Ograniczenia są narzucone
Pasja, talent i wytrwałość to trio, które sprawiło, że Marzena Bartosz sięgnęła po marzenia, a praca w zawodzie makijażystki jest jak wisienka na torcie. Przez lata zdobyła renomę, a jej nazwisko jest wizytówką w świecie beauty. Z uśmiechem i pędzlami w ręku rozbija swoją bańkę i staje się inspiracją dla młodszych, którzy śmiało mogą stwierdzić, że liczą się kompetencje, a nie postrzeganie człowieka przez jego fizyczność.
Natalia Haus-Gołaszewska: „Może się zdarzyć, że urodziłaś się bez skrzydeł, ale najważniejsze, żebyś nie przeszkadzała im wyrosnąć” – powtarzała Coco Chanel, francuska ikona mody, której stylem i radami makijażowymi zachwycały się kobiety na całym świecie. Wydaje mi się, że jest Pani idealną odbiorczynią tych słów. Czy droga do spełnienia była długa?
Marzena Bartosz: Odkąd pamiętam, interesowały mnie kosmetyki. Będąc studentką, robiłam makijaże koleżankom, a po studiach postanowiłam zająć się tym profesjonalnie. Miałam wewnętrzną pewność, że „to jest to”, i na tamtym etapie życia dawało mi satysfakcję i spełnienie. Jestem samoukiem, nie mam wykształcenia w tym kierunku. Z czasem zaczęłam uczęszczać na pokazy makijażu, bo uważam, że jeśli jest możliwość skorzystania z wiedzy innych profesjonalistów, z doświadczenia czy poznania nieznanych technik pracy, to należy z tego czerpać. Każdy jest inny tak w życiu, jak i zawodzie, który wykonuje, więc doświadczenie czyjejś perspektywy rozwija i kształci. Dodaje skrzydeł.
Czy była to droga usłana różami? Czy wchodząc w środowisko bardzo hermetyczne, specyficzne, czuła Pani niepewność, niepokój, a może wręcz odwrotnie: chęć udowodnienia, że nie ma ograniczeń, by sięgnąć po marzenia? By spróbować.
Jeśli chodzi o moją pracę, to z perspektywy czasu widzę, że wszelkie bariery były przede wszystkim w mojej głowie. Myślę, że najważniejsze w życiu każdego z nas – niezależnie, czy osób z niepełnosprawnością, czy pełnosprawnych – jest to, że wszelkie ograniczenia narzuca nam własne myślenie i subiektywne postrzeganie rzeczywistości. Symboliczne bariery wewnętrzne i te realne – architektoniczne mogą stanowić przeszkody, jednakże ja jestem optymistką. Uważam, że każdą z barier da się pokonać, jeśli tylko czegoś się bardzo pragnie. Pracując wiele lat w różnych środowiskach, uświadomiłam sobie, że bariery tworzymy sami. Tak jak postrzegamy siebie, tak inni postrzegają nas. Jeśli wykonujesz coś dobrze, z pasją, zaangażowaniem, miłością do tego, co robisz, to nic cię nie ogranicza. Marzenia są po to, aby po nie sięgać i je spełniać.
A jak Pani sięgnęła?
Myślę, że przede wszystkim zadecydowała pasja. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że początki nigdy nie były tym, czego bym oczekiwała. Jednakże jak to w życiu: wraz z częstszymi ćwiczeniami, pogłębianiem tajników makijażu ręka sama mnie prowadziła, aby to, co robię, stawało się coraz doskonalsze.
Jest Pani wytrwała?
Wychowałam się w rodzinie, której niepełnosprawność nie była obca. Moi rodzice też ją mają, więc od małego nie było rzeczy niemożliwych. Niestety mentalność i stereotypy, które dominowały w czasach mojego dzieciństwa i okresu nastoletniego, były inne niż obecnie. Być może również to mnie ukształtowało i sprawiało, że dążyłam do celu. Myślę, że ten cel polegał na tym, aby udowodnić coś sobie, a nie innym.
Przełamywać bariery?
Powtórzę, że bariery są przede wszystkim w nas. Życie to nie tylko wspinaczka i droga do góry, często trzeba zejść, wrócić na dół, a czasem nawet upaść. Sztuką jest wstać, otrzeć kurz i iść dalej.
A co, gdy nadchodzi chwila zwątpienia?
W takich chwilach powtarzam sobie słowa Jacka Walkiewicza, mówcy motywacyjnego: „Słyszałem przez całe życie wiele tekstów typu: «Człowiek się uczy na błędach», «Co nie zabije, to wzmocni», «Podróże kształcą». To wszystko nieprawda. Nie podpisałbym się pod tym i moim dzieciom bym tego nie powiedział. Jestem psychologiem od 25 lat i znam ludzi, którzy potrafią 10 lat walić głową w ścianę. I ciągle są zdziwieni, że ich głowa boli, a ściana stoi. Zatem człowiek się uczy na błędach wtedy, kiedy wie, że je popełnia. Podróże kształcą? Tak, ale tylko wykształconych ludzi. Ludzie jadą do Egiptu, stają pod piramidami i mówią: «Patrz, jaka niska, wyższa się wydawała». I to jest koniec refleksji na temat trzech tysięcy lat historii. Jadą do Meksyku i na pytanie: «Jak było?» odpowiadają: «Meksyk jak Meksyk, ciepło było». [...] «No i co nie zabije, to wzmocni» – to też nieprawda. Co nie zabije, to nie zabije, wcale nie musi wzmacniać. Potrafi sponiewierać i zostać na całe życie”.
Co Pani czuje, gdy bierze pędzle i robi make-up?
Nigdy nie patrzyłam i nie patrzę na to, czy maluję osobę znaną czy nie. Dla mnie ważny był i jest człowiek. Jego piękno, bardzo często piękno kobiety. Ukazanie i „wyciągnięcie” atutów tej osoby było i jest najistotniejsze.
Czy czuje się Pani spełniona? Jest kobietą sukcesu?
Myślę, że w pewien sposób tak. Praca daje mi satysfakcję i spełnienie zawodowe, jestem dumna ze swoich osiągnięć. Jednakże moja filozofia życiowa na teraz to nieustanny rozwój, poszukiwanie czegoś nowego, odkrywanie dziedzin życia, które dają nam spełnienie. Jest to proces długotrwały, ale zarazem piękny. To dzięki niemu jesteśmy w stanie doświadczać życia. A właśnie o to w nim chodzi.
Co ma Pani na myśli? Co ukryło się między słowami?
Widzę siebie jako prowadzącą szkolenia. Z tym że bardziej zależałoby mi na tym, aby swoją postawą pokazać osobom z niepełnosprawnością, że tak naprawdę nic nie może nas ograniczać. Jestem w branży 11 lat i nie mam czego żałować, ale też liczę na to, że uda mi się zrealizować to, co sobie założyłam.
Media i branża beauty to trochę taka arena wilków, prawda? Droga do sukcesu w tym środowisku jest ciężka i wyboista, nie zawsze udaje się osiągnąć ten „wymarzony sukces”…
Czy droga jest ciężka...? Tak, i wymaga doskonalenia umiejętności. Rynek jest przepełniony zdolnymi ludźmi z pasją. Jeśli jednak jesteśmy w czymś dobrzy, robimy to, co kochamy, wkładamy serce, to nie ma rzeczy niemożliwych. Owszem, może być ciężko, jednak upór, zapał, pewność siebie pchają nas ku temu, by osiągnąć to, co chcemy.
Jak wspominałam, na początku wiele barier było we mnie. To one mnie ograniczały: brak wiary we własne możliwości, obawa przed postrzeganiem jako kogoś nie dość wystarczającego, bo „przecież pełnosprawna osoba zrobi to lepiej ode mnie”. Teraz mam świadomość, że było to uwarunkowane tym, na jakim poziomie świadomości społeczeństwa się wychowywałam. I w jaki sposób to na mnie wpłynęło.
Praca z ludźmi bywa wymagająca…
Tak, ludzie są różni, jestem jednak ogromnie wdzięczna losowi za to, że spotkałam na swojej drodze takich, którzy we mnie wierzyli i pchali do przodu. Los dał mi wiele możliwości, z których skorzystałam. Oczywiście były też takie szanse, których z powodu obaw na danym etapie życia nie wykorzystałam. Jedno mogę powiedzieć Fot. Archiwum prywatne z perspektywy czasu: życie trzeba brać takie, jakie jest.
Marzena Bartosz – makijażystka, współpracująca m.in. z Fundacją „Integracja”. Przygotowywała modelki do eventów, m.in.: pokazu mody TVP Lublin „Chwilo, trwaj”, Miss Polski na Wózku 2013–2018 oraz jako współpracownik konkursu Miss Świata na Wózku. W 2018 r. przygotowywała modelki do finału „Mistrzowskiego Cięcia” TVN. Prowadziła szkolenia dla beneficjentów Fundacji Aktywnej Rehabilitacji – Regionu Lubelskiego, publikowała artykuły w magazynach branżowych, współpracowała z firmami kosmetycznymi na rynku polskim i amerykańskim.
Artykuł pochodzi z numeru 1/2023 magazynu „Integracja”.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz