Daleko od szosy, blisko do człowieka
Do tych miejscowości nie dojeżdża autobus. Za to czasem przyjeżdża sklep obwoźny. Nie ma przychodni a w okolicy zamiast apteki, jest punkt apteczny. Są też pacjenci, starsi, schorowani, u kresu życia, to właśnie nimi zajmuje się Hospicjum Domowe Proroka Eliasza.
Działające na Podlasiu Hospicjum powstało w 2011 roku. Założył je dr Paweł Grabowski, lekarz, który dostrzegł problem pacjentów mieszkających „Daleko od szosy”. Są oni odcięci od nowoczesnych usług medycznych, a ich potrzeby są ogromne. Na małych podlaskich wsiach bardzo dobrze widać zmiany demograficzne, szybkie starzenie się społeczeństwa i zmianę kształtu rodziny. Dzieci wyfruwają z gniazda za edukacją i pracą, a w domach zostają ich coraz starsi rodzice. Im mniej młodych ludzi, tym mniej też różnego rodzaju usług. Także medycznych, tymczasem coraz starsi ludzie potrzebują ich coraz bardziej. Powstaje luka, którą stara się od lat wypełniać Fundacja Hospicjum Proroka Eliasza, poprzez swoje hospicjum domowe. Od momentu powstania do września 2022 udzieliło ono pomocy ponad 700 pacjentom. Są to ludzie na ostatnim etapie życia, zmagający się z nieuleczalnymi chorobami i problemami wynikającymi z podeszłego wieku.
Lekarka w drodze
W hospicjum domowym pracują 3 pielęgniarki, 4 fizjoterapeutki, psycholożka, dietetyczka, 5 opiekunek i 4 lekarzy. Jedną z nich jest doktor Ewa Stankiewicz.
Z doktor Ewą spotkam się o 8 rano we wsi Narew, 10 minut spacerkiem od powstałego niedawno Hospicjum Stacjonarnego – najnowszego dzieła Fundacji Hospicjum Proroka Eliasza. Lekarka będzie moją przewodniczką po realiach, w których od lat działa hospicjum, i w których żyją jego podopieczni.
Nie tylko badanie
- Moja praca polega przede wszystkim na towarzyszeniu. To nie jest tak, że tylko leczymy ból, duszność, rany czy odleżyny. Najważniejsze jest to, że towarzyszymy osobie chorej, jej rodzinie w tym ostatnim etapie życia, ale wciąż życia. – opowiada mi, gdy wspólnie jedziemy do domu pierwszej pacjentki – Badam swojego pacjenta , wypisuję receptę, którą czasem muszę przed następną wizytą sama zrealizować w aptece, bo nie zawsze może to zrobić rodzina. W tej okolicy po prostu nie ma aptek. Są punkty apteczne, do których wcale nie jest łatwo dotrzeć i które nie mają wszystkich potrzebnych leków na stanie – dodaje dr Stankiewicz.
Najważniejszy jest kontakt z pacjentem
Lekarka podkreśla, że równie ważny, co medyczny, a czasem wręcz ważniejszy, jest aspekt ludzki. Dlatego dużo i długo rozmawia ze swoimi pacjentami. O tym, jak wygląda i jak wyglądało życie, z problemami, z którymi w danej chwili się mierzą, o ich lękach, nadziejach, planach – wymienia lekarka - Mój ulubiony dzień wizytowy to sobota, gdy mogę odwiedzić 4 czy 5 pacjentów, ale też zatrzymać się na trochę dłużej i nie patrzeć na zegarek. Pacjenci bardzo potrzebują takiej uwagi i skupienia się na ich problemach. To bardzo ważne, by dać do zrozumienia, że my jesteśmy dla pacjenta. Przyjść, zdjąć zimą kurtkę, usiąść i zwyczajnie porozmawiać. Samo skupienie się na pacjencie poświęcenie mu swojej uwagi to jest coś bezcennego i niepowtarzalnego i przynosi niesamowity efekt terapeutyczny w chorobie i sytuacji kryzysowej, gdy wiemy, że przychodzi ten ostatni moment ich życia – zaznacza dr Stankiewicz.
Samotna starość
Pacjenci Hospicjum są często samotni. Wśród domów, które odwiedzają pielęgniarki i lekarz są takie, gdzie od lat żyje pojedyncza osoba, która nie z wyboru musi bez nikogo bliskiego stawać w obliczu choroby i świadomości tego, że jest na ostatnim już etapie życia. Jednym z najważniejszych zadań Hospicjum Proroka Eliasza jest to, by tak wspierać pacjentów, by mogli oni jak najdłużej być w swoim domu.
- Bo najlepszym miejscem na chorowanie i umieranie jest jednak własny dom, gdzie są wspomnienia, w domach które odziedziczyło się po pokoleniach przodków. Według kryterium NFZ lekarz powinien być dwa razy w miesiącu, a pielęgniarka dwa razy w tygodniu w domu chorego. Gdy mówimy o ludziach samotnych, żyjących na wsi, te kryteria są niewystarczające. Dlatego hospicjum stara się zapewnić inne, wybiegające poza typowo medyczne potrzeby, pomoc. Nie trzymamy się więc sztywno zasad wyznaczonych przez NFZ, ale też zapewniamy wsparcie opiekunek, które takiej osobie samotnej przywiozą zakupy, pomogą się wykąpać, zmienić pościel, a czasem sprzątnąć. Nie raz bywa też, że nasza opiekunka musi przynieść wodę ze studnia i drewno do pieca i do kuchni. Nasz zespól jest krojony i szyty na miarę tego, z czym stykamy się w domach chorych. – opowiada dr Stankiewicz.
Jeszcze w lipcu jeździła do cerkwi
Jako pierwszą odwiedzamy panią Elżbietę (imię zmienione). Mieszka w Siemianówce, małej wiosce, bardzo lubianej przez letników z Warszawy. Jednak to , co dla nich jest atrakcją - odległość od cywilizacji i związany z tym spokój, dla innych jest poważnym utrudnieniem. Zwłaszcza gdy ma się chorobę nowotworową. U pani Elżbiety rozpoznano raka. Niestety diagnoza przyszła zbyt późno, by móc zacząć naprawdę skuteczne leczenie. Stan Pani Elżbiety zmienił się z tygodnia na tydzień, jeszcze w lipcu samodzielnie jeździła autem do cerkwi na nabożeństwa. Teraz, gdy odwiedzamy ją w domu, wymaga opieki i ma problem nawet ze wstaniem z łóżka. Podczas wizyty doktor Ewa bada puls, ciśnienie, dokonuje oględziny, długo z nią rozmawia, pyta o ból brzucha, który poprzedniej nocy nie pozwolił jej spać ,ale też o samopoczucie i stan psychiczny. Rozmowa nie jest łatwa dla pani Elżbiety. Kobieta nie miała siły wstać z łóżka. Widać, że bardzo potrzebuje pomocy, nie tylko lekarskiej.
Na co dzień opiekują się nią córka i syn. Podczas naszej wizyty w domu jest jej nastoletni syn ze swoją narzeczoną. Chłopak jest bardzo dojrzały i bardzo rozsądnie podchodzi do choroby mamy. Po badaniu Elżbiety pilnie słucha, tego, o czym mówi mu doktor Ewa i widać, że pomimo bardzo trudnej sytuacji zachowuje zimną krew i zdrowy rozsądek. Od razu można wyczuć, że jest silnie związany z mamą. Dla obojga bardzo ważne są sprawy wiary. Na półkach mają modlitewniki w języku staro-cerkiewno-słowiańskim, a w kącie każdego pokoju wisi święta ikona. Syn pani Elżbiety jest też pryslużnikiem w cerkwi. Chłopak bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, w jakim stanie jest jego mama i jakiej pomocy potrzebuje. Lekarka przyznaje potem w rozmowie ze mną, że jest pod wrażeniem postawy chłopaka.
- Młodzi ludzie bardzo różnie reagują na chorobę, śmierć, a u dzieci pacjentki widzę bardzo wielką dojrzałość. Sama pani Elżbieta jest pogodzona ze swoją sytuacją, z chorobą, jednocześnie jest u niej taki niepokój i lęk przed tym, co ma być – zaznacza pani doktor.
Bez hospicjum byłoby bardzo źle
Następnym pacjentem, którego odwiedziła dr Ewa jest pan Anatoli ze wsi Bondary. Na skutek niefortunnego skoku do wody stał się osobą z niepełnosprawnością. Jest bardzo pogodnym i kontaktowym człowiekiem. Razem z przyjacielem zbudował swoje łóżko elektryczne, dzięki, któremu łatwiej mu, pomimo pogarszającego się stanu, codziennie funkcjonować. Z pomocy hospicjum korzysta od dwóch lat. Jest mu ona niezbędna z powodu odleżyn. To właśnie nimi zajmuje się doktor Ewa. Zdejmuje opatrunek, oczyszcza rany i wstrzykuje w nie specjalne lek. Wszystko to po to, by po naszym odjeździe hospicyjna pielęgniarka, pani Sławka, mogła założyć nowe opatrunki.
Pan Anatoli bardzo chwali sobie wsparcie ze strony Hospicjum Domowego
- W moim przypadku każda pomoc jest na wagę złota. Jasna rzecz, że wsparcie hospicjum domowego mi odpowiada, bo doktor Ewa i doktor Grabowski mają zawsze czas porozmawiać i wszystko wytłumaczyć jak i co i dzięki temu sam wiem, co robić. Hospicjum bardzo pomogło mi z opatrunkami przeciwodleżynowymi. Bez tego byłoby bardzo źle – przyznaje pan Anatoli
Pan Anatoli przez lata był czytelnikiem Integracji, ceni też portal Niepelnosprawni.pl. Niestety niedawno skończył się program, dzięki któremu miał darmowy Internet. Na opłacenie tej usługi z własnej kieszeni nie za bardzo ma pieniądze. Zwłaszcza przy rosnących kosztach opałów i w obliczu nadchodzącej zimy.
- Właściwie w każdym domu słyszę o tym problemie. Praktycznie każda odwiedzana przeze mnie rodzina martwi się czym i za co ogrzeje swój dom – przyznaje Ewa Stankiewicz.
Żeby jedno nie umarło przed drugim
W ostatnim domu, który tego dnia odwiedzamy mieszka dwoje kochających się starszych ludzi. 87-letnia żona Pani Jagienka (imię zmienione), sama już bardzo schorowana opiekuje się swoim 88-letnim mężem, który od kilku lat nie wstaje z łóżka. Dwadzieścia lat temu przeżył poważny wypadek, po którym nie otrzymał właściwego wsparcia. Oboje mieszkają w małym drewnianym domku na wsi, skąd do najbliższej przychodni jest 10 kilometrów, a autobus do wsi nie dojeżdża od dawna. We wsi nie ma nawet sklepu spożywczego, czasem przyjeżdża tylko sklep obwoźny. Młodsi, zdrowi jakoś sobie w tych warunkach radzą. Gorzej mają ci starsi, którzy potrzebują pomocy innych osób – bliskich, przyjaciół, ale też na przykład pracowników hospicjum domowego.
Czasem trzeba zapukać w okienko
Gdy podchodzimy do domu pani Jagienki, na początku nikt nie otwiera. Dopiero gdy pani doktor zapukała w okno, pojawiła się w nim pani Jagienka i otworzyła drzwi. Jak się okazało, oboje z mężem mieli trudny weekend. Pochorowali się i podejrzewają, że mógł być to covid. Dlatego pani Ewa przed wejściem do domu zakłada maseczkę. Ja dla bezpieczeństwa zostaję na dworze, gdzie czekam aż doktor Stankiewicz skończy wizytę.
- To jest ta sytuacja, gdy oboje państwo starsi, schorowani, ale bardzo troszczący się o siebie, żyją sobie skromniutko na uboczu a ich największym zmartwieniem jest to, by jedno nie umarło przed drugim – mówiła mi doktor Stankiewicz po zakończeniu wizyty.
Godność na ostatnim etapie
Pomiędzy kolejnymi wizytami bardzo długo rozmawiamy. Przede wszystkim o filozofii, która przyświeca Hospicjum Proroka Eliasza.
To, że nie ograniczamy się do tego, by przyjść, zbadać i wystawić receptę sprawia, że my, jako personel, ale też nasi pacjenci inaczej to przeżywamy. Niestety medycyna bardzo się zdehumanizowała. Coraz więcej jest procedur, coraz mniej człowieka. Dlatego my chcemy, jak najbardziej skupić się na człowieku i to tym, który jest już na tym ostatnim etapie życia, ale dalej życia – podkreśla dr Ewa Stankiewicz.
Hospicjum Proroka Eliasza działa i wspiera swoich pacjentów w miejscach, gdzie nieczęsto dociera państwowa ochrona zdrowia, gdzie nie dojeżdża transport publiczny i gdzie zrywa zasięg sieci telefonicznych i z ludźmi, którzy zostali na uboczu świata z powodu wieku, choroby i czasem również samotności. Ludzi, którzy żegnają się powoli z tym światem, czasem z lękiem, czasem z nadzieją, ale przede wszystkim ludźmi, którzy zasługują na to, by na tej ostatniej prostej żyć godnie i otrzymywać taką pomoc, jakiej potrzebują. I to właśnie robi Hospicjum.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz