Debiutanci o sobie
Pisanie jest procesem intensywnym i bardzo wyczerpującym, kiedy w planie jest wydanie książki. Czym innym jest ona dla twórcy, a czym innym dla odbiorcy, który zdecyduje się ją poznać. David Nicholls twierdzi, że „...pisanie i czytanie to dwie kompletnie różne rzeczywistości – niestety nie możesz nasiąknąć prozą, żeby następnie ją z siebie wycisnąć” (Jeden dzień). Pretekstem do naszych refleksji są dwie pozycje debiutanckie i autobiograficzne.
Dominika Kopańska: I piszący do szuflady, i mole książkowe wiedzą o tym, że bestseller bestsellerowi nierówny … W księgarniach widzimy wiele książek układających się w kategorie: „To się teraz czyta”, „Polecamy”, „Bestsellery”… Czytelnicy kierują się swoimi zamiarami lub spontanicznie sięgają po którąś pozycję. Dlaczego akurat tę?
Czytam wiele książek naraz i regularnie bywam w księgarniach. Najczęściej sięgam po polską literaturę piękną, biografie i autobiografie, reportaże, ale też zdarza mi się co jakiś czas zmienić ulubiony gatunek i sięgam np. po kryminał. Oprócz ogromnej miłości do książek kieruje mną też ciekawość. Często zastanawiam się, co autor miał na myśli, jakie uczucia nim kierowały. Oczekuję też – jak pewnie wielu czytelników – że będzie to książkowa uczta, po której mój czytelniczy głód zostanie zaspokojony.
Jestem otwarta na poznawanie nowych autorów, często więc zdarzają mi się niezwykle intensywne „potyczki” z książkami, które mocno mnie rozczarowały, mimo że okrzyknięto je bestsellerami. W domowej bibliotece prowadzę wtedy „głośne rozmowy”. Nie chodzi tylko o indywidualny gust. Często zadaję sobie pytanie, co czyni książkę bestsellerem i dlaczego niektóre stały się nimi, mimo że okazują się literackimi przeciętniakami? Czy wpływ na to ma autor, który już wcześniej zdobył rozgłos? Czy może porusza modny temat? Jak się zabrać do pisania i czy każdy może napisać i wydać książkę?
Natalia Haus-Gołaszewska: Pisanie nie jest łatwym kawałkiem chleba. Nieprzespane noce, chwile zwątpienia, brak wiary we własne możliwości, niekiedy pomysłu co do treści, poczucie beznadziejności – to wyboje na drodze, którą przechodzą osoby próbujące swoich pisarskich sił. A to dopiero początek żmudnej pracy. Napisanie książki to jedno, a jej wydanie to wejście do nowego świata. Dotykając książek, oglądając okładki czy czytając blurby, widzimy gotowy produkt, efekt końcowy. A proces wydawniczy – od podpisania umowy, przez redakcję, korektę, skład, projekt okładki – trwa nawet do 12 miesięcy.
Z doświadczenia wiem, co oznaczają godziny spędzone przed komputerem, znam łzy frustracji, a w najgorszych momentach brak wiary w pomysł i siebie. Bo pisanie książki nie polega na stukaniu w klawiaturę. Polega na przelewaniu myśli na papier, przekazywaniu emocji słowem, czarowaniu stylem, a przede wszystkim na wciągnięciu czytelnika w swój świat, wręcz porwaniu go do niego. Tylko od autora zależy, co zrobi ze swym pisarskim dzieckiem. Jaki ma plan na jego dalsze życie? Czy schowa do szuflady? A może jednak przełamie wstyd, pokona bariery i wyśle do wydawnictwa? Bez prób nie ma błędów, a przez nie poznaje się odpowiedzi na swoje pytania, odsłania się niewiadome czekające na każdego próbującego sił ze słowem pisanym.
Moja historia miała zakończyć się na postawieniu ostatniej kropki w pliku, nie planowałam rozsyłania książki jako propozycji do wydawnictw. Nikt z grona najbliższych długo nie wiedział, że piszę. Pisałam autoterapeutycznie, chciałam przelać na papier skumulowane od lat emocje, wyrzucić z siebie słowa. Chciałam też udowodnić sobie, że jestem w stanie napisać książkę. Zrealizować marzenie i odhaczyć na mapie planów kolejny punkt. Mąż, czytając fragmenty, przekonał mnie, że powinnam rozesłać propozycję wydawniczą. I tak zrobiłam. Teraz, z perspektywy czasu piszę już pod kątem wydawniczym. To wciąga, uzależnia, ale daje też poczucie ogromnej dumy. Jest przeżyciem nie do opisania, gdy zobaczy się swoje nazwisko obok nazwisk znamienitych pisarzy.
Na temat tego, czego unikać w trakcie podpisywania umowy wydawniczej, powinna powstać specjalna pozycja dla debiutantów. Jest mnóstwo pułapek. Wydawcy nie zawsze są wobec nich uczciwi, wykorzystują niewiedzę, brak doświadczenia, a z drugiej strony u debiutanta pojawia się zwykła pycha i zapędy narcystyczne. Prowadzi to młodego autora na manowce, ponieważ chęć wydania książki bywa silniejsza niż zdrowy rozsądek, a sygnały ostrzegawcze są ignorowane. Wtedy jest jednak za późno, a podpis złożony.
Porażony życiem Rafała Miszkiela jest pewnego rodzaju katharsis. Przelane na papier słowa są opowieścią autobiograficzną. Jego przemyślenia, ból, momentami bezradność, ale przede wszystkich hart ducha oraz stopniowe podnoszenie i poniekąd życie od nowa – to clou opowiadanej historii. Stykamy się z tematem trudnym, wzbudzającym w czytelniku skrajne emocje.
„Na mojej drodze stał słup wysokiego napięcia. Wspiąłem się na niego bez trudu. Spadłem po tym, jak złapałem przewody i poraził mnie prąd. Nic więcej nie pamiętam. Błysk. Karetka. Patrzę na moją czarną, spaloną rękę. Ciemność” – chwila, impuls, zła decyzja spowodowała zmianę życia, jego postrzegania, a przede wszystkim niepełnosprawność.
Czytelnik wchodzi w rolę Rafała, autor jest jak otwarta księga, uzewnętrznia się, obala tabu, jednocześnie uświadamiając, że tak naprawdę są to życiowe dylematy osób z niepełnosprawnością. Przełamuje stereotypy, pokonuje bariery – i te fizyczne, i te w głowie. Pokazuje, jaką wartość mają bliscy i że czasem miłość ma gorzkie oblicze. „Tak bardzo się cieszę, że wyszedłem z tego gówna, że nie ma mnie już w szpitalu, bo mimo wspomnień, które dziś do mnie wracają, ten pobyt w gruncie rzeczy nie był niczym przyjemnym. Kto chciałby spędzić w szpitalu pół roku? Powrót do domu daje nadzieję, że uda mi się stać samodzielną osobą, że będę mógł nad tym pracować”.
Dominika Kopańska: Dla Przemysława Kondratowicza, autora Pod napięciem. Historii prosto spod nosa, która nie powinna się zdarzyć, mającego dziecięce porażenie mózgowe, pisanie książki nie było terapią, a zadaniem, które chciał wykonać. Napisał autobiografię pełną subiektywnych przemyśleń. Znajdziemy tu sukcesy i porażki, poznamy codzienne funkcjonowanie w sferze zawodowej, edukacyjnej, rodzinnej, emocjonalnej i intymnej, ale zetkniemy się też z dużą niezgodą i bólem z powodu życia w ciągłym napięciu ciała i niemożliwością odreagowania. Spotkamy się z tęsknotą za życiem i możliwościami, które większość osób ma, lecz ich nie docenia.
„Wiem, że jestem niesprawiedliwy, ale irytuje mnie jak sprawni ludzie narzekają na swój los. Nie są fizycznie ograniczeni, a zachowują się, jak gdyby nimi byli. Dlatego chcę zaciekawić książką tych, którzy uważają, że samodzielność to jest coś zwyczajnego, podczas gdy jest inaczej, gdyż to tylko dzięki niej można być kim się chce i robić to, co się kocha. Mi taka możliwość została niestety zabrana”.
Zauważymy też niezwykle silną chęć życia, pomimo napięcia ciała, które towarzyszy mu na co dzień. Czym jest dla autora?
„(…) to nieustanny deficyt zgodności między wolnym rozumem a porażonym ciałem, to konfrontacja ambicji i marzeń z rzeczywistością, nieustające starcie naturalnych potrzeb z nienaturalną niemożnością ich zaspokojenia. Walka zarówno fizyczna, jak i mentalna. Pogodzenie się z nieuchronnością przegranej ze schorzeniem, w którym stawką jest zaspokojenie głodu osobistej oraz zawodowej samorealizacji”.
Otwierając książkę, stukaną przez pięć lat nosem, zauważymy notę od redakcji: „Redaktorom zależało na zachowaniu stylu Autora. Ze względu na specyfikę książki i jej pamiętnikarski charakter postanowiliśmy nie ingerować w szyk zdań”. Czy to dobra decyzja? Z jednej strony książka sprawia wrażenie niezwykle intymnej, dzięki czemu możemy być bliżej świata, do którego nas autor zaprosił, z drugiej zaś – czy wydanie książki, która nie spełnia redakcyjnych wymogów, jest zgodne z wydawniczym savoir-vivre’em? Co wpłynęło na to, że książka została tak wydana? Odpowiedź nie jest łatwa. Składa się na nią wiele czynników.
Natalia Haus-Gołaszewska: Czy pisanie jest opłacalne? Najpierw trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, co się chce osiągnąć. Niewielu jest autorów, którzy osiągnęli sukces. A co jest sukcesem? Pytania pozostają bez odpowiedzi, a rynek zalewany książkami.
O sukcesie wydawniczym mogą mówić autorzy o ugruntowanej pozycji, będący na rynku kilka lat. Wydawnictwa o nich zabiegają, ponieważ przyjdzie za nimi rzesza czytelników. Czysty marketing. Natomiast autorzy na początku kariery pisarskiej są de facto na końcu łańcucha pokarmowego. Wydawnictwo decyduje, czy wyda debiutancką pozycję, bo ona albo wbije się w potrzeby rynku, albo zmieści się do planu wydawniczego na dany rok. Autor wydaje książkę, ale to nie on stawia warunki współpracy, zaledwie czasem uda się coś uszczknąć, zmodyfikować, lecz prawda jest smutna: przy debiucie niewiele się wie o prawach rynku. Czas uczy pokory, błędy poszerzają wiedzę, a dobry marketing i czytelnicy ugruntowują pozycję na rynku.
Patrząc na rynek wydawniczy, który zalewany jest nowościami, można stwierdzić, że więcej osób pisze, niż czyta. O nadsyłaniu propozycji wydawniczych wspominał na jednym ze spotkań Jakub Żulczyk. Pomimo wytycznych wysłał do wydawnictwa Lampa i Iskra Boża mail, a nie skrypt, i na tamte czasy to był strzał w dziesiątkę, ponieważ skrypty piętrzyły się jeden na drugim. Dziś wydawnictwa nie chcą już przechowywać wersji papierowych. W dobie internetu i życia cyfrowego, aby się przebić przez gąszcz maili z propozycjami wydawniczymi, trzeba zaoferować wartościową książkę o niebanalnej fabule. Teoretycznie. Niestety, patrząc na rynek czytelniczy, trzeba stwierdzić, że zalewany jest książkami, które z wymienionymi cechami mają mało wspólnego.
W Polsce najchętniej czytane są kryminały i romanse. Książki wydawane są tematycznie, fabuła i postaci mają zaspokajać potrzebę czytelniczą. Powstały strefy książek, które nastawione są na konkretną grupę odbiorców. Nie dotyczy to książek osób znanych z mediów, show-biznesu czy świata internetowego, tzw. influencerów. Ich nazwisko jest marką, więc bywa dla wydawnictwa opłacalne, a dodatkowo może zaowocować nawet filmem czy serialem.
Sam pomysł jest ziarnem, które w pewnym momencie zacznie kiełkować. Czas i cisza to główne potrzeby pisarza, aby spokojnie mógł przelać pomysł na papier, zbudować historię, odpowiednio scharakteryzować postać albo nadać jej swoje cechy. Rafał Miszkiel i Przemysław Kondratowicz mieli silną potrzebę pokazania, że mimo barier można funkcjonować w społeczeństwie. Ich losy są doskonałymi tego przykładami; obaj pokazują, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Artykuł pochodzi z numeru 5/2022 magazynu „Integracja”.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz