Internat - Szkoła Życia
Szkoła z internatem kojarzy się przede wszystkim ze specjalistycznymi placówkami dla uczniów z niepełnosprawnościami, oderwaniem dziecka od domu i poczuciem krzywdy. Rozłąka z rodziną rzeczywiście często jest bolesnym doświadczeniem dla obu stron. Jednak internat to także głębokie relacje i przyjaźnie, nierzadko na całe życie.
Niektórzy rodzice niepełnosprawnych dzieci uczęszczających do ośrodków szkolno-wychowawczych za wszelką cenę chcą im zaoszczędzić mieszkania w internacie. Przeorganizowują więc swoje życie i przeprowadzają się w pobliże placówki. Dzięki temu dziecko po lekcjach wraca do domu. Z jednej strony to duża zaleta.
Ciepły, dobrze funkcjonujący dom daje miłość i poczucie bezpieczeństwa. Z drugiej zaś dziecko, które nie mieszka w internacie, nie zawsze może korzystać z organizowanych w nim zajęć dodatkowych, takich jak spotkania z ciekawymi ludźmi, nauka gry na pianinie, gotowania, orientacji przestrzennej i samodzielnego poruszania się z białą laską, basen. Niektóre dzieci dochodzące i dojeżdżające do ośrodka czują się też wyobcowane. Kontaktów rówieśniczych nie mają ani w domu, ani w internacie.
Nie mieszkają w nim, więc jest im trudniej odnaleźć swoje miejsce i zaistnieć w zgranej paczce. Są również takie, które codziennie wstają przed piątą rano. Do szkoły mają kilkadziesiąt kilometrów. Dowożą je rodzice albo korzystają z transportu organizowanego przez gminę.
Parę godzin dziennie spędzają w busie, który zbiera uczniów z różnych części miasta lub kilku miejscowości. Po powrocie do domu są tak zmęczone, że nie mają siły nawet na odrobienie lekcji. Część z nich decyduje się na pobyt w internacie, by wreszcie się wyspać i mieć czas dla siebie.
Dla innych motywacją jest zamieszkanie w większym mieście lub uwolnienie się od nadopiekuńczości rodziców, która blokuje uczenie się umiejętności praktycznych, takich jak sprzątanie, prasowanie, przyrządzanie posiłków. Słabowidzący Jakub w gimnazjum codziennie dojeżdżał do szkoły kilkadziesiąt kilometrów.
W szkole średniej zamieszkał w internacie. Zachęcili go koledzy ze szkoły. „W internacie miałem czas i możliwość rozwinąć pasje – wspomina. – Wystąpiłem w dwóch koncertach z orkiestrą. Nawiązałem głębsze relacje nie tylko z rówieśnikami, ale także z wychowawcami.
Niektóre trwają do dziś, mimo że szkołę skończyłem dziewięć lat temu”. Mariola Czadankiewicz-Klimek pracuje w ośrodku szkolno-wychowawczym dla niesłyszących i słabosłyszących w Raciborzu. Również tam więcej dzieci niż kiedyś dojeżdża codziennie: „Na terenie internatu jest świetlica.
Pierwsze dowożone dziecko pojawia się w niej już o 6.15. Dla małych dzieci początki w internacie są trudne, ale jeszcze bardziej wykańczające jest budzenie dziecka o świcie.
Obserwuję, że dzieci mieszkające w internacie są bardziej samodzielne. Poza tym przebywając w internacie, poszerzają zasób słownictwa w języku migowym. Cieszą się, że mają z kim migać. W domu nie zawsze jest taka możliwość.
Niektóre mają poczucie, że wyjazd na weekend do domu to kara. Uczniowie znają regulamin. Są świadomi, że za złamanie go mogą na jakiś czas zostać usunięci z internatu. Starają się go przestrzegać, by uniknąć konsekwencji. Nasi głusi absolwenci mają sentyment do internatu.
Wielu z nich dla swoich dzieci wybiera podobną ścieżkę edukacji”. Obecnie dzieci mieszkające w internacie mają dużo więcej możliwości kontaktu z rodziną niż kiedyś: e-maile, SMS-y, telefony, media społecznościowe, wyjazdy do domu nie tylko na wakacje, ferie i święta.
Może więc warto przynajmniej podjąć próbę zamieszkania w internacie, przetestować wady i zalety tego rozwiązania, pamiętając, że internat nie jest tylko dla uczniów z niepełnosprawnościami. Mają go m.in. niektóre szkoły artystyczne.
Artykuł pochodzi z numeru 2/2023 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz