Około 60 Ukraińców z niepełnosprawnością przerzucano z miejsca na miejsce. Dopiero w Toruniu znaleźli dostosowany budynek
Grupa 60 osób z niepełnosprawnością z Ukrainy trafiła do starego szpitala psychiatrycznego w Toruniu, po tym jak ich dom opieki w obwodzie chmielnickim został ewakuowany z powodu działań wojennych. Droga do Torunia nie była prosta. Kilka razy zmieniali miejsce pobytu w Polsce, bo żadne nie było przygotowane na świadczenie specjalistycznej opieki.
- Był plan, by te osoby trafiły do Niemiec lub do Włoch, ale wolontariusze i lekarze nie rekomendowali takiego rozwiązania. Zwłaszcza, że 20 członków grupy, w tym dzieci, to osoby zależne. Pięć osób wymaga karmienia sondą. Uznaliśmy, że to zmienianie miejsc i podróże trzeba przerwać i pozwolić tym osobom nie tylko w spokoju przeczekać wojnę, ale też włączyć je do naszego systemu opiekuńczo- terapeutycznego – wyjaśnia Piotr Całbecki, marszałek województwa kujawsko-pomorskiego.
Marszałek potraktował sprawę bardzo osobiście.
- Od lat mam doświadczenia z ludźmi, organizacjami, które tworzą opiekę nad osobami z niepełnosprawnością. Mój pierwszy wyjazd służbowy zagranicę w latach 90. był związany z niepełnosprawnością. Pracowałem wtedy w organizacji pozarządowej i zagranicą podpatrywałem organizację tej opieki w Wielkiej Brytanii – wspomina. – A jeśli wziąć jeszcze pod uwagę, że z rejonem chmielnickim współpracujemy od lat i jest dla nas obwodem partnerskim, to przecież jako samorządowiec, nie mogłem pozostać obojętny – dodaje.
„Jednak się rozumiemy”
Dawny szpital psychiatryczny okazał się idealnym miejscem na przyjęcie licznej grupy osób z niepełnosprawnością z Ukrainy. Wprowadzili się do niego zaledwie dwa dni po tym, jak placówkę opuścili jego dotychczasowi pacjenci. Na miejscu zastali odświeżone pomieszczenia i doposażone nowe łóżka.
Z mieszkańcami ukraińskiego domu opieki do Torunia przyjechali również opiekunowie, personel administracyjny i pomocniczy. Nad grupą czuwa zespół specjalistów. Przygotowywany jest indywidualny program terapii i opcje edukacji w szkołach dla dzieci o szczególnych potrzebach.
- Potrzeby dzieci w tej grupie są bardzo różne. Są tam osoby z niepełnosprawnością sprzężoną. Niektóre mogą tylko leżeć, ale są też dzieci w dobrym kontakcie. Jest również młodzież z niepełnosprawnością intelektualną. Są dzieci zdrowe, które przyjechały ze swoimi opiekunami, mamami. Dla nich staramy się zorganizować zajęcia sobotnie obejmujące gry, zabawy ruchowe, malowanie. Coś, co pozwoli im chociaż na chwilę zapomnieć o tragicznej sytuacji. One przecież musiały uciekać, zostawić swoje domy, swoje zabawki. Myślę, że trudno nam to zrozumieć, przez co musiały przejść – mówi Aleksandra Syrocka-Fajga z grupy terapeutów z Pracowni Wspierania Rozwoju A i M. – Poczułyśmy, że tak jak włączamy się we wszystkie akcje związane z pomocą dzieciom z Ukrainy, także i w tym przypadku nie mogłyśmy pozostać obojętne. Pomyślałyśmy, że możemy włączyć się w ich terapię i jednocześnie umilić czas tym dzieciom – dodaje.
W swojej pracy terapeuci korzystają z pomocy tłumaczy, ale podkreślają, że w organizacji codziennych zajęć bariera językowa nie jest istotna. Pozwala ją zniwelować uśmiech, gest i szukanie podobieństw w językach.
- Może nie w szczegółach, ale jednak się rozumiemy – zapewnia Aleksandra Syrocja-Fajga.
Więcej niż 6 tys. osób
W województwie kujawsko-pomorskim od początku wojny na Ukrainie przyjęto 6000 uchodźców, ale zdaniem marszałka Piotra Całbeckiego ta liczba nie oddaje rzeczywistości.
- 6000 Ukraińców to osoby zarejestrowane, ale mamy również niezarejestrowanych, którzy przyjechali tu do swoich rodzin. Przed wojną mieliśmy legalnie zatrudnionych 60 tys. Ukraińców. Część wyjechała, bo to byli mężczyźni, ale część została i do nich przyjechali inni. Liczba Ukraińców wciąż się zmienia, ale najważniejsze to okazać im teraz zrozumienie i solidarność – powiedział.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz