Świat śpiewem malowany
Śpiewać tam, gdzie Maria Callas - to wielkie marzenie Ewy. Aby wierzyć, że kiedyś się spełni, przypomina sobie, jak po koncercie w Buffalo amerykańskie media okrzyknęły ją „Andrea Boccellim w spódnicy".
Polacy reagują powściągliwie. Przyznają, że Ewa ma talent, rzadką barwę głosu i szanse na karierę, ale nie wiadomo jak będzie sobie radzić na scenie.
- Boją się, że wpadnę w orkiestrę - śmieje się Ewa i opowiada o konkursie miss, gdy była nastolatką. - Ja „ślepaczka" byłam najniższa, więc prowadziłam korowód piękności. Wszystkie przeżyły. Nikt nie zauważył, że nie widzę.
Na zdj. Ewa Lewandowska na planie filmowym;
Fot. P. Fiuk
Aria z odkurzaczem
Ewa śpiewa, bo śpiewać zawsze lubiła. W szkole podstawowej
występowała w zespole „Trzy po trzy". Miała 14 lat, kiedy na
festiwalu muzycznym dla dzieci niepełnosprawnych w Ciechocinku
dowiedziała się, że powinna szkolić głos. Mama wzięła sobie do
serca radę Lidii Stanisławskiej i zapisała córkę na egzaminy do
średniej szkoły muzycznej.
- Śpiewałam piosenkę Edyty Geppert i zastanawiałam się, dlaczego ludzie zdający w innych klasach tak... wyją - opowiada Ewa.
- Nie byłam zadowolona, kiedy zrozumiałam, że będę się uczyć śpiewu klasycznego. Mama kupiła płyty i zaprowadziła mnie na spektakl. Wyszłam w połowie, a płyt słuchałam przy sprzątaniu. W szkole zostałam, bo do niej zdałam. Nie zaliczyłam I klasy, bo arie wciąż śpiewałam zwykłym głosem. Chciałam zrezygnować, ale nie pozwolił mi mój nauczyciel, prof. Wojciech Pośpiech. Zobaczył chyba we mnie kogoś, kim jeszcze nie byłam, ale miałam się stać, czyli śpiewaczkę operową, jaką mam nadzieję być. Odblokował mnie Pavarotti. Podczas odkurzania wygłupiałam się, naśladując go i... spodobało mi się, jak pracuje moja przepona i co wydobywa się z mojego gardła.
Po zdaniu matur - w liceum i szkole muzycznej - Ewa dostała się do Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Po II roku przeniosła się do akademii katowickiej.
- Łaknęłam wiedzy, nowych doświadczeń, intensywnych ćwiczeń. Nie chciałam by mnie oszczędzano dlatego, że nie widzę - wyjaśnia.
Na zdj. Ewa Lewandowska;
Fot. arch. rodzinne
Nie da się wyleczyć
Najpierw przestała widzieć linijki w zeszycie. Potem były ławki
coraz bliżej tablicy. Ewa miała 9 lat, kiedy dowiedziała się, że
choruje na barwnikowe zwyrodnienie siatkówki.
- Córka straci wzrok. Tego się nie leczy - powiedział lekarz i wyszedł.
- Ale nigdy nie będziesz żyć w ciemności, zawsze będzie światło - zapewnili rodzice, kiedy ochłonęli i zaczęli szukać informacji o chorobie.
Teraz Ewa widzi tylko plamy i kontury. Ogląda telewizję z odległości 0,5 m, a do pisania i czytania używa specjalnej lupy, którą nazywa lornetką. Na egzaminach na obie uczelnie ukryła, że jest niewidoma. Nie chciała taryfy ulgowej, ale też obawiała się, że nie zostanie przyjęta ze względu na niepełnosprawność. Ujawniła się, kiedy okazało się, że zdała z najlepszymi ocenami.
Chałtury na streetach
W październiku rozpocznie ostatni rok studiów. Siebie i
swojego psa przewodnika - labradora Klemo utrzymuje sama. Wydatki
(m.in. akademik, dojazdy, leki, kasety, kopie nut, lekarz dla
Klemo), pokrywa z niewielkiej renty po tacie, zasiłku, stypendiów -
prywatnego, ufundowanego przez bydgoską firmę (400 zł) i naukowego
(120 zł), oraz z tego, co zarobi głosem. Śpiewa na spotkaniach
okolicznościowych i ślubach.
W ubiegłym roku z trójką kolegów ze studiów pojechała na tzw. street. Śpiewała na ulicach niemieckich i szwajcarskich miast.
- Żadnej z tych form zarobkowania nie uważam za uwłaczającą - mówi. - W naszej branży nie wystarczy dobry głos. Trzeba się jeszcze pokazywać. Tam, gdzie można zdobyć nagrodę i otrzymać propozycje współpracy. Chciałabym mieć możliwość występów na międzynarodowych konkursach wokalnych, ale jest za wysokie vadium, które trzeba wpłacać organizatorom. Uczestniczę w mniejszych imprezach, także dla osób niepełnosprawnych. Tam też los może zesłać szansę. Trzy lata temu podczas Ciechocińskich Impresji Artystycznych wypatrzył mnie Leszek Cichoński z ekipy filmu "Bezmiar sprawiedliwości", w reż. Wiesława Saniewskiego. Zagrałam epizod. A w tym roku na festiwalu w Ciechocinku zdobyłam Grand Prix i będę mogła kupić komputer oraz opłacić kurs językowy.
Na zdj. Ewa Lewandowska na planie filmowym;
Fot. P. Fiuk
Ciągle to „ale"...
Ewa Lewandowska zadebiutowała na scenie operowej na II
roku studiów. Zaśpiewała w Operze Bydgoskiej, podczas VII Festiwalu
Laureatów Konkursów Muzycznych.
Dwa razy koncertowała w Buffalo (USA), występowała z Orkiestrą Salonową w Niemczech i Holandii, oraz na wielu krajowych imprezach wokalnych. W 2005 roku czytelnicy bydgoskiego wydania Gazety Wyborczej przyznali jej tytuł „Artysty Roku".
Nagrała płytę: "Oczy Duszy", śpiewała w duetach, m.in. z Katarzyną Stankiewicz i Anną Marią Jopek. Ma 24 lata i osiągnęła wiele, ale jest skromna.
- Im więcej wiem, tym większą mam świadomość, jak dużo muszę się jeszcze uczyć... i więcej czasu spędzam w „ćwiczeniówce" - śmieje się.
Planuje kolejne studia. Może wokalistykę jazzową, bo ze swą skalą głosu może śpiewać jazz. Albo wyjedzie na studia operowe do Nowego Jorku.
- Śpiewacy operowi, nawet najbardziej uzdolnieni, muszą mieć wiele szczęścia, aby wylansować nazwisko w Polsce - mówi Ewa. - Ja jeszcze muszę walczyć i o to, aby widziano we mnie profesjonalną śpiewaczkę, a nie niewidomą dziewczynę, która śpiewa. Moim marzeniem są konkretne role, np. Tosca. Chciałabym zostać w kraju i mieć takiego menedżera jak Bogusław Kaczyński, ale obawiam się, że wymarzony status osiągnę, pracując za granicą. Tam przynajmniej nikt się nie boi, że pomimo opanowania sztuki poruszania się po scenie, będę z niej spadać.
***
Ewa Lewandowska wystąpi 1 grudnia 2007 r. na Wielkiej Gali
Integracji w Warszawie, organizowanej z okazji Światowego Dnia Osób
Niepełnosprawnych.
*****
Artykuł powstał w ramach projektu "Integracja
- Praca. Wydawnicza kampania informacyjno-promocyjna"
współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach
Sektorowego Programu Operacyjnego Rozwój Zasobów Ludzkich.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz