Lady D w świecie biotechnologii
Od pierwszej edycji Konkursu Lady D minęło 20 lat. Zmieniały się zasady, nagrody i miejsca. Konkurs ewoluował i rozwijał się tak jak jego twórca śp. Marek Plura. Senator, poseł, aktywista darzył wyjątkowym szacunkiem i podziwem kobiety z niepełnosprawnością, które z sukcesem rozwijają karierę zawodową, artystyczną i społeczną. Chciał, by swoim przykładem zachęcały innych do działania i stały się dla nich inspiracją.
Wśród nagrodzonych były m.in. malarki, sportsmenki, prezeski fundacji, pomysłodawczynie inicjatyw społecznych. W 2021 r. jedną z nagrodzonych w konkursie została Urszula Guzik. Doktor habilitowany biologii, specjalizująca się w biotechnologii, odebrała statuetkę w kategorii Życie zawodowe, zachwycając kapitułę osiągnięciami rozpoznawalnymi na arenie międzynarodowej. Wykładowczyni uniwersytecka, profesor Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, opowiedziała Integracji o sobie i gali Konkursu Lady D.
Ilona Berezowska: Na czym polega Pani niepełnosprawność?
Dr hab. Urszula Guzik: Jest ruchowa i zawsze powtarzam, że to nic wielkiego. Wynika z tego, że urodziłam się z dysplazją stawów. Wtedy nie było USG. Diagnostyka praktycznie nie istniała. Gdy rodzice czy lekarze zorientowali się, że coś jest nie tak, można było już tylko operować.
Trochę trwało leczenie, a do tego rozwinęła się skolioza i wymagała kolejnych operacji. Nie jest to niepełnosprawność, która by mnie ograniczała w jakiś ogromny sposób. Niewątpliwie jednak miała wpływ na moje życie. Musiałam dzielić swój czas na naukę w szkole, rehabilitację, ale też zabawę i muzykę.
Odbiła się ta rehabilitacja i niepełnosprawność na nauce w szkole i Pani życiu?
Rehabilitacja trwa całe moje życie. Zupełnie niedawno wymieniłam sobie stawy biodrowe na nowe. Nie ma wyjścia, regularne ćwiczenia są koniecznością. Chodzę na zajęcia z trenerem personalnym, który dostosowuje ćwiczenia do moich ograniczeń, gdyż nie wszystko wolno mi robić.
Rzadko kiedy zdarzało mi się pomyśleć o sobie jak o kimś z niepełnosprawnością. Nie mogę na nic narzekać. Na swojej drodze spotykałam zawsze fajnych ludzi, nie odczuwałam gorszego traktowania. Większość operacji udało się przeprowadzić, zanim poszłam do szkoły.
Późniejsze starałam się robić na granicy półrocza, w okolicach ferii. Z nauką nie miałam problemów, a nauczycie nie stosowali żadnej taryfy ulgowej i mi nie odpuszczali. Byłam takim uczniem jak każdy inny, tyle że czasem zdarzały mi się nieobecności.
Rodzice też nie stosowali taryfy ulgowej?
Miałam swój udział w życiu domowym, swoje obowiązki. Rodzice zawsze się starali, żebyśmy ze starszym bratem mieli czas na naukę, zabawę i hobby. Tata już nie żyje. Mieszkam z mamą; rodzice zawsze byli z nas dumni i nas wspierali. Nigdy też nie usłyszałam od nich, że coś jest niemożliwe. Nie narzucali nam drogi życiowej.
Jakie Pani miała hobby?
Chodziłam do ogniska muzycznego i z dobrym skutkiem uczyłam się gry na pianinie. Nadal lubię grać i czasami to robię. Lubię podróże, zwiedzanie, sztukę. Zazwyczaj jadę z kimś, bo mam problem, żeby podnieść coś ciężkiego albo nisko się schylić. Robię też zdjęcia, siedzę nad nimi, wybieram, edytuję. Czytam książki.
Jednak nie poszła Pani w kierunku muzyki. Dlaczego postanowiła Pani studiować biologię?
Przez przypadek. Moim pierwszym wyborem była medycyna. Uważałam, że lekarz to jeden z fajniejszych zawodów. Pewnie miały na to wpływ moje liczne pobyty w szpitalach (wiem, że z tego powodu mój brat został ortopedą). Niestety za pierwszym podejściem nie dostałam się na medycynę. Nie chciałam tracić czasu, więc w oczekiwaniu na kolejny rok i kolejne podejście do egzaminów wstępnych poszłam na biologię. Miało to być na chwilę, ale tak mi się tam spodobało, że zostałam.
Co zdecydowało o tym, że nie wróciła już Pani do medycyny?
Laboratorium. To było miejsce, w którym mi się spodobało i na tym oparłam swoją decyzję.
O nie! Spodobało się Pani krojenie żab?!
Nie, nie. Raczej przelewanie z próbówek do próbówek. Na szczęście jestem biochemikiem, a żaby to zoologia, która mnie mniej interesuje. Oczywiście była w programie studiów, ale nie stanowiła dla mnie źródła przyjemności. Za to w laboratorium bardzo mi się podobało. Wtedy jeszcze studia były 5-letnie i nie było takiego kierunku jak biotechnologia.
Trzeba było studiować po prostu biologię, a później wybierało się specjalizację. W moim przypadku była to biotechnologia roślin i mikroorganizmów. To mnie zafascynowało.
W pierwszych latach funkcjonowania programu Erasmus pojechałam na staż do Freiburga. Brałam tam udział w pracach badawczych i to ostatecznie przypieczętowało moją decyzję i podsyciło chęć robienia badań.
Czy po ukończeniu takich studiów nie myślała Pani o tym, żeby zostać nauczycielką biologii?
Prędzej zostałabym technikiem kryminalistyki, co też chodziło mi po głowie, ale nauczycielką w żadnym wypadku. Uważałam, że to najgorszy (najtrudniejszy) zawód świata.
Jak to? Przecież rozmawiamy na Wydziale Przyrodniczym Uniwersytetu Śląskiego. Za godzinę studenci, których Pani uczy, przyjdą tu na egzamin. Wykłada tu Pani od 2007 r.
Wykładowca uniwersytecki zajmuje się zupełnie inną formą nauczania. Praca ze studentami znacząco różni się od typowego nauczania w szkole. Co więcej, mam kontakt z dziećmi i młodzieżą, ponieważ jednym z naszych obowiązków jest popularyzowanie wiedzy. To są jednak spotkania na luzie, podczas których pokazuję to, co jest fajne.
Przekonuję, że nauka nie musi być nudna i można się nią bawić. To zupełnie coś innego niż praca nauczyciela, który ma konkretny program do zrealizowania. Lubię swoje zajęcia ze studentami.
A studenci lubią zajęcia z Panią?
To zależy (śmiech). Myślę, że za tymi podstawowymi nie przepadają, bo biochemię mało kto lubi, ale na przedmiotach specjalistycznych raczej nie narzekają. Studenci, którzy za chwilę będą pisać egzamin, będą musieli wykazać się wiedzą z enzymologii. Mam nadzieję, że dobrze im pójdzie.
Czy na Pani wydziale studiują osoby z niepełnosprawnością? Środowisko akademickie jest otwarte na pracowników i studentów z niepełnosprawnością?
Środowisko naukowe jest raczej otwarte na inność, ale w granicach rozsądku. Pomimo że jestem niepełnosprawna, nie uważam, że wszystko jest możliwe i że osoba z dysfunkcją wzroku będzie świetna w laboratorium albo że ja powinnam aplikować do szkoły baletowej. Zdrowy rozsądek jest wskazany.
Trzeba szukać swoich możliwości. Pamiętam jednak studentkę z niewykształconymi rękami. Była niezwykle samodzielna. Świetnie sobie radziła w laboratorium. Gdy ja studiowałam, jeden z kolegów nie miał ręki, ale tak funkcjonował, że długo tego nie zauważaliśmy. Była też studentka, która straciła nogę z powodu nowotworu. Zdarzają się studenci ze spektrum autyzmu.
Na jaki temat napisała Pani doktorat i z jakich osiągnięć naukowych jest Pani dumna?
Doktoryzowałam się z enzymów, kluczowych dla degradacji pierścieni aromatycznych. W świecie mikroorganizmów istnieją enzymy, które potrafią ten pierścień przeciąć, rozbić. Trudno powiedzieć, z którego obszaru swoich badań jestem najbardziej zadowolona. Myślę, że nowatorskie były prace nad rozkładem w środowisku niesteroidowych leków przeciwzapalnych przez bakterie. Chyba jesteśmy prekursorami tych badań. Zainteresowaliśmy innych tym tematem.
W 2021 r. została Pani katowicką Lady D w kategorii Życie zawodowe. Jak się Pani dowiedziała o tym konkursie?
Szukałam czegoś w internecie i trafiłam na stronę z informacją o konkursie. Można się było zgłosić samodzielnie. Rozmawiałam z koleżanką, która pracuje ze mną w tym samym gabinecie. Była dyrektorem Instytutu i przygotowała list polecający. Napisałam o swojej pracy, karierze naukowej.
Chciałam też, żeby moja kandydatura stała się inspiracją dla kobiet z niepełnosprawnością i była przykładem, że pomimo pewnych ograniczeń można się realizować zawodowo i to całkiem normalnie, klasycznie - poza obszarem niepełnosprawności. Inaczej mówiąc, chciałam pokazać, że można być niepełnosprawnym i jednocześnie nim nie być. Według orzeczenia, badań, klasyfikacji jestem osobą niepełnosprawną, ale tak się nie czuję. Zachęcam, by próbować i zgłaszać się na takie konkursy. To miłe uczucie, gdy jest się docenianym.
Pani kariera chyba jednak nie jest taka normalna i klasyczna. Jest Pani bowiem rozpoznawalnym na świecie specjalistą w swojej dziedzinie.
To całkiem normalna kariera pracownika uczelni. Prowadzę badania, publikuję prace, występuję na konferencjach. Na tym ta praca polega. Jest się aktywnym w wielu obszarach i na tym polega jej urok. Nie jest to monotonna praca. Nie można się jej raz nauczyć i potem odtwarzać. Tu ciągle się coś dzieje.
Wysłała Pani zgłoszenie na Lady D. i co było dalej? Spodziewała się Pani wygranej?
Zupełnie nie. Zgłoszenie wysłałam, ale nie myślałam, że spotka się z takim odzewem. Gala była bardzo kameralna. Obowiązywały ograniczenia pandemiczne. Odbyła się z tego powodu w nietypowym terminie. Idąc na galę, wiedziałam, że zostałam wybrana w swojej kategorii. Obejrzałam relację online z ogłoszenia wyników, ale zupełnie nie pomyślałam o tym, że trzeba będzie coś powiedzieć i nie przygotowałam sobie żadnej wypowiedzi. Czułam stres.
Większość laureatek Konkursu Lady D w jakiś sposób wiązała swoją karierę lub aktywność pozazawodową z niepełnosprawnością. Pani jest wśród nielicznych wyjątków.
Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Moje życie nie jest determinowane przez niepełnosprawność. Mam wiele zajęć i chyba nie miałabym czasu udzielać się jeszcze i na tym polu. Pracuję, opiekuję się mamą, prowadzę dom. Żyję jak każdy przeciętny singiel.
Będę niedyskretna, ale muszę zapytać, dlaczego taka niezwykła kobieta jak Pani jest singielką?
Nie spotkałam miłości swojego życia, a nie mam w zwyczaju podążać za oczekiwaniami otoczenia i robić rzeczy, które wypadałoby zrobić. Nic na siłę. Jeśli nie spotkam nikogo, z kim chciałabym spędzić życie, to nie i już.
Co teraz przed Panią? Nie myśli Pani o emeryturze.
O emeryturze?! Ja? Nie. Broń Boże. Praca jest moją pasją. Został mi do zrobienia ostatni element na mojej ścieżce akademickiej, czyli profesura. Za kilka lat na pewno dojrzeję do tego, by złożyć dokumenty, chcąc uzyskać tytuł nadawany przez urząd prezydenta. Planów mam zawsze dużo.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz