Zdrowie psychiczne. Potrzebujemy rewolucji!
Jeśli chce się pomóc osobie z problemami zdrowia psychicznego, trzeba naprawić świat dookoła niej: rodzinę, relacje społeczne, ale też edukację i rynek pracy. Tak twierdzi Elín Ebba Ásmundsdóttir, islandzka badaczka, zwolenniczka humanistycznego podejścia do zdrowia psychicznego oraz kierowniczka centrum rehabilitacji i aktywności dla osób wykluczonych, działającego w Reykjaviku.
Mateusz Różański: Zadam najprostsze pytanie – jakie są cele Państwa działalności w centrum Hlutverkasetur?
Elín Ebba Ásmundsdóttir: Walczymy o to, by rodziny otrzymywały takie wsparcie psychologiczne, jakiego potrzebują. Bo, jeśli coś złego dzieje się w życiu dziecka, może stać się przyczyną poważanych problemów w dorosłym życiu. Dlatego tak ważne jest, by pomagać rodzinom z małymi dziećmi budować zdrowe relacje. Jeśli ktoś choruje na depresję, ma problemy z alkoholem lub jest biedny i nie może zaspokajać potrzeb swojego dziecka, to zachodzi duże prawdopodobieństwo, że ono odziedziczy te problemy.
Zależy nam na tym, by ludzie otrzymywali wsparcie w swojej lokalnej społeczności. Chcemy też wsparcia innego niż tylko medyczne dla osób w kryzysie zdrowia psychicznego, choćby takiego jak centrum aktywności, w którym się znajdujemy. Takie miejsca są ważne, bo tak jak osoba z niepełnosprawnością ruchową potrzebuje wózka, by się przemieszczać, tak samo osoba z problemami zdrowia psychicznego potrzebuje wsparcia drugiej osoby, na przykład w podejmowaniu decyzji. Bo trudno to robić, doświadczając choćby poważnego stresu.
To znaczy, że osoby w kryzysie zdrowia psychicznego potrzebują pewnego rodzaju usług asystenckich?
Kiedy człowiek doświadcza przewlekłych, poważnych problemów ze zdrowiem psychicznym, często jest pozostawiony sam sobie, nie ma systemowego wsparcia. Tymczasem trzeba pracować nie tylko nad symptomami choroby, ale też nad wsparciem tego człowieka w jego środowisku.
Patrząc na zdrowie psychiczne tylko pod kątem medycznym, pomija się to, co dzieje się w życiu danego człowieka. My nie „wierzymy” w typowo medyczne podejście. Bliższy jest nam model...
..biopsychospołeczny?
Wolimy patrzeć na to, jak funkcjonuje środowisko dookoła danego człowieka niż postrzegać go jako kogoś przegranego. Nie chodzi tylko o to, by „naprawić” człowieka, ale by pracować z jego otoczeniem. Bo ludzie doświadczają problemów zdrowia psychicznego choćby z powodu traum, które przeżyli. Na przykład ubóstwo jest jedną z przyczyn problemów zdrowia psychicznego, bo wiąże się z poważnym stresem. Ubogi człowiek nie wie, co będzie jadł następnego dnia, z czego zapłaci rachunki. Taki stan napięcia i niepewności jest bardzo szkodliwy dla zdrowia psychicznego.
Tymczasem wiele osób uważa, że problemy zdrowia psychicznego najlepiej rozwiązywać lekami i wysyłając ludzi do specjalnych instytucji.
Jestem członkinią Sojuszu na rzecz zdrowia psychicznego i my wierzymy, że ważniejsza jest praca z otoczeniem danej osoby niż z tylko z nią samą. Problemy zdrowia psychicznego, to problemy całego społeczeństwa. W medycznym modelu wszystko sprowadza się do tego, by dostosować do społeczeństwa osoby, które funkcjonują i myślą inaczej niż inni. My mamy odmienne podejście. Naszym zdaniem to, że ktoś słyszy głosy, nie zawsze jest złe, a jeśli nikomu z tego powodu nie dzieje się krzywda – jest po prostu innym sposobem funkcjonowania. Przed laty przecież homoseksualizm był postrzegany jako coś złego. Jeszcze w latach osiemdziesiątych uważano, że jest to choroba psychiczna. Tak samo może być z problemami zdrowia psychicznego. To nie jest tak, że te osoby są „szalone”, ale po prostu reagują na otaczające je „szalone” społeczeństwo i to ich „szaleństwo” jest dla nich sposobem na przetrwanie.
To brzmi rewolucyjnie.
Jestem rewolucjonistką i wiem, że jeśli ludziom da się możliwość wybrania swojej drogi życiowej zgodnie z ich potrzebami, możliwościami i umiejętnościami, to w ich życiu zachodzą zmiany. Kiedy znajdują przyjaciół i mają poczucie bezpieczeństwa, to ich stan psychiczny się poprawia.
Zadam pytanie ważne w moim kraju. Jak pomóc tym ludziom wrócić lub zaistnieć na rynku pracy?
Kto postanowił, że wszyscy muszą pracować 8 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu? Niektórzy z nas mogą pracować, ale mniej. Jeśli da się ludziom choćby możliwość pracy w krótszym wymiarze czasowym, to część z nich będzie mogła wreszcie podjąć pracę. Tymczasem my próbujemy wszystkich upakować do jednego pudełka. Nie wiem, czy słyszałeś o IPS – Idividual Placement Support, programie wspieranego zatrudniania osób doświadczających poważnych problemów zdrowia psychicznego. Polega on na tym, że wspiera się ludzi w podejmowaniu zatrudnienia i poszukuje się ich mocnych stron. Dobrym przykładem jest tu historia kobiety, która była uzależniona od narkotyków. Jak się okazało, świetnie radziła sobie ze znajdywaniem żył. Jej praca polegała na tym, że pomagała pielęgniarkom w znajdowaniu żył do podania zastrzyku. Jeśli się odpowiednio do tego podejdzie, zawsze znajdzie się coś, w czym dany człowiek jest dobry.
Sądzę, że pakowanie wszystkich ludzi do jednego pudełka zaczyna się już w szkole. Zwłaszcza w moim kraju.
Nie tylko w Twoim, ten problem dotyczy wszystkich krajów. Nasz system edukacji powstał w czasach, gdy większość ludzi po szkole szła pracować w fabrykach. Czasy się jednak zmieniły i musimy zmienić też nasz system. Ludzie nie są stworzeni do tego, by być pakowani do jednego pudełka. To może kończyć się tym, że nie będą oni wcale pracować. Społeczeństwo musi dopasować się do zmieniających się czasów. Inaczej będziemy mieli coraz więcej problemów ze zdrowiem psychicznym.
Wiele już słyszałem takich głosów. Mnie fascynuje idea neuroróżnorodności, czyli tego, że mamy jako ludzie bardzo różne umysły i wśród nas są też osoby na przykład autystyczne czy z ADHD. I czasem jest lepiej, gdy osoby autystyczne…
… mogą skorzystać ze swoich mocnych stron – takich jak choćby umiejętność skupienia się na żmudnych i wymagajacych uwagi zadaniach. Sądzę, że bardzo ważna jest akceptacja dla inności. To dotyczy też na przykład osób transpłciowych. Tymczasem inność wciąż wiąże się ze stygmą. Jeśli dalej będziemy skupiać się na wciskaniu ludzi do pudełek, do których nie pasują i zmieniali świat w głowie danego człowieka, a nie ten naokoło niego, to nie wróży to dobrze na przyszłość.
Proszę sobie wyobrazić, że jestem Ministrem Zdrowia w Polsce i proponuję Pani pokierowaniem reformy psychiatrii. Daję Pani nieograniczone środki i zasoby. Co Pani z nimi robi?
Zaczęłabym od rodzin z małymi dziećmi i wspierania rodzin w radzeniu sobie ze swoimi problemami. Następny w kolejce jest system edukacji. Powinniśmy skupić się na mocnych stronach uczniów, a nie na tym, czego my chcemy ich nauczyć. Oni nie potrzebują uczyć się tak, jak zakłada to system. Powinniśmy podążać za ich zainteresowaniami.
Zmieniłabym też rynek pracy, by był bardziej dostosowany do ludzi o różnych potrzebach. Na koniec zmieniłabym podejście do zdrowia psychicznego. Teraz dominuje takie, że umieszczamy ludzi w szpitalach i twierdzimy, że tam przywrócą ich do normalności. A to tak nie działa. Trzeba najpierw pracować z otoczeniem. A to dlatego, że kiedy ktoś w rodzinie ma problemy, to oddziałuje to na wszystkich jej członków. Musi być więc więcej miejsc, gdzie ludzie będą dostawać wsparcie inne niż medyczne. Jak żyć, gdy np. słyszą głosy? Zatrudniłabym też więcej ludzi, którzy pomogą im znaleźć to, w czym są dobrzy.
Chciałem zatrudnić Panią jako urzędniczkę, a Pani jednak wybrała karierę rewolucjonistki…
Specjaliści zajmujący się zdrowiem często chcą leczyć ludzi, a nie zawsze chcą z nimi pracować. W szpitalach musimy zatrudniać więcej osób, które same doświadczyły problemów zdrowia psychicznego, bo to one wiedzą, co w systemie działa, a co nie.
I my to w Polsce robimy. Od niedawna funkcjonuje nowy zawód – asystent zdrowienia. Wykonują go osoby, które same doswiadczyły kryzysu zdrowia psychicznego.
Ale czy one mają możliwość zmieniania systemu?
Nasz system się zmienia. Mam nadzieję, że kiedyś będzie on bardziej ludzki.
Jednak pozostaje stygma, z jaką wiążą się problemy zdrowia psychicznego. Dlatego musimy podkreślać to, jak są one powszechne i to, że każdy może zostać „szaleńcem”, zwłaszcza jeśli trafi do nieprzyjaznego środowiska.
Podsumowując. Nie chodzi o zmianę człowieka…
… ale o zmianę całego jego środowiska. Ja wiem, że gdybym nawet była ministrą zdrowia, to zajęłoby całe lata. Musi się zmienić samo postrzeganie osób doświadczających problemów zdrowia psychicznego. Nie możemy patrzeć na nich jako na chorych, ale jak na kwiaty, które wyrosły na skażonej glebie lub przy niedoborze światła. To wymaga nie tyle pieniędzy, ile czasu.
To tak samo jak z gejami i lesbijkami. Kto jeszcze te kilkadziesiąt lat temu myślał, że w przyszłości będą oni mieli równe prawa? Jeszcze 50 lat temu traktowaliśmy ich jak psychopatów. Sądzę, że podobna zmiana zajdzie w podejściu do problemów zdrowia psychicznego.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu ogromnym wstydem dla rodziny było to, że któryś z jej członków zachowuje się dziwnie, w sposób niezrozumiały dla otoczenia. Dlatego taka rodzina miała potrzebę kontrolowania takiej osoby. Bez wstydu nie byłoby potrzeby kontroli. Poza tym musimy zadbać o to, by osoby z problemami zdrowia psychicznego miały miejsce, gdzie mogą przebywać, pełnić role życiowe. Człowiek odrzucony przez społeczeństwo czuje się bezużyteczny.
Zacznijmy od drobnych zmian, które możemy wprowadzić w naszych miastach na przykładzie miejsca, w którym jesteśmy. Czy może Pani je opisać?
To otwarte centrum aktywności Hlutverkasetur. Może tu przyjść każdy, nawet bez diagnozy. I każdy otrzyma tu możliwość brania udziału w bezpłatnych zajęciach, przebywania z ludźmi, pełnienia społecznych ról. I to jest właśnie dbanie o zdrowie psychiczne. Tu można spotykać się z innymi, uczyć się nowych rzeczy, poznawać przyjaciół, być kimś. Dlatego takie centra są bardzo potrzebne.
Uczestnicy Hlutverkasetur odpoczywają między zajęciami
Ktoś mógłby powiedzieć, że tym ludziom trzeba po prostu dać więcej leków.
Przebywanie tutaj jest lekiem! Bycie częścią większej wspólnoty jest lekiem. Nie wszyscy muszą brać leki i – jeśli nie stanowią zagrożenia dla siebie i dla innych – nie powinni być do tego zmuszani. Leki podaje się często osobom, które po prostu są inne. Tymczasem, gdy na przykład ktoś słyszy głosy, to lepiej nauczyć go żyć z tym. Oczywiście dla niego i dla jego rodziny głosy są czymś przerażającym, ale można nauczyć się radzić sobie z tym strachem.
I któregoś dnia te głosy przestaną być zagrożeniem?
Gdy pracowałam w klinice w Norwegii trafił do nas pacjent, który słyszał głosy przez 40 lat. Takiemu człowiekowi nie trzeba dawać żadnych leków, tylko można pomóc mu zrozumieć, dlaczego te głosy staja się dla niego coraz bardziej przerażające. Czy one się nasilają, bo coś dzieje się w jego życiu? Uczono nas pracować z takimi osobami tak, byśmy nie patrzyli na nie przez pryzmat choroby. Głosy można porównać do bólu pleców. Trzeba przyjrzeć się temu w jakich okolicznościach się one pojawiają, czy na przykład nie są reakcją na stres. Nasz system nerwowy jest bardzo złożony, ale możemy nauczyć się radzić sobie z tym, co zachodzi w naszej głowie – tak samo jak radzimy sobie z bólem pleców.
Moja przyjaciółka kilka miesięcy temu otrzymała diagnozę ADHD. Dzięki temu uzmysłowiła sobie, skąd biorą się jej problemy i dlaczego funkcjonuje tak, jak funkcjonuje. Może takiego podejścia potrzebujemy?
Wiele bardzo kreatywnych osób ma ADHD. To aktorzy, pisarze, artyści. Część z nich bierze leki i to jest w porządku. Choć, zgodnie z badaniami, mają one skutki uboczne.
Ale czasem są one po prostu niezbędne.
Tak jak antybiotyki, ale nie możemy być cały czas na antybiotykach. Sądzę, że leki psychiatryczne powinny być traktowane tak jak antybiotyki, czyli wtedy, gdy są potrzebne. Na przykład, gdy występują poważne problemy ze snem czy ze stresem. Stosujemy leki, bo czasem nie ma innej drogi, ale jestem przekonana, że są inne rozwiązania. Są one potrzebne, ale nie są jedyną formą pomocy.
Dobrze, że to Pani powiedziała. Po przeczytaniu tylko połowy naszego wywiadu ktoś mógłby powiedzieć: „O, kolejna mądra, co by wyrzucała leki”.
O nie! Nie powinniśmy wyrzucać leków, ale stworzyć alternatywne rozwiązania dla nich. Leki pomagają niektórym osobom, a niektórym nie. Ludzie powinni mieć wybór. Jestem przeciwna nie lekom, ale sytuacjom, gdy nie przedstawia się żadnej innej opcji niż one. Jeśli ludzie czują, że leki im pomagają – to dobrze, powinni je brać.
Tylko jak pomóc ludziom podjąć decyzję, co jest dla nich dobre?
Musimy ich uświadomić, że mają wiele różnych sposobów radzenia sobie z problemami zdrowia psychicznego. Nie powinni mieć tylko jednej drogi do wyboru. Badania pokazują, że gdy zapyta się ludzi o to, jakiego wsparcia chcą, połowa wybiera typowe leczenie psychiatryczne, a połowa inne, alternatywne rozwiązania. Jestem rewolucjonistką, bo mam dane pokazujące, że są różne drogi radzenia sobie z problemami zdrowia psychicznego. To nie wynika z mojego widzimisię, ale z badań dotyczących Islandii i innych krajów.
Niestety czasem wybór jest między szpitalem psychiatrycznym a ulicą…
W naszym centrum bardzo dobrze współpracujemy z psychiatrami i pielęgniarkami psychiatrycznymi. Jestem otwarta na tradycyjne formy leczenia, ale czasem człowiek potrzebuje też innych rozwiązań.
Elín Ebba Ásmundsdóttir jest z wykształcenia terapeutką zajęciową. Przez prawie trzy dekady pracowała jako główny trener w Wydziale zdrowia psychicznego Narodowego Szpitala Uniwersyteckiego w Islandii. Była też adiunktem, a następnie profesorem nadzwyczajnym na Uniwersytecie w Akureyri w latach 1990–2017. Obecnie kieruje Hlutverkasetur – działającym w Reykiawiku centrum rehabilitacji i aktywności, założonym w celu zwalczania stygmatyzacji i izolacji osób wykluczonych. Jego głównym celem jest pomoc w powracaniu do pełnienia ról społecznych poprzez różnego rodzaju aktywności. Elín Ebba jest zwolenniczką poglądu, że każdy człowiek może wnieść swój wkład z korzyścią dla ogółu społeczeństwa.
Wywiad ze specjalistką zostal przeprowadzony podczas wizyty studyjnej w Reykiawiku, zorganizowanej przez Wspólnotę Roboczą Związków Organizacji Socjalnych „Wrzos” w ramach dotacji Programu Aktywni Obywatele - Fundusz Krajowy.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz