Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

VI Nadwiślański Turniej w Wyciskaniu Sztangi Leżąc „Bartosz 2007”

12.10.2007
Autor: Maciej Piotrowski
Źródło: inf. własna

Trochę o historii "Bartosza"
Pierwszy był Ryszard Tomaszewski. Legendarny ciężarowiec, zaliczany do pierwszej setki  najwybitniejszych sztangistów wszechczasów.

Już w latach `80 udowodnił, że spośród setek konkurencji sportowych, wyciskanie sztangi leżąc jest  jedną z  tych nielicznych dyscyplin  (podobnie jak szachy czy brydż),   w której niepełnosprawni sportowcy mogą osiągać wyniki nawet lepsze niż ich pełnosprawni konkurenci. Dowodem tego był choćby rekord świata w wadze do 90 kg, uzyskany przez Tomaszewskiego w 1996 roku w Atlancie: 222,5 kg.

W tym samym roku, w Tarnobrzegu, Sławomir Wiatrowski jako prezes Stowarzyszenia Sportu Niepełnosprawnych “Integracja” zakładał sekcję wyciskania sztangi leżąc. Sam w młodości uprawiał kajakarstwo, ale z podnoszeniem ciężarów nie miał do tej pory nic wspólnego. Sekcja rozrastała się w takim tempie, że już po kilku latach  Wiatrowski  postanowił wyjść z nią na ogólnopolską scenę. I w  ten sposób powstał “Bartosz” – Nadwiślański Turniej w Wyciskaniu Sztangi Leżąc.

Nazwę turnieju zaczerpnięto oczywiście z historii Bartosza Głowackiego, kosyniera Kościuszki i legendarnego siłacza, którego pomnik stoi na tarnobrzeskim Rynku. Obecnie “Bartosz” jest jedyną w Polsce imprezą integracyjną,  wpisaną do kalendarza Federacji Trójboju Siłowego. Integracyjną – a więc taką, w której na równych prawach i w tych samych kategoriach wagowych startują zarówno pełnosprawni, jak i niepełnosprawni sportowcy.

W tym roku była to już szósta edycja tego turnieju, a uczestniczyło w nim prawie 80 zawodników i zawodniczek.

Zjeżdżali do Tarnobrzega z całej Polski: z Grójca, Gdańska, Wrocławia, Katowic, Warszawy. Drużyna trenera Aleksandra Popławskiego z Koszalina miała do pokonania prawie 700 km. Jechali 12 godzin, starannie wybierając trasę, głównie ze względu na brak toalet dostosowanych do potrzeb osób niepełnosprawnych. Wymagało to wybierania konkretnych stacji benzynowych i parkingów, co niestety wydłuża czas dojazdu. 

zdjęcie: zawodnicy z różnych miast
Fot. Maciej Piotrowski

W samym Tarnobrzegu ten problem już nie istnieje. Hotel “Karolina”, w którym mieszkali, położony tuż  koło ośrodka OSiR, wyposażony został w podjazdy i rampy, umożliwiające bezproblemowe poruszanie się  na wózkach.

Podobnie hala sportowa OSiR, największa w mieście, kilka lat temu została zmodernizowana właśnie pod tym kątem. W kraju bywa z tym różnie: zdarzyło nam się już opisywać zawody kulturystyczne o randze Mistrzostw Polski, rozgrywane w ciasnych, naprędce przystosowanych salach hotelowych lub szkolnych salach gimnastycznych.

W Tarnobrzegu było inaczej. Dość powiedzieć, że sztangiści dysponowali aż czterema stanowiskami do rozgrzewki, jak również obszernymi szatniami i zapleczem bufetowym.

- W Tarnobrzegu  wspaniałe jest to – mówi Sławomir Wiatrowski – że niezależnie od wyniku kolejnych wyborów, radni miasta i Urząd Marszałkowski województwa podkarpackiego doceniają “Bartosza” i co roku uwzględniają go w swoim budżecie.

Prezydent miasta, Jan Dziubiński, osobiście wręczał uczestnikom dyplomy i  medale.  Oczywiście, impreza o takim rozmachu korzysta też z pomocy  sponsorów. To właśnie dzięki  sponsorom “Bartosz” mógł w tym roku  zapewnić wartościowe nagrody pieniężne zdobywcom trzech pierwszych miejsc we wszystkich kategoriach wagowych. 

Zlikwidować koszulki?
Najtrudniej było nie zauważyć Justyny Kozdryk z klubu Kraska Jasieniec. Filigranowa (120 cm wzrostu), mistrzyni i rekordzistka świata, była tego dnia w świetnej formie: atakowała swój rekord życiowy, wynoszący 90, 5 kg (bez koszulki). Tym razem się nie udało, ale Justyna powiedziała nam w zaufaniu, że na treningach wyciskała już 92 kg. 

zdjęcie: Justyna Kozdryk
Na zdj. Justyna Kozdryk
Fot. Maciej Piotrowski

       
Justyna to swego rodzaju fenomen: ważąc 44, 6 kg, startowała w kategorii 52 kg, ale była lepsza od wszystkich konkurentek nawet w kategorii do 67 kg! Ale to zrozumiałe, jeśli ma się, tak jak ona, współczynnik WILKS 1,3953.

Justyna Kozdryk, która jest cywilnym pracownikiem Komendy Powiatowej Policji w Grójcu, jest zawodniczką wyjątkową również i z tego powodu, że z równym powodzeniem startuje  (i zwycięża) zarówno w kategorii sportowców niepełnosprawnych (Federacja IPC), jak i pełnosprawnych (Federacja IPF).

zdjęcie: Justyna Kozdryk
Na zdj. Justyna Kozdryk
Fot. Maciej Piotrowski


Swój pierwszy rekord świata (98 kg, oczywiście w koszulce) Justyna uzyskała w 2004 roku w Cleveland, występując właśnie w barwach IPF. Dziś Justyna wyciska już 116 kg, ale ze względu na podwyższenie limitu wagi w jej kategorii do 48 kg. rekord świata oddalił się od niej o ponad 10 kg.
 
- Jak to jest – zapytaliśmy Justynę  - kiedy tak niemal co tydzień zmienia się federację? Raz startujesz w koszulce,  drugi raz bez – czy to nie ma wpływu na wyniki?
 
- Gdyby to ode mnie zależało – odpowiedziała Justyna – wolałabym startować bez koszulki. W moim przypadku różnica wynosi 26 kg, ale są i tacy zawodnicy, którzy zyskują nawet 40 kg. Uważam, że takie "wspomaganie" wypacza ideę współzawodnictwa. Koszulki są dość drogie: kosztują kilkaset złotych. Trzeba je zmieniać co kilka miesięcy, ponieważ z czasem się rozciągają. Do tego koszulki zwiększają zagrożenie kontuzją. Wystarczy minimalna różnica w uchwycie sztangi i już gryf leci na klatkę piersiową lub na twarz. Myślę, że taką samą opinię na temat koszulek ma większość zawodników. Niestety, decyzja w tej sprawie należy nie do nas, tylko do władz IPF.

Bez odżywek i suplementów
 Jedyną zawodniczką, która w Tarnobrzegu wycisnęła większy ciężar niż Justyna, była Kamila Rusielewicz ze Startu Koszalin. Uzyskała wynik 110 kg, ale – co tu ukrywać – nawet dwie Justyny postawione obok siebie na wadze nie zrównoważyłyby ciężaru jednej Kamili.

Kamila jeździ na wózku,  pracuje jako kasjerka  przy wejściu na basen w Koszalinie  i z pewnością nie wygląda na kobietę, która niedawno wycisnęła 112 kg. Wynik ten dał jej tytuł Mistrzyni Polski.

W czerwcu 2007 r. zdobyła też brązowy medal na Mistrzostwach Europy w Gracji (Kavala). Trenuje ze sztangą  od 7 lat (poprzednio zdobywała medale w rzutach dyskiem i kulą) i z żalem stwierdza, że z coraz większym trudem przychodzi jej poprawianie wyników.
- A gdyby tak – zapytaliśmy – zwiększyć dawkę odżywek i suplementów?

- Nigdy tego nie próbowałam – odpowiedziała Kamila. – Nie muszę pilnować wagi, nawet nie planuję diety pod kątem siły, ponieważ i tak występuję w najwyższej kategorii wagowej. Ale trzy lata temu, na Mistrzostwach Świata rozgrywanych w Malezji (Kuala Lumpur) naprawdę zaczęłam tęsknić za mięsem. Od rana do wieczora karmili nas tam owocami morza. Raz podali nawet smażoną ośmiornicę. W smaku przypominała grzybki, ale miała konsystencję gumy. I kiedy tak przeżuwaliśmy przez kilka minut każdy kęs, dopiero wtedy doceniliśmy smak zwyczajnego polskiego kotleta.
 
Kamila Rusielewicz jest wychowanką trenera Aleksandra Popławskiego. Jego najsłynniejszym zawodnikiem jest Ryszard Fornalczyk, zdobywca czterech złotych medali na paraolimpiadach, nie licząc zwycięstw w mistrzostwach świata i Europy.

Fornalczyk, ofiara epidemii Heine – Medina z lat 50., też przyjechałby do Tarnobrzegu, ale w tym samym czasie startował na Tajwanie. Trener Popławski, sam po amputacji nogi, zbudował w Koszalinie jedną z najsilniejszych sekcji ciężarowych w kraju. Do Tarnobrzegu przyjechał m.in. z Grzegorzem Lanzerem, mistrzem Polski juniorów w kategorii 67 kg (wycisnął 132 kg), oraz Rafałem Klejbachem (kategoria +125 ), który w Tarnobrzegu wycisnął 160 kg.
 
- Dla moich zawodników – mówi trener Popławski – sport stał się sposobem na powrót do w miarę normalnego  życia.

Rafał był młodym, wysportowanym mężczyzną, świeżo po wojsku, gdy zabolało go coś w plecach. Zamiast po kilku dniach, wyszedł ze szpitala po trzech miesiącach. A właściwie nie wyszedł, wyjechał na wózku. Diagnoza lekarzy była nieubłagana: nowotwór. Tylko on jeden wie, ile wysiłku kosztowało go przystosowanie do nowej sytuacji. Jako ciężarowiec, Rafał jest zawodnikiem nierównym z powodu skurczów,  które potrafią złapać go w najmniej oczekiwanym momencie. Ale nie poddaje się, trenuje, startuje, walczy.

zdjęcie: trenerzy: Ryszard Tomaszewski, Aleksander Popławski
Na zdj. trenerzy: Ryszard Tomaszewski (L), Aleksander Popławski (P)
Fot. Maciej Piotrowski

50 złotych medali
Ryszard Tomaszewski przyjechał do Tarnobrzega z siedmioosobową drużyną Startu Wrocław. Siedem lat temu, po powrocie z paraolimpiady w Sydney, zakończył karierę sportową i został trenerem. Na wrocławskiej AWF ukończył specjalizację umożliwiającą pracę z osobami niepełnosprawnymi.

- Uzyskanie takich uprawnień okazało się znacznie trudniejsze niż w wypadku sportowców pełnosprawnych – opowiada. – Aż miło patrzeć, jak mój wychowanek, Piotr Szymeczek, ważący tylko 79 kg, wyciska bez problemu 180 kg. Ale wszystkich przebija inny zawodnik,  20-letni Andrzej Szatkowski, który ważąc tylko 32 kg. wycisnął w Tarnobrzegu  równe 100 kg! Cztery lata temu zaczynał od 40 kg. Jeśli nadal będzie poprawiał wyniki w takim tempie, za rok – dwa mógłby  wycisnąć  poczwórną wagę swego ciała. Byłby chyba pierwszym na świecie  zawodnikiem, któremu udałoby się tego dokonać.
   
Andrzej Szatkowski pochodzi z Lubania. Urodził się z niedorozwojem nóg, stąd ta rekordowo niska waga ciała. Uzyskał zawód introligatora, obecnie uczy się w Technikum  Ekonomicznym. Jest jednym z 300 uczniów wrocławskiego Centrum Kształcenia i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Centrum to cały kombinat edukacyjny: są tu dwie szkoły zawodowe, dwa licea i jedno technikum. Trzy lata temu trener  Ryszard Tomaszewski został oddelegowany przez Zrzeszenie ”Start” do pracy w Centrum.
 
- Praca z tą młodzieżą sprawia mi wiele satysfakcji - mówi - Oni nie pytają o pieniądze, stypendia, nagrody. Trenują dla samych siebie. Sport jest dla nich formą rehabilitacji, szansą na powrót do normalnego życia, okazją do zwiedzenia świata. Czyli dokładnie tym samym, czym był dla mnie trzydzieści lat temu. Tu nic się nie zmieniło.

Po powrocie z Sydney i wyleczeniu kontuzji, Ryszard Tomaszewski przestał dźwigać ciężary. Kiedyś poszedł nawet do specjalisty i zapytał go, dlaczego aż tak odrzuciło go od sztangi.
- A ile lat dźwigał pan ciężary? – zapytał prof. Wlazło z AWF.
- Trzydzieści pięć.
- No widzi pan: nastąpiło przesilenie. Ale to wróci, trzeba tylko trochę poczekać.
  
Ryszard Tomaszewski ma obecnie 56 lat. Kocha atmosferę siłowni, ten zapach kamfory rozgrzewającej mięśnie, szczęk żelastwa. Powoli sam zaczyna ćwiczyć, ale  jest to jeszcze raczej  zabawa ze sztangą niż normalne treningi. W jego wrocławskim mieszkaniu wisi na ścianie 50 złotych medali. Jeszcze do niedawna uważał, że to dosyć, że starczy. Po tegorocznym “Bartoszu” nie jest już tego taki pewien. 56 lat to akurat w sam raz, aby rozpocząć starty w kategorii weteranów.

zdjęcie: Katarzyna Rogowiec
Na zdj. Katarzyna Rogowiec
Fot. Maciej Piotrowski

zdjęcie: Arkadiusz Szyderski
Na zdj. Arkadiusz Szyderski
Fot. Maciej Piotrowski

Sławomir Wiatrowski bez przerwy  zaskakuje uczestników “Bartosza” nowymi pomysłami. W tym roku zaprosił do Tarnobrzega dwójkę niezwykłych gości: Arkadiusza Szyderskiego i Katarzynę Rogowiec, zdobywczynię dwu złotych medali na Paraolimpiadzie w Turynie. Pani Kasia dwoiła się i troiła, wręczając zwycięzcom “Bartosza” dyplomy i zakładając im na szyje pamiątkowe  medale. Arek Szyderski, jak urodzony showman, miał aż trzy wejścia. Za pierwszym razem pokazał program dowolny, za drugim – obowiązkowy, a za trzecim – coś, co można by tylko nazwać programem specjalnym. To było piękne widowisko: Arek przechadzał się po widowni z kwiatkiem w ręku. Jednej  pani pokazał wspaniałe bicepsy, innej zademonstrował mięśnie pasa barkowego (a ma co pokazać, oj ma!), aż w końcu, całkiem niespodziewanie, zatrzymał się przed Kasią Rogowiec i wręczył jej piękną czerwoną różę. Zaskoczenie było całkowite, co  widać  na zdjęciu. Widzowie też byli zaskoczeni: tak pięknego akcentu kulturystycznego nie widzieliśmy jeszcze na żadnych zawodach.

zdjęcie: Katarzyna Rogowiec, Arkadiusz Szyderski
Na zdj. Katarzyna Rogowiec i Arkadiusz Szyderski
Fot. Maciej Piotrowski

Aleksandra Szostak z klubu Power Kuźnik Chorzów, niewidoma studentka AWF w Katowicach, startowała w kategorii 67 kg, mimo że waży zaledwie 53, 7 kg. Zaliczyła 60 kg. Wiosną tego roku w Radomiu na Mistrzostwach Polski wycisnęła 80 kg. 

zdjęcie: Aleksandra Szostak
Na zdj. Aleksandra Szostak
For. Maciej Piotrowski

- Ale to był wynik uzyskany w koszulce – zastrzega. – W koszulce czy bez, uważam że wyciskanie sztangi leżąc to konkurencja jakby specjalnie stworzona dla osób niewidzących.  Rywalizujemy jak równy z równym - z pełnosprawnymi zawodnikami. Tylko szkoda, że tak niewiele osób, będących w tej samej sytuacji co ja , w ogóle wie o tej dyscyplinie.  

zdjęcie: Aleksandra Szostak
Na zdj. Aleksandra Szostak
For. Maciej Piotrowski

W czerwcu 2007 r. Ola zdobyła złoty medal na Mistrzostwach Świata Niewidomych w trójboju siłowym. Uzyskała wynik 295 kg. Przez długi czas jej start w tych zawodach stał pod znakiem zapytania ze względu na wysoki koszt wyjazdu do Sao Paulo (Brazylia): ponad 20 tys. zł. Dopiero dzięki pomocy swojej macierzystej  uczelni, Urzędu Miasta w Chorzowie i Elektrowni Rybnik udało się zgromadzić połowę tej kwoty. Na drugą połowę Ola musiała zaciągnąć prywatną pożyczkę, którą teraz spłaca. Ola ma wszelkie szanse, aby powtórzyć swój sukces na zbliżających się Mistrzostwach Świata Niewidomych w wyciskaniu, które odbędą się w Czechach. I znowu powtarza się ten sam problem – finanse. Jeśli Ola nie zgromadzi kilku tysięcy zł, nie ma co myśleć o wyjeździe do Ostrawy. Ale ten sam problem dotyczy większości niepełnosprawnych sportowców

Pełna lista wyników tarnobrzeskiego “Bartosza” jest dostępna na stronie:
www.ofir.tarnobrzeg


Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas