Miłosz Bronisz - Osobowość Internetowa
Modrosójka, mazurek, rudzik, płomykówka, sowa i papugi - to ptaki, które znalazły się w tym roku na profilu Miłosza Bronisza w mediach społecznościowych. Stworzył na papierze akwarele, trzymając pędzel w palcach stopy. Ptaki mają dla Miłosza szczególne znaczenie, ale chętnie przedstawia też pejzaże i kwiaty.
Realizacja artystyczna
- Od ptaków się zaczęło. Na ich wizerunkach uczyłem się malować, przedstawiać barwy, pokazywać ich różnorodność. Skłoniły mnie do tego, by zacząć poważnie myśleć o rozwoju w kierunku artystycznym. Wiem, że malowanie będzie mi towarzyszyło w życiu.
Za obrazami Miłosza nie stoi nagłe natchnienie. Nie ma do opowiedzenia historii, która kryje się za kolejnym motywem. Przez kilka dni nosi w sobie pomysł i czeka na wolną chwilę, by zrealizować plan.
- Zazwyczaj myślę, że fajnie by to wyglądało namalowane, potem dopracowuję koncepcję, planuję. Obrazy i wizje biorą się z mojej głowy.
Sztuka będąca relaksem i pasją
Maluje raz w tygodniu podczas zajęć w stowarzyszeniu Potrafię więcej. Korzysta tam z pomocy profesjonalistów i szybko robi postępy. Ma za sobą plener malarski, wernisaż i pokaz swojego warsztatu pracy. Oczekuje także na decyzję Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami z siedzibą w Liechtensteinie o przyznaniu stypendium artystycznego. Sztuka to dla niego relaks i pasja, ale 18-latek zdecydowanie odrzuca pomysł malarstwa jako sposobu zarabiania na życie. Chce pomagać ludziom, tworzyć dla nich bezpieczną przestrzeń, by mogli mówić o swoich problemach.
- Zostanę psychologiem – decyduje Miłosz.
Obrazy prezentuje na Facebooku.
Działanie w internecie
- Na początku chciałem pokazać, jak poruszam się na protezach i na wózku, jak sobie radzę. Potem doszedłem do wniosku, że będę pokazać swoje pasje, osiągnięcia, ale też wycieczki. Chciałem udowodnić, że jako osoba z niepełnosprawnością mogę być aktywny. Zacząłem pokazywać swoje prace.
Miłosz jest aktywny w internecie w jeszcze jeden sposób. Z przyjaciółką z klasy prowadzi blog „Gosia i Miłosz testują Poznań”. Odwiedzają lokale gastronomiczne, obiekty kultury i pokazują, co musi zostać zmienione, aby można było aktywnie z nich korzystać. Nie ukryje się przed nimi żaden wysoki krawężnik, brak windy czy schodek na drodze do stolika restauracji. W swoich opiniach nie są krytyczni. Ujawniają niedostosowanie, chwaląc jednocześnie kuchnię, atmosferę i uśmiech obsługi.
Za działaniami, które zdobyły serca głosujących w Konkursie „Człowiek bez barier”, kryje się duże zaangażowanie.
Plan działania w ramach bloga „Gosia i Miłosz testują Poznań”
- Mamy złotą zasadę, że wrzucamy coś przynajmniej raz w tygodniu. Najwięcej czasu zabiera testowanie. Trzeba pójść, pojechać, zrobić zdjęcia, ocenić, co warto opisać. Na szczęście wszystko można zrobić telefonem. Wrzucamy posty przede wszystkim na Facebook.
Testowanie Poznania to samodzielny projekt Miłosza i jego przyjaciółki. Rodzice go wspierają, ale nie pomagają w realizacji. Od pierwszych dni życia Miłosza stawiają na jego samodzielność, wkraczając, gdy są potrzebni.
- Do porodu wiadomo było jedynie tyle, że kości kończyn Miłosza będą skrócone, ale nie mieliśmy wiedzy, jak bardzo. Dla mnie najważniejsze było to, że mózg syna jest zdrowy. Uważałam, że jeśli dobrze będzie pracowała głowa, to z całą resztą sobie poradzimy – wspomina mama.
Początki życia z fokomelią
Chociaż rodzina wiedziała, że Miłosz urodzi się z fokomelią, nie spodziewała się, że jego kończyny będą skrócone w znacznym stopniu, a dodatkowo - zniekształcone. Pierwszą reakcją taty Miłosza była utrata przytomności. Początki były trudne.
- Przez całe tygodnie chodziliśmy na rehabilitację ruchową, logopedyczną, ogólnorozwojową. Do ortopedy, laryngologa, foniatry. Wizyty lekarskie zaliczaliśmy na pełen etat, a wtedy nie było długiego urlopu macierzyńskiego. Miałam cztery miesiące na opiekę domową, a po nich musiałam wracać do pracy. Na szczęście udało się ją pogodzić z opieką. Dzisiaj widzę, że jeżeli zacznie się z dzieckiem pracować od samego początku, to można uzyskać ogromne efekty.
Miłosz jako 3-latek poszedł do przedszkola. Był samodzielny. Potrafił jeść stopą. Nie był trzymany pod kloszem. W domu obowiązywała zasada: „Najpierw spróbuj, a jeśli sobie nie poradzisz, to będziemy szukać rozwiązań”. Miłosz był świadomy swojej niepełnosprawności.
- Tak. Miałem świadomość, że różnię się od innych i tylko raz przeżyłem z tego powodu gorszy moment. Miałem 7 lat i ogromną złość na świat. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego jestem taki, dlaczego nie mogę tego co inni.
I pojawił się Nick Vujicic
Drażniło go, że nie może zagrać w piłkę i bawić się w chowanego z kolegami. Odpowiedzią na zły okres w życiu okazał się Nick Vujicic. Mama Miłosza starannie wyszukiwała filmy i artykuły traktujące o sukcesie mówcy motywacyjnego, który urodził się bez nóg i rąk. Pokazywała synowi, jak Nick żyje, jak sobie radzi z codziennością, ile osiągnął. Przekonywała, że Miłosz musi zacząć wykorzystywać to, co ma, i starać się rozwijać swoje możliwości. Momentem przełomowym było osobiste spotkanie z Nickiem.
- Zobaczyłem, że nie jestem sam z takimi problemami i że ludzie podobni do mnie świetnie sobie radzą. Kryzys zniknął i nigdy się nie powtórzył. Teraz wiem, że osoby niepełnosprawne mogą sobie ze wszystkim poradzić i zdarza się, że osiągają więcej niż osoby bez problemów zdrowotnych.
Bez taryfy ulgowej
Na taryfę ulgową Miłosz nie mógł liczyć także w szkole. Uczy się w szkole niepublicznej. Żeby się tam dostać, musiał udowodnić, że radzi sobie z różnymi zadaniami. Pokazał m.in., jak precyzyjnie wycina wzór na papierze. W odpowiedzi szkoła zorganizowała podjazd i dostosowaną toaletę. Zatrudniła osobę do wsparcia ucznia i przygotowała jego klasę na przyjście kolegi ze szczególnymi potrzebami.
Na tym jednak specjalne traktowanie się skończyło. Miłosz musi pisać sprawdziany, zdawać egzaminy, podchodzić do olimpiad, układać sobie stosunki z kolegami i znaleźć przyjaciół. Wszystko to udało mu się osiągnąć. W wolnym czasie rozwija inne talenty. Na koloniach Małych Odkrywców prowadził kolonijną gazetkę, pisząc teksty i tworząc do niej ilustracje. Odpowiadał również za kolonijną telewizję.
Aktywności społeczne
Chętnie angażuje się w pomoc innym. Swoje obrazy przekazuje na licytacje fundacjom i organizacjom pozarządowym. Zaoferował je m.in. koalicji „Przewijamy Polskę”, która działa na rzecz upowszechnienia komfortek - toalet dostępnych dla osób z niepełnosprawnością, dodatkowo wyposażonych w leżankę i podnośnik. Prowadzi również warsztaty malowania stopami i spotkania motywacyjne.
- Miłosz nie jest zamknięty w sobie. Często powtarza, że ciało to tylko opakowanie. Najważniejsze co jest w głowie. Chce żyć pełnią życia, a nie swoimi ograniczeniami. Zawsze mu powtarzam, że są tylko dwie drogi: albo się zaakceptuje to, co się ma, i z tym się żyje, albo zamyka się w sobie i nie żyje się w pełni. My wybraliśmy pierwszą drogę – podkreśla mama Miłosza.
- Czuję wzruszenie, zaszczyt, że czytelnicy magazynu „Integracja” i portalu Niepelnosprawni.pl na mnie głosowali. Jest to dla mnie dowodem tego, że to, co robię, ma sens, że moja działalność jest widziana, doceniana i do czegoś prowadzi. Bardzo dziękuję – podsumowuje spotkanie Miłosz Bronisz.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz