Nie tak, ale idealnie
Florida nie widzi od urodzenia. Nie wahała się jednak, gdy dostała propozycję udziału w spektaklu baletowym. Nie ma poczucia własnego ciała, przestrzeni ani równowagi. Ma za to chęć przygody i spróbowania czegoś nowego. Zastrzeżenie do występu baletowego zgłosiła tylko jedno.
W tradycyjnym stroju baletnicy nie wyjdę na scenę i pupy nie pokażę. Jestem Romką i muszę mieć zakryte uda, a najlepiej jeszcze więcej – zaznacza, ale nie trzyma się tego konsekwentnie. – Chociaż może ja też zasługuję na to, żeby pokazać siebie. Inne dziewczyny będą podkreślać figurę, a ja nie mogę? Może trochę pokażę... – zastanawia się.
Na co dzień jest przewodniczką po „Niewidzialnej Ulicy” w Poznaniu, wystawie, na której osoby widzące mogą w zupełnej ciemności sprawdzić się w typowych sytuacjach miejskich: wsiąść do tramwaju, zrobić zakupy, rozpoznać dotykiem przedmioty, trafić do drzwi.
Florida na zajęciach baletowych z determinacją walczy o utrzymanie figur i pozycji.
– No trudno, nie umiem i to się nie zmieni. Tancerki baletowe, żeby zrobić piruet, patrzą w jeden punkt, ja tego zrobić nie mogę. Szczerze mówiąc, nie znałam Jeziora łabędziego, nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale na pewno choreograf wie, co robi.
Nie taki, czyli w sam raz
Choreograf, o którym mówi, to Tobiasz Berg. Pomysł baletu ze słabowidzącymi i niewidomymi tancerkami amatorkami chodził mu po głowie sześć lat, ale „Projekt łabędzie” nie jest jego pierwszym nietypowym spektaklem. Pracował już z osobami na wózkach, więźniami i osobami głuchymi. Absolwent Wydziału Teatru Tańca Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie naukowo zajmuje się alternatywnymi formami wykorzystania tańca współczesnego w pracy w środowisku osób zagrożonych wykluczeniem lub wykluczonymi. Artystycznie bliskie jest mu pokonywanie barier, zerwanie z dążeniem do ideału.
– Tym, co mnie definiuje jako artystę i skłania do pracy, są wykluczenia. Dla mnie słowo „wykluczony” znaczy: „nie taki”. Tancerki biorące udział w tym projekcie mierzą się z tym, że wiele lat były nie takie. Nie widziały, więc były nie takie. Nie mogły przyjść do opery, bo były nie takie. Nie mogły zostać artystkami, bo były nie takie. Ja to rozumiem. Byłem nie taki jako młody chłopiec z małej miejscowości bez centrów rozwoju sztuki. Jako artysta w przeciętnej małomiasteczkowej szkole też byłem nie taki. Zawsze mnie to pchało do przodu i było ciekawym motorem do opowieści scenicznej – mówi Tobiasz Berg.
Pracę z tancerkami rozpoczął od szukania w nich kreatywności. Starał się zrozumieć, jak myślą o ruchu. Omawiał z nimi spektakle baletowe z audiodeskrypcją. – Na pierwszych zajęciach mogłyśmy robić figury, ruszać się, tańczyć, krzyczeć, wydawać dźwięki, choreograf uczył nas oddechu. To mi się bardzo podobało – opowiada Jolanta Zielińska-Kaźmierczak, założycielka „Niewidzialnej Ulicy”, która była w swoim życiu intendentką i projektantką wnętrz. Prowadziła też warsztaty kulinarne, gotowała w telewizji, nigdy jednak nie marzyła, by zostać tancerką. – Oczywiście zawsze lubiłam tańczyć, chodziłam na różne zajęcia, ale w życiu dorosłym to już tylko towarzysko – dodaje.
To ona przekonała Floridę do udziału w projekcie. Przekonała też Elżbietę, także przewodniczkę po „Niewidzialnej Ulicy”, która wzrok traci od 10 lat. Ona także coraz rzadziej uczestniczy w życiu kulturalnym miasta. W spektaklu wystąpi też Jolanta, choć jest osobą widzącą.
– Nie wiem, co sobie myślałam. Mimo że mogę stanąć przed lustrem, skorzystać z YouTube’a, nie jest mi łatwo. Nie wyobrażam sobie, jak to będzie podczas premiery. Mam problem z utrzymaniem pozycji, o wszystkim trzeba pamiętać, skoordynować, a ja nie mogę zachować równowagi. Naprawdę podziwiam niewidome dziewczyny. Dla nich musi to być jeszcze trudniejsze – analizuje. Wyzwania stojące przed niewidomymi tancerkami podkreśla też choreograf. Gdy pracował z tancerzami niesłyszącymi, miał wrażenie, że rozmawiają w obcym języku, którego on nie zna. Osoby z niepełnosprawnością wzroku zupełnie jednak zmieniają zasady gry. Nie widzą powierzchni sali, własnego ciała, nigdy nie widziały spektaklu baletowego. – To stwarzanie nowego, innego świata. Florida ma wiele do pokonania. Ona nie ma poczucia przestrzeni. Nie wie, czym są kolory. Kształty ograniczają się u niej do możliwości badania przez ciało. Poczucie równowagi i odnalezienie się w przestrzeni też działa zupełnie inaczej. W przypadku tancerek, które nie widzą od urodzenia, nie działa poczucie kodu kulturowego, który przyswajamy przez obserwację. One nie miały takiej okazji, stąd czasem prowadzimy ciekawe, ale też abstrakcyjne rozmowy o niektórych zjawiskach, które dla nas, widzących, są instynktowne, normalne i powszechne – mówi choreograf.
Florida jako dziecko marzyła o scenie. Dzisiaj marzenie to realizuje, śpiewając na różnych imprezach. Nigdy nie była w operze ani na spektaklu baletowym. Wystawy są dla niej niedostępne. Nie bywa w teatrze.
– Nawet do kina nie chodzę. Są filmy z audiodeskrypcją, ale dla mnie kłopotliwe. Przekazują mi za dużo informacji. Zamiast się skupić na akcji, dowiaduję się jakiego koloru były kwiaty w wazonie, obok którego przeszedł bohater. Z aktywności kulturalnych zostaje mi muzyka – mówi.
Elżbieta po zmroku staje się niesamodzielna. Nie może pójść na spektakl ani w ciemnościach wrócić do domu. Tańczy towarzysko tylko wtedy, gdy może zaufać, że partner odprowadzi ją do stolika.
– Moje widzenie jest coraz słabsze. Coraz częściej się pochylam, żeby coś dostrzec. Chodzę przygarbiona. Od dawna myślałam nad jakąś formą ruchu. Podobały mi się sylwetki tancerek – mówi Elżbieta. Gdy dostała propozycję, najpierw odmówiła: – To nie dla mnie, nigdy nie brałam udziału w czymś takim, no i nie ten wiek.
Jolancie wiek nie przeszkadza.
– Może to i lepiej, że jestem dojrzałą kobietą. Nie przejmuję się już, że ktoś pomyśli, czy jestem ładna czy brzydka, zgrabna czy nie. Kiedyś bym o tym myślała. Teraz doceniam dobrą zabawę – stwierdza i dodaje, że zaskoczył poziom trudności zajęć. – Nie sądziłam, że tak będzie. Zawsze uprawiałam jakieś sporty: narty, windsurfing, rower, siatkówkę. Po operacji kręgosłupa został tylko rower, ale jestem sprawna. Tymczasem strasznie bolą mnie mięśnie, ale to jest cudowne – zapewnia.
Taniec nie tylko wyraża emocje, ale wpływa też na stan ciała. Pobudza równowagę, poprawia koordynację ruchową, rozbudowuje orientację w przestrzeni. Przed tancerkami otwiera nowe możliwości. U Elżbiety zwyciężył wymiar terapeutyczny tańca.
– W końcu się zgodziłam i nie żałuję. Nie jest to dla mnie łatwe, w niczym nie przypomina ruchu znanego z klubu fitness. Trzeba tyle robić naraz i o wszystkim pamiętać, ale cieszę się, że biorę w tym udział – mówi.
Sztuka dla każdego
– Wiem, że spektakl może szokować przez swoją szczerość i prostotę oraz odważne podejście tancerek – mówi choreograf, który zaskoczy widzów na premierze.
Spektakl ma formę próby do Jeziora łabędziego.
– Forma próby była dla nas o tyle ważna, że najcenniejsze rzeczy, wzruszające i rozwojowe, wydarzyły w części warsztatowej projektu. I o tym to jest. O przebywaniu tancerek z różnymi zaproszonymi przeze mnie współrealizatorami. Chcieliśmy zaprosić widzów jak najbliżej tego momentu rozwoju. To spektakl oparty na szczerości, osobowościach i charakterach. Nie szlifujemy ruchu, który ma wydawać się piękny i pod linijkę. W tej konwencji wiele rzeczy może się wydarzyć i wiele rzeczy może być nieidealnych. Trochę w tym spektaklu negocjujemy i podajemy w wątpliwość doskonałość baletu, który zazwyczaj musi być perfekcyjny; noga ma być uniesiona pod odpowiednim kątem, na odpowiedniej wysokości. Nieidealność jest ciekawa, bo naturalna. To będzie zaleta spektaklu – przekonuje Tobiasz Berg, który chciał pokazać, że chociaż nie każdy może chodzić do szkoły baletowej i zostać tancerzem, to każdy ma marzenia, dążenia i chęci. Nie zawsze są jednak możliwe do zrealizowania. – Odrzuca ich system szkolnictwa, więc w spektaklu bardzo mocno stawiamy na wrażliwość, pasję i odwagę tancerzy. Pokazujemy mierzenie się ze swoim ciałem i ograniczeniami, które nie przeszkadzają w byciu artystą i uczestniczeniu w zdarzeniu na scenie – dodaje.
Nie taki, czyli zbyt awangardowy
Zanim doszło do rozmów z Teatrem Wielkim w Poznaniu, Tobiasz Berg pokazał swój pomysł w kilku miejscach, żeby zebrać opinie. Nie były pozytywne. Odejście od perfekcji tańca, baletu spotkało się z niezrozumieniem.
– Ten spektakl też okazał się nie taki. Dla wielu placówek był zbyt awangardowy. Spektakl eliminuje dziwną i sztuczną perfekcyjność społeczną. Dążymy do perfekcji, która powoduje wiele blokad, stresu i frustracji. W tym projekcie to odwracamy. Można być tancerką z niepełnosprawnością i podjąć się rekonstrukcji drugiego aktu Jeziora łabędziego.
Tobiasz Berg miał nadzieję, że Teatr Wielki w Poznaniu dostrzeże potencjał jego pomysłu. Nie pomylił się. Ta wybijająca się na scenie operowej placówka nie pierwszy raz realizuje awangardowy projekt. W poprzednim sezonie prowadziła działania pod nazwą „Zamigaj Moniuszkę”,realizowane z osobami głuchymi.
– Skoro mogliśmy zaprosić osoby g/Głuche do wspólnego migania pieśni Moniuszki, to dlaczego by nie zatańczyć z osobami niewidomymi. Nie boimy się wyzwań. Jesteśmy oczywiście świadomi, że to się wiąże z różnymi trudnościami, ale sztuka jest dla wszystkich. Także jej tworzenie jest dla wszystkich – mówi koordynatorka projektu w Teatrze Wielkim w Poznaniu, Katarzyna Frątczak. – Wiedzieliśmy, że ten reżyser i choreograf ma doświadczenie we współpracy z osobami niewidomymi. Zainteresowały nas jego poszukiwania nowej ścieżki rozmawiania o balecie. My także szukamy nowych ścieżek, by operę i balet otworzyć dla nowych widzów. Projekt był więc dokładnie tym, czego szukamy. W naszym teatrze jesteśmy od tego, by łamać stereotypy – dodaje.
Pracownikom teatru spodobał się też sposób pracy Tobiasza Berga, który nie narzuca tancerzom gotowego materiału. Nie byłoby to zgodne z ideą projektu. Materiał, który ma zobaczyć widownia, powstaje w trakcie prób.
– Wynika z ruchu i interpretacji naszych uczestników, nie zaś z narzuconej im wizji – podkreśla Katarzyna Frątczak.
Balet z audiodeskrypcją
Premiera spektaklu, który już został nominowany do prestiżowej nagrody Fedora Prizes, odbędzie się pod koniec października br. Zainteresowanie nim przerosło oczekiwania teatru.
– W ciągu kilku dni rozeszły się wszystkie wejściówki. Mieliśmy do zaoferowania dwa dni pokazów. Bardzo się staraliśmy dołożyć jeszcze jeden spektakl, bo zabrakło miejsc na wcześniej przygotowane, a zapotrzebowanie nie słabło – mówi koordynatorka projektu.
Scenografia do baletu pochodzi z recyclingu, kostiumy zrobiła poznańska projektantka Edyta Jermacz. Powstały we współpracy z uczestniczkami. Trwały długie rozmowy o oczekiwaniach, ale też o indywidualnym pojmowaniu magii teatru i wyobrażeniach. Kostiumy są sensoryczne. Mają różne faktury, różne nadrukowane elementy. Można je dotknąć i poczuć.
Elżbieta miała wpływ nie tylko na kostium. Brała także udział w projektowaniu plakatu do spektaklu. Zanim zaczęła tracić wzrok, pracowała przy dekoracjach stołów weselnych. Marzeniem, którego nie zdążyła spełnić, było projektowanie ogrodów.
– I właśnie kreatywność, twórczość naszych uczestników była dla nas najważniejsza, a nie ich niepełnosprawność – zapewnia Katarzyna Frątczak.
Spektakle będą dostępne dla widzów z niepełnosprawnością. Nie odbędą się na głównej scenie, ale we foyer pierwszego piętra teatru. Przestrzeń jest dostępna dla osób poruszających się na wózkach. Przewidziana jest również audiodeskrypcja.
– Mamy za sobą pierwsze tego rodzaju doświadczenia. We współpracy ze Stowarzyszeniem „De Facto” zrobiliśmy audiodeskrypcję baletu Dziadek do orzechów. To był pewien eksperyment i według odbiorców udany. O wsparcie poprosiliśmy wtedy naszą tancerkę Agnieszkę Wolną-Bartosik, która zadbała o merytorykę, a sam skrypt stworzyła aktorka Katarzyna Anzorge. Osoby niewidome zapoznały się wcześniej z rekwizytami i kostiumami, a nawet zbadały układ sceny. Teraz robimy kolejny eksperyment. Oprócz audiodeskrypcji część wydarzeń spektaklu będzie komentowana przez narratorkę.
Napięcie rośnie
Przed premierą u tancerek zaczęła narastać trema. Florida zdecydowała, że nie zaprosi rodziny w obawie przed negatywną oceną, Jolanta rozważa użycie peruki, by mieć pewność, że nikt jej nie pozna.
– Tak naprawdę nie myślę o peruce na poważnie, zaprosiłam nawet przyjaciół związanych ze środowiskiem osób z niepełnosprawnością, ale już faceta, który by mi się podobał, raczej bym nie zaprosiła – mówi.
Elżbieta zaprasza przyjaciół i bliskich, ale robi to z pewnym zastrzeżeniem.
– Mówię, że to może będzie satyra i będą się śmiać. Mają być na to gotowi, ale tak naprawdę sam fakt bycia w tym spektaklu jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem i chcę, żeby to była wyjątkowa chwila. Liczę, że ocenią nas życzliwie – zakłada.
Żadnych obaw nie ma koordynatorka projektu ze strony Teatru Wielkiego w Poznaniu.
– Jestem absolutnie i całkowicie spokojna. Wiem, że zaprosiliśmy fantastycznych ludzi do współpracy. Zdaję sobie sprawę, że dla uczestniczek będzie to ogromny stres, ale nie mam wątpliwości, że wszystko się uda – zapewnia.
Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego, dlatego wejściówki były dostępne za darmo.
Artykuł pochodzi z numeru 5/2022 magazynu „Integracja”.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz