Wolność przy stole
Było życie w strukturach zakonnych, a zamiast niego jest inna rzeczywistość. Pojawiają się różne osoby, ale tworzy się jedność, która zasiada „Przy Stole”. Słyszy się też wołanie o pomoc, ale zamiast tego, jest rezygnowanie z wolności w imię WOLNOŚCI. Gdzie w tym wszystkim jest Bóg?
Dominika Kopańska: „Chcę opowiadać o mojej drodze szukania i refleksjach” i „Zbyt lewo dla prawicy i zbyt prawo dla lewicy” – takie zwroty, Izo, rzuciły mi się w oczy, gdy szukałam informacji o Tobie. Co dla Ciebie oznaczają?
Izabela Mościcka: Słowa te mają dla mnie bardzo szerokie znaczenie, ale zacznę od drogi, która jest tu ważnym symbolem. Samo bycie w drodze mnie zmienia, otwiera różne przestrzenie i uwrażliwia na wszelaką inność. To droga mnie otwiera i nie pozwala zamknąć się we własnym świecie czy w bańce.
Taką pierwszą i ważną dla mnie drogą była pielgrzymka do Santiago de Compostela w Hiszpanii, podczas której spotkałam wiele osób. Wydarzenie było dla mnie czymś niesamowitym, ponieważ zobaczyłam, że my, np. osoby różnych wyznań, możemy iść razem w jednym kierunku.
Marzę, by nasz Dom „Przy Stole” stał się miejscem spotkań, w którym, pomimo że się różnimy, jesteśmy razem. Wiem z doświadczenia w różnych działaniach, których się podejmowałam czy podejmuję, że ludzie bardzo chcą coś klasyfikować.
A nie ma potrzeby zamykania się w jednej przestrzeni i bycia albo „na prawo”, albo „na lewo”, ponieważ łączy się to z wykluczaniem, więc ja postanowiłam wyjść do ludzi, którzy są wykluczani.
Jak wygląda droga szukania „samej siebie” u sióstr zakonnych? Co w sytuacji, gdy napotyka je kryzys, ponieważ nie mogą znaleźć odpowiedzi na nurtujące je pytania, aż w końcu decydują się na odważny krok: odejście ze zgromadzenia?
Zgromadzenia zakonne czy wspólnoty religijne mają trochę w założeniu to, żeby szukać samych siebie, ale w kontekście Boga. Chodzi o to, by być razem z Bogiem w służbie drugiemu człowiekowi. Zwraca się przede wszystkim uwagę na wewnętrzne życie i duchowość. Co zauważam, w strukturach, w których obecnie funkcjonują zgromadzenia zakonne, dużo większy nacisk kładzie się na to, żeby kogoś uformować, czyli żeby osoba będąca w zakonie „pasowała”.
Do tej pory spotykam się, rozmawiając z siostrami, z tym, że sformułowanie: „szukanie samego siebie” nie jest w zakonie dobrze postrzegane, ponieważ to szukanie powinno dotyczyć tylko Boga.
Według mnie kobiety, które z różnych względów zdecydowały się na opuszczenie zgromadzenia, miały kryzys w relacji „ja–Bóg”, ponieważ czuły lęk przed Jego odrzuceniem. Po pewnym czasie ze zdziwieniem opowiadały mi, że dopiero teraz, po odejściu ze zgromadzenia, czują prawdziwą wolność tej relacji.
Ja, mimo że nie jestem już siostrą zakonną, wierzę w Boga i jestem przekonana, że On nas stwarza i chce, żebyśmy wszyscy odkrywali samych siebie i wcale nie musimy być jednakową, pasującą układanką.
Będąc w zakonie, spotkałam się też ze stwierdzeniem, że „rezygnujesz ze swojej wolności w imię WOLNOŚCI”. Był i w dalszym ciągu jest we mnie ogromny sprzeciw wobec takiego rozumienia tego pojęcia.
Cieszę się, że zmienia się obraz kobiety, że zaczynamy walczyć o swoje prawa, pokazywać siebie, ale też że jest spektrum kobiet, które mogą odgrywać wiele różnych ról.
Niestety, w Kościele słowo „feministka” w dalszym ciągu budzi kontrowersje.
W Twoich mediach społecznościowych poznałam historie sióstr zakonnych, które zmagają się z trudnościami w zgromadzeniach, np. molestowaniem seksualnym, brakiem dostępu do leków psychiatrycznych czy uniemożliwieniem wyjazdu do chorującego członka rodziny. Słyszałam historie, w których siostry zakonne mają uniemożliwiane wizyty ginekologiczne, a przecież są one dla nas bardzo ważne.
Obecnie 90 proc. naszej pomocy skupia się na towarzyszeniu w procesie wychodzenia ze zgromadzeń. Zaczyna się od początku, np. pomagamy odchodzącym siostrom znaleźć pracę, mieszkanie czy nawet ubranie, ponieważ to jest dla nich wiedza tajemna, a my to trochę odczarowujemy.
Zgłaszają się też kobiety, które nie chcą odchodzić ze zgromadzeń, ale borykają się z różnymi trudnymi sprawami, chociażby dotyczącymi lekarza czy podjęcia się terapii, co wiąże się z finansowaniem czy pozwoleniami siostry przełożonej.
Jesteśmy pierwszą instytucją tak pomagającą siostrom, choć jest jeszcze Fundacja św. Józefa, która prowadzi telefon zaufania dla sióstr, czynny raz w tygodniu i w konkretnych godzinach.
Kto odbiera telefon?
Odbierają siostry, a osoba dzwoniąca i doświadczająca przemocy wie, jak ten system działa. Telefon powstał po to, by siostry mogły zgłaszać przemoc seksualną, o której oficjalnie się nie mówi i której dopuszczają są zarówno mężczyźni, jak i kobiety.
Kiedy siostry czułyby się bezpieczniej: w sytuacji, gdy telefon odebrałaby osoba związana z zakonem czy z zewnątrz?
Myślę, że różnie. Dlatego też chcę wyjść z propozycją do Fundacji św. Józefa, ponieważ my w Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym działamy niezależnie od Kościoła i część sióstr wolałaby zadzwonić do miejsca, które nie nadużyło ich zaufania i gdzie mogłyby poczuć się bezpiecznie.
Patrząc z psychologicznego punktu widzenia, ofiara może nie chcieć mieć do czynienia z miejscem, które w jakiś sposób jest związane z oprawcą. Dlatego myślę, że dwie opcje kontaktu są niezmiernie ważne i mają szanse współdziałania: Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym, działające niezależnie od struktur Kościoła i Telefon zaufania związany z Fundacją św. Józefa, działającą pod patronatem episkopatu.
W telefonie zaufania warto, by chociaż raz w miesiącu dyżur miała nie siostra zakonna, ale psycholog lub psycholożka.
Pomyślmy: siostra odchodzi z zakonu, w którym żyła przez bardzo długi czas. Zna tylko jeden świat, a tu nagle… musi odnaleźć się w życiu, w którym nie żyła. Chodzi mi o takie sytuacje, jak: znalezienie pracy, mieszkania czy zapłacenie rachunków. Izo, czy odchodzące siostry otrzymują wsparcie finansowe od sióstr przełożonych?
Niestety, to bardzo trudny temat, ale z nieoficjalnych źródeł wiem, że jest odgórne zalecenie, żeby siostry otrzymywały jednorazowo co najmniej podwójną wysokość najniższej krajowej, czyli ok. 5 tys. zł. Istnieją zgromadzenia, które się do tego stosują; spotkałam się też z sytuacją, gdy siostra przełożona wsparła odchodzącą siostrę większą kwotą.
Niestety, bywa i tak, że siostra nie dostaje zupełnie nic. To dramat, ponieważ kobiety odchodzą ze zgromadzeń rzeczywiście z niczym. Mogą nie mieć telefonu czy komputera, ale często nie mają dokąd wrócić.
Inną kwestią jest to, że wiele z sióstr nie chce wracać do rodzin.
Dlaczego? Czy chodzi o pewnego rodzaju ostracyzm?
Z różnych względów, ale przede wszystkim dlatego, że rodziny bardzo często nie mają warunków, by przyjąć siostry z powrotem do domu. Czasem, gdy pochodzą one z mniejszych miejscowości, a w zakonie były kilka czy kilkanaście lat, cała wioska je kojarzy i dla rodzin odejście ich bliskiej z zakonu jest trudne do przeżycia.
Bardzo często rodzina nie wie, z czym musi zmagać się siostra w zakonie, ponieważ przez lata im o tym nie opowiadała. W zakonach jest niepisana zasada, że nie opowiada się o trudnych rzeczach na zewnątrz, dlatego też siostry późno zaczynają mówić o swoich doświadczeniach.
Przyznam szczerze, że większość rodzin, które dowiadują się o tym, co się wydarzało w zakonie, jest dla sióstr ogromnym wsparciem. Są też takie sytuacje, że siostry nie mają już rodzin, ponieważ na odejście zdecydowały się w wieku emerytalnym.
Jak wygląda przygotowanie sióstr do życia poza klasztorną społecznością?
W czasie 2-letniej działalności zgłosiło się do nas ponad 60 sióstr i nie wszystkim mogliśmy pomóc od razu – pewna liczba wiadomości i spraw nadal czeka na rozpatrzenie. Odchodzące siostry uczymy, pokazujemy im, w jaki sposób korzysta się z konta bankowego, jak płaci się kartą za zakupy, ale też wyjaśniamy działanie np. Blika.
Większość sióstr w czasie życia w zgromadzeniach nie miała karty bankomatowej, za wszystko płaciły gotówką. Pomagamy napisać CV, ponieważ nigdy tego nie robiły albo ostatni raz ponad 20 lat temu, kiedy wszystko wyglądało zupełnie inaczej.
Widzę podczas rozmów z siostrami taki moment, w którym odzyskują życie, niekiedy mam wrażenie, że w rozmowie zmienia im się nawet barwa głosu. Czasem czuję, że nabrały pewności siebie, ponieważ zrobiły duże i ważne dla nich rzeczy. Z tą pewnością idą później przez życie i mimo trudnych okoliczności mają w sobie siłę.
Mimo że na początku nowego życia siła wewnętrzna byłych sióstr jest uśpiona, to w dalszych krokach są w stanie ją obudzić. Odchodzące ze zgromadzeń nie mają oszczędności, dzięki którym mogłyby wynająć mieszkanie. Chciałabym pokazać siostrom przełożonym, że jednorazowe 5 tys. zł dla siostry, która była w zgromadzeniu powiedzmy 20 lat, to żadna kwota.
Postanowiliście zawiesić przyjmowanie nowych zgłoszeń. Czy zgłasza się do Was zbyt wiele sióstr?
To zawieszenie jest informacją dla sióstr, że nie otrzymają pomocy od razu, ale tylko wtedy, gdy zostaną omówione i pozałatwiane bieżące sprawy. Chcę podkreślić, że pomoc nie kończy się na jednym telefonie, ale związana jest z szeregiem niezbędnych działań, które trzeba zrealizować.
Założyłam sobie, że jedna sprawa musi być zakończona, abyśmy mogli zająć się następną. Podejmujemy się też innych działań, np. nagrywamy spot czy organizujemy spotkania dla kobiet z doświadczeniem życia zakonnego.
Działamy wolontaryjnie, nie mamy żadnego finansowania, które umożliwiłoby zatrudnienie się w fundacji w pełnym wymiarze godzin, tak by rozszerzyć zakres działania.
Postanowiłaś nagrywać podcasty! Skąd ten pomysł?
Uwielbiam słuchać podcastów i pomyślałam, że opowiadanie o naszych sprawach w takiej formie może być ciekawe. Zdałam sobie sprawę, że jeżeli chcę mówić i pokazywać społeczeństwu, że problem przemocy w strukturach zakonnych jest ważny i powinien zostać zauważony, to musimy o nim rozmawiać i zmieniać mentalność.
Mocno wierzę, że gdy będziemy otwarci na ten temat, to on się przebije do zakonnych struktur. Myślę też o młodych kobietach, które decydują się na klasztorną drogę – która jest naprawdę piękna i potrzebna – żeby miały większą wiedzę i były w stanie stawiać granice. Według mnie najlepszą drogą do tego jest nagrywanie podcastu z kobietami-siostrami, które przez to wszystko przeszły.
Oprócz Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym działacie też w ramach spotkań „Przy Stole”. Opowiedz o tej inicjatywie. Co jest jej celem? Kto się do Was zgłasza?
Założyliśmy Fundację „Przy Stole”, którą nazywam też Kościołem na peryferiach, ponieważ spotykamy się raz w miesiącu na wspólnych modlitwach i rozmowach, niezależnie od wyznania, orientacji czy sytuacji życiowej. Dzielimy się słowem i stwarzamy bezpieczną dla każdego z nas przestrzeń opartą na dialogu.
Wśród nas są osoby wierzące, ale też takie, które odeszły od Kościoła, są także niewierzący, którzy przychodzą, ponieważ czują się z nami bezpiecznie i komfortowo. Moim marzeniem jest także to, by stworzyć „spotkania w ciszy”, która byłaby przestrzenią modlitwy albo medytacji.
Oprócz duchowych aspektów zależy nam też na tym, by było to miejsce ważnych spotkań, np. wspólnego obchodzenia świąt. Zaczęliśmy tu mieszkać i działać przed Wielkanocą i udało się zorganizować wspólne święta dla osób, które z różnych względów nie mają rodzin, ponieważ są np. w kryzysie bezdomności lub z niej wychodzą. Przy stole zasiadły też z nami osoby bardzo samotne.
Gdy weszłam do Waszego mieszkania, powiedziałaś słowa, które odebrałam jako bardzo szczere: „Czuj się jak u siebie w domu”, a później opowiedziałaś historię Waszych gości, m.in. mamy i jej autystycznego syna, którzy przyjechali do Krakowa, ale nie stać ich było na wynajęcie lokum. Przyjęliście ich z otwartymi rękoma. Tworzycie otwarty dom i komfortową przestrzeń.
Tak. Chcemy, by nasza przestrzeń była otwarta dla każdego, a najbardziej dla ludzi, którzy w jakikolwiek sposób doświadczają kryzysu. Zależy nam, by stworzyć miejsce, do którego można przyjechać i tu się zatrzymać. Odwiedzały nas osoby przejeżdżające gdzieś po drodze.
W naszych mediach społecznościowych wiele osób pyta, czy mogą do nas wstąpić, by wspólnie napić się kawy. Śmieję się, że Pan Bóg płaci nasze rachunki, ale tak naprawdę płacone są przez ludzi. Zdecydowaliśmy się na szaleńczy krok i wynajęliśmy to mieszkanie.
Mamy założoną zrzutkę, więc różni przyjaciele albo ktoś, kto się o nas dowiaduje, ofiarowuje nam pieniądze, dzięki którym jesteśmy w stanie płacić rachunki.
Czego mogę Tobie, Wam wszystkim życzyć?
Dobrych spotkań!
Izabela Mościcka – pedagożka z wykształcenia i z pasji. Ma 18-letnie doświadczenie życia we współnocie zakonnej. Pedagogiczną wiedzę wykorzystuje do pomagania kobietom doświadczającym przemocy i nadużyć w strukturach żeńskich zgromadzeń zakonnych.
Założycielka Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym. Prezeska Fundacji „Przy Stole”, w której razem z wrażliwymi ludźmi chce tworzyć przestrzeń dla wykluczanych, spotykając się na peryferiach Kościoła.
Tworzy i publikuje w social mediach: www.instagram.com/ iza.moscicka; www.facebook.com/przystole; www. facebook.com/centrumpomocysiostrom zakonnym; www.facebook.com/niezgodna.iza.moscicka
Artykuł pochodzi z numeru 3/2023 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz