punkt odniesienia do tego, do tworzenia historii, do opisu tego świata. Porywa nas wrażliwość wielu pisarzy, a w życiu codziennym nie ma na przykład tolerancji, przyzwolenia, zrozumienia dla osób wysoko wrażliwych. Ale w poezji to okej. Z czego to się bierze? Ja tutaj nie wymyślam żadnych genialnych rzeczy, to po prostu widać. Albo bardziej czuć. Może ja bardziej czuje niż wiem, jak to powiedzieć .
Bardziej czucie i wiara. Niż szkiełko i oko.
Tak, bo szkiełko i oko to nadal są schematy cały czas. Oczywiście, że mamy wiedzę. Jako oligofrenopedagożka znam te wszystkie papiery. Wiem jak się wypełnia te dokumenty. Oczywiście to jest kolejna sprawa, że nauczyciele w szkole przeciągają te terminy wypełnienia wszystkich ipetów i dokumentów, bo oni nie wiedzą co tam wpisać i wpisują kopiuj-wklej. Zamiast się pochylić nad tym człowiekiem konkretnym. Tam często w tych dokumencikach dużo jest już napisane. To są świetne podpowiedzi: jaką formę zajęć wybrać dla danej osoby? A to się robi kopiuj-wklej, na szybko, bo jest ktoś w szkole kto zbiera te papierki i do konkretnej daty to musi być zrobione.
Teraz przejdę do takiego swojego ulubionego pytania. Aneto, jestem od dzisiaj dyktatorem, wszechwładnym królem Polski i mianuję cię u siebie ministrem edukacji. Co robisz, żeby... skupmy się na tym jednym kawałku... uczniowie nieneurotypowi mieli lepsze warunki edukacji? Nie powiem idealne, ale po prostu lepsze, żeby mogli się lepiej rozwijać polskiej szkole.
Bardzo odpowiedzialne zadanie. Muszę chwilę pomyśleć. Pomijając, że chciałabym być ministrą bezpartyjną, bo uważam, że edukacja nie powinna być w rękach żadnej partii – wtedy jest szansa, że zmiany będą wchodziły stopniowo i będzie to w jakimś cyklu, a nie tak co rząd – to coś innego.
Przede wszystkim, uważam i wiem, że wielu moich znajomych nauczycieli i wiele moich znajomych nauczycielek się ze mną nie zgodzi, że osoby nieneurotypowe nie powinny, tak twierdzą, chodzić do szkół w normalnym trybie. Ja uważam, że wręcz powinny i wręcz w każdej klasie i nie na zasadzie: systemowo dzielimy 3-4, tylko trochę musimy poznać te osoby. Więc najpierw powinna być rozmowa przed przyjściem do szkoły: z dyrekcją, z oligofrenopedagogiem, który dobrze zna strukturę szkoły i klasy, żeby wiedzieć gdzie ktoś będzie się dobrze czuł. Spotkania regularne nawet bym to zrobiła w trakcie dnia pracy dla nauczycieli i jakieś taki dzień na musi być. Tak jak mamy tęczowe piątki w szkole, to powinna być też edukacja o nieneurotypowości. Obowiązkowa! Filmy, wykresy, zabawy, pokazywanie innego spojrzenia na świat. Niech osoby nieneurotypowe jeżeli będą miały na to chęć. Ja nie mówię o namawianiu, że ktoś namawia do występów; nauczyciele zawsze lubią występować, więc zawsze mogą występować. Naprawdę nie trzeba zmuszać do tego uczniów, jeżeli by nie chcieli. Też mogą pokazać swój punkt widzenia.
U mnie w poprzednim czasie wychowawczym to był przełom. Kiedy zrobiliśmy takie zajęcia: ściągnęłam po prostu fajną psycholog i miała nam poopowiadać, pokazała fajny film o zmianie postrzegania świata i w pewnym momencie jeden chłopak się wyrwał i zaczął na tablicy robić wykres o tym, jak on postrzega świat. Zaczął opowiadać o sobie. To zmieniło wszystko w klasie. Oni zaczęli się wtedy szanować, bo oczywiście on chciał wejść jako pierwsza klasa liceum, do tego środowiska. Więc opowiadał żarty, nie miał wyczucia po prostu czy to jest śmieczne czy nieśmieszne. Dziewczyny od razu dały mu łatkę „szowinista”. On po prostu przeczytał żart i go powtórzył. Chciał być zabawny. Z czego to wynikało? On to powiedział. Nie mówię, że to ma być na takiej zasadzie, że ofiara musi się tłumaczyć: dlaczego? Nie, nie. Chodzi o to, żeby pokazywać, że każdy z nas troszeczkę inaczej postrzega świat. Ważne jest to, żeby też nauczyciel mówił o swoich emocjach i o tym jak on się uczy, bo nauczyciel nie może być sztywną figurą.
Jestem za tym, żeby jak najbardziej uczyć przez trochę własne doświadczenia, żeby też pokazywać siebie, robić jako przykład. Nie wzór tylko mówić właśnie o swoich błędach. Kolejna sprawa: błędy. To że komuś się nie udaje. Zamiast promować tych, którym zawsze się udaje, trzeba pokazywać z czym mamy problem. Szkoła jest przestrzenią do robienia błędów, najbezpieczniejszą. To tu się robi błędy. I także, nie rozumie się polecenia – to się pyta, to pokazujemy nie na zasadzie: „O ty, źle postawiłeś przecinek! Niech wszyscy to wiedzą, że masz pałę!”. NIE! Bardziej: „Ej zobaczcie, kilka razy się powtórzył ten błąd. Może go omówmy, bo to jest dobry dla nas sygnał, na który musimy popracować”. Żeby to wybrzmiało. Czyli, moim zdaniem, szkolenia dla nauczycieli są niezbędne i nie tylko dla tych co chcą. To powinno wyjść od góry. Plus dużo mówienia o tym także przez Ministerstwo, a nie przydzielania kolejnych medali. Edukacja – to bym robiła.
Będziesz u mnie Ministrą Edukacji jak już będę dyktatorem, więc będziesz się zajmowała edukacją, jak sama nazwa wskazuje. Tylko musisz poczekać aż zostanę tym dyktatorem. Oczywiście to żart, żadnych takich planów nie mam. Dobrze, przejdźmy do takiego tematu, który też jest ci bliski, czy do doświadczenia depresji. Robi się ciekawie, gęsto.
Dramatyczna pauza. No tak... no co... No, cześć! Nazywam się Aneta Korycińska. Mam depresję od lat. Leczoną od lat. Ale z depresją jest tak, że ona czasami wraca niespodziewanie, jak już zamykasz drzwi to patrzysz, a tu przyjechała ciotka z Ameryki i już musisz stawiać herbatkę. I od nowa się zapoznajemy. I od nowa myślisz: okej. Przychodzą te dni, kiedy się nie będzie chciało żyć. To nie jest tak, że... Dobra byłam już bardzo, bardzo skrajnych momentach. Czasami chorowałam bardziej, ale już umiem rozpoznawać sygnały i od razu umawiam się (jeżeli nie jestem w terapii, a z reguły tak to gdzieś tam się działo) na terapię i do psychiatry. Albo od razu dzwonię do psychiatry i mówię: obserwuje siebie. Czyli tak jak obserwuje otoczenie, to już trzeba obserwować siebie. Ja bardzo dużo zbieram z otoczenia, więc to, że mnie stać – bo to jest podstawa na regularno-cotygodniową terapie – sprawia, że mogę być lżejsza i nieść pomoc innym.
Nauczyciel, który nie dba o swój stan psychiczny i się nie obserwuje, sam jest toksyczny dla klasy i jej nie pomoże. Uważam, że w tym zawodzie trzeba po prostu cały czas mieć jakieś superwizje albo terapie. Tego nie ma. Bo jednak liczba historii uczniowskich takich, których się dźwiga, historii rodzin, o których się wie, w których nic nie można zrobić. Ja nie wiem, może niektórzy jak się spowiadają to mają gdzie to zrzucić. No ja nie chodzę do spowiedzi. Ja muszę mieć terapeutkę, a jeżeli chodzi o doświadczenia depresji... Teraz to wiem. Ja byłam dzieckiem z depresją. Zawsze ta depresja mi towarzyszyła. To jest taka czarna dziura we mnie, którą w sobie mam. Pamiętasz taki Królik Bugs rzucał taką dziurę i można było w nią wskoczyć? To ja taką mam, w środku.
Jest to bardzo ważne świadectwo dla osób doświadczających depresji, ale też mam taką refleksję, że to jest dobrze, żebyśmy o tej depresji mówili w taki sposób jak ty o tym mówisz. Żeby z jednej strony ją normalizować, pokazywać, że to się zdarza, że chorujemy na depresję. Czasami mamy katar, czasami mamy zwichniętą kostkę, a czasami mamy depresję.
Ja mówię swoim uczniom i nie na zasadzie, żeby ich obciążyć tylko na przykład, jak dostałam nowe leki i zasypiałam notorycznie, to ja nawet ich poprosiłam czy nie można by było naszej godziny porannej przełożyć w planie na inny dzień albo na inną godzinę. Po prostu notorycznie nie byłam w stanie wstać po nowych lekach. W końcu im to powiedziałam, dlaczego. Byli bardzo wyrozumiali, nie było z tym problemu. Musiałam też powiedzieć w pracy i o tym wiedzą. Ja się z tym mierzę. Mam uczniów, którzy chorują na depresję. Czy osoby uczniowskie. I nie chcę, żeby się czuli z tym źle albo zostali z tym sami. To jest normalne. Ludzie mają depresję. Zwłaszcza jak świat zasuwa. Zwłaszcza jeżeli jesteś osobą wrażliwą, czyli taką po której nie spływa jak po kaczce. Tylko dźwigasz.
Bardzo dobrze, że mówisz w ten sposób o depresji. Dlaczego? Bo z jednej strony ludzie znają cię jako hiperaktywną nauczycielkę, która występuje w telewizji, prowadzi fanpage'a, robi kapitalne memy (polecam fanpage Baba od polskiego). To są najlepsze memy w polskim Internecie.
Jesteś kochany.
Staram się :) Ale jesteś osobą doświadczającą depresję, która wprost o tym mówi. I może to będzie jakimś takim truizmem...
Wiadomo, że jak sobie robię zdjęcia to wtedy kiedy jestem uśmiechnięta, ale to nie jestem ja co dzień. I jak mam depresję to najlepsze memy depresyjne wtedy wchodzą. To jest bardzo dobre rozładowanie napięcia. A to nie znaczy, że mi to pomaga. Wszyscy lubimy trochę czarnego humoru.
Memy z Schopenhauerem. Dobrze. To właśnie przejdziemy do twojej aktywności internetowej. Zrobiło się tak ciężko, zrobiły się takie trudne tematy...
Nie dla mnie, spokojnie. Mogę już o tym mówić.
Ja bym chciał porozmawiać o tym, miałem dzisiaj taką refleksję, że ja troszkę nie łapię już tego współczesnego internetu. A ty go łapiesz kapitalnie! I teraz jest pytanie: jak sprzedawać tym młodym ludziom wiedzę – z jednej strony o literaturze i gramatyce polskiej, ale z drugiej strony też o tym; o czym dzisiaj też rozmawialiśmy, czyli o depresji, nieneurotypowości? Właśnie za pomocą, nie wiem: memów, filmików, Insta Stories, relacji na Facebooku?
Okej. Krótki kurs z social mediów. Na Facebooku jak mówią moi uczniowie – są już sami starzy, czyli od koło 30 w górę. Zdarzają się młodsi, ale tak jest. Dowiedziałam się też od uczniów, że wiele memów już jest dla starych. Młodzi teraz, nie bawią ich memy. Wyobrażasz sobie? Nadchodzi kryzys memów! Więc jeżeli ty mi mówisz, że ja nadążam to chyba jesteśmy razem starzy.
Jesteśmy w tym samym wieku.
Tak. Nie no oczywiście żartuję, bo to nie możemy nikogo tak przeklasyfikować, dopasować w jakiś konkretny social media. Chociaż dowiedziałam się ostatnio, że jesteś dorosły kiedy zakładasz profil na LinkedIn.
O Jezu, to ja dawno dorosły jestem...
No i widzisz. Proste! Instagram. Tam mam bardzo wielu dość młodych odbiorców i tam jest przestrzeń do wypowiedzenia się o tym, co cię boli. Tam jest większa wrażliwość i ludzie nie hejtują. Mówią otwarcie o tym, co czują. Ja mogę zadać pytanie: jak ci minął dzień i ludzie piszą, to publikujemy. Jest jakaś taka bliska relacja, widzą moją twarz. Zadaję pytanie, jest interakcja, odpowiadają. Później robię często posty z ich doświadczeń, komentują dalej i wymieniamy się zdaniami, rozmawiamy też sobie na priv.
Jeżeli chodzi o Facebooka może skala jest inna, bo jednak na Facebooku mam najwięcej osób obserwujących. Tam chyba jest coś 13 000 osób. Nie wiem czy to dużo czy mało. Dla mnie to jest ogromne, bo to więcej niż moja rodzina, chyba że ktoś ma wielką rodzinę. To jest moja skala: więcej niż moja rodzina – to znaczy bardzo dużo. Moja mama miała sześcioro rodzeństwa, każdy ma dzieci i tak to się gromadzi. Na Facebooku niestety jak tam już czytam komentarze, to bardzo często po prostu zaczęłam blokować ludzi, bo ściągam wiele osób, które po prostu mają okazję do tego, żeby napisać coś niemiłego. I się kłócą, wyzywając siebie, wyzywając mnie. Na przykład, świetna jest taka historyjka o tym, jak opublikowałam fragment – oczywiście, że chciałam wsadzić kij w mrowisko! Zrobiłam screeny z Biblii Tysiąclecia o tym, że tęcza jest znakiem przymierza i motyw tęczy. Zrobiłam to i zostawiłam. Zostałam zwyzywana od Hitlera. Oczywiście argumenty ad hitlerum pojawiają się wtedy, kiedy nie ma innych argumentów. Ale dostałam takie wiadomości, jakieś tam pogróżki na priv, takie rzeczy też przychodzą. Czyli Facebook jest taką przestrzenią, gdzie naprawdę ludzie zapominają, że są podpisani imieniem i nazwiskiem i mają obok swoją twarz. Nie są anonimowi. Na Instagramie to młode pokolenie tak nie robi. Nie spotykam się z tym hejtem, dlatego dzisiaj czuję wielką bliskość z ludźmi przez Instagram nawiązaną. Naprawdę ja kojarzę te osoby, które mnie komentują. Ja widzę . Mamy jakieś wspólne relacje. Wiem, co ktoś lubi. Co ktoś nie lubi, nie wiem. Po prostu zapamiętuje. Ktoś zaznaczył, że lubi tę książkę. O, wyszła kolejna to komuś ją podeślę. Mam tam prawie 6 tysięcy, to jest mniej niż 13, ale to i tak jest dużo.
Pytam cię o to wszystko, bo wielu rodziców ma problem ze zrozumieniem swoich dzieci nieneurotypowych czy doświadczających depresji. Nie wie jak do nich dotrzeć, nie wie jak przebić się do tego ich świata, jak z nimi rozmawiać o ich problemach, jak rozmawiać o swoich problemach, jak się zwyczajnie z nim porozumieć.
Nie mówić o swoich problemach w związku z tym, że dziecko się gorzej czuje. To obarcza winą. Tu potrzebna jest postawa otwartości i pytania: „Jak się czujesz? Czy możesz mi opowiedzieć?”, „Chciałbym/chciałabym zrozumieć. Dlaczego, z czego to wynika?”. I nie oceniać, nie obrażać się. Trzeba pamiętać też, że naturalnym procesem rozwoju człowieka jest bunt. I dziecko, które nie powie w pewnym momentach. Więc też, żeby nie mieć złości na to dziecko. Po prostu to taka wiedza z psychologii rozwojowej, by się przydała.
A skąd czerpać wiedzę? Są dobre grupy na Facebooku. Takie, z których ja sama się wiele uczę. O wiele więcej niż na studiach mogą mi powiedzieć a propos bycia oligofrenopedagogiem. Na przykład Dziewczyny w spektrum albo ADHD dorośli. To są takie przestrzenie, gdzie dorośli ludzie, którzy dopiero się diagnozują zaczynają dostrzegać jak inaczej, na przykład, okazuje się postrzegali świat albo z czym się mierzą. Tam nie można pisać o lekach, które dobre, które niedobre. Te grupy są bardzo dobrze prowadzone przez administratorów. Bardzo często mówi się o zwierzeniach, o tym czy coś cię denerwuje. Są sposoby na poradzenie sobie z przebodźcowaniem. Jak można z taką wrażliwością dźwiękową sobie na przykład radzić. Wiele fachowych informacji można przeczytać. I jest narracja ludzi starszych, więc może dzięki temu rodzicom będzie łatwiej zrozumieć ten język. Bo młody człowiek może to werbalizować w taki sposób, który będzie niezrozumiały, bo jednak, nie ma co się dziwić – rodzic nie mówi tym samym językiem co dziecko. I dzieci piszą to w innej przestrzeni, młode osoby zwierzają się na TikToku teraz. Nie na Instagramie, nie na Facebooku na pewno. Przecież rodzic to przeczyta. Taką przestrzenią to jest TikTok. I prywatne wiadomości. Więc polecam grupy osób nieneurotypowych, takie grupy właśnie prowadzone przez administratorów, gdzie mogą się wspierać osoby gdzieś tam pośrodku tego wieku. Bo mówimy różnymi językami. To nie jest jedyne słuszne rozwiązanie. Nie ma jedynego słusznego rozwiązania. To po prostu trzeba patrzeć i słuchać.
Gdybym chciał kiedyś napisać wywiad rzekę z tobą, to tak bym go zatytułował: „Patrzeć i słuchać”. Przyznam, że to chyba najfajniejsza rozmowa z nauczycielką jaką przeprowadziłem od kiedy sam skończyłem szkołę, a to było ładnych parę lat temu. Bardzo ci dziękuję. Liczę że nasi słuchacze wyciągną coś dla siebie z tej naszej rozmowy. I niech ona będzie taką małą cegiełką do tego, żeby taki truizm, takie wyświechtane hasło: „budować lepszy świat” było także dla tych, którzy trochę do tego naszego świata na pierwszy rzut oka nie przystają.
Moi drodzy! Radykalna empatia, po prostu!
Przytulać wszystkich, nikogo nie oszczędzać.
Chyba, że ktoś mówi, że nie. Sory! Ale uśmiech jak najbardziej. Uśmiech jest dobrym przytuleniem.
Więc uśmiechajmy się wszyscy. Do siebie! Czasem w środku w duchu, ale się uśmiechajmy. Do usłyszenia. Do zobaczenia!
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz