Transkrypcja podcastu - Nie widzę, więc jestem łucznikiem
Ilona Berezowska: Witamy w kolejnym odcinku Podcastu Integracji. Dzisiaj moim gościem jest Tomasz Kokowski, niewidomy Łucznik. Tomasz, nie zawsze byłeś niewidomym łucznikiem. Jak straciłeś wzrok?
Tomasz Kokowski: Moja utrata wzroku jest to choroba genetyczna, która uaktywniła się w okresie dojrzewania. Pierwsze takie objawy, które zauważyłem, rozpoczęły się w szkole średniej, wtedy miałem takie, jakieś plamki przed oczami, chodziłem do okulisty i wtedy zdiagnozowano, że jest to nieuleczalna choroba siatkówki, która prowadzi do całkowitego zaniku wzroku. No i wtedy od tego momentu moje życie, tak jakby się troszkę załamało, ponieważ byłem młodym chłopakiem – bo tam powiedzmy osiemnastoletnim – miałem jakieś marzenia.
Jakie?
Byłem zawsze taką osobą aktywną, uprawiałem dużo sportu. Myślałem, że mógłbym zostać na przykład strażakiem lub zawodowym żołnierzem, no tam, gdzie po prostu są wymagane jakieś elementy sprawnościowe, ale w związku właśnie z tą chorobą moje marzenia nie mogły się spełnić. W końcu trafiłem, już w późniejszym okresie do tego klubu, gdzie jestem teraz dla osób z niepełnosprawnościami, niewidomych.
Zrobiłeś duży przeskok między tym dwudziestolatkiem, który traci wzrok, a byciem zawodnikiem klubu. Prześledźmy tę drogę, bo z całą pewnością, jakby w tej chwili nie widzisz prawie całkiem, prawda? Całkowicie?
Tak.
I to były etapy, gdzieś tam po kolei to traciłeś. Bałeś się tego momentu, że przestaniesz widzieć?
Oczywiście. Nadal się boję, bo teraz widzę bardzo słabo, ale ta choroba prowadzi do całkowitego zaniku wzroku i nadal się tego boję. To jest właśnie coś takiego, że jak ja się przyzwyczaję do aktualnego stanu jak ja widzę, to za powiedzmy kilka miesięcy jest jeszcze gorzej i wtedy ja się muszę znowu przyzwyczaić do tego momentu i za trzy miesiące jest jeszcze gorzej. To jest, tak jakby, komuś po kawałku na przykład odcinano rękę, że stracił powiedzmy kawałek ręki, już się z tym pogodził, a tu nagle bach następny kawałek. I życie z taką świadomością nie jest po prostu łatwe.
Jakoś się do tego przygotowywałeś? Nie wiem, zacząłeś wcześniej uczyć się brajla jak jeszcze widziałeś, czy w ogóle nie?
Jeździłem na różne, takie szkolenia dla osób niewidomych i tam była nauka brajla, ale równolegle wchodziła po prostu tak jakby nowa technologia: mówiące telefony, mówiące komputery i ten brajl po prostu już stał się niepotrzebny, bezużyteczny.
Jak sobie radzisz w codziennym życiu teraz? Jak się orientujesz w przestrzeni?
Muszę zapoznać się ze swoim miejscem zamieszkania, ze swoją taką strefą komfortu, gdzie mogę poruszać się swobodnie. Muszę być na początku pod opieką opiekuna lub kogoś, kto mnie oprowadzi po tym miejscu, później ja już jestem w stanie sam się poruszać, zapamiętując właśnie takie punkty orientacyjne typu: krawężniki, słupki, na tej zasadzie.
Obserwuję Cię od kilku dni i bardzo dobrze sobie radzisz na przykład z tym, żeby przynieść jedzenie do stołu, żeby przesunąć czyjąś herbatę dalej. Jak to jest możliwe?
To jest właśnie możliwe dzięki specjalnym kursom dla osób niewidomych, takie szkolenia z orientacji przestrzennej. Ja przeszedłem trzy takie kursy. Jeden taki duży, bo trwał z sześć miesięcy, później kilka takich mniejszych i tam są właśnie specjalnie specjaliści w tych sprawach, instruktorzy, którzy uczą tych wszystkich technik: jak się poruszać w całkowitych ciemnościach, jak radzić sobie właśnie z przesuwaniem, ze znajdowaniem różnych przedmiotów typu herbata, jak sobie nalać herbatę, żeby nie przelać, jak sobie coś po prostu ugotować, jak zrobić zakupy. Takie rzeczy.
Z boku wygląda to tak jakbyś sobie z tym radził świetnie, a zdarzają Ci się wypadki?
Zdarzają się, są to głównie takie miejsca, których wcześniej nie znałem, jeżeli przez przypadek znajdę się w takim miejscu, no to poruszam się dużo ostrożniej, no i wtedy zdarzają się takie wpadki, że nabiję sobie gdzieś tam guza, gdzieś troszkę sobie mogę kostkę w nodze skręcić, bo spadnę z krawężnika czy tam do jakiejś dziury, ale później to zapamiętuję właśnie, po takiej wpadce.
Bolesna lekcja
Tak, tak.
A mimo to zdecydowałeś się na aktywny styl życia i chociażby bieganie. To chyba wyklucza poznanie terenu, bo bieganie zakłada, że zmieniasz z dosyć dużą szybkością ten teren.
Zgadza się i dlatego biegam także z asystentem, który jest blisko mnie i ostrzega przed różnymi jakimiś, właśnie pułapkami czy przeszkodami.
A dlaczego zacząłeś biegać? Bo nawet tutaj przychodząc do Klubu „Start” Bielsko przyszedłeś jako biegacz, dopiero później się to zmieniło i zostałeś łucznikiem, ale widziałeś siebie jednak jako lekkoatletę.
Tak, bo jeszcze nie wiedziałem, że tutaj jest to łucznictwo, gdybym wiedział wcześniej, to może od razu bym wybrał tą dyscyplinę, ale zacząłem właśnie od biegania. Miałem bardzo dobrego nauczyciela, który mnie tego uczył, no i wspólnie myśleliśmy, że to będzie tak jakby moja przyszłość, ale jednak z czasem zmieniłem zdanie, ponieważ łucznictwo sprawia mi więcej frajdy.
To strasznie brzmi – niewidomy łucznik. Jak to jest możliwe? Jak Ty to robisz?
To nie jest łatwe, rzeczywiście to bardzo groźnie brzmi. Na szczęście są trenerzy i specjalne urządzenia celownicze, dzięki którym niewidomy może po prostu do tego celu trafić.
Wierzę, że są precyzyjne, ale chyba nie położyłabym jabłka na swojej głowie. Nie ufam tak bardzo tym urządzeniom, a Ty?
Wszystko zależy właśnie od praktyki. Myślę, że taki mistrz wieloletni, który strzela już długo z tego urządzenia celowniczego trafiłby w to jabłko, ale...
Nie będziemy tego testować.
Ale nie będziemy tego sprawdzać.
Dobrze, trzymam za słowo, nie będziemy tego sprawdzać. Ty nie tylko uprawiasz to łucznictwo amatorsko, startujesz w zawodach i to z nadziejami na to, że wystartujesz na paraolimpiadzie. Jak to jest, kiedy nikt inny nie startuje w twojej kategorii? Jesteś sam dla siebie i musisz walczyć ze sobą.
Chciałbym, żeby była właśnie większa troszkę konkurencja. Miałbym większą motywację, żeby może bardziej się przykładać do ćwiczeń i jest to fajne, jak zdobywa się po prostu te złote medale i jest się cały czas na górze, ale nie cieszy właśnie mnie to do końca. Mam wrażenie, że to tak troszkę, jakby za darmo, chociaż niekoniecznie, bo wkładam w to dużo pracy. Jednak czuję, że zasługuje po prostu na ten medal za swoją pracę którą wkładam.
Urządzenia urządzeniami, ale za tobą stoi trener i słyszałam, jak mówi do Ciebie, że jesteś w tarczy, ale trochę w prawo. Co ci to daje? Co to w ogóle znaczy?
To znaczy, że osoba niewidoma może mieć za sobą, przy sobie asystenta, który pomaga się w celować do tejtarczy. Jednak te przyrządy celownicze nie są aż tak precyzyjne i z czasem zawodnik może jednak stracić tą taką orientację, żeby trafić do tej tarczy. I po to, stoi właśnie trener, żeby troszkę tam jednak skorygować ten strzał.
Pamiętam, takie zawody, gdzie to nie była tarcza, tylko to był obrazek koziołka – w ogóle koszmarny pomysł moim zdaniem, ale był obrazek zwierzęcia – i punkty były naliczane w zależności od tego, w którą część jego ciała się trafiło. Chyba najwięcej, jak pamiętam, było za serce. Oczywiście największe były zupełnie inne części ciała, jak się orientowałeś w czymś tak nietypowym?
Na początku musiałem do tej makiety tego koziołka podejść tak jakby palpacyjnie zobaczyć wielkość, jak to wygląda. Z pomocą trenera udało się mnie tam jakoś, po prostu ustawić w kierunku tej makiety no i metodą prób i błędów na początku, bo był czas takich próbnych strzałów udało mnie się po prostu tam nakierować w to miejsce i wtedy już wszystko zależało, tylko ode mnie, żeby precyzyjnie ten strzał oddać, w ten wrażliwy punkt. Najwyżej punktowany można powiedzieć.
Czy sprawdzasz co słychać u innych zawodników z dysfunkcją wzroku gdzieś na świecie?
No właśnie w tym troszkę mam zaległości. Bardzo chciałbym się dowiedzieć jak inni niewidomi zawodnicy strzelają, próbowałem gdzieś tam w Internecie to wyszukać, ale niestety nie udało mi się znaleźć. Teraz przy współpracy z trenerem mam nadzieję, że uda się zobaczyć, jak Ci niewidomi zawodnicy, najlepsi na świecie, na jakim poziomie po prostu są.
Żeby porównać punkty, bo rywalizacja opiera się na punktach.
Tak, zgadza się, że tak powiem, to, jaki zawodnik jest dobry, można sprawdzić po tym, ile on jest w stanie tych punktów wystrzelić. Tak w uproszczeniu, jeżeli wystrzeli się podczas zawodów siedemdziesiąt dwie strzały to maksymalna punktacja, jaką można zdobyć, to jest siedemset dwadzieścia, jeżeli trafi się za każdym razem w dziesiątkę.
Ja na ostatnich zawodach zdobyłem pięćset dwadzieścia punktów, więc na tej podstawie mogę określić, jaki jestem po prostu dobry w tym i teraz trzeba odszukać takiego zawodnika na świecie, ile on takich punktów zdobywa i na tej podstawie porównać.
Nie tylko różnią Cię te przyrządy, ale zdaje się, że Ty startujesz z nieco innej odległości, prawda? Dzisiaj akurat rozmawiamy tuż po halowych mistrzostwach Polski, to jest trochę inna sytuacja, ale latem zawodnicy strzelają z siedemdziesięciu metrów, a Ty?
W mojej kategorii osób słabowidzących najprawdopodobniej jest to maksymalna odległość, to jest trzydzieści metrów na zewnątrz. Na mistrzostwach Polski halowych, tak jak dzisiaj się odbyły jest to odległość osiemnastu metrów dla wszystkich.
Te trzydzieści metrów to z Twojego punktu widzenia dużo? To jest wyzwanie?
Troszkę tak. Na te trzydzieści metrów ta tarcza chyba jest jednak troszkę większa i proporcjonalnie właśnie do tych osiemnastu metrów można powiedzieć, że ten cel jest prawie taki sam. To odległość trzydziestu metrów może być troszkę trudniejsza, ponieważ na zewnątrz panują inne warunki atmosferyczne, jest wiatr, może padać deszcz, a jednak na hali tych przeszkód nie ma.
Sam sobie radzisz z odstawianiem łuku po oddaniu strzału, mimo że jesteś w nowym miejscu, bo każde zawody odbywają się w innej lokalizacji. Jak tam uczysz się tego, co robić? Czy również za pomocą asystenta? Ktoś ci wcześniej wyjaśnia i mówi, że na przykład masz tyle i tyle metrów do odstawienia swojego łuku?
Przeważnie zawsze sobie sam odstawiam w to miejsce, które jest dla mnie wygodne. I można powiedzieć bardzo nie lubię, jak mi, ktoś coś przestawia, bo wtedy nie mogę tego odnaleźć, przedmiotu typu: łuk, jakiś stojaczek, czy coś, po prostu ustawiam sobie w danym miejscu, wiem, gdzie to jest i tak to działa.
Czy to łucznictwo Cię zmieniło na co dzień?
Tak. Mam jakiś cel w życiu. Ludzie, koledzy, znajomi kibicują mi. Czuję się lepiej, że mogę po prostu wyjść z domu. Jest to fajna, fajna przygoda.
Czyli już nie jesteś tamtym dwudziestolatkiem, który się bał, co się z nim stanie?
Myślę, że nie. Myślę, że dużo się zmieniło. Teraz mam czterdzieści lat, więc to tak jakby też przyszła taka dojrzałość z wiekiem, ale myślę, że jednak to łucznictwo i sport dużo mi pomogło.
Co chciałbyś powiedzieć osobom, które niedowidzą bądź całkowicie nie widzą, są naszymi słuchaczami i zastanawiają się, czy to w ogóle jest dla nich, żeby zacząć uprawiać sport?
Myślę, żeby się nie bały. Ja mam bardzo dużo znajomych, którzy są niewidomi i po prostu brakuje im czasami pewności siebie, żeby wyjść do ludzi, ponieważ obawiają się, że nie wiem, że może zostaną wyśmiani albo coś w tym stylu.
Wstydzą się, a ja właśnie to jakby przemogłem i chodzę do różnych na przykład fitness klubów i tam spotykam się z bardzo życzliwą reakcją trenerów personalnych, ludzi, którzy tam trenują, podchodzą do mnie, przybijają mi piątkę, pomagają doprowadzić do jakiegoś danego stanowiska czy podają mi jakieś ciężarki.
Także to tylko się tak wydaje, że to takie groźne jest wyjście po prostu. Moim zdaniem trzeba się przemóc i ludzie są naprawdę życzliwi.
Uprawianie sportu wiąże się też z tym, że wyjeżdżasz na zgrupowania, na obozy, że dzieje się wiele różnych rzeczy Twoim życiu. Czy w pewien sposób jest to też dla Ciebie rehabilitacja społeczna? Może sposób na zdobycie przyjaciół?
Myślę, że tak. Na takich wyjazdach poznaję bardzo dużo ludzi. Staję dzięki temu, mogę z nimi rozmawiać, to mnie bardzo zmieniło, ponieważ ja zawsze byłem taki nieśmiały, a dzięki temu, że mam styczność z różnymi ludźmi stałem się bardziej otwarty i myślę, że bardzo mnie to zmieniło.
Bardzo Ci dziękuję za rozmowę. Dzisiaj naszym gościem był Tomasz Kokowski, z tego, co wiemy, jedyny w Polsce niewidomy łucznik.
Bardzo dziękuję.
Dziękuję.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz