Transkrypcja podcastu - "Cenoty bez markowych jeansów"
Ilona Berezowska: Witamy w kolejnym odcinku Podcastów Integracji, dzisiaj naszym gościem jest Staszek Wandzel.
Stanisław Wandzel: Witam serdecznie.
Sportowiec, ale nie tylko. Staszek, zacznijmy od samego początku: co Ty robiłeś przed wypadkiem?
Przed wypadkiem zawodowo zajmowałem się – jestem elektrykiem z zawodu – zajmowałem się usuwaniem awarii, budową instalacji elektrycznych, konserwacją silników elektrycznych. To była moja praca, to był mój zawód.
Lubiłem swoją pracę zawodową, niestety po wypadku nie wróciłem do zawodu, ze względów takich, że jestem po urazie rdzenia, na drabinę po prostu nie wejdę – to jest dla mnie nieosiągalne. Ale jestem znów czynny zawodowo, robię coś innego, ale też, jakby troszkę poszedłem w innym kierunku: sport, takie sporty ekstremalne.
A poczekaj, nie wyprzedzajmy, nie mówmy za dużo na samym początku. Jak to było z tym wypadkiem, bo to nie w pracy, prawda?
Tak, wypadek nie był w pracy. Wypadek był w domu, dokładnie w moim ogródku. To był piękny wtorek, wiosenny dzień, piękna pogoda i wymyśliłem sobie, że wybuduję dla mojego bratanka piaskownicę i podczas takich prac stolarskich, podczas przycinania deski na pile tarczowej, taki patyk wielkości, ja wiem?, dużego długopisu odskoczył od tarczy i wbił mi się w pierś, w klatkę piersiową, minął wszystkie ważne organy, minął tchawicę, minął przełyk, uszkodził szczyt płuca, ale niestety wbił się w kręgosłup i doszło do uszkodzenia rdzenia, doszło do jego przerwania, roztrzaskały się dwa kręgi piersiowe: pierwszy i drugi i doszło do porażenia, do paraliżu i od tego czasu jestem osobą sparaliżowaną, poruszam się tylko na wózku. Zupełnie się wtedy moje życie zmieniło, bo to, co robiłem przed wypadkiem, poszło..., ponieważ robię zupełnie inne rzeczy, choć do niektórych wróciłem.
No właśnie, jak to wyglądało to wracanie? Wcześniej byłeś aktywną osobą, chodziłeś po górach, wiem, że coś tam robiłeś na wodzie z żaglówkami. Jak to było potem z powrotem do aktywności fizycznej?
Dokładnie, to się zaczęło w ten sposób. No, jakby przed wypadkiem to moją największą pasją to były góry i wszystkie góry w Polsce znam. Jedyne góry, których nie znam, to są Świętokrzyskie, ale na zachodzie od Śnieżki, poprzez Sudety czy Karkonosze, moje Beskidy, w których mieszkam, żyję całe życie przez Tatry, Beskid Niski, aż po Bieszczady znam. Byłem, zwiedziłem, wiem, co straciłem, wiem, czego nie mam, ale zawsze oprócz tych gór była woda.
I tak sobie wymyśliłem, że skoro nie mogę w góry, no to pójdę w tą drugą stronę, w tą wodę i takim pierwszym moim krokiem to był powrót do pływania, pojechałem na obóz Fundacji Aktywnej Rehabilitacji do Spały, tam właśnie były między innymi zajęcia na basenie i bardzo mi zależało żeby wrócić do wody, żeby wrócić do pływania i pod okiem znakomitej instruktorki, już nie żyjącej niestety – Kasi Mielczarek, w cztery godziny wróciłem do pływania.
A skąd nurkowanie?
Nurkowanie przyszło tak jakby troszkę później, następnym takim etapem było żeglarstwo, bo żeglowałem jako osoba sprawna i Fundacja Aktywnej Rehabilitacji robiła obozy sportowe. Były obozy konne, były obozy kajakowe, były obozy żeglarskie właśnie, o których zaraz opowiem i nurkowe.
Wpierw spróbowałem tego żeglarstwa, bo znałem temat jako osoba sprawna, chciałem tego wrócić jako osoba z niepełnosprawnością, pojechałem na obóz żeglarski z FAR-em, no i udało się. Wróciłem do żeglarstwa, żegluję do dzisiejszego dnia, czynnie, może nie u siebie na Jeziorze Żywieckim, ale po Mazurach żegluję praktycznie co roku i jestem na warsztatach żeglarskich, jak nie w Giżycku, to gdzieś w Rynie, jak nie z jakimś tam stowarzyszeniem to z przyjaciółmi i sprawia mi to wielką radość, wielką frajdę, choć jest troszkę inaczej, bo jak byłem sobą sprawną, to sobie mogłem biegać po pokładzie, robić co chciałem z żaglówką, teraz jest troszkę inaczej, jest dużo trudniej, ale się da. Jest to wykonalne może trudne, ale frajda jest ta sama.
Ilona Berezowska
Zejdźmy z tego pokładu, bo ja muszę pod tę wodę. Mnie to tak ciekawi, jak to jest możliwe, że Ty na tymwózku nurkujesz? I to nie gdzieś tam na basenie, nurkujesz na Bali, nurkujesz w Meksyku. W ogóle pomysł, żeby jakieś jaskinie, jakieś wraki, ja jestem przerażona na samą myśl. Opowiadaj, jak to jest w ogóle możliwe?
Teraz już tak, teraz nurkuję wszędzie po całym świecie, ale zaczęło się od basenu i każdy jeden nurek czy sprawny czy z niepełnosprawnością zaczyna na basenie i moim pierwszym krokiem to był właśnie obóz Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, obóz nurkowy stricte, to było w Spale. Tam była normalna pływalnia taka jak mamy w całej Polsce, takich powstało cała kupę i przyjechali instruktorzy z Nautica z Krakowa, instruktorzy HSA, którzy właśnie uczą osoby z niepełnosprawnościami.
Co to jest HSA?
Federacja, która zrzesza nurków z niepełnosprawnościami. Ta federacja powstała w Stanach, stamtąd się to wzięło po wojnie w Wietnamie, bo Ci młodzi chłopcy jak wrócili z wojny w Wietnamie dwudziestoparoletni bez nóg, z połamanymi kręgosłupami, a cała reszta ciała była zdrowa i coś chcieli ze sobą zrobić to właśnie wpadli na pomysł, żeby spróbować nurkowania, udało się.
W Polsce myśmy to od nich troszkę przejęli i w Polsce ta federacja się mocno rozszerzyła, polscy nurkowie z niepełnosprawnościami to jest dość duża ekipa na arenie międzynarodowej i między innymi w Krakowie jest takie Stowarzyszenie Nautica, która zrzesza nurków z niepełnosprawnościami. Mamy taką fajną Fundację Mniejszy Błękit, która nam troszkę pomaga w organizacji tych wyjazdów, w sponsorowaniu troszkę tych wyjazdów, w organizacji kadry, szkoleniu kadry, szkoleniu nas i właśnie w tym Stowarzyszeniu z tą Fundacją Mniejszy Błękit jeździmy po całym świecie.
I jak to wygląda? Jedziesz i co? Bo musisz... Nie wiem, tak sobie to wyobrażam, że trzeba wjechać na pokład, trzeba z tego pokładu ubrać się w piankę, trzeba chyba się dociążyć, trzeba włożyć te płetwy, co chyba nie jest łatwe przy urazie rdzenia?
To jest bardzo trudne właśnie, dlatego wygląda to mniej więcej w ten sposób, że jedzie nas powiedzmy grupa około osiemnaście/dwadzieścia osób, powiedzmy, że jak jedzie nas dziesięć/dwanaście osób z niepełnosprawnościami, to są róże niepełnosprawności, nie tylko po urazie rdzenia, tak jak ja, ale czasem to są amputanci, osoby niedowidzące, osoby niedosłyszące, różne niepełnosprawności, ale najtrudniej mamy my-osoby na wózkach, bo jednak uraz rdzenia jest takim dość poważnym urazem i wygląda to w ten sposób, że oprócz nas z niepełnosprawnościami jedzie grupa kadry-instruktorów; to są takie, dość rosłe chłopaki, które na nas po prostu ogarniają.
Muszą nam pomóc wejść do samolotu, wyjść z tego samolotu, wejść, przetransferować do jakiegoś autokaru, do autobusu, z autobusu do hotelu i tak samo potem z hotelu, gdzieś iść na łódź i na łodzi też nam pomagają: ubrać się w tą piankę, rozebrać się w tą piankę, przygotować się do nurkowania. Cały czas nas tam wspierają fizycznie.
A jak się znajdujecie w wodzie, bo nurek pełnosprawny może usiąść i takim przewrotem do tyłu skoczyć do wody, tak żeby się nie uderzyć butlami, a jak to jest u Was?
My siadamy nawet twarzą do kierunku wody i najczęściej to wygląda ten sposób, że siadamy albo na brzegu, tam gdzieś na pomoście czy na krawędzi, na deku, twarzą do kierunku wody i w ten sposób ktoś nas wpycha do wody, liczymy raz, dwa, trzy...
A butle? Już masz na sobie?
Mamy wszystko gotowe, podany automat, wkładamy maskę na twarz, jesteśmy w pełni przygotowani, jacket napompowany, łapiemy dłonią, przytrzymujemy automat, przytrzymujemy maskę i instruktor nas spycha do wody.
Masz jakiegoś buddiego? Jakąś osobę, która z Tobą nurkuje?
Tak, zawsze, bo w nurkowaniu rekreacyjnym zawsze nurkujemy w parach, co najmniej. Generalnie to wygląda w ten sposób, że nurkuje nas w takich grupkach po pięć, po sześć osób, gdzie jest instruktor prowadzący czy przewodnik nurkowy.
Jak jesteśmy, gdzieś tam w świecie zawsze jest przewodnik nurkowylokalny, że tak powiem, po czym później jedna para nurków, czyli osoba – ja mogę nurkować też również z osobą z niepełnosprawnościami w takim samym stopniu jak mój, ewentualnie, gdybym miał jakiś mniejszy stopień to jest instruktor, który jest osobą sprawną, który mi asekuruje, pomaga mi pod wodą, następna dwójka i ktoś zamyka.
W ten sposób to wygląda mniej więcej, bo to jest też w zależności od warunków, w cenotach nurkowaliśmy w małych grupkach, no bo jest ciasno. Na wrakach tak samo nurkujemy w małych grupkach, bo jest ciasno, ale jeżeli jest nurkowanie na rafie, gdzie jest dużo miejsca, dużo przestrzeni, to możemy nawet w dziesięciu naraz nurkować: prowadzący, jedna para, druga, trzecia para, czwarta nieraz i ktoś zamyka, w ten sposób. Także jest to fajnie pomyślane, bo jest to niby sport ekstremalny, bardzo trudny.
Jak to niby? Kiedyś Ci się przydało to, że nie byłeś sam, prawda? Kiedyś maska Ci spadła.
Takie rzeczy się zdarzają i właśnie wtedy jak mi maska spadła z dziesięciu metrów musiałem się wynurzyć, kolega mnie po prostu przytrzymał, asekurował, ja sobie spokojnie mogłem założyć z powrotem maskę na nos, no i sobie schodzimy z powrotem pod wodę.
Takie rzeczy się zdarzają, ale my się tego tego uczymy, po to jest cały kurs nurkowy, całe procedury wszystkie awaryjne się jakby przerabia, testuje, żebyśmy się mogli tego spodziewać, bo pod wodą się różne rzeczy mogą stać.
Może pęknąć pasek z maski, może zabraknąć powietrza, może coś się stać z uszami, bo też takie rzeczy się zdarzają, że pod wpływem ciśnienia zaczną uszy boleć, bo ktoś nie zdąży przedmuchać, albo ktoś ma tam jakieś, niewielkie zapalenie ucha czy problemy z zatokami, coś się może zdarzyć pod wodą.
Takie rzeczy się normalnie zdarzają i to nie tylko w nurkowaniu HSA, bo w nurkowaniu osób sprawnych tak samo, bo jesteśmy ludźmi, no i takie rzeczy się normalnie zdarzają. Po to się robi kurs, po to się tego uczymy, żeby te procedury znać i żeby to było wszystko bezpiecznie, żebyśmy się tego wszystkiego nie przerażali.
Ale zdarzają się też chyba fajne chwile, co? W tych cenotach, to było twoje marzenie od dawna.
Cenoty to jest coś tak zupełnie innego, bo to są jaskinie, zalane jaskinie, takie jak u nas w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej czy gdzieś w świecie, no piękne jaskinie, takie wapienne, zalane krystalicznie czystą wodą i jest to tak zupełnie inny świat, tak tajemniczy, taki troszkę może z nutą grozy, bo jest ciemno, bo nie można się wynurzyć, trzeba mieć światełko, trzeba nurkować z latarką, czasami jest ciasno, ale jest to tak też fajnie tam pomyślane, bo w jaskini jest rozciągnięta taka, tak zwana linka poręczowa, która nam wskazuje jak mamy płynąć, w którym kierunku i tak dalej.
Zawsze jest przewodnik nurkowy-lokalny, który zna całą trasę, który wie, gdzie można się wynurzyć, jak płynąć i tak dalej, bardzo to jest fajnie pomyślane i jak tak dopytywałem kolegów, którzy nurkowali wcześniej, gdzieś tam w cenotach, to powiedzieli mi: „Staszek rafy są piękne, ale w cenotach trzeba zanurkować”. I długo na to czekałem, długo na to zbierałem, ale się udało.
No właśnie, a propos tego zbierania. To nie są chyba tanie rzeczy, co? No byłeś i na Bali...
Na Bali byłem w 2016 roku, to była moja pierwsza, gruba wyprawa, no też nie zapomniana, bo to Indonezja. Zupełnie inny kraj, zupełnie inna kultura, inna religia, zupełnie inny świat i piękna wyspa i nurkowo bardzo piękna, ciekawa, bogata w Rafy Koralowe, w rybki, i tak dalej, we wraki no i lądowo też śliczna. Przyroda śliczna, te wulkany..., bo wyspa w sumie jest malutka, bo sto kilometrów na osiemdziesiąt to nic dużego nie jest, a bardzo bogata przyrodniczo.
Jak Ci się udaje na to oszczędzić? Czego sobie odmawiasz?
Muszę sobie odmówić teraz dużo rzeczy, bo nie kupię sobie jeansów z Lee czy trampek z Adidasa, a odkładam na nurkowanie.
Warto?
Warto.
Czy to nurkowanie, bo tak jak Cię słucham, to wygląda na to, że to bezpieczne, fajne i każdy powinien spróbować. Czy to jest dobry sport? Nie wiem, bo czy w ogóle to jest sport czy bardziej rekreacja?
My nurkujemy rekreacyjnie, bo mamy takie uprawnienia. Nurkowanie do czterdziestu metrów to są nurkowania rekreacyjne i lekarz nam na głębsze nurkowanie nie pozwoli, bo głębsze nurkowania to już nurkowania techniczne, to są już inne gazy, inne procedury, to są już nurkowania dekompresyjne, to już zupełnie inne bajka.
Czy takie nurkowanie, jakie Ty uprawiasz poleciłbyś innym osobom z niepełnosprawnością?
Tak, każdemu. Tu są pewne obostrzenia, bo nie można mieć problemów krążeniowych, czyli z sercem, jakiś tego typu rzeczy, nie można mieć problemów z płucami, z laryngologicznymi, tego typu choroby wykluczają, ale każda jakaś tam niepełnosprawność fizyczna – tak jak ja jestem po urazie rdzenia czy koledzy są amputanci czy osoby niewidome, też nurkują. Najlepszymi nurkami to są osoby g/Głuche.
Dlaczego?
Bo są w pełni sprawni i jeszcze normalnie ze sobą pod wodą gadają.
No tak, to chyba jest system znaków? Prawda? Pokazujesz, że brakuje Ci powietrza albo że wszystko jest świetnie.
Dokładnie, my jako osoby słyszące mamy określoną ilość znaków, te które są po prostu niezbędne, żeby się móc pod tą wodą porozumiewać.
Czy piszecie na tabliczkach?
Też. Ja nie korzystam z tabliczek, bo ręce mam zajęte pływaniem, nie napędzam się nogami, bo nogi tam sobie dają tylko, ale mieliśmy ćwiczenia z tabliczkami też.
To była rekreacja, ale wziąłeś się również poważnie za sport, prawda? Uprawiasz łucznictwo.
Wcześniej, dawno, dawno temu, jadąc właśnie na żagle spotkałem Tomka Hamerlaka w pociągu. Tomek jechał wtedy na Mistrzostwa Europy, chyba do Lyonu o ile pamiętam, to już było dawno, dawno, chyba z dziesięć lat temu.
Tomka Hamerlaka, lekkoatletę, brązowego medalistę z Aten.
Dokładnie, i tak żeśmy się zgadzali. On jechał do Lyonu, ja jechałem na żagle do Giżycka. Długo się nie widzieliśmy, ale zdarzyło się, że jakimś tam dziwnym sposobem tu trafiłem do Wisły, zaprosili mnie na obóz sportowy. No i przyjechałem tutaj, to był taki obóz boccistów, lekkoatletów i patrzę Tomek jest. Tak żeśmy się zgrali: „Cześć Tomek” „Cześć Staszek” i Tomek mnie właśnie zaprosił do „Start-u” żebym zaczął lekkoatletykę może uprawiać i pierwszą moją dyscypliną tutaj jako zawodnika „Start-u” była lekkoatletyka, to było pchnięcie kulą. I pchałem kulą przez chyba dwa lata, czy jakoś tak, ale troszkę lata już nie te i trochę za dużo kontuzji było, ale trafiła się Gosia Olejnik.
Jedyna polska złota medalistka paraolimpijska w łucznictwie. To Cię przekonała, że, gdzie tam kula, gdzie tam jakaś lekkoatletyka. Łucznictwo to jest to.
I mnie wzięło.
Masz jakieś sukcesy w tej dziedzinie?
Troszkę się tego nazbierało.
Pochwal się medalami.
W sumie mam trzy srebrne medale i dwa brązowe w swojej karierze.
No to nieźle.
Byłem na trzech zawodach rangi Mistrzostw Polski.
Dwa razy chyba na halowych, prawda?
Dwa razy na halowych i raz na otwartych i z każdych, jednych zawodów coś tam przewiozłem.
Wróciłeś też do życia za zawodowego.
Tak, obecnie pracuję zawodowo, jestem czynny. Pracuję teraz jako recepcjonista w takim fajnym DPS-ie, blisko domu, bo mam osiem kilometrów do pracy. Fajna praca, troszkę trudnawa, bo jakby nie było to DPS: są osoby starsze, czasem demencyjne, trzeba mieć troszkę cierpliwości do nich, ale jakoś daję sobie radę i lubię tę pracę.
Zdradzę trochę tajemnic. Mieszkasz z siostrą, prawda?
Tak, mieszkam z siostrą, mieszkam z mamą.
I mieszkacie w domu.
Tak, w normalnym domu.
I większość prac, które trzeba zrobić dookoła tego domu robisz.
Wszystkie wykonujemy sobie sami albo prawie wszystkie, jakieś tam grube remonty, no to wtedy się prosi jakąś firmę, jakąś ekipę żeby nam coś zrobili, ale jakieś takie normalne drobne rzeczy, które na co dzień się zdarzają to sobie ogarniamy sami.
Moja wiedza techniczna, taka, którą miałem i doświadczenie zawodowe dużo pomogło, bo jako osoba sprawna to sobie radziłem sam w domu, wszystko sobie potrafiłem zrobić sam od instalacji elektrycznej poprzez hydraulikę, jak i malowania, tynkowania, klejenie kafelek to sobie ogarniałem sam jak osoba sprawna, a teraz tego nie umiem, bo jest wózek, ale mam sprytną siostrzyczkę i sobie radzimy w ten sposób, że wykorzystuję jej sprawność i własną wiedzę po to, żeby tam coś zrobić: wymienić żarówkę, powiesić karnisz czy usunąć jakąś drobną awarię i tego typu, to sobie jakoś radzimy.
Czyli co można powiedzieć, że po wypadku właściwie poukładałeś całe życie na nowo i doszedłeś do pewnej normalności?
W sumie tak, jedyną barierą, jaką mam do dzisiaj to są schody, bo schody dla mnie są barierą, którą nie jest w stanie pokonać. I to, że jestem po prostu mniejszy o tych siedemdziesiąt centymetrów, bo siedzę na wózku i tyle.
Kiedyś to było dla mnie jakby świeże po wypadków... No było ciężko, i to każdy jeden po wypadku przechodzi, jakby jakąś taką traumę, musi się przestawić, od nowa nauczyć żyć. Na początku to są takie podstawy: ubieranie się, toaleta, przesiadanie, tego typu rzeczy.
Od tego każdy zaczyna, tego się uczymy na rehabilitacji czy w szpitalu, czy potem właśnie na obozach Fundacji Aktywnej Rehabilitacji poprzez następny etap to jest jakiś sport, następny etapie jakaś aktywizacja zawodowa. Na dzień dzisiejszy sam jestem instruktorem w FAR-ze, moją działką na tych obozach to jest nauka pływania i sporty lekkoatletyczne, między innymi właśnie łucznictwo.
No to łucznictwo to nie lekkoatletyczne, tak? Tylko w ogóle i lekkoatletyczne i łucznictwo.
I jeszcze to pływanie. Zimą jestem częściej w domu, latem rzadko.
Czy ja dobrze rozumiem, że jako osoba sprawna mniej podróżowałeś niż teraz?
No dużo mniej, może nie tak, że dużo mniej, na dużo krótsze odległości, bo w Polsce tych gór trochę mamy i to były moje ukierunkowania – te góry, czasem jakieś jeziora czy Mazury generalnie. Po wypadku się troszkę sytuacja zmieniła, bo pasję chodzenia po górach zastąpiłem pasją nurkową. Jak osoba sprawna to ładowałem się taką pozytywną energią, łażąc po górach, czy sam czy z przyjaciółmi czy z harcerzami, to była nasza frajda, to był nasz wypoczynek, zorać się, chodząc w górach. Teraz troszkę musiałem jakoś to zmienić i przyszło do nurkowanie, niestety moi przyjaciele się nie zdecydowali.
Właśnie chciałam zapytać czy teraz Ci harcerze i inni?
Niestety, aż tak nie poszli tym kierunku, ale dalej się przyjaźnimy, dalej się spotykamy, może nie wysoko na szczytach, ale gdzieś pod dolinach, po schroniskach, gdzie jestem w stanie wjechać wózkiem, czy oni są mi w stanie gdzieś tam pomóc, żeby się gdzieś wdrapać to dalej to robimy. W górach jest wszystko, co kocham, sam jestem góralem, ale to nurkowanie zastępuje mi te szczyty.
To na zakończenie, co byś powiedział słuchaczom Podcastów Integracji? Jak przejść ten etap od traumy i tego pierwszego dnia z myślą, że już nigdy nie będę chodził do tego, gdzie jesteś teraz?
Każdy z nas to przechodzi inaczej, jednemu to przychodzi łatwiej, jednemu trudniej. Mi zeszło jakoś dwa lata, żeby poukładać sobie to w głowie, pomyśleć o tym, co chcę robić i jak do tego podejść i z kim porozmawiać, żeby mnie jakoś fajnie ukierunkowali, bo to wygląda w ten sposób, że my nie wiemy, co mamy z sobą zrobić.
Człowiek się budzi po zabiegu i czuje, że jest sparaliżowany i dowiaduje się z czasem, że nie będzie chodził, no jest trudno. Na początku to było bardzo trudne, wróciłem do domu, to był dramat. I mi było bardzo trudno i moim bliskim i moim przyjaciołom, nieraz się ich traci, bo to tak jest – zostają Ci najlepsi i każdy się z tym musi pogodzić, przewartościować swoje życie, nauczyć się pewnych rzeczy od nowa i poszukać sobie tej drogi, którą chce.
I po drodze spotka nowych przyjaciół.
Dokładnie.
Naszym gościem był Staszek Wandzel. Bardzo dziękujemy, że podzieliłeś się z nami tą historię.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz