Wzięli sprawy w swoje ręce
Czym Krystyna, Radosław i Zygmunt różnią się od większości osób niepełnosprawnych? Jeszcze do niedawna niczym szczególnym. Mieli podobne problemy zdrowotne lub finansowe. Wybili się jednak ponad przeciętność. Założyli firmy.
Do podjęcia ryzyka namówiła Radosława Zagórskiego jego partnerka życiowa, Joanna. Założyli sklep i pracownię dekoracji okien i sypialni „Lambrekin”. Ona przez długie lata szyła zasłony narzuty i pokrowce. On miał od ojca lokal po piekarni w warszawskim Rembertowie oraz... 439 zł renty. Akurat w tym czasie w dość niemiły sposób zwolniono go z zakładu pracy chronionej.
Lokal po piekarni był zdewastowany. Ponieważ remont kosztował krocie, Radosław poszedł na całość - w wieku 50 lat sprzedał kawalerkę. Z partnerką zamieszkał w remontowanym lokalu. W czerwcu 2005 roku otworzyli zakład.
Na zdj. Radosław Zagórski
Fot. T. Przybyszewski
- Początek był przerażający - wspomina właściciel. - Nie mieliśmy ani jednego klienta. Pewnego dnia przyszła jakaś pani. Rozejrzała się i stwierdziła, że otworzył się jeszcze jeden bankrut. O mało nas to nie dobiło.
Rodzinny interes
Prowadzenie własnej działalności gospodarczej zazwyczaj
jest bardziej stresujące niż praca u kogoś. Dochody są w bardzo
dużym stopniu zależne od własnych działań, a za te odpowiada się
całym swoim majątkiem. Zdaniem psychologów, tylko 10-15 proc. ludzi
ma predyspozycje do prowadzenia samodzielnego biznesu.
Umiejętność planowania, odpowiedzialność, odwaga, kontaktowość, zdolności organizacyjne, innowacyjność - cechy idealnego przedsiębiorcy można by długo wymieniać, ale nawet wzór wszelkich cnót nie jest z miejsca skazany na sukces.
Na pewno trzeba mieć pomysł, ale warto też mierzyć siły na zamiary. Należy oczywiście znać się na tym, co chce się robić, i być przekonanym o powodzeniu przedsięwzięcia. Ważne jest też oparcie w rodzinie, która wesprze psychicznie, bezinteresownie pomoże w natłoku spraw i w końcu - gdy przyjdzie gorszy czas - pożyczy pieniądze.
Tak było i jest u Radosława. Od ojca dostał lokal, z partnerką robią wszystko wspólnie, a syn nie zawahał się, by dla ojca wziąć na siebie kredyt. Od niedawna sprawy biurowe ogarnia siostrzenica. Bardziej skomplikowane sprawy prowadzi biuro księgowe. Nie da się zaprzeczyć, że to dzięki najbliższym osobom firma Radosława miała szanse wystartować.
Na zdj. Radosław Zagórski
Fot. T. Przybyszewski
Po beznadziejnym pierwszym miesiącu, dzięki folderom i tablicom reklamowym, zaczęli pojawiać się pierwsi klienci. Zadowoleni z usług przyprowadzali kolejnych. Reklama, także szeptana, jest wszak dźwignią handlu.
- Klient nasz pan na sto procent - podkreśla Radosław. - Nie
dzielimy ich na biednych i bogatych. Gdy przyjdzie babcia z ulicy i
chce zazdrostkę za dwa złote, to tak samo ją obsługujemy jak panią,
która szyje sobie zasłony z jedwabiu.
Z czasem firma rozrosła się. W pracowni krawieckiej pracują w tej
chwili dwie osoby, a potrzebne jest drugie tyle. W zakładzie cały
czas jest coś do zrobienia: trzeba postawić garaże, nowe
ogrodzenie, bramę, kupić stół z podsysaczem pary, nowy
komputer.
Właściciel zakładu nie oszczędza się, choć od lat cierpi na rozwapnienie stawów i kości. Kiedyś był zdrowy, ale ponad 20 lat temu lekarz źle zdiagnozował mu zapalenie stawu skokowego. Powikłania doprowadziły go niemal do śmierci. Do dziś coroczny pobyt w szpitalu jest nieunikniony.
Radosław mógł, jako osoba niepełnosprawna, starać się o pożyczkę z Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie (WCPR) na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Przyznano mu 35 tys. zł. Gdy w miesięcznych ratach zwróci połowę, reszta najprawdopodobniej zostanie mu umorzona.
Zgodnie z ostatnią nowelizacją Ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, od 30 lipca 2007 r. pożyczki zastąpiono bezzwrotnymi dotacjami - do 15-krotności przeciętnego wynagrodzenia.
Pieniądze na otwarcie firmy pochodzą z Powiatowych Centrów Pomocy Rodzinie (PCPR), choć zależy to od decyzji władz powiatów. Dostępne są tylko dla osób niepełnosprawnych, ale niewiele z nich decyduje się na skorzystanie z oferty. Według danych WCPR w 2005 roku wnioski o pożyczkę złożyło 17 osób; zaakceptowano siedem z nich. Rok później na tyle samo wniosków umowy podpisano z trzema osobami. Jak do tej pory w 2007 roku tylko dwie osoby złożyły wnioski.
Chodzić i pytać
Pieniądze właśnie z PCPR pożyczył Zygmunt Gąsior. Mieszka z rodziną
w małej wsi w powiecie mińskim. W wyniku genetycznej choroby jako
dziecko niemal całkowicie stracił wzrok. Przez całe zawodowe życie
składał szczotki w Zakładach Pracy Chronionej (ZPCh). W ostatnim z
nich został oszukany i stracił pracę. Sytuacja była niewesoła, bo
Zygmunt ma dwoje małych dzieci.
Na zdj. w sklepie Nadzieja/ Fot. T. Przybyszewski
Pomysł na firmę zrodził się w Centrum Zdrowia Dziecka. Uwagę jego i żony przyciągnęła pracownia ortopedyczna, która na miejscu wykonywała gorsety i protezy. Otwarcie takiej pracowni okazało się niemożliwe, wymyślili więc, że założą sklep z artykułami rehabilitacyjnymi.
Zygmunt miał szczęście spotkać na swej drodze energicznego pracownika PCPR. To on mu powiedział o pożyczce na założenie firmy. W napisaniu biznesplanu pomogli znajomi.
- Należy rozejrzeć się po okolicy, zawsze ktoś pomoże, nawet za niewielką sumę pieniędzy - tłumaczy Zygmunt.
Nie każdy będzie miał szczęście spotkać oddanego sprawie urzędnika w PCPR albo gdziekolwiek indziej, ale każdy może chodzić i się dopytywać. Na temat uruchomienia i prowadzenia firmy można uzyskać bezpłatne informacje w niemal 200 punktach, których lista jest na www.parp.gov.pl. Warto iść na kurs z podstaw przedsiębiorczości, organizowany i opłacany przez urząd pracy lub różne instytucje i organizacje.
Panu Zygmuntowi kurs opłacił miński Powiatowy Urząd Pracy (PUP) i dzięki temu sklepik z artykułami rehabilitacyjno - ortopedycznymi zaczął działać od 1 lipca zeszłego roku, niedaleko dworca w Mińsku Mazowieckim. Nazwali go „Nadzieja”.
- Nadzieja dla nas, że coś na tym zarobimy - tłumaczy Zygmunt - a jednocześnie dla klientów, że wzmocnimy ich psychicznie jakimś dobrym słowem, i zaoferujemy sprzęt, który pomoże w dalszym życiu. Bo nie jest tak, że tylko sprzedam komuś wózek czy protezę - czasem trzeba też człowieka podnieść na duchu.
Wcześniej w 140-tysięcznym powiecie mińskim nie było takiego sklepu. Początek nie był łatwy, ale po rozreklamowaniu biznesu, głównie wśród lekarzy, zaczęło iść coraz lepiej. Gdy w grudniu niedaleko sklepu „Nadzieja” powstał konkurencyjny biznes, państwo Gąsiorowie nie załamali się nagłym odpływem klientów. Interesy nie idą wprawdzie już tak jak dawniej, ale da się żyć. Do ich sklepu przyciąga ludzi miła atmosfera. U nich zawsze można się poradzić, napić herbaty, porozmawiać.
Nie zniechęcać się
Według danych GUS za IV kwartał 2006 roku, w Polsce na
własny rachunek pracuje 167 tys. osób niepełnosprawnych (na ok. pół
miliona wszystkich pracujących), ale tylko 22 tys. z nich zatrudnia
pracowników. Wiele jest małych, jednoosobowych firm.
Według badań sprzed trzech lat otwarcie biznesu nie musi wiązać się z dużymi kosztami. Aż 1/4 respondentów wystarczały kwoty do 10 tys. zł. Tyle mniej więcej potrzebowała Krystyna Jarosławska z podwarszawskiego Piaseczna.
Zawsze i wszędzie się spieszy, być może dlatego urodziła się w 5. miesiącu ciąży. Miała ćwierć procenta szans na przeżycie. W 3. roku życia zaobserwowano u niej bardzo poważne boczne skrzywienie kręgosłupa. Do dziś nosi gorset ortopedyczny. Niedawno ukończyła studia - jest grafikiem projektantem. Z powodu choroby nie może pracować na etacie.
- Muszę mieć w każdej chwili możliwość położenia się, przerwania pracy - mówi.
W lipcu 2007 r. założyła jednoosobową firmę z siedzibą w domu.
Dostała dotację
z Powiatowego Urzędu Pracy (PUP). Wykorzystała ją na zakup sprzętu
komputerowego i oprogramowania.
Urzędy pracy udzielają takich jednorazowych dotacji z pieniędzy UE osobom bezrobotnym na otwarcie firmy. Jest to kwota nie wyższa niż 5-krotność przeciętnego wynagrodzenia. Dotacja jest bezzwrotna, o ile wypełnia się postanowienia umowy z PUP. Warunkiem jej uzyskania był oczywiście biznesplan, ale Krystyna nauczyła się go sporządzać na zorganizowanym przez PUP kursie z podstaw przedsiębiorczości.
Na zdj. ilustracje Krystyny Jarosławskiej
Fot. T. Przybyszewski
„Kuna”, bo tak nazywa się jej firma, to działalność projektowa, reklamowa, graficzna, DTP
- Podstawą funkcjonowania mojej firmy jest internet - mówi Krystyna. - Każda osoba niepełnosprawna powinna mieć go w domu, bo to niesamowita pomoc. Najlepszą reklamą dla takiej działalności jak moja jest strona internetowa z portfolio. Krystyna uważa, że trzeba dbać o dobre funkcjonowanie swojej firmy i zabiegać o jej rozwój.
- Najważniejszy jest kontakt z klientem - mówi. - Nie wolno się zniechęcać. Jeśli dziesięciu powie: dziękuję, do widzenia, to trzeba łapać jedenastego.
*****
Artykuł powstał w ramach projektu "Integracja
- Praca. Wydawnicza kampania informacyjno-promocyjna"
współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach
Sektorowego Programu Operacyjnego Rozwój Zasobów Ludzkich.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz