Mieszkanie wspomagane zamiast DPS. Jak to robią na Islandii?
- Wielkie instytucje opiekuńcze ograniczają wolność i usuwają człowieka ze społeczeństwa. Tymczasem miejsca takie jak nasze - pomagają stawać się częścią społeczeństwa i sprawiają, że życie ich mieszkańców nabiera sensu – mówi Birgir Freyr Birgisson, administrator usług społecznych pracujący z mieszkańcami mieszkań wspomaganych w Reykjavíku.
W związku z artykułem pt. „Piekło u zakonnic. Bicie, wiązanie, zamykanie w klatce. Horror dzieci w DPS pod Krakowem”, który ukazał się na portalu Witrualna Polska – pragniemy zachęcić do zapoznania się z poniższym wywiadem, dotyczącym godnego życia osób z niepełnosprawnościami i rozwiązania alternatywnego dla wielkich instytucji opiekuńczych.
Mateusz Różański: Co tu robicie, by wesprzeć osoby znieepłnosprawnoscią w niezależnym życiu?
Birgir Freyr Birgisson: Zawsze, gdy zatrudniam nową osobę, prowadzę z nią rozmowę o tym, czym tak naprawdę jest nasza praca. A polega ona nie na tym, by tłumaczyć mieszkańcom, jak mają żyć, ale by pomóc im wybrać to, jak mają żyć. Czasami wybierają coś, co jest dla mnie trudne, ale na tym polega ich prawo wyboru. Bo przecież skoro ja mogę wybierać, to oni też mają identyczne prawo.
My musimy wspierać ich w korzystaniu z tego prawa, nawet gdy trudno nam zaakceptować ich wybory. Wspieramy ich w byciu aktywnymi i na przykład, gdy widzimy, że ktoś jest bardziej zamknięty, pomagamy mu się otworzyć. Jeśli ktoś nie wie, jak się zachować, uczymy go tego i pomagamy budować relacje społeczne.
Jak to wygląda w wypadku osób z niepełnosprawnością intelektualną?
Nasi mieszkańcy to osoby, które potrafią mówić i mogę się z nimi porozumieć. W wypadku osób z niepełnosprawnością intelektualną kluczowa jest cierpliwość. Musimy dawać im więcej czasu na podjęcie decyzji, wybranie tego, co dla nich najlepsze. Bo bardzo łatwo jest kontrolować takie osoby, ale nasza praca nie polega na kontroli – tylko na wspieraniu mieszkańców w decydowaniu o swoim życiu. Czasami trzeba nie tyle mówić cos tym osobom, ile je pytać. Na przykład, jedna mieszkanka ma problem z utrzymaniem porządku. Nie mówimy jej „Musisz częściej sprzątać”, tylko pytamy, jak chce zadbać o swój komfort życia. Jeśli to się uda w ciągu tygodnia, to świetnie, ale jeśli potrzeba więcej czasu, to musimy go poświęcić. Taka inwestycja czasu i cierpliwości przynosi na dłuższą metę pozytywne rezultaty.
Co robicie, by Wasi mieszkańcy byli częścią społeczeństwa, na przykład rynku pracy?
Na Islandii istnieje chroniony rynek pracy dla osób z niepełnosprawnością intelektualną, nie jest to rodzaj instytucji. Mamy 10 firm, gdzie osoby z niepełnosprawnością intelektualną mogą pracować z potrzebnym wsparciem. Oczywiście mogą też, jeśli chcą, pracować na otwartym rynku pracy i mówimy wtedy o zatrudnieniu wspomaganym, na przykład w warzywniaku czy innych sklepach. Jeden z naszych mieszkańców przykładowo sprząta w kinie. Jedna osoba pracuje na część etatu w radiu, gdzie bierze udział w audycjach. Inna z kolei pracuje w bibliotece, gdzie jest jedynym pracownikiem z niepełnosprawnością. Są też dwie osoby, które nie pracują, ale zachęcamy je do podjęcia pracy i pomagamy w podjęciu decyzji o zdobyciu zatrudnienia.
Czy mógłby Pan wytłumaczyć, jak wygląda to wspomagane zatrudnienie na Islandii? W Polsce wciąż czekamy na ustawę o zatrudnieniu wspomaganym.
Na Islandii jest prawo, które daje możliwość podjęcia zatrudnienia wspomaganego. Mamy tu, jak wspomniałem, dziesięć firm, które działają na zasadzie przedsiębiorstw społecznych. Oferują one różne miejsca pracy dla osób z niepełnosprawnością. To prace takie jak obsługa maszyny do szycia czy pakowanie. W tych firmach zatrudnione są też pracownicy wspierający osoby z niepełnosprawnością. Jednak jeśli taka osoba zdecyduje się na pracę w innym miejscu, na przykład w kinie, to rząd przekaże temu miejscu wsparcie finansowe.
Mamy w Polsce podobny system. Z naszego doświadczenia wynika, że jednym z kluczowych elementów niezależnego życia jest praca z rodzicami i opiekunami.
Kiedy ktoś się do nas wprowadza, to odbywam rozmowę z tą osobą i jej rodzicami. Oni przekazują mi informacje na temat tego, jakiego wsparcia potrzebują nasi nowi mieszkańcy. Przez cały czas współpracujemy też z rodzicami naszych mieszkańców. To nie jest tak, że ja sam kontaktuję się z nimi codziennie – przeciętnie jest to dwa razy w roku. Częściej robią to pozostali członkowie mojego zespołu, ale tylko wtedy, gdy jest to niezbędne, na przykład przy okazji wizyt u lekarza czy zakupu droższego sprzętu.
To przejdźmy do pytań trudniejszych. Kto za to wszystko płaci?
Firma, która zbudowała ten budynek, wynajmuje go na cele społeczne. Władze Reykjavíku podjęły decyzję, że zorganizują tu mieszkania wspomagane. Mamy tu 11 mieszkań dla osób z niepełnosprawnością. Do tych mieszkań kierowane są osoby z niepełnosprawnością przez pracowników socjalnych. To oni badają najpierw, jakie potrzeby i możliwości ma dana osoba, a potem aplikują o miejsce w jednym z naszych mieszkań. Ja nie podejmuję w tej sprawie decyzji, a jedynie otrzymuję listę osób, które zostały do nas skierowane.
Czy mieszkańcy płacą za mieszkanie?
Tak, ale ceny wynajmu są u nas niższe niż na otwartym rynku. Nie płacą one jednak za usługi, których my im udzielamy. Za to płaci miasto Reykjavík. Oczywiście mieszkańcy sami kupują sobie też jedzenie.
Dlaczego ten model wsparcia jest lepszy niż wielkie instytucje opiekuńcze?
Wielkie instytucje opiekuńcze ograniczają wolność i usuwają człowieka za społeczeństwa. Tymczasem miejsca takie, jak nasze pomagają zaś stawać się częścią społeczeństwa i sprawiają, że życie ich mieszkańców nabiera sensu. Cała nasza praca sprowadza się do tego, że pomagamy im poprawić swoją jakość życia. Wielkie instytucje tego nie robią. Dlatego nikt z własnej woli nie wybrałby wielkiej instytucji. Gdy ludzie mają różne możliwości do wyboru, wybierają te, które dają im więcej wolności, prywatnej przestrzeni. Dlatego to jest lepsze dla całego społeczeństwa – dla mieszkańców i pracowników też.
Birgir Freyr Birgisson jest administratorem usług społecznych świadczonych w mieszkaniach wspomaganych przy ul. Ellidabraut 12 w Reykjavíku. Budynek został wzniesiony przez spółkę miejską, która wynajmuje mieszkania na preferencyjnych warunkach osobom z niepełnosprawnością intelektualną i psychiczną. W 11 mieszkaniach mieszka dwanaście osób, a sześć pozostałych mieszka w sąsiedztwie. Najmłodszy z nich ma 25 lat, najstarszy 70 lat. Podobne mieszkania działają też w Polsce. Prowadzi je choćby gdański oddział Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Niepełnosprawnoscią Intelektualną.
Wywiad ze specjalistką zostal przeprowadzony podczas wizyty studyjnej w Reykiawiku, zorganizowanej przez Wspólnotę Roboczą Związków Organizacji Socjalnych „Wrzos” w ramach dotacji Programu Aktywni Obywatele - Fundusz Krajowy.
Komentarze
-
Można dyskutować czy powyższe rozwiązanie jest optymalne. Ale różnice które widać gołym okiem to mentalnie inne podejście. I wydaje sie że nie tylko do kwestii DPS, ale znacznie szerzej do wszystkiego co związane z niepełnosprawnością. Dla przykładu; jak jest uruchamiany jakiś program dla OzN [osób z niepełnosprawnościami] to normą jest że zawiera masę niesprzyjających zapisów np. albo nie ogłasza sie szeroko programu, albo trzeba spełniać absurdalne warunki, albo promowana jest bierność, albo trzeba pięć razy stawić się w urzędzie jak byśmy nogi na loterii wygrali... Z innego poletka; ZUS wymusza na mnie zwrot renty z poprzedniego roku bo w jednym czy drugim miesiącu przekroczyłem o kilkaset zł idiotyczne progi.... Czyli mamy pracować, ale nie zarabiać - w przeciwnym razie dopadnie Cie ZUS i pułapka rentowa... Z marca tego roku - program asystent - wreszcie coś rzeczywiście przydatnego. Jednak nie; niby możesz wskazać asystenta ale musi mieć medyczne wykształcenie, udokumentowane doświadczenie i nie może by z własnej rodziny. Czyli że kiedy najbliżsi, przez 20 lat, byli Twoim fundamentem, oparciem, pomocą w dzień i w nocy - to było dobrze. Ale nagle nie zasłużyli na to by być asystentem?! To mam pod ręką najlepszych, zaufanych ludzi i nie mogę z ich pomocy dalej korzystać tylko szukać świętego grala którego notabene na rynku nie ma? Kolejny hit, który się powtarza kilka razy w roku; tzw. bicie piany czyli pokazać że coś się robi ale efektów od lat nie widać. Co minister, to zaczyna od ustalania, debatowania jak tu pomóc OzN. Co zrobić by pracowali. Jak poprawić los ich i ich rodzin... Spotkania, konsultacje, OPP, ZUS i wielu uczonych ludzi. Kompletnie nic z tego nie wynika (lub ja gapcio jestem i nie dostrzegam efaktów). I tak od lat. A wystarczy nie odkrywać koła na nowo, tylko bazować na wcześniejszych ustaleniach, i wreszcie wprowadzić faktyczne reformy. I czytam teraz ze " (...) miejsca takie jak nasze - pomagają zaś stawać się częścią społeczeństwa i sprawiają, że życie ich mieszkańców nabiera sensu". Nie wiem czy tak rzeczywiście tam jest, ale to piękna wizja i życzę Wam i nam i sobie bym jej doczekał w codziennym życiu.odpowiedz na komentarz
Dodaj komentarz