Dynamiczny, dosadny, autentyczny – film „Sonata”
To nie tylko historia o rodzinie wychowującej dziecko z niepełnosprawnością, ale też film o sile muzyki, która staje się kanałem komunikacji ze światem, o pasji, która zmienia życie, o góralskiej zadziorności i determinacji w dążeniu do celu.
W pierwszych minutach filmu do położonego na Podhalu domu wniesiony zostaje stary fortepian. To według mnie scena bardzo ważna. Od tej chwili aż do końca filmu muzyka, obok postaci, będzie jego bohaterką – początkowo dziecięca, grana jedną niewprawną ręką, niepodporządkowana jednemu rytmowi, później coraz bardziej uporządkowana, aby finalnie wybrzmieć wspaniałą interpretacją Sonaty księżycowej Ludwika van Beethovena.
Bartosz Blaschke (reżyser, twórca scenariusza) stworzył obraz dynamiczny, nerwowy i głośny, odzwierciedlający góralski temperament bohaterów. Podniesiony ton potrzebny jest im, aby komunikować się z niedosłyszącym Grzesiem, okiełznać jego upór, dać upust gromadzonym przez lata emocjom czy upominać się o swoje w urzędach. Dialogi bywają dosadne, padają słowa uznawane za wulgarne, jednak tylko w tym filmie „kur...” wybrzmiewa tak, że widzowi ciarki przechodzą po plecach. Dynamika, nerwowość, wielość krótkich, wymownych scen doskonale odzwierciedlają pośpiech bohaterów, którzy muszą nadrobić stracony czas.
Historia muzyka na faktach
Film powstał na kanwie wydarzeń z życia Grzegorza Płonki, który w dzieciństwie został zdiagnozowany jako autysta, choć, jak się później okazało, głównym powodem jego problemów rozwojowych była wada słuchu. Chłopiec przez lata uczęszczał do szkoły specjalnej, zupełnie nieodpowiedniej dla dziecka z poziomem inteligencji w normie. Filmowa scena z autokaru szkolnego, kiedy całkiem już spory Grzesiek nie ma zamiaru śpiewać piosenki o kaczuszkach, co budzi niezadowolenie nauczycielki, doskonale pokazuje absurd sytuacji, w jakiej się znalazł.
Tych absurdów, zarówno w realnym życiu Grzegorza, jak i w filmowej adaptacji jego losów, jest sporo. Tylko dzięki determinacji rodziców i zatrudnianych przez nich prywatnie specjalistów, chłopaka w wieku 14 lat zdiagnozowano ponownie. W tym momencie jednak problemy rodziny Płonków się nie skończyły.
Film, mimo ciężaru, jaki zawsze niesie opowieść o niepełnosprawności, nie jest depresyjny. Humoru: i słownego, i sytuacyjnego jest sporo. Może to jedyny sposób na przetrwanie dla jego bohaterów i dla nas wszystkich? Może, gdyby twórcy zaczęli na poważnie, bez cienia ironii i dystansu wypunktowywać nieudolność systemu edukacyjnego w Polsce, pokazywać palcem błędy terapeutów, nauczycieli, urzędników, całego otoczenia Grześka, to jego historia stałaby się nie do zniesienia i nie do obejrzenia?
W swoim filmie Blaschke zaproponował niejednoznaczne, dalekie od tkliwości spojrzenie na osobę z niepełnosprawnością. Grzegorz z jednej strony budzi współczucie, bo jest chłopakiem, który nigdzie nie pasuje, którego system edukacyjny zamiast wspierać lekceważy, nie dostrzega jego potencjału, uporczywie ignorując muzyczną pasję, z drugiej jednak bohater Sonaty irytuje czy wręcz budzi niechęć z powodu egocentryzmu, kaprysów i przekonania, że jest pępkiem świata.
Znakomita obsada
Brawa należą się odtwórcytej roli – Michałowi Sikorskiemu. Młody aktor tak doskonale wcielił się w rolę Płonki, że zapominamy, iż to nie osoba z niepełnosprawnością. Obsada jest wielkim atutem tego filmu. Zaskakuje Małgorzata Foremniak, którą znamy głównie z ról delikatnych, stonowanych. W Sonacie jako matka Grzegorza emanuje siłą i determinacją, w niektórych momentach ujawnia potencjał komediowy (rewelacyjna scena, w której tłumaczy Grześkowi kobiece i męskie niuanse anatomiczne). Dobrze z rolą ojca Grzegorza radzi sobie Łukasz Simlat. Głęboko w pamięć zapada Lech Dyblik, odtwórca roli Jurasa, muzyka, przyjaciela Płonków, który zgodził się na udzielanie lekcji muzyki Grzegorzowi. Bardzo przekonująco wypada też Jerzy Stuhr w roli prof. Henryka Skarżyńskiego.
Sonata to pierwszy długometrażowy film fabularny Bartosza Blaschke. Trzeba przyznać, że trudno doszukać się w tym debiucie większych potknięć. Mnie zabrakło scen bliskości. W prawie dwugodzinnej fabule nie ma nawet jednego czułego gestu: dotknięcia ręki, przytulenia, poklepania po plecach. Być może ten brak jest znaczący i nieprzypadkowy. Może w tej codziennej walce rodzin opiekujących się osobą z niepełnosprawnością nie ma sposobności, aby złożyć broń i tak po prostu się przytulić?
Premiera w kinach 4 marca.
Artykuł pochodzi z numeru 1/2022 magazynu „Integracja”.
Komentarze
-
Czułość
04.03.2022, 20:54Uwaga o barku intymnej czułości jest całkowicie nietrafna. W tym obrazie nie lukru, sztafażu, tak jak w naszym życiu. Po takich zmaganiach z systemem edukacji, zdrowia i samym Grzegorzem nie ma miejsca ani "oddechu "na intymne i czułe gesty między rodzicami. Czułość musi się opierać na pewnym komforcie psychicznym, sytuacyjnym. Film pokazuje wyraźnie, że w naszym życiu nie dano nam przestrzeni na ten "luksus". To brutalna prawda. Poklepać po plecach to można towarzysza partyjnego i jak przytulić osobę z nadwrażliwością dotykową? Jak można być "wyluzowanym" kiedy stale widzi się obstrukcję systemu i brak jakichkolwiek szans?odpowiedz na komentarz -
Fortepian
04.03.2022, 15:30W początkowej scenie filmu fortepian nie jest WNOSZONY, lecz miał być wyniesiony jako że był stary i nie nadawał się do remontu. Ale Grzegorz, jak dotarło do niego, że ojciec chce oddać instrument, w sposób specyficzny odstraszył handlarzy...odpowiedz na komentarz -
Brawo Grzegorz Płonka
04.03.2022, 10:52Jestem dumna, że w naszym dość dziwnym świecie są takie osoby piekielnie zdolne, nieustępliwe, zmagające się ze swoimi słabościami i mimo ogromnych przeszkód osiągające swój cel. Brawo Grześ Płonka, obserwuję twoją twórczość artystyczną, w której nie tylko muzyka przewodzi.odpowiedz na komentarz
Dodaj komentarz