VI Nadwiślański Turniej w Wyciskaniu Sztangi Leżąc „Bartosz 2007”
Trochę o historii "Bartosza"
Pierwszy był Ryszard Tomaszewski. Legendarny ciężarowiec, zaliczany
do pierwszej setki najwybitniejszych sztangistów
wszechczasów.
Już w latach `80 udowodnił, że spośród setek konkurencji sportowych, wyciskanie sztangi leżąc jest jedną z tych nielicznych dyscyplin (podobnie jak szachy czy brydż), w której niepełnosprawni sportowcy mogą osiągać wyniki nawet lepsze niż ich pełnosprawni konkurenci. Dowodem tego był choćby rekord świata w wadze do 90 kg, uzyskany przez Tomaszewskiego w 1996 roku w Atlancie: 222,5 kg.
W tym samym roku, w Tarnobrzegu, Sławomir Wiatrowski jako prezes Stowarzyszenia Sportu Niepełnosprawnych “Integracja” zakładał sekcję wyciskania sztangi leżąc. Sam w młodości uprawiał kajakarstwo, ale z podnoszeniem ciężarów nie miał do tej pory nic wspólnego. Sekcja rozrastała się w takim tempie, że już po kilku latach Wiatrowski postanowił wyjść z nią na ogólnopolską scenę. I w ten sposób powstał “Bartosz” – Nadwiślański Turniej w Wyciskaniu Sztangi Leżąc.
Nazwę turnieju zaczerpnięto oczywiście z historii Bartosza Głowackiego, kosyniera Kościuszki i legendarnego siłacza, którego pomnik stoi na tarnobrzeskim Rynku. Obecnie “Bartosz” jest jedyną w Polsce imprezą integracyjną, wpisaną do kalendarza Federacji Trójboju Siłowego. Integracyjną – a więc taką, w której na równych prawach i w tych samych kategoriach wagowych startują zarówno pełnosprawni, jak i niepełnosprawni sportowcy.
W tym roku była to już szósta edycja tego turnieju, a uczestniczyło w nim prawie 80 zawodników i zawodniczek.
Zjeżdżali do Tarnobrzega z całej Polski: z Grójca, Gdańska, Wrocławia, Katowic, Warszawy. Drużyna trenera Aleksandra Popławskiego z Koszalina miała do pokonania prawie 700 km. Jechali 12 godzin, starannie wybierając trasę, głównie ze względu na brak toalet dostosowanych do potrzeb osób niepełnosprawnych. Wymagało to wybierania konkretnych stacji benzynowych i parkingów, co niestety wydłuża czas dojazdu.
Fot. Maciej Piotrowski
W samym Tarnobrzegu ten problem już nie istnieje. Hotel “Karolina”, w którym mieszkali, położony tuż koło ośrodka OSiR, wyposażony został w podjazdy i rampy, umożliwiające bezproblemowe poruszanie się na wózkach.
Podobnie hala sportowa OSiR, największa w mieście, kilka lat temu została zmodernizowana właśnie pod tym kątem. W kraju bywa z tym różnie: zdarzyło nam się już opisywać zawody kulturystyczne o randze Mistrzostw Polski, rozgrywane w ciasnych, naprędce przystosowanych salach hotelowych lub szkolnych salach gimnastycznych.
W Tarnobrzegu było inaczej. Dość powiedzieć, że sztangiści dysponowali aż czterema stanowiskami do rozgrzewki, jak również obszernymi szatniami i zapleczem bufetowym.
- W Tarnobrzegu wspaniałe jest to – mówi Sławomir Wiatrowski – że niezależnie od wyniku kolejnych wyborów, radni miasta i Urząd Marszałkowski województwa podkarpackiego doceniają “Bartosza” i co roku uwzględniają go w swoim budżecie.
Prezydent miasta, Jan Dziubiński, osobiście wręczał uczestnikom dyplomy i medale. Oczywiście, impreza o takim rozmachu korzysta też z pomocy sponsorów. To właśnie dzięki sponsorom “Bartosz” mógł w tym roku zapewnić wartościowe nagrody pieniężne zdobywcom trzech pierwszych miejsc we wszystkich kategoriach wagowych.
Zlikwidować koszulki?
Najtrudniej było nie zauważyć Justyny Kozdryk z klubu
Kraska Jasieniec. Filigranowa (120 cm wzrostu), mistrzyni i
rekordzistka świata, była tego dnia w świetnej formie: atakowała
swój rekord życiowy, wynoszący 90, 5 kg (bez koszulki). Tym razem
się nie udało, ale Justyna powiedziała nam w zaufaniu, że na
treningach wyciskała już 92 kg.
Na zdj. Justyna Kozdryk
Fot. Maciej Piotrowski
Justyna to swego rodzaju fenomen: ważąc 44, 6 kg, startowała w
kategorii 52 kg, ale była lepsza od wszystkich konkurentek nawet w
kategorii do 67 kg! Ale to zrozumiałe, jeśli ma się, tak jak ona,
współczynnik WILKS 1,3953.
Justyna Kozdryk, która jest cywilnym pracownikiem Komendy Powiatowej Policji w Grójcu, jest zawodniczką wyjątkową również i z tego powodu, że z równym powodzeniem startuje (i zwycięża) zarówno w kategorii sportowców niepełnosprawnych (Federacja IPC), jak i pełnosprawnych (Federacja IPF).
Na zdj. Justyna Kozdryk
Fot. Maciej Piotrowski
Swój pierwszy rekord świata (98 kg, oczywiście w koszulce) Justyna
uzyskała w 2004 roku w Cleveland, występując właśnie w barwach IPF.
Dziś Justyna wyciska już 116 kg, ale ze względu na podwyższenie
limitu wagi w jej kategorii do 48 kg. rekord świata oddalił się od
niej o ponad 10 kg.
- Jak to jest – zapytaliśmy Justynę - kiedy tak niemal co
tydzień zmienia się federację? Raz startujesz w koszulce,
drugi raz bez – czy to nie ma wpływu na wyniki?
- Gdyby to ode mnie zależało – odpowiedziała Justyna – wolałabym
startować bez koszulki. W moim przypadku różnica wynosi 26 kg, ale
są i tacy zawodnicy, którzy zyskują nawet 40 kg. Uważam, że takie
"wspomaganie" wypacza ideę współzawodnictwa. Koszulki są dość
drogie: kosztują kilkaset złotych. Trzeba je zmieniać co kilka
miesięcy, ponieważ z czasem się rozciągają. Do tego koszulki
zwiększają zagrożenie kontuzją. Wystarczy minimalna różnica w
uchwycie sztangi i już gryf leci na klatkę piersiową lub na twarz.
Myślę, że taką samą opinię na temat koszulek ma większość
zawodników. Niestety, decyzja w tej sprawie należy nie do nas,
tylko do władz IPF.
Bez odżywek i suplementów
Jedyną zawodniczką, która w Tarnobrzegu wycisnęła większy
ciężar niż Justyna, była Kamila Rusielewicz ze Startu Koszalin.
Uzyskała wynik 110 kg, ale – co tu ukrywać – nawet dwie Justyny
postawione obok siebie na wadze nie zrównoważyłyby ciężaru jednej
Kamili.
Kamila jeździ na wózku, pracuje jako kasjerka przy wejściu na basen w Koszalinie i z pewnością nie wygląda na kobietę, która niedawno wycisnęła 112 kg. Wynik ten dał jej tytuł Mistrzyni Polski.
W czerwcu 2007 r. zdobyła też brązowy medal na Mistrzostwach
Europy w Gracji (Kavala). Trenuje ze sztangą od 7 lat
(poprzednio zdobywała medale w rzutach dyskiem i kulą) i z żalem
stwierdza, że z coraz większym trudem przychodzi jej poprawianie
wyników.
- A gdyby tak – zapytaliśmy – zwiększyć dawkę odżywek i
suplementów?
- Nigdy tego nie próbowałam – odpowiedziała Kamila. – Nie muszę
pilnować wagi, nawet nie planuję diety pod kątem siły, ponieważ i
tak występuję w najwyższej kategorii wagowej. Ale trzy lata temu,
na Mistrzostwach Świata rozgrywanych w Malezji (Kuala Lumpur)
naprawdę zaczęłam tęsknić za mięsem. Od rana do wieczora karmili
nas tam owocami morza. Raz podali nawet smażoną ośmiornicę. W smaku
przypominała grzybki, ale miała konsystencję gumy. I kiedy tak
przeżuwaliśmy przez kilka minut każdy kęs, dopiero wtedy
doceniliśmy smak zwyczajnego polskiego kotleta.
Kamila Rusielewicz jest wychowanką trenera Aleksandra Popławskiego.
Jego najsłynniejszym zawodnikiem jest Ryszard Fornalczyk, zdobywca
czterech złotych medali na paraolimpiadach, nie licząc zwycięstw w
mistrzostwach świata i Europy.
Fornalczyk, ofiara epidemii Heine – Medina z lat 50., też
przyjechałby do Tarnobrzegu, ale w tym samym czasie startował na
Tajwanie. Trener Popławski, sam po amputacji nogi, zbudował w
Koszalinie jedną z najsilniejszych sekcji ciężarowych w kraju. Do
Tarnobrzegu przyjechał m.in. z Grzegorzem Lanzerem, mistrzem Polski
juniorów w kategorii 67 kg (wycisnął 132 kg), oraz Rafałem
Klejbachem (kategoria +125 ), który w Tarnobrzegu wycisnął 160
kg.
- Dla moich zawodników – mówi trener Popławski – sport stał się
sposobem na powrót do w miarę normalnego życia.
Rafał był młodym, wysportowanym mężczyzną, świeżo po wojsku, gdy zabolało go coś w plecach. Zamiast po kilku dniach, wyszedł ze szpitala po trzech miesiącach. A właściwie nie wyszedł, wyjechał na wózku. Diagnoza lekarzy była nieubłagana: nowotwór. Tylko on jeden wie, ile wysiłku kosztowało go przystosowanie do nowej sytuacji. Jako ciężarowiec, Rafał jest zawodnikiem nierównym z powodu skurczów, które potrafią złapać go w najmniej oczekiwanym momencie. Ale nie poddaje się, trenuje, startuje, walczy.
Na zdj. trenerzy: Ryszard Tomaszewski (L), Aleksander Popławski
(P)
Fot. Maciej Piotrowski
50 złotych medali
Ryszard Tomaszewski przyjechał do Tarnobrzega z siedmioosobową
drużyną Startu Wrocław. Siedem lat temu, po powrocie z
paraolimpiady w Sydney, zakończył karierę sportową i został
trenerem. Na wrocławskiej AWF ukończył specjalizację umożliwiającą
pracę z osobami niepełnosprawnymi.
- Uzyskanie takich uprawnień okazało się znacznie trudniejsze
niż w wypadku sportowców pełnosprawnych – opowiada. – Aż miło
patrzeć, jak mój wychowanek, Piotr Szymeczek, ważący tylko 79 kg,
wyciska bez problemu 180 kg. Ale wszystkich przebija inny
zawodnik, 20-letni Andrzej Szatkowski, który ważąc tylko 32
kg. wycisnął w Tarnobrzegu równe 100 kg! Cztery lata temu
zaczynał od 40 kg. Jeśli nadal będzie poprawiał wyniki w takim
tempie, za rok – dwa mógłby wycisnąć poczwórną wagę
swego ciała. Byłby chyba pierwszym na świecie zawodnikiem,
któremu udałoby się tego dokonać.
Andrzej Szatkowski pochodzi z Lubania. Urodził się z niedorozwojem
nóg, stąd ta rekordowo niska waga ciała. Uzyskał zawód
introligatora, obecnie uczy się w Technikum Ekonomicznym.
Jest jednym z 300 uczniów wrocławskiego Centrum Kształcenia i
Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Centrum to cały kombinat edukacyjny: są tu dwie szkoły zawodowe,
dwa licea i jedno technikum. Trzy lata temu trener Ryszard
Tomaszewski został oddelegowany przez Zrzeszenie ”Start” do pracy w
Centrum.
- Praca z tą młodzieżą sprawia mi wiele satysfakcji - mówi - Oni
nie pytają o pieniądze, stypendia, nagrody. Trenują dla samych
siebie. Sport jest dla nich formą rehabilitacji, szansą na powrót
do normalnego życia, okazją do zwiedzenia świata. Czyli dokładnie
tym samym, czym był dla mnie trzydzieści lat temu. Tu nic się nie
zmieniło.
Po powrocie z Sydney i wyleczeniu kontuzji, Ryszard Tomaszewski
przestał dźwigać ciężary. Kiedyś poszedł nawet do specjalisty i
zapytał go, dlaczego aż tak odrzuciło go od sztangi.
- A ile lat dźwigał pan ciężary? – zapytał prof. Wlazło z
AWF.
- Trzydzieści pięć.
- No widzi pan: nastąpiło przesilenie. Ale to wróci, trzeba tylko
trochę poczekać.
Ryszard Tomaszewski ma obecnie 56 lat. Kocha atmosferę siłowni, ten
zapach kamfory rozgrzewającej mięśnie, szczęk żelastwa. Powoli sam
zaczyna ćwiczyć, ale jest to jeszcze raczej zabawa ze
sztangą niż normalne treningi. W jego wrocławskim mieszkaniu wisi
na ścianie 50 złotych medali. Jeszcze do niedawna uważał, że to
dosyć, że starczy. Po tegorocznym “Bartoszu” nie jest już tego taki
pewien. 56 lat to akurat w sam raz, aby rozpocząć starty w
kategorii weteranów.
Na zdj. Katarzyna Rogowiec
Fot. Maciej Piotrowski
Na zdj. Arkadiusz Szyderski
Fot. Maciej Piotrowski
Sławomir Wiatrowski bez przerwy zaskakuje uczestników “Bartosza” nowymi pomysłami. W tym roku zaprosił do Tarnobrzega dwójkę niezwykłych gości: Arkadiusza Szyderskiego i Katarzynę Rogowiec, zdobywczynię dwu złotych medali na Paraolimpiadzie w Turynie. Pani Kasia dwoiła się i troiła, wręczając zwycięzcom “Bartosza” dyplomy i zakładając im na szyje pamiątkowe medale. Arek Szyderski, jak urodzony showman, miał aż trzy wejścia. Za pierwszym razem pokazał program dowolny, za drugim – obowiązkowy, a za trzecim – coś, co można by tylko nazwać programem specjalnym. To było piękne widowisko: Arek przechadzał się po widowni z kwiatkiem w ręku. Jednej pani pokazał wspaniałe bicepsy, innej zademonstrował mięśnie pasa barkowego (a ma co pokazać, oj ma!), aż w końcu, całkiem niespodziewanie, zatrzymał się przed Kasią Rogowiec i wręczył jej piękną czerwoną różę. Zaskoczenie było całkowite, co widać na zdjęciu. Widzowie też byli zaskoczeni: tak pięknego akcentu kulturystycznego nie widzieliśmy jeszcze na żadnych zawodach.
Na zdj. Katarzyna Rogowiec i Arkadiusz Szyderski
Fot. Maciej Piotrowski
Aleksandra Szostak z klubu Power Kuźnik Chorzów, niewidoma studentka AWF w Katowicach, startowała w kategorii 67 kg, mimo że waży zaledwie 53, 7 kg. Zaliczyła 60 kg. Wiosną tego roku w Radomiu na Mistrzostwach Polski wycisnęła 80 kg.
Na zdj. Aleksandra Szostak
For. Maciej Piotrowski
- Ale to był wynik uzyskany w koszulce – zastrzega. – W koszulce czy bez, uważam że wyciskanie sztangi leżąc to konkurencja jakby specjalnie stworzona dla osób niewidzących. Rywalizujemy jak równy z równym - z pełnosprawnymi zawodnikami. Tylko szkoda, że tak niewiele osób, będących w tej samej sytuacji co ja , w ogóle wie o tej dyscyplinie.
Na zdj. Aleksandra Szostak
For. Maciej Piotrowski
W czerwcu 2007 r. Ola zdobyła złoty medal na Mistrzostwach Świata Niewidomych w trójboju siłowym. Uzyskała wynik 295 kg. Przez długi czas jej start w tych zawodach stał pod znakiem zapytania ze względu na wysoki koszt wyjazdu do Sao Paulo (Brazylia): ponad 20 tys. zł. Dopiero dzięki pomocy swojej macierzystej uczelni, Urzędu Miasta w Chorzowie i Elektrowni Rybnik udało się zgromadzić połowę tej kwoty. Na drugą połowę Ola musiała zaciągnąć prywatną pożyczkę, którą teraz spłaca. Ola ma wszelkie szanse, aby powtórzyć swój sukces na zbliżających się Mistrzostwach Świata Niewidomych w wyciskaniu, które odbędą się w Czechach. I znowu powtarza się ten sam problem – finanse. Jeśli Ola nie zgromadzi kilku tysięcy zł, nie ma co myśleć o wyjeździe do Ostrawy. Ale ten sam problem dotyczy większości niepełnosprawnych sportowców
Pełna lista wyników tarnobrzeskiego “Bartosza” jest dostępna na
stronie:
www.ofir.tarnobrzeg
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz