Andrzej Szczęsny. Rozpierała mnie duma
Andrzej Szczęsny, narciarz alpejski, chorąży polskiej reprezentacji paraolimpijskiej w Pekinie jeszcze kilka lat temu po trzecim złamaniu sprawnej nogi, poważnie rozważał zakończenie kariery zawodniczej, w której nie brakowało zwrotów akcji powodowanych licznymi kontuzjami. Na szczęście po dwóch latach przerwy, wrócił do zawodów i w Pekinie, po raz czwarty reprezentuje Polskę na paraolimpiadzie. Nam opowiedział, jak wygląda codzienność w Yanging i na jakie konkurencje się nastawia.
Ilona Berezowska: Panie Andrzeju. To była już Pana czwarta ceremonia otwarcia. Co Pan z niej zapamięta, jakie emocje jej towarzyszyły?
Andrzej Szczęsny: To prawda, to już moja czwarta ceremonia otwarcia, ale pierwsza, podczas której niosłem flagę. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Rozpierała mnie duma, że mogłem iść z flagą, że mogłem wprowadzać polską reprezentację paraolimpijską na stadion. Szkoda, że nie widzieliśmy tego wydarzenia od początku. Wchodziliśmy na płytę stadionu, gdy wszystko już trwało. Słyszeliśmy przemówienie prezydenta IPC, który zwrócił się o pokój i podkreślił, że nie jest on respektowany podczas paraolimpiady, bo trwa przecież wojna na Ukrainie. Cała ceremonia dosyć sprawnie się odbyła. Wszystko szybko następowało po sobie. I w końcu odpalenie znicza. Po północy byliśmy z powrotem w wiosce. Zostały wspaniałe wspomnienia.
Mieszkacie w Yanging. O tej wiosce słychać mniej, gdyż większość zawodników mieszka w Zhangjiakou, gdzie odbywają się konkurencje narciarstwa biegowego i biathlonu. Jak wygląda Wasza wioska paraolimpijska?
Jest naprawdę piękna. Położona wysoko w górach, urocza. Wszystko jest na miejscu. Nigdzie nie trzeba dojeżdżać. Na trening prosta droga. Windą do gondoli, potem jeszcze jedna gondola i już jesteśmy na stokach narciarskich. W wiosce paraolimpijskiej jest mnóstwo wolontariuszy. Spotykamy ich na każdym kroku. Wszyscy są w strojach covidowych czyli kombinezony, maseczki, przyłbice. Mamy kameralną atmosferę, bo akurat w naszej wiosce mieszkają tylko alpejczycy.
Co z tymi robotami, które tak często pojawiały się w mediach społecznościowych podczas olimpiady? Podają Wam kawę i jedzenie na stołówce? Pilnują reżimu sanitarnego?
Nie (śmiech). Posiłki podają nam ludzie. I muszę powiedzieć, że na stołówce jest bardzo duży wybór jedzenia. Stołówka duża, przestronna. Reżim sanitarny jest zachowywany. Chodzimy w maseczkach. Codziennie się testujemy. Są to testy oparte na wymazie z gardła. Gęsto są rozstawione środki do dezynfekcji rąk. Jednocześnie nie czuję jakiegoś ogromnego ciśnienia sanitarnego i koronawirusowego.
Jak wyglądają trasy? Jakie są tam warunki?
Trochę się tych warunków obawialiśmy. Oglądając igrzyska olimpijskie widzieliśmy, że sporo zawodników miało problem z tutejszym śniegiem. Po pierwszym treningu okazało się, że ten śnieg nie jest wcale taki straszny. Jest twardo, no może górna warstwa jest miększa, ale to tak ze 2 cm. Mnie się na takim śniegu naprawdę fajnie jeździ. Narta dobrze trzyma, chociaż ten śnieg nie wybacza błędów. Mały błąd wystarcza, żeby skończyło się upadkiem. Trasy są bardzo dobrze przygotowane, chociaż nie są jakieś bardzo szerokie. Po pięciu treningach mogę powiedzieć, że codziennie jest idealny, ratrakowany stok. Warunki pogodowe też są super. No może wczoraj trochę za mocno wiało i nie udało nam się przeprowadzić żadnego treningu. Stoki były pokryte żółto-brązowym śniegiem, co było spowodowane burzą piaskową, ale dzisiaj przywitało nas piękne słoneczko i było naprawdę ciepło.
Dlaczego nie widzieliśmy Pana w pierwszych konkurencjach zjazdowych?
Jeszcze kilka dni przed wylotem do Pekinu myślałem, że pojadę i supergigant i superkombinację. Nie miałem punktów, by to zrobić, ale liczyłem na tzw. dziką kartę. Nie zdobyłem punktów w szybkich konkurencjach, bo nie miałem, gdzie tego jeździć. W tamtym roku ani razu nie miałem możliwości startu w supergigancie, a w tym sezonie startowałem raz po dwuletniej przerwie i nie udało się zrobić tych punktów. Niestety dzikiej karty na te konkurencje nie dostałem. Moje starty będą więc w konkurencjach technicznych, w slalomie gigancie i w slalomie. Pierwszy start mam 10.03, drugi jest zaplanowany na 12.03.
Jak będzie Pan spędzał te dni w oczekiwaniu na start?
Ciężko trenuję. Nie można z tymi treningami przesadzać, żeby świeżość została, ale wszystko robimy zgodnie z planem. Były trzy dni treningu, dzień pauzy, potem kolejne dwa treningi itd. Zazwyczaj jest to tak ułożone, że jeden trening jest na nartach, a potem siłownia, fizjoterapia itd. Tutaj naprawdę szybko nam mija dzień za dniem i mój start jest już blisko.
Życzymy powodzenia!
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz