Zajęcia wprowadzające
Jasiek miał tylko 10 lat, gdy potrafił wymienić łacińskie nazwy ponad 100 zwierząt, a o graffiti wiedział prawie wszystko. Z łatwością zaliczył trzy pierwsze klasy szkoły podstawowej.
W czwartej klasie nauka szła mu już znacznie gorzej. Nie mógł usiedzieć w miejscu, zakłócał lekcje krzykiem, zamknął się w sobie, na zaczepki odpowiadał agresją. Psychiatra postawił diagnozę: zespół Aspergera. Rodzice kolegów zażądali usunięcia Jaśka z klasy.
- Nie było wskazane, aby przenosić Jaśka w środku roku szkolnego do innej placówki, wpadłam więc na pomysł przeprowadzenia specjalnych zajęć dla uczniów, rodziców i nauczycieli - wspomina Dominika Słomińska, psycholog i terapeuta - Chciałam wyjaśnić, na czym polega choroba Jaśka oraz nakłonić ich, aby mu pomogli i dali szansę na naukę w dotychczasowej szkole. W ten sposób powstał pomysł zajęć wprowadzających dzieci chore i niepełnosprawne do grupy rówieśniczej.
Oswajanie z geniuszem
Terapeutka odwiedziła klasę Jaśka. Słowami zrozumiałymi dla
10-latków wyjaśniła im, że dziwaczne i brutalne zachowanie chłopca
nie wynika z tego, że jest zły, niegrzeczny czy nieinteligentny,
ale z jego choroby i ogromnej samotności.
Opowiedziała też o zespole Aspergera (zaburzeniu podobnym do
autyzmu), o tym, kim jest psycholog i na czym polega terapia.
Poprosiła dzieci, aby pomogły koledze w odzyskaniu uśmiechu i
szczęścia. Zaproponowała tzw. przyjacielskie dyżury - towarzyszenie
chłopcu na lekcjach i przerwach.
- Najpierw dzieci zrozumiały swoje, zadanie dosłownie - wspomina
psycholog.
- Kiedy Jasiek stał pod oknem i nic nie mówił, "dyżurny przyjaciel"
zachowywał się tak samo. Podpowiadałam więc pomysły na zabawy i
tematy do rozmów. Zorganizowałam wycieczkę po warszawskich ulicach,
aby Jasiek mógł pokazać najfajniejsze graffiti. Po kilku miesiącach
koleżanki i koledzy z klasy prześcigali się w zgłaszaniu do
„przyjacielskich dyżurów", Byli dumni, że zostali potraktowani ja
partnerzy i polubili Jaśka. Po kilku spotkaniach z nauczycielami i
rodzicami temat przenosin Jaśka do innej klasy przestał
istnieć.
Walka o przekonanie
Rzadko zdarza się, aby placówki zgłaszały potrzebę
przeprowadzenia szkoleń wprowadzających. Proszą o nie zwykle
rodzice dzieci chorych (niepełnosprawnych) kiedy we wskazaniach do
terapii widzą adnotację o tzw. wprowadzeniu do grupy rówieśniczej,
albo gdy obawiają się niezaakceptowania dziecka lub nawet
szykan.
Placówek integracyjnych jest nadal za mało, więc na własną rękę poszukują przedszkoli, szkół, gimnazjów; liceów tzw. zwykłych ; próbują nakłonić dyrekcję, aby przyjęto ich dziecko.
- Przy pierwszej takiej prośbie zazwyczaj słyszą stanowcze "nie"
- mówi Dominika Słomińska - Dyrektorzy „zwykłych" placówek
niechętnie podchodzą do pomysłu, aby w jednej klasie umieścić wśród
dzieci zdrowych jedno lub dwoje z dysfunkcją. Boją się reakcji
rodziców i braku wsparcia merytorycznego. Co więcej, ze strachu
przed porażką pedagogiczną takiej negatywnej postawie sprzyjają
nauczyciele. Dopiero argument rodzica: „Znam specjalistę, który
wyjaśni chorobę mojego dziecka, przeszkoli nauczycieli, odpowie na
pytania rodziców"
- pomaga, aby niepełnosprawne dziecko uczyło się wśród zdrowych
kolegów.
Władze szkół czy przedszkoli, a przede wszystkim rodzice i opiekunowie uczniów zdrowych, są zdecydowanie bardziej otwarci na przyjęcie dziecka lub nastolatka niepełnosprawnego ruchowo, niedowidzącego lub niedosłyszącego. - Wprowadzenie ucznia niepełnosprawnego intelektualnie lub z zachowaniami nieprzewidywalnymi, nieakceptowanymi czy niekontrolowanymi jest niebywale trudne, ale nie niemożliwe - mówi Dominika Słomińska. - Nie potępiam rodzicielskich lęków: czy to dziecko nie skrzywdzi mojego, czy dorówna w nauce, czy nauczyciele nie skupią na nim swej uwagi itd. Wynikają one po prostu z niewiedzy.
Zaakceptowanie przez rodziców faktu, ze z ich latoroślami będzie przebywał niepełnosprawny rówieśnik wymaga delikatności. Należy przekazać komplet informacji na temat schorzenia i dysfunkcji, pokazać, że są w tej sprawie stroną współdecydującą, odwołać się do wrażliwości: „Jak państwo by postąpili, gdyby to wasze dziecko było chore i potrzebowało pomocy?", dać czas na przemyślenie sprawy i dyskusję, a na koniec zaproponować miesiąc próby.
- Nie zapominajmy, że do prawidłowego wprowadzenia do grupy, obojętnie czy zżytej, czy nowo powstającej, potrzebny jest czas - przestrzega Dominika Słomińska.
- Nie sposób przewidzieć, czy główny bohater zaaklimatyzuje się i zechce pozostać w wybranym gronie. Z moich doświadczeń w prowadzeniu tego rodzaju treningów wynika, że szkolenia wprowadzające potrzebne są również w placówkach... integracyjnych, bo wbrew pozorom na temat niepełnosprawności i współbycia z niepełnosprawnymi rówieśnikami mówi się tam niewiele albo nic.
„Serduszka przyjaciela" i filmy wideo
Wejście dziecka (nastolatka) niepełnosprawnego do
społeczności, która dopiero się tworzy (początek przedszkola, I
klasa) lub takiej, która jest już zgrana, poprzedzają spotkania
terapeuty z rówieśnikami, nauczycielami i rodzicami. Mogą trwać
nawet 2-3 tygodnie. Zadaniem terapeuty jest także towarzyszenie
dziecku w pierwszych dniach pobytu.
- Język i formuła szkolenia dostosowane są do wieku słuchaczy - mówi Dominika Słomińska. - Przedszkolakom daję zdjęcie nowej koleżanki, kolegi i naklejam na ich ubranka „serca przyjaciela". Opowiadam o dziecku, które już wkrótce ich odwiedzi, np. że nie chodzi, ale jeździ na specjalnym wózku, a przy jedzeniu, zabawie i myciu potrzebuje pomocy. Podobnie rozmawiam z dziećmi z klas I-III. W wyższych klasach można już wprowadzić trochę nazewnictwa medycznego lub pokazać film o niepełnosprawnym rówieśniku, a w gimnazjum czy liceum nazywa się już rzeczy po imieniu i używa bardziej skomplikowanej terminologii. - Najwięcej pytań zadają zwykle nastolatki.
- I to nie podczas pierwszego spotkania z terapeutą, bo wtedy
wszystko wydaje się proste, ale wówczas, gdy rówieśnik, któremu
mają pomóc pojawi się w grupie.
- dodaje psycholog. Nagle mają kłopoty: jak popchnąć wózek,
jak mówić do niedosłyszącego, jak „złapać" kontakt wzrokowy z
autystykiem, czy można rozmawiać o chorobie, jak się bawić, żeby
nie zrobić krzywdy? itd.
Dzieci czują się zażenowane swoją niezręcznością, ale też dociekliwością. Jednym z podstawowych zadań wprowadzania jest więc wyjaśnienie - nauczycielom i rodzicom, że nie powinny wstydzić się takich zachowań. Zupełnie naturalny jest strach przed znalezieniem się w nowej sytuacji, niefachową pomocą, okazywaniem zbytniego zainteresowania czy obrzydzenia, np. na widok kogoś, kto nieustannie się ślini.
W każdej grupie wiekowej najważniejsze jest jednak, aby osoby towarzyszące niepełnosprawnemu dziecku czy nastolatkowi czuły się jak bohaterowie, którzy mają do spełnienia ważna misję. Można to osiągnąć, nadając ich działaniom najwyższą rangę ważności. Wówczas nie tylko proces wprowadzania będzie prostszy, ale też później, gdy niepełnosprawne dziecko stanie się ofiarą zaczepek, jego rówieśnicy stawią zdecydowany opór, a interwencja terapeuty czy nauczyciela nie będzie potrzebna.
Dominika Słomińska pomaga rodzinom, w których są dzieci chore i
niepełnosprawne. Pytania do terapeutki można kierować na adres
poczty elektronicznej: dominika75@yahoo.co.uk
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz